Читать книгу Trzeba się bić z PIS o Polskę - Leszek Balcerowicz - Страница 10
ОглавлениеWpierwszej połowie 2015 r. kończyłem – z moimi młodymi współpracownikami z FOR – pracę nad raportem o przyszłości naszej gospodarki. Każdy w miarę kompetentny i nieuprzedzony człowiek dostrzegał, że po 1989 r. na tle naszej historii i wyników innych krajów postsocjalistycznych osiągnęliśmy wielki gospodarczy sukces. Po raz pierwszy od 300 lat zaczęliśmy wyraźnie redukować lukę w poziomie życia między nami a Zachodem oraz powiększyliśmy nasze PKB w porównaniu z tymi krajami.
Ale sukces w przeszłości nie gwarantuje sukcesu w przyszłości. Gołąbki same nie wpadają do gąbki. Trzeba stawiać czoło nowym problemom, tzn. zwiększać odporność gospodarki i finansów państwa na wstrząsy oraz poprawić warunki dla tworzenia i rozwoju przedsiębiorstw – najważniejszych pracodawców.
Nasze analizy pokazywały, że bez pakietu określonych reform Polska przestanie szybko doganiać Zachód, a może nawet ugrząźć na poziomie ok. 60% średniego dochodu w Unii Europejskiej. Nieuchronne starzenie się ludności groziło bowiem (i grozi) spadkiem liczby pracujących, mało inwestujemy i wreszcie od paru lat wyraźnie wolniej rośnie ogólna efektywność gospodarki, za którą kryją się przepływy pracowników do bardziej produktywnych zajęć, innowacje i usuwanie marnotrawstwa. Ta diagnoza nie budziła większych wątpliwości. Główny wysiłek skupiliśmy na określeniu, jakie reformy są konieczne, by zapobiec kryzysowi, zwłaszcza w finansach państwa, i zapewnić Polsce dalszy szybki wzrost. Zarówno diagnozę, jak i pakiet potrzebnych reform przedstawiliśmy we wrześniu 2015 r. na kongresie w Krynicy (http://bit.ly/1UAH35T).
Pracując nad raportem, zastanawiałem się, jaki scenariusz polityczny wyłoni się w Polsce po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 r. Moje przewidywania nie były oryginalne: oczekiwałem zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w tych pierwszych. Uważałem to za bardzo ważne, by uniknąć najgorszego wariantu: zainstalowania się antyreformatora w Pałacu Prezydenckim, tak jak to było za czasów Lecha Kaczyńskiego. W sytuacji, która się wyłaniała z naszych badań, byłoby to bardzo groźne. Dlatego mocno zaangażowałem się – poprzez działalność medialną, włącznie z internetem – w przeciwstawienie się temu wariantowi. Wprawdzie z Bronisławem Komorowskim toczyłem poważne spory, zwłaszcza w sprawie skoku na oszczędności emerytalne w OFE, ale nie miałem (i nie mam) wątpliwości, że jest porządnym człowiekiem, który dobrze rozumiał (podobnie jak Lech Wałęsa), że to prywatna przedsiębiorczość, a nie – z natury upolityczniony – interwencjonizm państwa, daje rozwój kraju.
Co do wyborów parlamentarnych, to odczuwałem dużo większą niepewność. Podobnie jak wiele innych osób liczyłem się z tym, że może powstać jakaś koalicja wokół PiS. W tym wariancie urząd prezydenta w rękach Komorowskiego stawał się strategicznie ważny, by zapobiegać rozmaitym antyreformom (np. obniżeniu wieku emerytalnego). Nie wykluczałem też jakiejś słabej koalicji wokół PO. W tym scenariuszu dużo mniejsza była groźba antyreform, choć przeforsowanie reform wymagało – jak to się zwykle dzieje w świecie – dużej mobilizacji ze strony społeczeństwa obywatelskiego. W tej mobilizacji upatrywałem (i upatruję) swoją rolę.
Wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych okazały się – z punktu widzenia reform – o wiele gorsze niż przewidywania.