Читать книгу Trzeba się bić z PIS o Polskę - Leszek Balcerowicz - Страница 12
Dlaczego PiS wygrał wybory parlamentarne?
ОглавлениеNa temat przyczyn zwycięstwa PiS jest wiele teorii, w większości niewytrzymujących, moim zdaniem, testu logiki i faktów. Ja uważam, że wynikało ono z całego splotu czynników i zdarzeń, z których niektóre nie musiały nastąpić. Nie zdecydowała więc jakaś jedna przemożna siła, jakieś fatum. Z tego oczywiście nie wynika, że efekt tego splotu nie jest groźny – jest. Nawet z przypadkowych zdarzeń mogą wynikać trwałe i niedobre skutki. Historia jest usiana takimi punktami zwrotnymi. By użyć drastycznego przykładu: I wojna światowa nie musiała się zdarzyć, a się zdarzyła. Nie jest jednak tak, że nic się nie da zrobić, by zejść ze złego toru, na jaki sprowadziło Polskę zwycięstwo Andrzeja Dudy i PiS. Oczywiście, da się, i to tym szybciej, im mocniejszy będzie zorganizowany obywatelski opór. To na szczęście obserwujemy.
A teraz wracając do splotu czynników i zdarzeń, które doprowadziły do zwycięstwa PiS w wyborach parlamentarnych: po pierwsze, sama wygrana PiS w wyborach prezydenckich dała mu dodatkowy impet, a przypominam – Bronisław Komorowski nie musiał przegrać.
Po drugie, do zwycięstwa PiS przyczyniły się wcześniejsze, jaskrawe błędy PO. Mam tu zwłaszcza na myśli programowy i propagandowy zwrot w kierunku PiS-u, jaskrawo widoczny w przypadku skoku na oszczędności emerytalne w OFE. Coś takiego zrobiły przedtem tylko skrajnie populistyczne rządy: najpierw Kirchnerów w Argentynie, potem Orbána na Węgrzech. I oto rząd Tuska, chcąc uniknąć potrzebnych reform finansów naszego państwa, poszedł w tym samym kierunku, choć – aby być fair – chcę dodać, że wcześniej usunął większość przywilejów emerytalnych i podniósł wiek przechodzenia na emeryturę. Skok na OFE był nie tylko ciężkim błędem ekonomicznym, ale i politycznym. Był szokiem dla ideowej części wyborców PO, zwłaszcza że towarzyszyła mu pełna demagogii i antykapitalistyczna w wydźwięku propaganda (giełda to ruletka, OFE to krwiopijcy itp.). Tymi ruchami PO odepchnęła od siebie koło dwóch milionów potencjalnych wyborców – to te osoby, które ponownie zapisały się w 2013 r. do okrojonego OFE, choć wymagało to dodatkowego wysiłku (czego się zwykle unika). To był taki gest Kozakiewicza pod adresem PO. Nawiasem mówiąc, aż przykro było patrzeć, jak praktycznie cały klub poselski PO podnosił zgodnie ręce za zniesieniem jednej z najważniejszych reform, jakie udało się – i to na zasadzie szerokiego ponadpartyjnego konsensusu – przeprowadzić po 1989 r. w Polsce. Wśród tego antyreformatorskiego pędu w PO były akty wyjątkowego oportunizmu, np. zachowanie Dariusza Rosatiego, który krytykował w 2011 r. pierwotne uderzenie PO w OFE, a gorliwie popierał w 2013 r. następne, dużo bardziej drastyczne, będąc przewodniczącym Komisji Finansów Publicznych w Sejmie. No a potem został kandydatem PO na europosła i powędrował do Brukseli. Zdumiewające było też dla mnie zachowanie prezesa NBP Marka Belki, który – wbrew własnym ekspertom, i to w histeryczny sposób – popierał skok na oszczędności w OFE.
