Читать книгу Chiński wirus - Krzysztof Koziołek - Страница 5

Odcinek 2

Оглавление

Do szpitala już nie wpuszczali, więc Ilario Incerto nie mógł nawet potwierdzić tego, czego się domyślał. Pojechał do domu babci. Nie miał siły wracać do Turynu, powiadomił tylko pilota, że zobaczą się rano.

Obudził go natarczywy dźwięk smartfona. Nie znał numeru, zwykle nie odbierał takich połączeń, ale był półprzytomny, poza tym to nie był normalny czas.

Sztywny męski głos z jakiegoś urzędu, którego nazwy nie zdążył nawet zapamiętać, najpierw sprawdził jego tożsamość, potem poinformował o zgonie i przekazał krótkie oraz pozbawione emocji kondolencje, a następnie zaczął wypytywać.

– Pan jest najbliższym krewnym?

– Tak – odpowiedział Incerto cicho. – Jestem jedynym krewnym.

– W takim razie muszę pana poinformować, że zgodnie z najnowszymi przepisami z uwagi na zarażenie koronawirusem pogrzeb odbędzie się bez udziału rodziny.

– Co?! – wrzasnął. Nawet nie będzie mógł babci pochować?!

– Przepisy są w tej sprawie nieubłagane. – Głos po drugiej stronie słuchawki był beznamiętny. – Kiedy ostatnio kontaktował się pan z babcią?

– Dzisiaj… To znaczy wczoraj… Telefonicznie…

– A wcześniej?

– Dwa dni temu – odparł Incerto.

– W takim razie zostanie pan poddany testowi na obecność koronawirusa. Teraz poda mi pan aktualny adres, pod jakim się pan znajduje. Będzie pan przebywać w domu lub mieszkaniu do czasu, aż pojawi się ekipa pobierająca próbkę do badania.

Incerto nie był w stanie trzeźwo myśleć, podał dane.

– Jeśli nie zastosuje się pan do tych poleceń, grozić panu będzie kara grzywny lub więzienia. – Mężczyzna mówił tak, jakby czytał z kartki. – Zrozumiał pan pouczenie?

– Tak – odpowiedział bez zastanowienia. Chciał, żeby ta męcząca rozmowa jak najszybciej się zakończyła.

– Czy kontakt z babcią dwa dni temu miał miejsce w tym samym miejscu? – Urzędnik pytał dalej. – Kto jeszcze brał udział w spotkaniu?

– Czy wy żeście całkiem powariowali? – Do piłkarza wreszcie dotarł sens słów rozmówcy. – Przedwczoraj rozmawiałem z babcią przez telefon. Nie byłem w szpitalu!

– To mógł pan od razu powiedzieć – burknął urzędnik. – Chodziło mi o kontakt osobisty.

– Nie powiedział pan tego. – Incerto miał serdecznie dość.

– Mógł się pan zorientować z kontekstu. – Rozmówca nie silił się na uprzejmości. – Każdy głupi się domyśli, że przez telefon wirusem zarazić się nie można.

– Nie wiem, w jakiej instytucji pan pracuje, ale przydałyby wam się szkolenia z psychologii. – Incerto nie wytrzymał. – Żegnam! – Zakończył połączenie.

Nie miał ochoty na śniadanie, wziął tylko szybki prysznic w wannie, która wiekiem klasyfikowała się już chyba do muzeum, potem wziął taksówkę i pojechał na lotnisko.

W trakcie krótkiego lotu nie mógł sobie znaleźć miejsca, emocje targały nim tak bardzo, że zalogował się na konto na portalu społecznościowym, zaczął opisywać wydarzenia wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka, pominął jedynie epizod z wręczeniem łapówki za dostarczenie babci smartfona.

Kiedy skończył, poczuł się lepiej, ulżyło mu. Sięgnął po kanapkę. Prosty posiłek przerwał dźwięk oznaczający pojawienie się pierwszego komentarza, potem smartfon rozbrzmiał istną kakofonią.

Incerto patrzył, jak na jego oczach post jest w szalonym tempie udostępniany. Kiedy podchodzili do lądowania, miał już kilka tysięcy komentarzy.

*

Zaczął je czytać dopiero po powrocie do swojej willi. Pierwsze ściskały za gardło, ale potem sytuacja się zmieniła, a on, niestety po czasie, zrozumiał, że popełnił błąd.

