Читать книгу Chiński wirus - Krzysztof Koziołek - Страница 4
Odcinek 1 (Prolog)
ОглавлениеBergamo, Włochy, 15 marca 2020
– Czy tych ludzi całkiem pogięło?! – Ilario Incerto 1 w ostatniej chwili zdążył zahamować przed grupką młodzieży, która, nie zważając na czerwone światło dla pieszych, wtargnęła na przejście. Drugi raz zaklął, kiedy auto zgasło.
Fiat ritmo, którym się poruszał, należał do jego babci. Samochód był w idealnym stanie, choć liczył sobie już trzydzieści dwa lata, o trzy więcej niż jego kierowca. Incerto nie był jednak przyzwyczajony do jeżdżenia takimi starociami, pozbawionymi całej gamy systemów wspomagających. Samo operowanie kierownicą sprawiało, że pocił się ze zmęczenia. Nagle zatęsknił za Lamborghini Aventador. W garażu miał kilka wyjątkowych samochodów, lecz do tego był przywiązany najbardziej. Do setki przyśpieszał w niespełna trzy sekundy, podczas gdy fiacik babci nie wyciągał tyle chyba nawet na autostradzie.
Przekręcił kluczyk w stacyjce raz, potem drugi, modląc się, aby silnik zaskoczył, z tyłu bowiem zaczynali już na niego trąbić inni kierowcy. Kiedy się udało, otarł spocone czoło rękawem marynarki.
Ruszył i od razu ostro zahamował, zdawszy sobie sprawę, że światło dla samochodów zmieniło się na czerwone.
– Figa! – Wrzasnął jakiś wyrostek, uderzając przy tym zaciśniętą pięścią w maskę samochodu. – Uważaj, jak jeździsz! – W drugiej dłoni trzymał butelkę z piwem. Jakimś cudem nie uronił z niej ani kropli.
– Sam jesteś pipa. – Incerto miał ochotę wysiąść i spuścić gówniarzowi manto. Dopiero co z powodu epidemii koronawirusa zamknięto szkoły i uczelnie, a młodzież, zamiast siedzieć w domach, wyległa tłumnie na miasto. Wiedział jednak, że gdyby pozwolił sobie na coś takiego, jego podobizna zdobiłaby każdą jutrzejszą włoską gazetę i wiele europejskich. Jedyne więc, co zrobił, to chwycił za rączkę w drzwiach, chcąc opuścić szybę i wpuścić nieco chłodniejszego powietrza. Zrobił to jednak ze zbyt dużym animuszem, czego dowodem był głośny trzask. – Babcia się ucieszy… – Westchnął, kiedy pokrętło zostało w dłoni.
Babcia… – Odetchnął głęboko. Już dwa dni temu prosiła go, aby przywiózł jej do szpitala ładowarkę do telefonu komórkowego, szlafrok, kapcie pod prysznic i lekarstwa na cukrzycę, bo w szpitalu papieskim powiedzieli jej, że każdy pacjent musi mieć swoje. Niestety, gdy do niego zadzwoniła, wsiadał razem z kolegami do samolotu, którym lecieli na ćwierćfinał Ligi Mistrzów, Zdobywców Drugich, Trzecich i Czwartych Miejsc z Najbogatszych Lig Europy i Kopciuszków z Pozostałych Biednych Lig. Dzisiaj, gdy wrócili i wreszcie dostali wolny dzień, przyjechał do Bergamo i spakował wszystkie rzeczy.
Jak na złość, wszystkie miejsca na ogromnym parkingu przedzielonym ruchliwą trasą były zajęte. Robiło się coraz później, Incerto bał się, że nie zdąży w porze odwiedzin, dlatego zdecydował się na przebój. Podjechał jak najbliżej głównego wejścia, wysiadł z auta. Dopiero wtedy dostrzegł stojącego obok karabiniera.
Mężczyzna był zajęty rozmową z jakąś atrakcyjną brunetką, ale gdy zobaczył nieprawidłowo parkującego kierowcę, od razu ruszył w jego stronę.
– Tutaj nie może pan zostawić auta – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Poczekaj chwilkę! – rzucił w stronę rozmówczyni.
– To gdzie mam stanąć? – odparł Incerto grzecznie. – Na obu parkingach wszystkie miejsca zajęte…
– To pan? – Mężczyzna w jednej chwili stracił zainteresowanie brunetką. – Da mi pan autograf? – Wyjął notes z kieszeni munduru, podał długopis kierowcy.
– Oczywiście. – Złożył zamaszysty podpis. – Ja tylko na chwilę, przywiozłem rzeczy dla chorej babci. – Na dowód rozchylił reklamówkę.
– Dobrze. – Mrugnął porozumiewawczo okiem. – Tylko niech się pan pośpieszy.
– Karabinierzy tutaj? – Incerto dopiero teraz uświadomił sobie niecodzienność sytuacji. Bardziej spodziewałby się zobaczyć policjanta.
