Читать книгу Matka wie najlepiej - Kira Peikoff - Страница 12

Оглавление

PRZEDTEM

CLAIRE

Kiedy Ethan i ja docieramy do kliniki i wchodzimy do budynku z czerwonej cegły na Central Park West, mąż zatrzymuje mnie przed drzwiami.

Na ścianie wisi plakietka ze złotym napisem: ROBERT NASH, DR N. MED.

– Sam nie wiem – mamrocze Ethan. – Mam złe przeczucia.

– Nie stresuj się – uspokajam, gładząc go po plecach. – Nie powiemy mu, kim jesteś.

Bo wtedy w życiu mi nie zaufa, dodaję w myślach.

Przypominam Ethanowi, że umówiłam wizytę pod panieńskim nazwiskiem – Glasser zamiast Abrams – więc lekarz nie będzie miał żadnych powodów do niechęci.

– Powinnaś była pozwolić mi wybrać lekarza – odpowiada mąż z irytacją. – Mogłem nam załatwić wizytę u najlepszego specjalisty na Uniwersytecie Columbia.

– Tak jest okej.

– Ale przecież wiesz, że się w tym specjalizuję.

– Będziesz mógł wybrać lekarza, kiedy wyhodujesz sobie własną macicę – prycham, otwierając drzwi.

Poczekalnia wygląda bardziej jak spa niż przychodnia lekarska: białe skórzane kanapy, szklany dzbanek z wodą i plasterkami cytryny, koncert fortepianowy plumkający z głośników. Zastajemy jeszcze jedną pacjentkę – kobietę po czterdziestce. Nie jest w widocznej ciąży. Co chwilę podnosi wzrok znad telefonu i zerka na drzwi gabinetu.

Udaję, że zaczynam czytać czasopismo „Zdrowa ciąża”, choć tak naprawdę aż dygoczę z podniecenia. Odpływam w wyobraźni tak daleko, że nawet nie zauważam, jak Ethan posyła mi ugodowy uśmiech.

– Może już niedługo to będziesz ty – mówi, wskazując na artykuł „Czego nie jeść w pierwszym trymestrze”.

– Mam nadzieję.

Kilka minut później w drzwiach pojawia się pielęgniarka i wywołuje mnie po nazwisku, którego nie używam od ponad dekady.

– Pani Glasser? Zapraszam tędy.

Ruszamy za nią przez korytarz, mijamy szereg pustych gabinetów i wchodzimy do pustego pokoju z drewnianą boazerią. Przed szerokim dębowym biurkiem wiśniowej barwy czekają na nas dwa fotele klubowe obite skórzaną tapicerką.

– Pan doktor przyjdzie do państwa za chwilę – dodaje pielęgniarka, zamykając drzwi. Moja ciekawość bierze górę nad grzecznością, więc zaczynam się kręcić po gabinecie. Ethan tymczasem zapada się w fotelu i ucieka przed rzeczywistością w telefon. Na ścianach wisi kilka dyplomów z Uniwersytetu Nowojorskiego i Harvardu, wszystkie oprawione w lśniące czarne ramki.

– Najlepsze uczelnie – zauważam.

Ethan rzuca obojętne spojrzenie w stronę certyfikatów.

– Super.

Omiatam wzrokiem lśniący blat biurka, patrzę na nowego maca z podwójnym monitorem, potem na regały z takiego samego wiśniowego dębu. Półki są zastawione ciężkimi medycznymi tomiszczami, takimi jak Kliniczna endokrynologia ginekologiczna i Rozwój zarodków w fazie preimplantalnej.

– Nie ma tu żadnych zdjęć rodzinnych – zauważam.

Jako dziennikarka czasopisma popularnonaukowego „Mindset” jestem zafascynowana ludźmi, których zajęcie wymaga od nich wyznaczania jasnych granic. Moja praca polega na tym, żeby je przełamywać, zaglądać głębiej, odkopywać każdą istotną informację i naświetlać ją na potrzeby ogółu. Tajemnica dobrego wywiadu kryje się w tym, żeby pozyskać zaufanie osoby ukrytej za profesjonalną fasadą – nieważne, czy to lekarz, naukowiec czy dyrektor – poprzez znalezienie z nią jakiejś naturalnej więzi. Niektórzy jednak są o wiele bardziej nieprzystępni niż inni. Szczególnie jeśli mają coś do ukrycia.

– Claire – wzdycha Ethan. – Siadaj, zanim przyłapią cię na węszeniu po kątach.

Opadam na sztywny skórzany fotel kilka sekund przed tym, jak otwierają się drzwi gabinetu.

Doktor Nash okazuje się wyższy i młodszy, niż się spodziewałam – jest mniej więcej w moim wieku, lecz robi zdecydowanie większe wrażenie. Ma ostre, symetryczne rysy, nadające mu pewną surowość pomimo neutralnego wyrazu twarzy. Jego niesforna czarna czupryna sugeruje jednak coś zupełnie przeciwnego, zupełnie jakby ten lekarz wymykał się regułom, może nawet miał skłonność do zabawy.

Kiedy Ethan i ja wstajemy, żeby podać mu rękę, okazuje się, że Nash znacznie przewyższa posturą mojego męża, który przy swoim metrze siedemdziesięciu siedmiu nie ma się czego wstydzić. Widząc wąski uśmiech Ethana, natychmiast się orientuję, że wcale nie cieszy go konieczność patrzenia z dołu na człowieka, którego kiedyś poniżył.

