Читать книгу Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić - Kent McDill - Страница 7

1. Pierwsze dni

Оглавление

Kiedy zacząłem pracę w „Daily Herald”, musiałem poradzić sobie z drobnym problemem.

Kilka tygodni wcześniej, zanim przyjąłem tę pracę, pojawiła się informacja, że Jordanowi urodziło się dziecko. Jego dziewczyna Juanita urodziła mu synka, ale PR-owcom Michaela udało się utrzymać to w tajemnicy przed opinią publiczną. W końcu sekret zdradził jeden z lokalnych dziennikarzy. Był to gość, który pisał o Bulls do „Heralda” w poprzednim sezonie, zanim szefostwo gazety podjęło decyzję o pełnej obsłudze dziennikarskiej wszystkich meczów, łącznie z wyjazdowymi, i zatrudniło do tego mnie.

Ktoś przekazał mi, że Jordan wściekł się, kiedy jego sprawy osobiste trafiły do mediów. Uznałem, że pewnie jest zły na dziennikarza, który o tym napisał. Nie chciałem źle zacząć naszej znajomości tylko dlatego, że pracuję w tej samej firmie, co tamten gość.

Ale zamierzałem też w odpowiednim stopniu dbać o dobre imię „Heralda”. Informacja nie została przecież zmyślona, a to, co zrobił Jordan, nie było nielegalne. Ale ludzie, którzy reprezentowali jego interesy z niespotykaną wcześniej w świecie sportu pasją, uznali, że lepiej będzie, jeśli informacja nie ujrzy światła dziennego.

Nie jestem człowiekiem, który pozwala tego typu problemy zamiatać pod dywan. Wolę od razu posprzątać brudy. Z doświadczenia wiem, że rzadko kiedy sytuacja wygląda tak źle, jak się ją przedstawia. I tym razem okazało się, że miałem rację.

Już przed pierwszym meczem, który miałem relacjonować, spotkałem się w szatni hali Chicago Stadium z Jordanem i przegadałem to z nim. Michael był bardzo miły. Z pewnością pomogło mi to, że pamiętał mnie z pracy dla UPI. I nawet jeśli wciąż miał pretensje do tego poprzedniego dziennikarza, to wobec mnie zachowywał się w porządku. Kto wie, może nawet mu ulżyło, że informacja ujrzała w końcu światło dzienne. Utrzymywanie w tajemnicy narodzin dziecka z nieprawego łoża nie jest łatwe. Zresztą wkrótce Michael ożenił się z Juanitą, mieli potem jeszcze dwoje dzieci, Jeffreya i Jasmine. Ich małżeństwo rozpadło się dopiero w 2006 roku.

Ja tymczasem musiałem pozyskać względy wszystkich członków sztabu szkoleniowego – trenerów, asystentów, fizjoterapeutów, specjalistów odpowiedzialnych za sprzęt, a nawet sekretarek. Pracując w UPI, w ogóle tych osób nie znałem, moje relacje z klubem były raczej powierzchowne. Ale jako reporter przypisany do drużyny musiałem zbliżyć się do wszystkich potencjalnych źródeł informacji. Na szczęście dzięki znajomościom z UPI nawiązałem już kontakty z ludźmi od PR-u. To okazało się przydatne – ci ludzie naprawdę wiedzieli wszystko o wszystkim, no i czasami uchylali mi rąbka tajemnicy. Nie wypuszczali na zewnątrz żadnych informacji, które mogłyby ich doprowadzić do utraty pracy, ale czasami dzięki tym drobiazgom udawało się opowiedzieć fajne historie.

Czułem, że muszę się jakoś uwiarygodnić. Pięć lat spędziłem, pisząc o koszykówce w Indianie, więc miałem do opowiedzenia kilka historyjek o trenerze uniwersyteckim, Bobbym Knighcie (byłem na przykład świadkiem, jak rzucił krzesłem na parkiet hali Assembly Hall w Bloomington[1]). Przez te pięć lat pisałem też o Indiana Pacers. I relacjonowałem mecze koszykarskie rozgrywane w hali Hinkle Fieldhouse na kampusie Uniwersytetu Butlera. Widziałem w akcji wielu przyszłych zawodowców, kiedy byli jeszcze w liceum albo na studiach.

Denerwowałem się wtedy tym wszystkim, ale jednocześnie byłem zdeterminowany, by udowodnić, że się do tej pracy nadaję. Przecież pisałem o koszykówce. Co, chłopak z Indiany miałby sobie z tym nie poradzić?

Skoro kontrowersję z Jordanem należało już uznać za przeszłość, byłem gotów do rozpoczęcia najwspanialszej przygody mojego życia: relacjonowania losów Chicago Bulls. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zabierze mi to 11 następnych lat życia.

Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić

Подняться наверх