– Specjalne środki ostrożności z uwagi na epidemię grypy – wyjaśnił, chowając notatnik.
– Koronawirusa – poprawił Incerto machinalnie.
– Grypa, koronawirus, jedno i to samo. – Karabinier machnął lekceważąco ręką. – Niech pan już idzie, bo za chwilę mają zamknąć szpital dla odwiedzających!
*
Kolejne minuty Incerto stracił, próbując dowiedzieć się, w której sali leży babcia. Kiedy sprawa się wyjaśniła, kobieta z recepcji wykonała kilka telefonów, przybierając na twarzy coraz bardziej poważny wyraz. Na końcu kazała mu czekać na przyjście lekarki, nie chciała przy tym zdradzić nic więcej.
Przez następną godzinę przypatrywał się krzątaninie lekarzy, pielęgniarek i innego personelu. Wszyscy zachowywali się tak, jakby znajdowali się na wojnie. Incerto od lat nie korzystał z opieki publicznej służby zdrowia, nie był zatem przyzwyczajony do takich obrazków, przyjął jednak, że to norma. Za chwilę miał się dowiedzieć, jak bardzo się myli.
– Pan mnie szukał? – Nagle obok wyrosła niska kobieta. Nie trzeba było się jej przypatrywać, aby zauważyć, jak bardzo jest zmęczona. – Pan jest wnukiem Francesci Incerto?
– Ja – potwierdził. – Przywiozłem rzeczy o które prosiła. – Przesunął się metr w bok, widząc, że w ich stronę zmierza sprzątacz wyposażony w mop.
– Spóźnił się pan… – powiedziała to cicho.
– Wiem, że babcia prosiła o te rzeczy dwa dni temu, ale nie było mnie w kraju – zaczął wyjaśniać. – Przywiozłem ładowarkę do telefonu…
– Nie zrozumiał mnie pan. – Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. – Pańska babcia jest w stanie krytycznym.
– Co? – Sens słów jeszcze do niego nie dotarł.
– Pańska babcia umiera. – Lekarka przygryzła wargę.
– Umiera? – zdziwił się. – To chyba jakaś pomyłka… Moja babcia trafiła do szpitala z podejrzeniem grypy…
– To koronawirus, nie grypa. – Zmarszczyła brwi. – To nowy typ bardzo zjadliwego wirusa… Nie ma na niego lekarstwa… Bardzo mi przykro… Muszę wracać na oddział…
– Ale… – Wyciągnął dłoń, aby chwycić lekarkę za ramię, ale ta się odsunęła. – Ile czasu babci zostało?… – Słyszał swój własny głos. Miał wrażenie, że to sen, że za chwilę się obudzi, przetrze zaspane oczy i odetchnie z ulgą.
– Jest przytomna i komunikatywna, ale ma przed sobą maksymalnie kilka godzin – wytłumaczyła. – Brakuje nam respiratorów… – dodała przepraszającym tonem.
– Kilka godzin… – To nie był senny koszmar, tylko rzeczywistość. – Chciałbym się z nią pożegnać… – rzekł przez zaciśnięte gardło.
– To niemożliwe. – Lekarka zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy. – Babcia leży na oddziale zakaźnym. Nie ma tam wstępu nikt poza upoważnionym personelem.
– Pani nie wie, kim ja jestem! – zdenerwował się. Jak to możliwe, żeby ktoś taki, jak on, z dziesiątkami milionów euro na koncie, nie mógł nic zrobić?! – Musi być jakiś sposób!!!
– Mógłby pan być prezydentem USA, a i tak by tam pana nie wpuścili. – Lekarka zrobiła krok do tyłu. – Nikt tam nie wejdzie.
– Ale ja muszę się z nią pożegnać! – jęknął Incerto.
– Przykro mi. – W oczach lekarki pojawiły się łzy. – Nic nie możemy zrobić… – Odwróciła się, ruszyła w kierunku drzwi strzeżonych przez dwóch karabinierów.
Incerto patrzył, dopóki za nimi zniknęła. Przez myśl przeszło mu, żeby spróbować porozmawiać z mundurowymi, może jakoś udałoby mu się ich przekonać.
– Ilario Incerto? – Głos był cichy.
Obrócił się, dostrzegł sprzątacza.
– Tak… – odpowiedział bezwiednie.
– Słyszałem pana rozmowę z panią doktor… – Mężczyzna jeszcze bardziej ściszył głos. – Możliwe, że mógłbym panu pomóc…
– Tak? – zainteresował się momentalnie.
– Spotkajmy się przed wejściem, tam, gdzie pacjenci palą papierosy. Poczekaj tam na mnie. – Zrobił w tył zwrot, machając energicznie mopem.
Dwie minuty później Incerto stał już we wskazanym miejscu. Tajemniczy rozmówca pojawił się chwilę potem.