Wymieniamy uprzejmości, przedstawiamy się. W przeciwieństwie do innych lekarzy, którzy słuchając pacjentów, przeskakują wzrokiem między papierami a komputerem, Nash splata dłonie na biurku i uśmiecha się do nas uprzejmie. Jego szare oczy wydają się prześwietlać moją udawaną tożsamość na wylot, choć wiem, że to niemożliwe.

– A więc jak mogę państwu pomóc? – pyta.

Zerkam na Ethana, zauważając ślady, jakie nasza tragedia odcisnęła na jego pomarszczonym czole i cofniętej linii włosów. Mąż kiwa głową, zachęcając, żebym to ja wyjaśniła sytuację.

– No cóż. – Odkasłuję nerwowo. – Chcielibyśmy mieć dziecko, ale potrzebujemy dawczyni jajeczka. – Przy słowie „jajeczka” zaczynam zwalniać. Jeśli nawet Nash to zauważył, to nie daje tego po sobie poznać.

– Nigdy mi o tym nie mówiłaś – przerywa mi Ethan. – Sądziłem, że chcesz spróbować sama. – Ton jego głosu zdradza nutę oburzenia, choć ze względu na obecność lekarza zdołał je nieco stłumić.

– Myślałam nad tym i… Uważam, że to zbyt ryzykowne.

– To znaczy? – dopytuje Nash.

Opowiadam mu pokrótce o Coltonie. Im szybciej przez to przebrniemy, tym niższe ryzyko, że się rozsypię. Czuję się tak, jakbym wpadła w poślizg na jeziorze skutym kruchym lodem.

Nash poważnieje.

– Bardzo mi przykro. – Spogląda na Ethana. – Uważam, że pańska żona podejmuje bardzo mądrą decyzję, by nie ryzykować znów z własnymi komórkami jajowymi. Nie ma żadnego sposobu na przewidzenie przed narodzinami, jak poważnie będzie obciążone dziecko.

No właśnie, myślę.

Ethan marszczy brwi.

– Ale sądziłem, że zależy ci na naszym własnym dziecku?

Tak! – krzyczę w duchu. – Oczywiście, że mi zależy!

Postanawiam jednak nie mówić tego na głos.

– Bardziej mi zależy na zdrowym. Musimy wybrać między jednym a drugim – odpowiadam zamiast tego. Niewinnie spoglądam na Nasha. – Prawda?

Nie ściąga lekko warg, nie podnosi powiek. Po latach przeprowadzania wywiadów jestem wyczulona nawet na delikatne zmiany mimiki, ale Nash wygląda na doskonale wyćwiczonego w zachowywaniu neutralności. Jego twarz jest całkowicie spokojna.

– Niestety, obawiam się, że tak.

Ethan wychyla się z fotela.

– A co z diagnostyką preimplantacyjną blastocysty? Przecież można przeprowadzić biopsję węzła zarodkowego, żeby wskazać nieprawidłowości genetyczne i odsiać te najbardziej obciążone, prawda?

Cała sztywnieję. Czyli to Ethan będzie prowadził negocjacje, nawet jeśli miałby przy tym mimowolnie odsłonić swoją prawdziwą tożsamość.

– Mówi pan jak prawdziwy ekspert. – Nash przygląda mu się z zaciekawieniem. – Czym się pan zajmuje, panie Glasser?

Wiem, że Ethan pewnie myśli sobie: Doktor Abrams, dyrektor programu bioetyki na Uniwersytecie Columbia.

– A, jestem nauczycielem – wyjaśnia zamiast tego. Milknie na chwilę. – Uczę biologii w liceum.

Wypuszczam powietrze z płuc. Trzymałam oddech jak zakładnika.

– A ja zajmuję się pisaniem – wtrącam. Nie żeby to miało jakieś znaczenie, ale czuję potrzebę odciągnąć uwagę od potknięcia męża. Bawię się złotym kółeczkiem w uchu.

– Pańskie pytanie jest ze wszech miar uzasadnione – przytakuje Nash. – Ale zaburzenia mitochondrialne to nie jest jakiś prosty problem genetyczny. Poziom mutacji nie zawsze jest powiązany ze stopniem zaawansowania choroby, więc nawet gdybyśmy spróbowali wybrać zarodki z najniższym wskaźnikiem wadliwego DNA, wciąż nie mamy gwarancji, że dziecko będzie dzięki temu zdrowsze. Ani w ogóle zdrowe.

Muszę kontrolować się z całych sił, żeby nie wyrzucić z siebie następnej myśli: „Ale przecież wie pan, jak to obejść, prawda?”.

Nash wstaje, wygładza biały fartuch i zaprasza gestem, żebyśmy poszli za nim.

– Przyjrzyjmy się pani, dobrze?

– Oczywiście. – Kiwam głową. Kiedy lekarz i Ethan wychodzą pierwsi z gabinetu, wpadam na pewien pomysł. Odpinam kolczyk i upuszczam go cichutko na podłogę.

Następnie drepczę za nimi do gabinetu badań i wskakuję na fotel, pokryty szorstkim papierowym prześcieradłem. Ethan zajmuje miejsce na stołku, a Nash czyta kwestionariusz z moją historią medyczną, który wypełniłam zawczasu. Kiedy zaczyna omawiać proces wyboru dawczyni jajeczek, dotykam płatka ucha i gwałtownie wciągam powietrze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Matka wie najlepiej

Подняться наверх