Читать книгу Negatyw - Klaudiusz Szymańczak - Страница 7

Ambasada Warszawa-Śródmieście, ambasada USA, sierpień 2016

Оглавление

Lurowata kawa na stole szefowej FBI przy ambasadzie USA w Warszawie zrobiła się już całkiem zimna, kiedy kobieta pakowała do pudeł drobiazgi, zgromadzone przez prawie dwa lata pracy w Europie. Na dnie wielkich kartonów wylądowały duże książkowe kalendarze przykryte warstwą cienkich notatników i pudełek po telefonach komórkowych. Szczyt stosu tworzyły pieczołowicie zapakowane w folię bąbelkową pamiątki z Zakopanego, Gdańska i Krakowa. Butelka z limitowanej edycji żubrówki zamknięta w metalowej puszce zajęła miejsce w osobnym pudełku, otoczona kryształowymi kieliszkami do wódki wykonanymi z niezwykłym wyczuciem stylu. Telefon na biurku przerwał kobiecie pakowanie rzeczy osobistych. Odłożyła na półkę wielki album fotograficzny o Polsce i usiadła na krawędzi biurka, sięgając jednocześnie po słuchawkę.

– Oczywiście, niech wejdzie – odpowiedziała bez namysłu sekretarce anonsującej gościa.

Chwilę później w drzwiach gabinetu stanął agent John Slade. Śnieżnobiała koszula, czerwony krawat i czerwone sznurówki butów sprawiały, że przypominał bardziej maklera giełdowego z lat dziewięćdziesiątych niż agenta FBI. Ciemne, lekko zmierzwione włosy w połączeniu z nieogoloną twarzą sprawiały wrażenie, jakby mężczyzna przed godziną wstał z łóżka po całonocnej imprezie i jedyne, co zdążył zrobić, to włożyć idealnie wyprasowaną koszulę i garnitur. Nieco zaczerwienione oczy agenta sugerowały, że ostatnia noc była dla niego wyjątkowo męcząca.

– Chciała się pani ze mną widzieć – zaczął nieśmiało, czując potrzebę usprawiedliwienia wizyty u szefowej w czasie pakowania.

– Dzień dobry, agencie Slade.

Wstała z blatu biurka, pewnym krokiem podeszła do swojego podwładnego i wyciągnęła smukłą dłoń na powitanie. Kolor lakieru na jej paznokciach idealnie pasował do jego sznurówek i krawata. Poprawiła żakiet i wskazała z uśmiechem jedyny fotel niezajęty przez pudła i inne graty, po czym wróciła do biurka i znów usiadła na krawędzi blatu, zakładając nogę na nogę. Zaczęła bezwiednie kiwać stopą. Miała na sobie chyba najdroższe polskie buty, idealnie dopasowane do eleganckiej garsonki.

– Jak sprawa PharmaCorp? – przeszła od razu do rzeczy, bezwiednie zdmuchując z czoła pasmo kręconych rudych włosów.

– Polskie Centralne Biuro Antykorupcyjne zebrało cały niezbędny materiał. Teraz zajmie się tym prokuratura w Warszawie. Dostaniemy od nich niezbędne informacje i chyba możemy wracać do Waszyngtonu. – Slade uśmiechnął się i wymownie spojrzał na pakunki zajmujące niemal całą wolną przestrzeń biura. – To znaczy ja do Nowego Jorku, pani do Waszyngtonu.

– Czyli wszystko według planu… – Zamyśliła się, wypiła resztkę zimnej już kawy, po czym przez moment wpatrywała się w dno białego kubka.

Slade wykorzystał tę chwilę milczenia szefowej, żeby przyjrzeć jej się bliżej jako kobiecie. Rzadko ją widywał i teraz zwrócił uwagę na to, jak była atrakcyjna, co jednak każdego ranka najwyraźniej starała się ukryć za ciemnymi i grubymi oprawkami okularów, skromną garsonką, koszulą zapiętą na ostatni guzik i niemal całkowitym brakiem biżuterii. Szefowa bandy facetów z ego większym niż Empire State Building nie mogła przecież chodzić w pracy w zwiewnej sukience.

– Rozumiem, że to niedobrze, że według planu? – spytał przekornie Slade, czując, że rozmowa nie będzie omówieniem międzynarodowego śledztwa, w które zostało zaangażowane FBI i które dotyczyło korumpowania lekarzy w Polsce przez amerykański koncern farmaceutyczny PharmaCorp.

Nie miał długiego stażu w FBI, a oddelegowanie do sekcji FBI przy ambasadzie w Warszawie stanowiło dla niego niemałe zaskoczenie. Nie do końca był pewien, czy jego polskie pochodzenie i znajomość języka to jedyny powód, dla którego był teraz w Warszawie.

– Ktoś w Waszyngtonie, polecając pana do tej roboty, powiedział, że oprócz tego, że zna pan polski, jest pan jeszcze bystry. – Uśmiechnęła się szeroko i odstawiła kubek na jedno z pudeł.

