Читать книгу Szungit - rosyjski kamień zdrowia - Lilia Grauberger - Страница 2
O mnie
ОглавлениеNa pomysł napisania książki o szungicie wpadłam podczas drogi powrotnej z Helsinek do Sztokholmu. Był koniec sierpnia. Wcześniej spędziłam 10 wspaniałych dni ze swoją rodziną w Karelii. Stoję przeszczęśliwa na górnym pokładzie promu, rozkoszuję się wiatrem na Bałtyku, słońcem, patrzę na wyspy ze szwedzkimi drewnianymi domkami i obserwuję nieskończoność błękitnego nieba.
Nagle zaczynają wypływać ze mnie pomysły.
Właściwie pomysły przychodzą do mnie zawsze w drodze powrotnej do Niemiec. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ dzieje się tak przez całe moje życie, zawsze dalej, zawsze do przodu! Niby nic się nie dzieje, a tak naprawdę dzieje się wszystko!
Następnie przychodzi radość powrotu do Niemiec i radość z realizowania pomysłów do momentu, aż znowu wyruszę w podróż…
Jestem Rosjanką, ale od 20 lat mieszkam w Niemczech i wszystko, co robię, kręci się wokół mojej samorealizacji. Dlatego też tak bardzo cieszę się z pomysłów, które dostaję w prezencie podczas powrotów do domu!
Moja mama przyleciała do Władywostoku do swojej mamy, aby urodzić nas – mnie i mojego brata. W siódmym miesiącu ciąży podróżowała ok. 1100 km pociągiem i samolotem z półwyspu Kolskiego, z miasta Kandałaksza. Dzięki mojej mamie mogę powiedzieć, że urodziłam się nawet za Syberią i czuję się niezwykle związana z tym miejscem. Nic dziwnego, bo mój tata także pochodzi z Syberii.
W Kandałakszy niedaleko Murmańska mieszkałam do 20. roku życia, 180 km od karelskiej granicy i ok. 800 km od kopalni szungitu. W warunkach Północy to praktycznie zerowe odległości.
W wieku 8 lat miałam pierwsze doświadczenie z szungitem. Moi rodzice chcieli, abym uczyła się gry na akordeonie i zapisali mnie do szkoły muzycznej.
Po roku nauki musiałam podejść do egzaminu, aby zdać do następnej klasy. Wtedy nie lubiłam tego ciężkiego instrumentu, nie traktowałam poważnie egzaminu i w ogóle się do tego nie przygotowywałam. Jednak bardzo chciałam go zdać, aby nie rozczarować rodziców. Z drugiej strony absolutnie nie chciałam się do niego uczyć! Pytanie brzmiało: „jak w takim razie poradzę sobie na egzaminie?”.
Moja babcia rozumiała moją sytuację i wsparła mnie w moim problemie. „Potrzeba magicznego kamienia” – tak go wtedy nazwała. Kamień ten nosił nazwę szungit i rzekomo miał pomagać ludziom we wszystkich problemach!
Miałam wziąć go ze sobą na egzamin, aby bezproblemowo go zdać.
Faktycznie egzamin zdałam, ale niedługo potem zrezygnowałam z nauki w szkole muzycznej. Czasami żałuję, że nie skorzystałam z tej okazji, bo teraz mogłabym się cieszyć z gry na pianinie.
To, co kiedyś przychodziło łatwo, powinno się dalej kontynuować!
W wieku 9 lat chciałam mieć własnego psa. Dlaczego własnego? Mój tata był zawodowym myśliwym i na podwórku mieliśmy wiele psów rasy husky.
Psy mojego taty były jednak szkolone do polowań, miały do mnie duży dystans i nie bawiły się ze mną. Czasami zdarzało się, że jadły mi z ręki. Chciałam jednak mieć psa do zabawy, takiego, którego tylko ja bym wychowywała, takiego, który kochałby tylko mnie! Tata nie zgodził się na psa. Uważałam wtedy, że to było niesprawiedliwe. Byłam jego jedyną córką i zazwyczaj spełniał wszystkie moje zachcianki. Wtedy było inaczej!
