Читать книгу Trzeba się bić z PIS o Polskę - Leszek Balcerowicz - Страница 13

Jarosław Kaczyński nie jest politycznym geniuszem, choć uzyskał duży wpływ na Polskę

Оглавление

Nie odmawiam Jarosławowi Kaczyńskiemu odporności na przeciwieństwa i umiejętności wykorzystywania okazji. Ale, powtarzam, jego dotychczasowe sukcesy byłyby niemożliwe bez pasma szczęśliwych – dla niego – przypadków. Tak się w historii zdarza. By użyć drastycznego przykładu: każdy, kto przeczyta znakomitą książkę Richarda Pipesa Rewolucja rosyjska, dowie się, jak niebywałe szczęście mieli – niestety – bolszewicy. Co do Jarosława Kaczyńskiego, to gdyby Jerzy Buzek nie zaproponował w 2000 roku Lechowi Kaczyńskiemu stanowiska ministra sprawiedliwości, to nie byłoby PiS-u jako jakiejkolwiek znaczącej partii. Ot, znowu rola przypadku w historii. Zostałby tylko obrazek z demonstracji w 1992 r., podczas której palono kukłę Wałęsy, po tym jak Lech Wałęsa pozbył się Kaczyńskich z prezydenckiego urzędu. Ta demonstracja była dla mnie obrzydliwa, wstrząsająca. O późniejszych szczęśliwych dla Jarosława Kaczyńskiego zdarzeniach czy okolicznościach już pisałem.

Nie mamy więc w przypadku Jarosława Kaczyńskiego do czynienia z geniuszem politycznym. To, co go wyróżnia, to brak zahamowań w mowie nienawiści i insynuacji, co mu zresztą szkodzi. Gdy milczy, zyskuje. To był też jeden z czynników sukcesu PiS – podstawienie za Jarosława Kaczyńskiego Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, czyli „młodych Kaczyńskich”. Ilu ludzi dało się na to nabrać! Obawiam się również, że Jarosław Kaczyński nie ma też wielkich zahamowań w działaniach. O tym świadczy atak na państwo prawa, jaki PiS przeprowadził przez pierwsze 100 dni swoich rządów. Będzie o tym mowa za chwilę. A brak zahamowań nie jest dla mnie powodem do podziwu. Pod tym względem historia zna większych wyczynowców niż Jarosław Kaczyński. Jest natomiast powodem do zdecydowanego, dobrze zorganizowanego i narastającego obywatelskiego działania. Dlatego popieram KOD i mam nadzieję, że będzie rósł w siłę jako pozapartyjny ruch skupiony na obronie państwa prawa. Bo jeśli ktoś nie ma wewnętrznych hamulców, to zatrzymają go tylko zewnętrzne przeciwdziałania, jakie są możliwe dzięki wolnościom obywatelskim (mediów, słowa, zrzeszania się, demonstrowania itp.).

Od ponad 40 lat zajmuję się porównawczą analizą rozmaitych ustrojów polityczno-gospodarczych. Było dla mnie wielkim wyróżnieniem, że mogłem działać na rzecz radykalnej poprawy ustrojowych warunków życia i pracy w Polsce. Z tych badań i z praktyki wiele się dowiedziałem, co pomaga, a co szkodzi krajowi. Nie mam wątpliwości, że Jarosław Kaczyński należy do ustrojowych szkodników, owładniętych złą doktryną lub po prostu żądzą władzy. A ustrojowi szkodnicy mi nie imponują.

Część sukcesu PiS wzięła się z tego, że przez swoją agresywną propagandę „Polski w ruinie” zmobilizował on pokłady frustracji, które zalegają przecież w każdym społeczeństwie. Mówił i mówi ludziom: „Wasze problemy wynikają ze złych sił III Rzeczypospolitej: establishmentu, spisku w Magdalence itp.”. Dla celów partyjnych lub z ideologicznego otumanienia usiłuje zakłamać najlepszy okres naszej historii w ciągu ostatnich 300 lat. Przez brutalne ataki Jarosława Kaczyńskiego i jego świty np. na Władysława Bartoszewskiego – polskiego Nelsona Mandelę – nastąpiła legitymizacja chamstwa. Mali ludzie mogą się wywyższać i poprawiać sobie samopoczucie, plując do góry – na wielkich. Widzimy to ostatnio w przypadku ataków na Lecha Wałęsę po ujawnieniu kwitów Kiszczaka. Jadwiga Staniszkis trafnie określa te działania PiS, mówiąc: „PiS ośmielił lumpiarstwo”. Nawiasem mówiąc, dobrze, że przejrzała na oczy.

PiS nie tylko zmobilizował dla swoich partyjnych celów ludzi sfrustrowanych, ale też odwołał się do rozmaitych grup protestu: frankowiczów, przeciwników gimnazjów, przeciwników sześciolatków w szkole, zwolenników wcześniejszego przechodzenia na emeryturę itp. Popierał je i obiecywał spełnienie ich żądań, nie przeprowadzając żadnej merytorycznej analizy skutków dla Polski. A w im większym zakresie PiS będzie spełniać te żądania, tym gorzej dla naszego kraju. Do tego jeszcze wrócimy. Za triumfujący populizm zawsze ostatecznie płaci społeczeństwo. W Ameryce Łacińskiej roi się od takich przykładów. Popatrzmy na Wenezuelę, Argentynę czy Brazylię. A w Europie popatrzmy na Grecję.

