Читать книгу Nigdy nie wracaj - Lee Child - Страница 13
5
ОглавлениеW sportowych spodniach nie było żadnych kieszeni i nie miały ich również podkoszulki. Żaden z mężczyzn nie nosił nieśmiertelnika. Ich samochód też był czysty. Nie było w nim nic oprócz wojskowego dowodu rejestracyjnego leżącego w schowku na rękawiczki. Żadnej broni, żadnych rzeczy osobistych, żadnych ukrytych portfeli, karteluszków ani paragonów za benzynę. Tablice rejestracyjne miały standardowe oznaczenia rządowe. Z wyjątkiem dwóch nowych wgnieceń w drzwiach, samochód nie odbiegał od normy.
Facet z lewej strony blokował drzwi kierowcy. Reacher przeciągnął go dwa metry po asfalcie. Mężczyzna nie stawiał oporu. Życie to nie serial telewizyjny. Kiedy uderzysz faceta mocno w bok głowy, nie zerwie się od razu z ziemi i nie rzuci do walki. Będzie godzinę albo dłużej leżał oszołomiony, nękany torsjami i zdezorientowany. Lekcja, której nauczono się dawno temu: ludzki mózg o wiele gorzej znosi przesunięcie z boku na bok niż z przodu do tyłu. Jak większość rzeczy, to prawdopodobnie dziedzictwo ewolucji.
Reacher otworzył drzwi od strony kierowcy i wsiadł do samochodu. W stacyjce tkwił kluczyk. Przesunął fotel do tyłu i uruchomił silnik. Przez dłuższą chwilę siedział, wpatrując się w przednią szybę. „Wcześniej nie mogli cię znaleźć. Teraz też nie znajdą. Wojsko nie korzysta z usług łowców ludzi. A żaden łowca i tak nie trafi na twój ślad. Biorąc pod uwagę to, jak żyjesz”.
Poprawił lusterko, wcisnął lekko hamulec i przestawił dźwignię na jazdę. „Zachowanie nielicujące z honorem oficera, co pociągnie za sobą kolejne zwolnienie z wojska, tym razem karne”. Zdjął nogę z hamulca i odjechał.
• • •
Pojechał prosto do starego budynku dowództwa i zaparkował pięćdziesiąt metrów przed nim na trzypasmówce. W samochodzie było ciepło i nie gasił silnika, żeby nie zmarznąć.
Obserwując budynek przez przednią szybę, nie zobaczył żadnej aktywności. Nikt nie wjeżdżał ani nie wyjeżdżał. Za jego czasów sto dziesiąta pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu, i nie widział powodu, żeby coś się pod tym względem miało zmienić. Nocny wartownik powinien przez cały czas być na posterunku, nocny oficer dyżurny w środku, a inni oficerowie powinni zakończyć służbę, kiedy tylko wykonają swoją robotę, co mogło się zdarzyć w każdym dowolnym momencie. Normalnie. Ale nie tego dnia. Nie w kryzysowym momencie i z pewnością nie kiedy w dowództwie jest fachman od rozwiązywania problemów. Nikt nie mógł wyjść przed Morganem. Wojskowa zasada numer jeden.
Morgan wyjechał godzinę później. Reacher zobaczył go całkiem wyraźnie. Zwykły sedan przejechał przez bramę, skręcił w trzypasmówkę i minął Reachera w zaparkowanym samochodzie. Reacher spostrzegł Morgana siedzącego w swojej piżamce i okularach, z przylizanymi gładko włosami, patrzącego prosto przed siebie i trzymającego obie ręce na kierownicy niczym wybierająca się do sklepu babcia. Zerknął we wsteczne lusterko i zobaczył, jak tylne światła Morgana znikają za szczytem wzniesienia.
Czekał.
I rzeczywiście w ciągu kwadransa nastąpił prawdziwy exodus. Z jednostki wyjechało pięć kolejnych samochodów, dwa skręcając w lewo, trzy skręcając w prawo, cztery prowadzone solo, jeden z trzema osobami na pokładzie. Wszystkie były pokryte kropelkami nocnej rosy i za wszystkimi snuły się białe obłoczki spalin z zimnych silników. W końcu zniknęły w oddali po prawej i lewej stronie, spaliny rozwiały się i znowu zapadła cisza.
Reacher zaczekał jeszcze dziesięć minut. Na wszelki wypadek. Ale nie zdarzyło się nic więcej. Oddalony o pięćdziesiąt metrów budynek stał ciemny i cichy. Nocny strażnik, pełniący wartę w swoim własnym świecie. Reacher wrzucił bieg, zjechał powoli na dół i skręcił w stronę bramy. W budce był nowy żołnierz. Młody facet o nieprzeniknionym stoickim spojrzeniu. Reacher zatrzymał się i opuścił szybę.
– Słucham? – zapytał chłopak.
Reacher podał mu swoje nazwisko.
– Zgłaszam się do służby zgodnie z rozkazem – powiedział.
– Słucham? – powtórzył chłopak.
– Jestem na waszej liście?
Chłopak sprawdził.
– Tak, proszę pana – odparł. – Major Reacher. Ale miał się pan zgłosić jutro rano.