Następnego dnia ponownie poszedł do lasu na kilka tygodni. Ze wszystkimi swoimi psami. W końcu dzięki nim zarabiał pieniądze! Ale co ja wtedy rozumiałam z tej sytuacji?
„Nigdy nie będę mogła mieć własnego psa!” pomyślałam i zalałam się łzami.
Po kilku dniach wpadłam na pewien pomysł. Zdecydowałam, że wyczaruję sobie psa. Jak pomyślałam, tak robiłam! Wszystkie moje dolegliwości i całe moje cierpienie przelałam do czarnego kamienia. Oczywiście także chciałam psa husky. Chciałam, żeby był duży, silny i żeby wszyscy się go bali. Poczułam się lżej i niedługo potem zapomniałam o swoim zaklęciu. Około miesiąc później wróciłam ze szkoły do domu. Nikogo nie było, a na podłodze stało pudełko po butach, z którego dochodziły charakterystyczne odgłosy. Poczułam przejmujące szczęście.
On tam był! Mój pierwszy pies! Wyjątkowy pies! Oczywiście musiał też nosić wyjątkowe imię.
Często myślę o Szungicie, moim pierwszym i jedynym psie, który odprowadzał mnie do szkoły i czekał na mnie, który bronił mnie przed chłopcami z sąsiedztwa, i który uwielbiał bawić się w chowanego. Niestety żył tylko 2 lata.
Niedawno pokazałam ten „magiczny kamień” swojemu 10-letniemu bratankowi. Chciał mieć kota. Tym razem jednak się nie udało. Niestety Daniel jest w naszej rodzinie znany z tego, że szybko się poddaje. Będzie musiał nad tym jeszcze popracować.
Pamiętam jeszcze, kiedy mój tata był bardzo chory. Słyszałam wtedy, jak krzyczy z bólu. Podczas wędkowania nad jeziorem, przez lewy kciuk dostał mu się do ręki pasożyt Haemonchus contortus.
Prawdopodobieństwo takiego zarażenia jest bardzo niewielkie. Mimo to tym razem do niego doszło. Ten pasożyt jest bardzo niebezpieczny, ponieważ zagnieżdża się w kościach, żywi się nimi, a pozostałości pasożytów bardzo szybko ponownie stają się dojrzałą formą. Dwie operacje nie pomogły mojemu tacie.
Babcia zaleciła mu następujący lek: zmielony na proszek szungit wymieszany z mąką owsianą i miodem. Ciepłe okłady z tej mieszanki należy kłaść na bolące miejsca. Po 2 dniach ból się zmniejszył, a po 3 tygodniach tata ponownie mógł wziąć w dłoń swoją strzelbę.
W wieku 13 lat zaczęłam interesować się chłopcami, co w krótkim czasie negatywnie odbiło się na moich ocenach w szkole.
Po kilku rozmowach z wychowawczynią postanowiłam coś z tym zrobić. Oczywiście nie chodziło mi o naukę, lecz przynajmniej o to, bym bardziej uważała na zajęciach. Było to dla mnie bardzo trudne, ponieważ już wtedy ktoś bardzo zawrócił mi w głowie i pochłaniał całą moją uwagę.
Myślałam o jakimś środku pomocniczym, swego rodzaju serwerze, który przyjmowałby za mnie wiedzę i oddawałby mi ją przy każdym dotknięciu. Być może eksperymentowałam z tym na różne sposoby. Teraz nie wiem już na pewno. Wiem tylko, że z dużym kawałkiem szungitu osiągałam dobre wyniki. Nosiłam go w plecaku owiniętego w gazetę (z powodu właściwości barwiących). Jeśli nie uważałam na lekcji, wierzyłam, że informacje z lekcji będą zapisane w kamieniu.
