Читать книгу Matka wie najlepiej - Kira Peikoff - Страница 9

ABBY

Оглавление

Miesiąc później

Mama ostatnio strasznie dziwnie się zachowuje. To znaczy, okej, zawsze była dziwna. Prawie nigdy nie wychodzi z domu, tylko żeby mnie odwieźć do szkoły i zabrać z powrotem, i nigdy nie przychodzi na pikniki charytatywne ani na mecze piłki nożnej jak inne mamy. Zawsze muszę się tłumaczyć, kiedy ktoś mnie pyta, gdzie ona jest. Najczęściej mówię, że się rozchorowała albo że musiała wyjechać z miasta. W tym roku zaczęłam wszystkim opowiadać, że ma taką rzadką chorobę, przez którą jest uczulona na promienie słoneczne. Ale wiem, że nikt mi nie wierzy. Gadają o mnie za plecami, zwłaszcza taka wredna Sydney. Według mojej najlepszej przyjaciółki Riley każdy ma własną teorię – że mama jest czarownicą albo tajną agentką. Chciałabym, żeby rzeczywistość była taka interesująca.

Prawda jest trochę żenująca: ona po prosty ma poważne stany lękowe. Tata powiedział mi, że to się nazywa agorafobia i bardzo trudno się to leczy. Nie rozumiem, co ją tak przeraża w wychodzeniu na dwór. Strasznie mi przykro, kiedy nie przychodzi na żaden mój mecz, chociaż co roku ciągnie nas do miasta na urodziny Coltona. Tylko dla niego robi wyjątek. Dla mnie nigdy. Ale w tym roku odstawiła taką akcję, że nie wiem, czy jeszcze w ogóle kiedyś pojedziemy do miasta. Od tamtego dnia, kiedy dostała histerii przed muzeum, zachowuje się jeszcze dziwniej niż zwykle.

Dawniej, kiedy byłam w szkole, a tata w pracy, mama zajmowała się domem. Pływała w basenie na podwórku i pieliła ogród, który przypomina taką wielką łąkę otoczoną drzewami. Mamy warzywnik, w którym rosną jarmuż, cukinia, czerwona papryka, groszek cukrowy, ogórki i pomidorki koktajlowe. Codziennie po szkole wychodziłyśmy razem do ogrodu, żeby zebrać warzywa na sałatkę. A potem odrabiałam pracę domową przy blacie w kuchni, a ona przygotowywała obiad – lazanie, tacosy, czasami zupę kokosową z kurczakiem. Kiedy tata wracał z pracy, wszyscy jedliśmy razem. Życie w domu wyglądało całkiem normalnie poza tym, że mama nigdy nigdzie nie wychodziła.

Od tamtego dnia w muzeum zaczęła się zachowywać inaczej. Teraz jemy mrożonki albo zamawiamy jedzenie na wynos, bo mama nie czuje się na siłach, żeby gotować. Kwiaty więdną, a warzywnik wysycha na pieprz. Kiedy odbiera mnie ze szkoły, ma potargane włosy i jest ubrana w dres i bluzę z kapturem naciągniętym na głowę. Jest maj, piękna pogoda, a ona nie wyciągnęła z szafy ani jednej ładnej sukienki.

Ciągle ją pytam, czy wszystko w porządku, a ona zawsze na to, że tak, jest tylko zmęczona, albo że chyba łapie ją przeziębienie. Dużo czasu spędza w łóżku i to już zaczyna mnie poważnie niepokoić. Nie wiem, co z nią nie tak, ale to nie wygląda na katar.

Dziś wieczorem, kiedy siadamy całą rodziną przy stole w jadalni, próbuję udawać, że wszystko jest normalnie. Nasza pizza właśnie przyjechała, więc sięgam po wielki kawałek z pepperoni i zaczynam opowiadać o nocowaniu, na które zaprosiła mnie Riley w przyszły weekend.

– Będziemy oglądać film dla dorosłych – oznajmiam z dumą. – Ten straszny, z klaunem.

Czekam, aż się wkurzą, ale oni chyba nawet mnie nie słyszeli.

Mama dłubie widelcem w sałatce z białej sałaty lodowej, której nigdy nie jada, bo „nie ma żadnej wartości odżywczej”. Tata obserwuje ją w milczeniu.