Jarosław Kaczyński ma – jak na razie – niekwestionowane poparcie w aparacie PiS lub – mówiąc językiem dawnego systemu – w jego aktywie. Myślę, że składa się on z trzech grup, które mogą się na siebie w części nakładać: pierwsi to wierni wyznawcy – należy do nich tzw. zakon, wąska grupa, która jest z Kaczyńskim od samego początku, np. Krzysztof Czabański czy Adam Glapiński. Mają wspólne cele: władza w państwie i pewne wspólne poglądy, jak do władzy dochodzić, po co ją sprawować i jak ją utrzymać. Do tej pierwszej grupy należą też Mariusz Kamiński, Zbigniew Ziobro, Antoni Macierewicz, choć nie należeli do zakonu i mają własne grupy poparcia, np. o. Rydzyka w przypadku Macierewicza.

Do pierwszej grupy należą też młodzi wyznawcy – wierzące marionetki. Zachowanie Andrzeja Dudy pokazuje, że mieści się w tej kategorii. Do końca życia nie zapomnę, z jaką mściwą radością zareagował na wiadomość o kwitach z szafy Kiszczaka, mówiąc z błyskiem w oku: „Oto III Rzeczpospolita!”. W tej grupie umieściłbym też Beatę Szydło. Nawiasem mówiąc, z zachowania przypomina ona posłankę Samoobrony Renatę Beger. Ten sam niesamowity tupet w głoszeniu oczywistych nieprawd w dowolnym miejscu. W przypadku Beaty Szydło – włącznie z Parlamentem Europejskim.

Oprócz wiernych wyznawców w aktywie PiS – podobnie jak w większości partii politycznych – jest o wiele większa grupa ludzi, którzy – dzięki partii – chcą uzyskać stanowiska w państwie. Dla nich sprawa doktryny jest pewnie nieistotna lub drugorzędna. To, co wyróżnia PiS, to fakt, że jego aktyw obejmuje wiele osób, które bez PiS nie mogłyby nawet marzyć o posadach, jakie – dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu – otrzymują. Czują więc wobec niego ogromną wdzięczność i będą PiS-u (czyli swoich stanowisk) bronić do upadłego. Weźmy na przykład Patryka Jakiego, 30-letniego politologa, który został u boku Ziobry wiceministrem sprawiedliwości. Jakie ma kompetencje, by piastować to stanowisko?! Dla mnie wykazał się dotąd głównie fałszywym oskarżeniem jednego z posłów PO o to, że ten wynajmował lokal na agencję towarzyską. I to jest wiceminister sprawiedliwości! Zapamiętałem go też z innego epizodu: na początku 2015 r. byłem w Kijowie na zaproszenie prezydenta Poroszenki. I oto Patryk Jaki, wówczas rzecznik partii Ziobry, wystosował publiczny list do prezydenta, by mnie nie słuchał, bo zrujnowałem Polskę. W kadrach PiS ujawniło się też wielu innych dziwnych osobników, np. ludzie, którzy objęli stadninę koni w Janowie Podlaskim. Nawiasem mówiąc, mogli to zrobić tylko dlatego, że była państwowa.

Na tym tle szokuje wypowiedź Mateusza Morawieckiego w „Polityce” (nr 9/2016, s. 25): „Cieszę się, że po 27 latach mamy wreszcie w Polsce kadrę niezależnych, w pełni profesjonalnych i patriotycznych menedżerów”. A szczególnie krewnych (np. Jan Maria Tomaszewski, doradca w TVP) i kolegów prezesa (np. Wojciech Jasiński, wyniesiony na szczyt Orlenu). Może bliskie związki z Jarosławem Kaczyńskim uświęcają, tak jak to było w przypadku krewnych i bliskich towarzyszy Mahometa?

Co do samego Mateusza Morawieckiego, to dziwiły mnie medialne komentarze: „Jak to dobrze, że w rządzie PiS pojawił się gospodarczy fachowiec”. Po pierwsze, nie każdy prezes zagranicznego banku bierze grube miliony za to, że odgrywa w nim jakąkolwiek kierowniczą rolę. A po drugie, nie daje to automatycznie wiedzy o tym, co decyduje o stabilizacji i rozwoju całej gospodarki. Świadczą o tym wypowiedzi Mateusza Morawieckiego pełne patriotycznych sloganów i niekompetentnych odniesień do spraw gospodarki. A zupełnie porażający jest jego plan, sławiony przez J. Kaczyńskiego i Jarosława Gowina jako „wielki plan Morawieckiego”. Ale o tym za chwilę. By dokończyć wątek wicepremiera, to jeszcze wspomnę, że uderza mnie zajadłość, z jaką mówi o III Rzeczypospolitej i o Lechu Wałęsie. Pod tym względem przypomina mi Andrzeja Dudę. To już ojciec Mateusza, Kornel Morawiecki, jest momentami bardziej wyważony.

Aby dokończyć wątek aktywu PiS-u, chcę powiedzieć, że nie wszyscy jego członkowie należą do pisowskiej sekty lub są karierowiczami. Myślę, że sporo jest tam również ludzi zabłąkanych, którzy ulegli propagandzie ze strony sekty oraz magii zwycięstwa. Pytanie: czy zamkną sobie oczy i uszy, by nie docierały do nich sygnały z niepisowskiego świata?

Trzeba się bić z PIS o Polskę

Подняться наверх