To twoja wina, trzeba było opiekować się babcią, a nie biegać jak dziecko za piłką…

Pieniądze to nie wszystko…

Dobrze ci tak, teraz możesz poczuć, jak to jest być równym dla innych…

Udław się swoimi milionami!

Czytał dalej, aż w pewnym momencie zakręciło mu się w głowie. O ile z racji wykonywanego zawodu był przyzwyczajony do krytyki, nie zawsze zasłużonej, o tyle z taką falą hejtu w stosunku do siebie spotkał się pierwszy raz.

Ludzie są podli… – Już miał skasować post, ale postanowił tego nie robić. Czytać komentarzy nie musi, a pamięć o babci była ważniejsza niż jacyś tam sfrustrowani debile bez krzty empatii!

Wtem usłyszał dzwonek. Ponieważ gosposia miała w tym tygodniu urlop, podobnie zresztą jak pracownik gospodarczy oraz ochroniarz, sam musiał zająć się sprawdzeniem, kogo licho niesie. Podszedł do ekranu wewnętrznego systemu bezpieczeństwa, dostrzegł w nim czyjąś nieogoloną twarz. Miał wrażenie, że skądś faceta zna, ale tak na szybko nie mógł sobie przypomnieć, skąd.

– Słucham – rzekł do domofonu.

– Ja z klubu. – Mężczyzna podrapał się nerwowo za uchem. – Przywiozłem dokumenty do podpisania.

– To nie może poczekać? – Incerto nie miał najmniejszej ochoty na biurokrację. Nie teraz, kiedy jego życie waliło się w gruzy.

– Nie może.

Najchętniej spławiłby nieproszonego gościa, ale latem kończył mu się kontrakt i czekały go trudne rozmowy z prezesem klubu. Z przecieków wiedział, że o podwyżkę będzie trudno, lepiej było zatem nie robić sobie pod górkę takimi błahostkami. Chcąc nie chcąc, wyszedł więc z domu i podszedł do furtki. Zwykle gości wpuszczał do środka, teraz postąpił inaczej. Parafowanie papierów to jedno, zapraszanie do sfery intymnej, to drugie.

– Dawaj pan, co mam podpisać! – Incerto otworzył wejście. Dopiero w tym momencie dostrzegł, że za filarem oddzielającym drzwiczki od szerokiej bramy ręcznie kutej z żelaza czai się ktoś jeszcze. – O co tu chodzi? – Zorientował się, że drugi mężczyzna to operator kamery. – Czego wy, sępy, znowu ode mnie chcecie? – Chyba niepotrzebnie dał wolne ochroniarzowi i ogrodnikowi. Gdyby któryś z nich był w posiadłości, wysłałby go do gościa i szybko wyszłoby szydło z worka. Ale z drugiej strony, oni też przecież mieli prawo do spędzenia czasu ze swoimi rodzinami. Rodzinami, której on jak do tej pory się nie doczekał…

– Tylko jedno pytanie. – Mężczyzna z jednodniowym zarostem wyjął zza pleców mikrofon.

Incerto wreszcie skojarzył. Stał przedni nim dziennikarz z lokalnej telewizji, z którym kilka miesięcy wcześniej starł się na antenie, kiedy ten zarzucił mu próbę tuszowania udziału w gwałcie zbiorowym na dwóch studentkach. Nie miał z tym nic wspólnego, a tamten atak był niczym innym, jak bezczelną manipulacją. Z trudem powstrzymał się wówczas od rękoczynów.

– Nasi widzowie chcieliby poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego jeden z najbardziej znanych i szanowanych włoskich piłkarzy młodego pokolenia, który stawiał się wielokrotnie za wzór godny naśladowania, zapomniał o babci, która wymagała opieki i która w samotności wyzionęła ducha w szpitalu – wypalił dziennikarz. Zaraz potem podstawił mikrofon pod usta zaskoczonego.

Incerto spojrzał najpierw na mikrofon, potem na twarz dziennikarza. W głowie pojawiła się absurdalna myśl: z takim zarostem facet wyglądał śmiesznie.

– To jak, udzieli pan odpowiedzi na pytanie naszych widzów? – Żurnalista źle zinterpretował zachowanie rozmówcy.

W tym czasie operator kamery, wykorzystując nadarzającą się okazję, zbliżył kadr.

Dzięki temu grymas wściekłości, jaki pojawił się na twarzy piłkarza, był doskonale widoczny.

Jednak ani dziennikarz, ani kamerzysta nie byli przygotowani na to, co nastąpiło.

Chiński wirus

Подняться наверх