– Ten klaun zjada dzieci – dodaję. – Kiedy brat Riley to obejrzał, przez tydzień spał na podłodze u rodziców.

– Abby – wzdycha tata. – Doskonale wiesz, że nie wolno ci oglądać takich rzeczy.

– Ale Riley ogląda! – Wpycham sobie pizzę do ust, gorący serowy tłuszcz ścieka mi po brodzie. – Jej rodzice są fajni.

– No niestety, jesteś skazana na takich sztywniaków jak my. – Tata podaje mi serwetkę. Wycieram usta.

– Sztywniaków?

– Starzy ludzie tak mówią na nerdów.

– Tylko sztywniaki tak mówią – oznajmiam z przewrotnym uśmieszkiem.

Touché.

Tata i ja często tak się przekomarzamy, a mama jest naszą publicznością. Ale dzisiaj tylko wpatruje się w swój talerz i je tę ohydną sałatę. Nie ma sensu pytać, czy dobrze się czuje. Zawsze ma tę samą odpowiedź.

Tata odkasłuje. Zauważa, że się jej przyglądam. Wymieniamy się spojrzeniami, tak żeby mama nie zauważyła. Jego usta układają się tak, jakby chciał mnie przeprosić.

– Mam pomysł – mówi nagle. – Może niech każdy opowie jedną miłą rzecz, jaka mu się dziś przytrafiła. Skarbie – zwraca się do mamy – może ty zaczniesz?

Jej twarz jest strasznie blada.

– No… Ucięłam sobie dzisiaj przyjemną drzemkę.

– Coś jeszcze?

– A, tylko kręciłam się po domu. – Wzrusza ramionami, jakbyśmy nie widzieli, co się dzieje. – To samo co zwykle.

– W porządku.

– Chyba dopada mnie angina – dodaje, kładąc sobie dłoń na gardle.

Przewracam oczami, ale ona nie zauważa. Jakby w ogóle mnie nie widziała. Opieram łokieć na stole i sięgam nad talerzem mamy po kolejny kawałek pizzy z kartonowego pudełka. Ona nawet nie próbuje mnie skarcić za brak manier.

– Moja kolej – oznajmiam.

Tata patrzy na mnie z uwagą.

– Opowiedz.

– Mam nową nauczycielkę plastyki. – Mama i ja uwielbiamy sztukę i różne artystyczne projekty, więc spodziewam się, że to wzbudzi jej zainteresowanie.

– To miło – mówi, spoglądając jednocześnie na mnie i przeze mnie. Dreszcze mnie od tego przechodzą.

– Nad czym pracujecie? – chce wiedzieć tata.

– Pani pokaże nam, jak się robi mandale. – Z nadzieją odwracam się w stronę mamy. – Mogłabym przynieść jedną do domu, żebyśmy zrobiły ją razem.

Jej wargi drżą lekko w kąciku. Widzę, jak stara się okazać radość.

– To świetny pomysł.

– Pamiętam, że też kiedyś zrobiłem coś takiego – dodaje pospiesznie ojciec. – Tata mi pokazał.

On już od dawna nie żyje, podobnie jak reszta moich dziadków. Nigdy nie poznałam żadnego z nich. Drzewo genealogiczne rodziny Burke’ów kończy się na mnie. Czasami zazdroszczę innym dzieciom, że mogą jeździć na wakacje do cioci albo babci i bawić się z kuzynami. Według Riley to dziwne, że jestem tylko ja i rodzice. Coś w tym jest. Nie znam nikogo innego z tak małą rodziną. Najbardziej na świecie chciałabym mieć brata albo siostrę, ale mama nie chce mieć więcej dzieci bez względu na to, ile bym błagała.

Przyglądam się jej spod zmrużonych powiek.

– Czemu nagle zmieniłaś się w takie tępe zombie?

– Abigail! – Tata pstryka palcami. – Jak ty się odzywasz do matki!

Spodziewam się, że mama też mnie ochrzani, ale ona tylko wzdycha, jakby nawet nie chciało jej się reagować. To jeszcze bardziej mnie wkurza.

– Co się z tobą dzieje? – drążę. – Jesteś martwa w środku czy co?

Tata zrywa się od stołu, wskazuje palcem na schody.

– Do pokoju, natychmiast!

Odgryzam wielki kęs pizzy.

– Jeszcze nie skończyłam.

– O, jak najbardziej skończyłaś. – Tata podchodzi i szarpie za moje krzesło.