A PiS zacierał ręce, bo ten ruch odpowiadał ich poglądom na państwo i gospodarkę, choć – rzecz znacząca – sam go nie zrobił, gdy rządził w latach 2005-2007. To PO złamała tabu. Jarosław Kaczyński niezwykle agresywnie wypowiadał się w czasach rządów PO o OFE, licytując się w antykapitalistycznych wypowiedziach z Leszkiem Millerem z SLD i z niektórymi publicystami goszczącymi na łamach „Gazety Wyborczej”, a także z częścią postsocjalistycznej profesury.
Nieomal wszystkie partie (ugrupowanie Palikota było tu wyjątkiem) przy okazji skoku na oszczędności w OFE uprawiały antykapitalistyczną propagandę. Najchętniej korzystała z tego najbardziej antykapitalistyczna z nich, czyli PiS. To było dmuchanie w pisowskie żagle.
Na sprawę OFE nałożyły się podsłuchy, ujawnione w czerwcu 2014 r. Odnoszę się do nich w dalszej części książki, powiem więc tu krótko: skandalicznie zachował się znów Marek Belka, który w rozmowie z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem proponował polityczny targ. Uważałem i uważam, że Belka powinien był natychmiast podać się do dymisji, bo jaskrawo naruszył odrębność NBP od rządu. A Sienkiewicz powinien zrezygnować z urzędu, chociażby z powodu nieudolności – nie zapobiegł podsłuchom. W krajach o wyższej niż u nas kulturze politycznej tak by się stało. Ale u nas bohaterowie skandalu poszli w zaparte i mało kto w mediach to potępiał. W różnych demokracjach zdarzają się skandale, kulturę polityczną poznaje się po tym, jakie są na nie reakcje.
A co do PO, to przyjęła ona najgorszą z możliwych strategii: skandal to podsłuchy, a nie to, co one ujawniły. Z prawnego punktu widzenia było to poprawne, ale z politycznego – zabójcze, bo zwiększyło skuteczność agresywnej propagandy PiS: „No przecież widzicie, PO to ludzie bez moralności, cwaniacy, złodzieje itp.”.
Aby dopełnić obrazu zdarzeń po stronie PO, które zwiększyły szanse na zwycięstwo PiS, wspomnę o górnictwie. Co prawda odpowiadał za nie bezpośrednio PSL, ale gdy spadek cen węgla ujawnił ogromne straty, zwłaszcza w górnictwie państwowym, to Donald Tusk zaangażował się – i to w jaki sposób: umizgując się do związkowców! Pewnie sobie wykalkulował, że na reformy za późno, a wybory się zbliżały. Ale to był kolejny zły sygnał dla ideowych wyborców PO. Opóźnianie reform zawsze kosztuje społeczeństwo, a czasami – polityków. Generalnie, protesty związków zawodowych nie są w Polsce popularne, Polacy w tym punkcie wykazują zdrowy rozsądek.
Zostawiając już na boku PO, chcę przypomnieć, że PiS bezwzględnie wykorzystywał też sprawę uchodźców, strasząc Polaków ich masowym zalewem, podczas gdy chodziło o kilka tysięcy osób. A przez Polskę przewinęło się ok. 80 tysięcy Czeczenów, których zresztą bronił wcześniej Mariusz Kamiński.
Do innych zdarzeń, które nie musiały mieć miejsca, trzeba zaliczyć to, że Zjednoczonej Lewicy i Korwinowi zabrakło minimalnej liczby głosów do wejścia do Sejmu: ZL – 0,45 proc., a Korwinowi – 0,24 proc. Tylko dzięki temu PiS uzyskał większość.
Jak widać, to nie jakiś geniusz Jarosława Kaczyńskiego, ale splot szczęśliwych dla niego przypadków dał mu taki wynik.
To oczywiście nie podważa legalności tego rezultatu, ale uświadamia, że nie wziął się on z działania jakichś nieodpartych, potężnych sił. To zupełnie inna sytuacja niż przytłaczające zwycięstwo Orbána na Węgrzech w 2010 r.