– Dziękuję, ale nie sądzę, bym był bystrzejszy niż większość agentów FBI. – Nieco zmieszany Slade próbował tonować komplement przełożonej, przesuwając jednocześnie na bok wielki wazon z podobizną Fryderyka Szopena, który stał dokładnie na linii ich wzroku. Polscy rodzice wpoili mu, że chwalenie nie jest w dobrym tonie i choć silnie kontrastowało to z kulturą amerykańską, nie umiał tego w sobie zmienić.

– Zdziwiłby się pan, Slade – odparła, patrząc mu prosto w oczy. – Słyszał pan zapewne o tym smutnym wypadku syna wiceambasadora?

– Owszem, paskudna sprawa. Śmierć bliskich nigdy nie jest łatwa, ale kiedy umiera tak młody człowiek, jest to niewyobrażalny dramat.

– To prawda, miał dwadzieścia cztery lata. Zna pan okoliczności śmierci? – spytała, przechodząc do rzeczy.

– Nic oprócz plotek, że to było samobójstwo. – Slade podwinął mankiet koszuli, przeczuwając, że za moment dowie się czegoś, czym będzie się należało zająć.

– To kopia raportu z oględzin miejsca znalezienia zwłok. – Wyjęła z szuflady szarą teczkę z kserokopiami dokumentów z Komendy Głównej Policji w Warszawie. – Czyta pan po polsku?

– Nawet napisać coś umiem. – Slade otworzył teczkę i przez dłuższą chwilę przyglądał się dokumentacji fotograficznej. – Kurwa… Najmocniej panią przepraszam, ale…

– Nie szkodzi. Odpowiednio reagować po polsku też pan umie. Ja powiedziałam dokładnie to samo, gdy to zobaczyłam. – Tym razem usiadła na krawędzi stolika, przy którym siedział Slade.

Przez dłuższą chwilę w milczeniu przyglądali się zdjęciom w teczce. Fotografie przedstawiały obnażone zwłoki młodego mężczyzny powieszone na łańcuchu. Zdjęcia wykonano z góry i z boku po znalezieniu ciała w studzience kanalizacyjnej prowadzącej do kanału ściekowego pod jedną z warszawskich ulic. Łańcuch przymocowany był do jednego z metalowych szczebli wystających ze ściany kanału, które służą pracownikom wodociągów do schodzenia na dół po odsunięciu włazu.

– Rozumiem, że znaleziono go w takim stanie… – spytał półgłosem Slade, wczytując się jednocześnie w raport warszawskich policjantów.

Po polsku mówił dobrze, jednak pisanie i czytanie wymagało od niego większego skupienia. Powolnym ruchem dłoni usunął z dokumentów spinacz biurowy i odłożył makabryczne zdjęcia na stół, koncentrując się na treści raportu.

W dniu 10 sierpnia o godzinie 7.55 w Warszawie w kanale ściekowym pod ulicą Nieporęcką w odległości około 50 metrów od ulicy Ząbkowskiej ujawniono zwłoki młodego mężczyzny. Ciało w chwili znalezienia powieszone było za szyję za pomocą łańcucha rowerowego owiniętego miejscami taśmą samoprzylepną koloru niebieskiego. Łańcuch jednym z końców przywiązany był do metalowych szczebli służących do schodzenia do kanału. Drugi jego koniec oplatał ramię i szyję zmarłego. Na ciele denata nie znaleziono śladów przemocy fizycznej ani okaleczeń, z wyjątkiem zasinienia na szyi i ramieniu wokół pętli utworzonej przez łańcuch. Usta i oczy zaklejone były niebieską taśmą izolacyjną. Zwłoki były pozbawione ubrań, które w toku oględzin znaleziono w kanale. Odzież ułożono starannie w kostkę. Stos ubrań składał się z niebieskich jeansów Levi’s, granatowej koszuli z krótkim rękawem, szarych skarpetek i pary sportowych butów Nike. Na szczycie stosu położono portfel koloru czarnego i zegarek koloru srebrnego marki Diesel. W portfelu znajdowały się: amerykańskie prawo jazdy wystawione na nazwisko Daniel Greenbaum oraz gotówka w kwocie około 300 złotych i 150 dolarów amerykańskich, a także karta kredytowa Visa wystawiona na nazwisko Daniel Greenbaum. W pobliżu ubrań znaleziono rolkę niebieskiej taśmy izolacyjnej, takiej samej jak ta, która przyklejona była do ust i oczu denata. Ciało znaleźli pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie, którzy niezwłocznie poinformowali o tym policję. Radiowóz przybył na miejsce o godzinie 7.55. O godzinie 8.30 na miejscu pracę rozpoczęła grupa dochodzeniowo-śledcza, informując jednocześnie ambasadę Stanów Zjednoczonych o zaistniałym zdarzeniu.

Slade westchnął głęboko, spiął ponownie dokumenty i fotografie, starannie wsuwając spinacz w to samo wyżłobienie w papierze, które powstało wcześniej, jak gdyby tym banalnym gestem chciał w jakiś przedziwny sposób uszanować spokój zmarłego syna wiceambasadora.