– Od wczoraj co chwilę umiera ktoś starszy. Czegoś takiego nigdy nie widziałem, a trochę tu już pracuję. – Sprzątacz wyjął papierosa, odpalił go. – Twoja babcia nie jest jedyna.
– Mówiłeś, że możesz mi pomóc. – Incerto był na skraju załamania nerwowego. Babcia była jedyną bliską mu osobą. To ona go wychowywała, odkąd skończył pięć lat, po tym, jak rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. I teraz miało jej zabraknąć!
– Chcesz się z nią pożegnać, tak? – Mężczyzna intensywnie myślał. Od dziecka był fanem piłki nożnej, skład Atalanty mógłby wyrecytować wyrwany w środku nocy ze snu. Wiedział doskonale, że Incerto pierwsze szlify zdobywał w drużynie młodzieżowej, w seniorach jednakże nie zdążył zadebiutować, bo został sprzedany do Holandii jako obiecujący napastnik. Potem były kolejne kluby w Hiszpanii, Francji i Anglii, a za każdym razem suma na kontakcie rosła w postępie niemal geometrycznym. Teraz grał w Juventusie i był jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy zespołu. A to oznaczało, że kasy ma jak lodu.
– Tak! – odparł natychmiast. – Jest to możliwe?
– Mogę dostarczyć ładowarkę, ale zanim telefon się naładuje, może minąć trochę czasu… – Udawał, że analizuje coś w głowie. – Ile masz przy sobie smartfonów?
– Dwa…
– Jeden mogę dostarczyć babci i mógłbyś z nią porozmawiać w trybie wideo…
– Naprawdę? – Incerto się ożywił.
– Ale to będzie ryzykowne… – Cmoknął wymownie. – Kara za złamanie zakazu kwarantanny wynosi pięć tysięcy euro – skłamał gładko. – A być może będę musiał wtajemniczyć jedną czy dwie osoby…
– Ile chcesz? – Zaczął się niecierpliwić.
– Dwadzieścia tysięcy – wypalił.
– Chcesz dwadzieścia tysięcy euro za przemycenie głupiego telefonu? – Incerto nie dowierzał.
– Dla ciebie to drobne. – Sprzątacz nie krył złości. Wyrządzał facetowi przysługę, a ten śmiał jeszcze narzekać?!
– Ale dwadzieścia tysięcy?
– Chciałem ci pójść na rękę jako fan piłki nożnej… – Odwrócił się. Blefował, ale wiedział, że musi się śpieszyć. W każdej chwili mógł się tutaj pojawić ktoś, kto wyjaśniłby piłkarzowi, że dostarczenie rzeczy osobistych wcale nie jest niewykonalne. Dzięki Bogu, lekarka była w takim stresie, że zapomniała mu o tym powiedzieć. Ale nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na jego dobre.
– Zaczekaj! – Incerto ruszył za mężczyzna. – Zgadzam się!
– Płacisz od razu. – Sprzątacz wyjął smartfon z własnej kieszeni. – Podam ci numer konta. Tylko pamiętaj, żeby wysłać ekspresem.
*
Kwadrans później Incerto siedział już we fiacie ritmo, blokując dwa miejsca w najbardziej odległym zakątku ogromnego parkingu. Kiedy telefon rozbrzmiał głosem dzwonka, podskoczył na fotelu jak oparzony.
– Babciu! – odebrał natychmiast. – Babciu kochana! – Nie potrafił zapanować nad łzami.
– Bambino, dlaczego płaczesz? – spytała, zmuszając się od uśmiechu. – Przecież nic się nie stało…
– Babciu, nie udawaj, proszę… – Głos ugrzązł mu w gardle. – Lekarka wszystko mi powiedziała…
– Bambino, jestem już stara… – powiedziała spokojnie. – Czas na mnie… – Nagle zaniosła się kaszlem.
– Babciu, tak bardzo cię kocham! – Łkał, patrząc na twarz pooraną zmarszczkami i dziękując Bogu, że zesłał mu tego chciwego faceta. – Przepraszam, że nie przyjechałem przedwczoraj…
– Nie przepraszaj. – Próbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego dopadł ją kolejny atak.
Incerto czekał, aż minie, ale babcia kaszlała coraz mocniej i głośniej, rzężąc przy tym głośno.
– Babciu? – szepnął, coraz bardziej zaniepokojony.
Wtem twarz starszej pani zniknęła z ekranu. Smartfon musiał wypaść jej z dłoni, bo zamiast niej pojawił się jakiś stary monitor z podskakującymi liniami.
– Babciu? – Incerto wpatrywał się poziome kreski, które robiły się coraz bardziej płaskie.
Po drugiej stronie było słychać jedynie charczenie, coraz cichsze.
– Babciu?
Nagle wszystkie linie się wyprostowały, a w tle rozległ się charakterystyczny pisk.
– Babciu!!!