Читать книгу Łapy i ogony - Magda Podbylska - Страница 8

Rozdział 3

Оглавление

Mama stanęła w przedpokoju kompletnie wyprowadzona z równowagi dzisiejszym wypadkiem. Patrzyła na mnie zapłakana. Weszła do kuchni, zrobiła dwa kubki herbaty i kiwnęła, żebym usiadł przy stole. Nasza kuchnia była mała, ciasna i pełna rzeczy, które trzeba by w niej od czasu do czasu posprzątać. Przed wypadkiem mama co kilka dni podejmowała walkę z bałaganem. Zakładała wtedy gumowe rękawiczki, nalewała wody do miski, szykowała stertę szmatek i zaczynała porządki. Przeważnie jednak w kuchni panował miły kuchenny nieład. Jego autorem był głównie tata. No i ja. Ten nieład pozwalał nam znaleźć coś dobrego do zjedzenia w najmniej spodziewanym miejscu. W wypadku ucierpiała, niestety, także nasza kuchnia – mama i tata ciągle ją teraz sprzątali, wyrzucili z niej mnóstwo naczyń i z miłego, przytulnego kącika stała się kuchnią jak z wystawy.

Siedząca przy lśniącym blacie mama, z czerwonymi oczami i potarganymi włosami, wyglądała bardzo smutno.

– Przy warzywniaku samochód potrącił psa. Na moich oczach. Kierowca nawet się nie zatrzymał, tylko z piskiem opon pojechał dalej.

– Może nie zauważył… – wtrąciłem, ale mama spiorunowała mnie wzrokiem.

– To był pies długości wilczura, ale niższy. Rudy. Przechodził na przejściu dla pieszych na zielonym świetle. A ten idiota po prostu odjechał. Tak bardzo żałuję, że nie zwróciłam uwagi na numery rejestracyjne.

– Tata poszedł go sprzątnąć?

– A niby jak miałby to zrobić?

– No nie wiem. Do worka, czy jak…

Mama spojrzała na mnie, uśmiechając się przez łzy.

– Myślałam, że chcesz, żeby tata sprzątnął tego kierowcę. Tak, poszedł zdjąć psa z ulicy. Zadzwonią z wujkiem do firmy, która zajmuje się kremacją zwierząt. Chociaż tyle mu się należy.

– A po co tacie drzwi od szafki?

– Ten pies może być bardzo ciężki. Będą go nieśli na drzwiczkach.

Wypiłem łyk herbaty. Była gorzka i bardzo gorąca. Przysunąłem do siebie cukiernicę i wsypałem do kubka trzy łyżeczki cukru. To kolejna korzyść z wypadku – teraz nikt nie marudzi, że tyle słodzę.

– A łokieć? – spytałem cicho.

– Jaki łokieć? – Mama spojrzała na mnie tak, jakby się właśnie obudziła. Zawsze gdy się zamyśli, odlatuje na inną planetę.

– Taty łokieć. Ten bolący po wypadku. Jak będzie niósł na drzwiczkach zwłoki, skoro go boli łokieć?

Mama była zaskoczona.

– Nie pomyślałam o tym – zaczęła niepewnie, zerkając na swoją komórkę. – Może… A którą ręką niósł drzwiczki?

Wstałem, poszedłem do przedpokoju, ustawiłem się w tę samą stronę co wychodzący z domu tata i powiedziałem zaskoczony:

– Prawą.

– Czyli już go nie boli. Cudze nieszczęście jest najlepszym lekarstwem dla… – zaczęła, ale wybiegła z kuchni do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi. Po chwili słyszałem, jak płacze i wyciera nos. Głupi pies. Mama nigdy nie dojdzie do siebie, jeśli będzie oglądać różne śmiertelne wypadki. Zwłaszcza na naszej ulicy.

Mama po naszym wypadku nie lubiła jeździć samochodem. Tata nie mógł prowadzić, bo miał problemy z patrzeniem na boki. Mama jeździła bardzo wolno, prawie zatrzymywała się przed każdym przejściem dla pieszych, nawet gdy w pobliżu nie było żadnych ludzi. Kiedyś na sąsiednim pasie zahamował z piskiem jakiś samochód. Mama się popłakała, ręce jej się trzęsły, musiała zjechać na pobocze i wyjść na chodnik, żeby się uspokoić. Akurat przejeżdżał policyjny radiowóz. Policjanci podeszli do nas, bo wyglądaliśmy jak świeżo po wypadku – tata dziwnie wyprostowany, mama zapłakana i ja, siedzący na krawężniku. Zastanawiałem się wtedy, czy też miałbym aż takie lęki, gdybym był kierowcą i miał wypadek.

Potem w domu powiedziałem o tym tacie.

– Złe wspomnienia są jak plamy na dżinsach – powiedział po zastanowieniu. – Niektórzy ludzie wcale się nimi nie przejmują i chodzą normalnie po świecie. Inni są z nich dumni i opowiadają o nich wszystkim dookoła. A jeszcze inni nie umieją z takimi plamami żyć. Potrzebują wiele proszku i wiele starań, żeby plamy zniknęły. I co na te plamy spojrzą, to znowu się nimi martwią.


– Tak jak mama?

– Mama myśli, że wszyscy ją źle oceniają za plamy, z którymi ona sama nie umie sobie poradzić. A większość ludzi nie zwraca na cudze spodnie żadnej uwagi.

– Może mamę całą powinniśmy wsadzić do pralki, razem z plamami? – spytałem.

– Może ktoś kiedyś wynajdzie jakiś cudowny proszek.

Łapy i ogony

Подняться наверх