– Jak się pan zapewne domyśla, wiceambasador, jego ojciec, jest zdruzgotany i bardzo zależy mu na wyjaśnieniu okoliczności tej sprawy. Rodzice wiceambasadora, czyli dziadkowie Daniela, przeżyli wojnę i koszmar Holokaustu w Warszawie dzięki pomocy jakiejś polskiej rodziny. – Przełożona Slade’a wstała ze stolika i ze wzrokiem wbitym w podłogę zaczęła krążyć po gabinecie. – Gdy wiceambasador się dowiedział, że po latach może wrócić do kraju, z którego jego rodzice wyjechali po wojnie, był przeszczęśliwy. Chciał pokazać synowi, skąd pochodzili dziadkowie. – Zamilkła na dłuższą chwilę, patrząc na czubki swoich eleganckich butów. – Nikt tak naprawdę nie wie, co tam się stało. Do zdarzenia doszło w nocy. W jednym z pobliskich budynków jest monitoring, ale nie obejmuje zasięgiem wejścia do tego kanału.

– Polska policja ma pewnie jakieś hipotezy?

– Owszem. Nawet kilka. Samobójstwo, porwanie dla okupu albo prowokacja polityczna lub… ideologiczna. Nie bardzo wiem, o co jej chodzi z tym ostatnim.

– Mój profesor socjologii mawiał, że kilka odpowiedzi na jedno pytanie oznacza, że nie ma żadnej odpowiedzi.

– Mądry człowiek. Niech się pan tego trzyma, Slade.

– Co pani ma na myśli?

– Musi pan zostać jeszcze kilka lub kilkanaście dni w Warszawie. Chcielibyśmy, aby przyglądał się pan śledztwu, które prowadzi polska policja.

– „Przyglądał” to dobre słowo. Przecież ja tutaj nie mam żadnych uprawnień. – Slade poprawił jeden z podwiniętych rękawów, który obsunął się na nadgarstek.

– Wiem. Zajmuje się tym dwóch policjantów z polskiej dochodzeniówki i nie chcemy, by było ich więcej. Ta sprawa ma być na tyle poufna, na ile to możliwe, ale… – kobieta zawiesiła głos i spojrzała na agenta Slade’a – … ma zostać wyjaśniona. Rodzice Daniela muszą wiedzieć, co się stało z ich synem. Ci dwaj z komendy stołecznej to podobno orły, ale coś tam jest nie halo. Odnoszę wrażenie, że może i są dobrzy, ale osobno, więc nie sądzę, że wiele zdziałają, a nie mam przez to ochoty ryzykować własnej kariery w Waszyngtonie. Do momentu wyjaśnienia tej sprawy oficjalnie jest pan w Warszawie wciąż w związku z dochodzeniem w sprawie PharmaCorp i na tej podstawie współpracuje pan z polską policją. Współpracuje, czyli patrzy jej na ręce. Jeśli będzie pan miał własne obserwacje i uwagi, proszę zgłaszać je bezpośrednio do mnie, do Waszyngtonu. Za trzy dni wracam do Stanów. Wiceambasador kończy swoją misję w Warszawie za rok. Dochodzenie w Polsce w sprawie PharmaCorp powinno się oficjalnie skończyć najdalej za trzy tygodnie. Do tego czasu musicie się dowiedzieć, co się stało. Ciało chłopaka wróci do Stanów tym samym samolotem co ja, czyli pojutrze. Jeśli chce pan obejrzeć zwłoki, to niedaleko jest Instytut Medycyny Sądowej. – Wskazała ręką na okno wychodzące na ulicę Piękną.

– Miałem iść na Starówkę, ale przełożę to na inny dzień. – Slade wstał z fotela, czując, że rozmowa z przełożoną dobiegła końca. – Czy mógłbym dostać kopię tej teczki?

– Jest dla pana, Slade, a tutaj ma pan namiary na tych dwóch oficerów z policji. Proszę do nich zadzwonić i umówić się na spotkanie. Przełożony uprzedził ich, że ktoś od nas chciałby towarzyszyć śledztwu. Nie powinno być żadnych kłopotów, ale gdyby się pojawiły, proszę dzwonić do mnie, i tylko do mnie. Oczywiście sam nie może pan wykonać żadnych czynności tutaj, więc gdyby chciał pan obejrzeć zwłoki lub miejsce zdarzenia, proszę prosić tych dwóch dżentelmenów o pomoc. Oni podobno zajmują się teraz tylko tą sprawą.

– Jasne. – Slade skinął głową i zabrał z biurka szefowej białą kopertę. Wyjął ze środka kartkę, na której były dane polskich oficerów, i wpisał je do telefonu, po czym wsunął kartkę do stojącej obok niszczarki.

– Zdrowe nawyki – szefowa skomentowała z uznaniem.

Agent pożegnał się i opuścił biuro z mieszanymi uczuciami. Idąc korytarzem ambasady w stronę wyjścia, dodał do ulubionych kontaktów dwa, które przed minutą zapisał w telefonie.

Negatyw

Подняться наверх