Poza tym zawsze byłam świadoma momentu, w którym wędrowałam do swojej krainy iluzji. W takim momencie kierowałam energię i słowa nauczycielki na kamień. Było tak, jakbym przekazywała szungitowi swój zmysł słuchu oraz swoją pamięć. W tajemniczy sposób wspaniale funkcjonowało to na zajęciach matematyki. Kiedy byłam wywoływana do tablicy, skupiałam się na swoim związku z kamieniem. Koncentrowałam uwagę na szungicie i uwalniałam zmagazynowane informacje.
Stawał się cud! Często mogłam słowo w słowo powtórzyć to, co wcześniej mówiła nauczycielka!
Na początku moja nauczycielka była bardzo zdziwiona. Dziwiłam się również ja, ponieważ słowa, które wypowiadałam, brzmiały obco. Wprawdzie umysł mało z nich rozumiał, ale wzory brzmiały identycznie jak te wypowiadane przez moją nauczycielkę.
Uwierzyłam, że odkryłam tajemnicę tego zaklęcia. Od tamtej pory szungit zawsze mi towarzyszy!
W szkole miałam problemy tylko z fizyką, chemią i matematyką, i to właśnie w tym celu opracowałam swoje zaklęcie.
Logiczne jest to, że nie radziłam sobie z rozwiązywaniem zadań praktycznych z tych przedmiotów. Bardzo mnie to zdziwiło, a i zdziwienie moich nauczycieli wydawało się być autentyczne. Do tego stopnia, że bardzo mocno mnie wspierali! Dzięki temu dostałam ocenę dostateczną, co było dla mnie ogromnym osiągnięciem.
Możliwość odczytywania informacji z kamienia wykorzystałam przy zmianie szkoły w Niemczech. Gdyby tylko egzaminatorzy w Izbie Przemysłowo-Handlowej (IHK) w hali miejskiej w Lahnstein w marcu 199x roku wiedzieli, że czarny kamień na moim stoliku jest moim „urządzeniem dyktującym”…
Z grupy 12 osób tylko 3 osoby zdały egzamin na programistę. Byłam w tej szczęśliwej trójce. Zatem działało to też w języku niemieckim. Kilka lat temu pracowałam w dziale projektowania w firmie programistycznej i od tamtej pory jestem przekonana, że programowanie jest typowo intuicyjną sprawą i nie ma zbyt dużo wspólnego z logiką. Jestem także przekonana, że „substancja naukowa”, obojętnie jakiego rodzaju, jest dostępna w nas, a kamień łączy nas w sposób praktyczny z naszą własną wiedzą.
W końcu wiedza ta wychodzi też z innych ludzi. Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni, czyż nie?
Przed wyjazdem do Niemiec mieszkałam 7 lat w Karelii.
Także teraz, kiedy już poznałam kilka kultur z innych krajów, kultura, folklor oraz legendy Karelii zajmują szczególne miejsce w moim sercu. To tam studiowałam technologię produktów spożywczych, zakochałam się i wyszłam za mąż.
W wieku 26 lat przeprowadziłam się z rodziną mojego męża do Niemiec. Niedawno spytano mnie, jakie były moje pierwsze wrażenia na temat Niemiec. Pamiętam to bardzo dokładnie: było przygnębiająco i szaro. 22.12.1991 pociąg przekroczył granicę i wczesnym porankiem wyjrzałam przez okno.
Po przyjeździe do Niemiec magia życia zniknęła dla mnie na kolejne 7 lat. W tym czasie wydawało mi się, że moje życie zostało związane w węzeł i wydawało się, że ja również jestem do niego ściśle przywiązana. W ciągu tych 7 lat wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Po rozwodzie, z dwójką małych dzieci kelnerowałam w restauracji, w pubie, na statku i kto wie gdzie jeszcze, podczas gdy moja córka musiała zajmować się swoim młodszym bratem.
Jedyną nadzieją dla mnie było oszczędzenie pieniędzy i powrót do Rosji. Zaoszczędziłam pieniądze i postanowiłam, że przed podjęciem decyzji wybiorę się na urlop do mojej ojczyzny. W tym celu odwiedziłam moją przyjaciółkę z dzieciństwa, Olję. Olja zawsze była poukładana, a ja z kolei pełna fantazji.