– Kazano mi się stawić przed godziną ósmą zero zero.
– Tak, panie majorze. Ale teraz jest godzina dwudziesta trzecia. Wieczorem.
– Czyli zgłosiłem się przed godziną ósmą zero zero. Zgodnie z rozkazem.
Chłopak nie odpowiedział.
– To kwestia chronologii – wyjaśnił Reacher. – Chcę jak najszybciej zabrać się do pracy, dlatego jestem trochę wcześniej.
Bez odpowiedzi.
– Jeśli chcecie, możecie zapytać pułkownika Morgana. Na pewno dotarł już na kwaterę.
Bez odpowiedzi.
– Albo możecie zapytać sierżant dyżurną.
– Tak jest, panie majorze – powiedział chłopak. – Tak właśnie zrobię.
Zadzwonił, przez chwilę słuchał i odłożył słuchawkę.
– Sierżant prosiła, żeby pan się do niej zgłosił, majorze – powiedział.
– Możecie być pewni, że to zrobię, żołnierzu – odparł Reacher.
Przejechał przez bramę i zaparkował obok małego czerwonego roadstera, który nadal stał na parkingu, dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej. Wysiadł, zamknął samochód i podszedł do wejścia. W holu panowały cisza i spokój. Różnica jak między dniem i nocą, dosłownie. Ale za biurkiem zobaczył tę samą sierżant. Kończyła to, co miała do zrobienia przed zejściem ze służby, siedząc na wysokim stołku i stukając w klawiaturę. Sporządzając pewnie dzienny raport. Sprawozdawczość to ważna rzecz, wszędzie w całym wojsku. Przestała stukać w klawisze i podniosła wzrok.
– Czy zapisujecie tę wizytę w oficjalnym raporcie? – zapytał Reacher.
– Jaką wizytę? Powiedziałam szeregowcowi przy bramie, żeby też tego nie robił.
Nie była już taka małomówna. Nie kiedy jednostkę opuścił komendant przywieziony w teczce. Robiła wrażenie młodej, ale niesamowicie skutecznej, podobnie jak sierżanci na całym świecie. Na naszywce nad jej prawą piersią widniało nazwisko Leach.
– Wiem, kim pan jest – powiedziała.
– Spotkaliśmy się wcześniej? – zapytał Reacher.
– Nie, panie majorze, ale cieszy się pan tu pewną sławą. Był pan pierwszym komendantem tej jednostki.
– Wie pani, dlaczego znowu mnie powołano?
– Tak jest, panie majorze. Powiedziano nam.
– Jakie były reakcje?
– Mieszane.
– A jaka jest pani reakcja?
– Na pewno jest jakieś sensowne wytłumaczenie. Poza tym szesnaście lat to szmat czasu. Co wskazuje, że sprawa jest polityczna. A sprawy polityczne są na ogół rozdmuchiwane. Nawet jeśli ta nie jest, facet na pewno sobie na to zasłużył.
Reacher nie skomentował tego.
– Zastanawiałam się, czy pana nie ostrzec, kiedy wszedł pan wcześniej. Najlepiej było od razu wziąć nogi za pas. Naprawdę chciałam pana zawrócić. Ale dostałam wyraźny rozkaz, żeby tego nie robić. Przykro mi.
– Gdzie jest major Turner? – zapytał Reacher.
– To długa historia – odparła Leach.
– Jak się zaczyna?
– Odkomenderowano ją do Afganistanu.
– Kiedy?
– Wczoraj, w środku dnia.
– Dlaczego?
– Są tam nasi ludzie. Wyłonił się pewien problem.
– Jakiego rodzaju?
– Nie wiem.
– No i?
– W ogóle tam nie dotarła.
– Wiecie to z całą pewnością?
– Nie ma co do tego wątpliwości.
– Więc gdzie jest?
– Nikt tego nie wie.
– Kiedy pojawił się tutaj pułkownik Morgan?
– Kilka godzin po wyjeździe major Turner.
– Ile godzin?
– Mniej więcej dwie.
– Czy podał powód swojego przybycia?
– Należało się domyślać, że major Turner została odwołana ze stanowiska.
– Żadnych konkretów?
– W ogóle żadnych informacji.
– Czy skrewiła? – zapytał Reacher.
Leach nie odpowiedziała.
– Możecie mówić otwarcie, sierżant Leach.
– Nie, panie majorze, nie skrewiła. Wykonywała naprawdę dobrze swoją robotę.
– Więc to wszystko, co pani wie? Kilka domysłów i osoby, które zapadły się pod ziemię?
– Jak na razie.
– Żadnych plotek? – zapytał Reacher. Sierżanci stanowili zawsze ważne ogniwo sieci. Zawsze tak było i zawsze będzie. To prawdziwe wylęgarnie plotek. Tabloidy w mundurach.
– Coś obiło mi się o uszy – przyznała Leach.
– Co takiego?
– To może nie być nic ważnego.
– Ale?
– Może być zupełnie niezwiązane.
– Ale?
– Ktoś mi powiedział, że w więzieniu w Fort Dyer mają nowego więźnia.