– Ale tylko ja tutaj jestem szczera! – Posyłam matce oburzone spojrzenie. – Od tamtego dnia w mieście zachowujesz się zupełnie inaczej. Mam już tego serdecznie dosyć.

Ona znowu wzdycha.

– Już ci mówiłam, często mam ataki paniki, kiedy zbliżają się urodziny Coltona. To dla mnie trudny czas w roku.

– Przecież minął już prawie miesiąc – protestuję.

– Wystarczy. – Tata kładzie mi dłoń na ramieniu i prowadzi mnie do schodów. – Idź do swojego pokoju.

– Zaczekajcie! – woła mama. Oboje się odwracamy.

– Przepraszam, kochanie. Wiem, że ostatnio nie jestem sobą.

Oczy zachodzą jej łzami i aż ściska mnie coś w sercu. Mam ochotę do niej podbiec i ją przytulić, ale tego nie robię. Kiedy zbliżają się urodziny Coltona, zwykle robi się smutna na kilka dni, czasami na tydzień. Ale nie na tak długo. Poza tym ostatnio wszystkiego się boi – aż podskakuje, kiedy szczeka pies albo otwieram drzwi do jej sypialni. Czuję, że chodzi tu o coś poważniejszego, do czego mama nie chce się przyznać.

Wiem za to, co dręczy mnie. Nie mogę o tym zapomnieć.

– A co z twoją kuzynką? Była tam wtedy czy nie?

Mama natychmiast pochmurnieje.

– Ile razy mam ci powtarzać? Nie mam żadnych kuzynek.

– Ale…

– Żadnych „ale”! – przerywa mi tata. – Zaczepiła cię jakaś wariatka. Obca osoba. Właśnie dlatego masz zakaz siedzenia na portalach społecznościowych!

– Twoja rodzina nigdy nie straciła z nikim kontaktu? – zwracam się do mamy, ignorując ojca.

– Nie! – krzyczy mama. – Nie będę znów z tobą o tym dyskutować.

– Rany, dobra. – Widzę, że nic tu nie wskóram, więc idę na górę, tupiąc głośno, i zatrzaskuję za sobą drzwi. Dałam jej już dosyć szans, a wszystkie odrzuciła.

Rodzice skasowali mi profil na stronie MapMyDNA, uniemożliwiając dalszy kontakt z tą tajemniczą kobietą, z którą łączą mnie geny. Ale nadal pamiętam nasze wiadomości, bo zrobiłam zrzut ekranu z całej rozmowy i wysłałam go Riley z podpisem: „OMG, obczaj to…”.

Kilka tygodni przed wyjazdem do muzeum zobaczyłam na profilu niespodziewane powiadomienie od kogoś o nicku JH0502: „Hej, jesteśmy blisko spokrewnione. Chcesz nawiązać kontakt?”.

Przyjęłam zaproszenie z ciekawości, a następnie wymieniłyśmy się mapami DNA, żeby sprawdzić stopień pokrewieństwa. Według strony miałyśmy trzydzieści siedem wspólnych genów i łączyły nas „haplogrupy od strony matki” czy coś w tym rodzaju. Przez jakiś czas rozmawiałyśmy na czacie. Ona powiedziała, że jest daleką kuzynką mojej mamy i że straciły kontakt. Spytała, czy mam brata. Wyjaśniłam, że Colton nie żyje, i wspomniałam o naszym wyjeździe z Garrison do miasta, żeby uczcić jego nadchodzące urodziny. Kiedy ona odparła, że mieszka w Nowym Jorku, zaprosiłam ją na spotkanie z nami. Uznałyśmy, że zrobimy rodzicom niespodziankę.

Ale mama miała napad paniki, który wszystko popsuł. Nie udało nam się spotkać, a teraz nawet nie mogę już do niej napisać.

Siadam przy biurku, wciąż rozmyślając o jednym zdaniu z naszej rozmowy, które nie daje mi spokoju: „Czy ty czasem nie masz brata?”.

Skąd zupełnie obca osoba mogłaby o tym wiedzieć, jeśli nie jest spokrewniona z mamą? Serce bije mi jak oszalałe, otwieram laptopa.

Wiem, że moja matka kłamie. I nie pozwolę, żeby uszło jej to na sucho.

Matka wie najlepiej

Подняться наверх