Przeciwieństwo naszych charakterów niesamowicie nas połączyło. Pamiętam, że Olja zaufała mojej sztuczce z szungitem i dobrymi ocenami, więc wyszukałam odpowiedni dla niej kawałek szungitu i podarowałam jej go. Nigdy go jednak nie użyła. I co zobaczyłam na jej stole podczas wizyty? Dokładnie ten sam kawałek szungitu! Pomyślałam sobie, że „racjonalna Olja” zatrzymała go, podczas gdy ja całkowicie zapomniałam o jego magii.
Z tego urlopu przywiozłam do Niemiec 3 kg szungitu tak naprawdę nie wiedząc, od czego mam zacząć. Piłam wodę szungitową i podarowałam ją ludziom, którzy wydawali mi się sympatyczni. Niedługo potem zauważyłam, że moje życie nabrało zupełnie inny kierunek. Poznałam mężczyznę, któremu bardzo na mnie zależało i który miał na mnie dobry wpływ. Zaczęłam się dokształcać, co stopniowo ruszyło moją karierę naprzód. Razem z dziećmi przeprowadziłam się z małej wioski nad Renem do Koblenz. Szungit ponownie stał się częścią mojego życia, przywrócił mi wiarę w magię i cud życia. Skutek? Jestem kobietą, która czuje się atrakcyjnie i dobrze, byłam i jestem człowiekiem bardzo ciekawym życia oraz wdzięcznym za to, co przynosi los. Pozostałam również córką swoich rodziców. Moje stosunki z rodziną są bliskie i budujące dla każdego z nas. Jesteśmy w końcu małą rodziną i trzymamy się blisko. Jak wspomniałam, z zawodu byłam programistą, a następnie prezesem firmy eksportowej. Każdy z tych zawodów wykonywałam tylko przez 3 lata i szłam dalej.
Nie bez strachu dalej szukałam siebie i zawsze znajdowałam coś nowego. Kilka lat temu zrezygnowałam ze statusu pracownika i stałam się przedsiębiorcą. Od tamtego czasu prowadzę z sukcesem lokalne przedsiębiorstwo, podążyłam jednak za swoim powołaniem. Zostałam uzdrowicielką! Moi klienci znają mnie, wiedzą, że odczytuję ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość z kamieni. Zawsze się to sprawdza. Moi klienci są zdumieni tym, jakie historie z ich życia potrafię opowiedzieć. Szungit nauczył mnie także uzdrawiać ludzi i pomagać im. Każdy mój klient, przed rozpoczęciem rozmowy o jego problemach, trzyma w dłoniach czarny kamień. I tak zaczyna się magia. Wieczna podróż do własnej osobowości i indywidualności.
Mój tata mawiał: „Dlaczego sobie utrudniać, jeśli idzie łatwo”. To się zgadza! Moja mama nauczyła mnie podziwiać życie. To również się sprawdza! Moje motto brzmi: „Wszystko jest bardzo łatwe i dlatego takie trudne”! Także się zgadza, prawda?
Niniejszą książkę napisałam w wiecznej wdzięczności dla moich rodziców, mojej rodziny i moich przyjaciół, dla mojego życia oraz moich doświadczeń.
Jestem bardzo wdzięczna naturze, że nadal wspiera nas, ludzi, i pomaga nam.
Szungit jest częścią natury i nie czuję smutku, że kopalnia szungitu niedługo się wyczerpie. To cykl natury. Tam, gdzie coś się kończy, zaczyna się coś innego.
Zobaczymy…
Lilia Grauberger
Wiosną z czarnej ziemi wyrasta kwiat
„Jak tu pięknie!” – mówi kwiat. – „Jakie słodkie powietrze!”
„Przez miliony lat to samo!” – pomyślał kamień
– „Zaraz umrę z nudów!”