Читать книгу Łapy i ogony - Magda Podbylska - Страница 7
Rozdział 2
ОглавлениеTata był weterynarzem. Razem z wujkiem pracował w przychodni przy sąsiedniej ulicy. Wszyscy okoliczni psiarze i kociarze leczyli u nich swoje zwierzaki. Mama mówiła, że gdyby chociaż połowa ludzi płaciła tacie i wujkowi za wizyty, bylibyśmy milionerami. Trudno powiedzieć. Wiedziałem natomiast, że tata często w nocy chodził ze swoją walizeczką do pacjentów. Raz nawet poszedł w piżamie – wtedy, kiedy kotka sąsiadów nie mogła się okocić.
To zawsze mnie zastanawia: bezpańskie psy i koty rodzą się bez żadnych problemów w każdej piwnicy, a te udomowione nie mogą sobie poradzić z przyjściem na świat w hotelowych warunkach.
Hotelowe warunki – to ulubione powiedzenie taty. Normalnie oznacza ono całkiem miłe miejsce, ale dla taty to zupełnie coś innego. Tata mówił, że hotelowe warunki dla zwierząt są wtedy, gdy pies albo kot mieszka z kimś, kogo całymi dniami nie ma w domu. Taki ktoś traktuje swój dom jak hotel, a psa jak telewizor. Wujek też często narzekał, że ludzie kupują sobie zwierzęta, a potem nie poświęcają im dość czasu. Dlatego wujek i tata nie chcieli mieć w swoich domach psów. Wujek – to jasne – mieszkał sam i od rana do wieczora był w przychodni. Ale tata!? Ja bardzo chciałem mieć jakieś zwierzę. Najchętniej psa – rasowego beagle’a. Są cudowne. Gładkowłose, trójkolorowe, z klapiącymi uszami. I mają uśmiechnięte pyski. Mama na ogół była w domu, chociaż przeważnie zamykała się w sypialni i pracowała. W czasie tych wakacji prawie wcale nie wychodziła z domu. Ja też mógłbym się beaglem opiekować. Od września miałem zacząć chodzić do nowej szkoły, w której przecież też nie siedzi się cały dzień. A tata ciągle się upierał, że nie chce w domu żadnych zwierząt.
– Mam dosyć łap i ogonów w pracy – mówił, gdy zaczynałem drążyć temat zwierząt w domu. – W domu wolę odpoczywać od futrzastych.