Читать книгу Życie oparte na kłamstwach - Magdalena Majcher - Страница 7
Rozdział 4
ОглавлениеJudyta siedziała nad terminarzem i rozłożonymi notatkami ze spotkania z klientką. Mogła skorzystać z gabinetu na piętrze, ale rzadko się na to decydowała. Wolała pracować w kuchni, bo uważała to miejsce za serce domu. Tak nauczyła ją matka. Wszystkie spotkania w rodzinnym domu Judyty odbywały się właśnie w kuchni. To tam odrabiała lekcje, uczyła się do matury i egzaminów. Całe mieszkanie było niewielkie, a jej pokój – wręcz mikroskopijny. Jej sytuacja lokalowa już jakiś czas temu uległa diametralnej zmianie zmianie, a mimo to wciąż najlepiej pracowało jej się w kuchni. Poza tym miała stamtąd widok na Antka, który ostentacyjnie lekceważył istnienie własnego pokoju i bawił się głównie w salonie. Rozłożyła więc papiery na blacie i usiadła na wysokim krześle. Rozbolała ją głowa. W pierwszym odruchu miała ochotę nalać sobie kieliszek wina na obniżenie ciśnienia, ale złamałaby wtedy swoją zasadę, że poza weekendami pije tylko wieczorem.
Odłożyła na chwilę długopis i rozmasowała palcami skronie. Z miejsca, w którym siedziała, widziała fragment osiedlowej drogi i podjazd przed ich domem. Dominik już dawno powinien być w domu. Jakiś czas temu sprawdziła w sieci, czy nie wydarzyła się żadna katastrofa z udziałem samolotu linii lotniczej, w której pracował jej mąż. Ten odruch był bezwarunkowy. Wypracowała go przez lata małżeństwa. Dominik się spóźniał, pewnie coś się stało. Kiedy jednak upewniała się, że mąż jest bezpieczny, powracały inne wątpliwości. Mogła zadzwonić i sprawdzić, dlaczego Dominik jeszcze nie wrócił, ale nigdy tego nie robiła. Nie chciała być jedną z tych żon, które kontrolują każdy ruch męża. Poza tym… bała się tego, co mogłaby usłyszeć. Dominik miał swoje sekrety, a ona sama nie wiedziała, czy jest gotowa, aby je poznać. Nieświadomość miała swoje plusy.
Judyta usłyszała, jak córka zbiega po schodach, a po chwili Julka pojawiła się w kuchni. Zatrzymała wzrok na leżących przed matką kartkach, po czym podeszła do lodówki. Otworzyła ją, podrapała się po głowie i zamknęła.
– Jest coś do jedzenia? – zapytała matkę.
– A nie widziałaś? – Judyta odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Pełna lodówka.
Nastolatka się zawahała.
– Zrobisz mi kanapki?
– O nie, moja panno!
– Dobra, nie jestem głodna – burknęła Julka. – Taty jeszcze nie ma?
– Nie. Najwyraźniej mu coś wypadło.
– Mogę pooglądać telewizję?
Judyta wzruszyła ramionami.
– A odrobiłaś lekcje?
– Tak, mamo. Pytałaś mnie o to pięć razy.
– Wolę się upewnić. Dobrze, włącz coś, ale bez żadnych drastycznych scen, bo potem Antek nie będzie mógł spać.
Julka bez słowa wyszła z kuchni. Judyta była pewna, że za najwyżej pięć minut z salonu rozlegną się odgłosy walki, bo kiedy Antek zobaczy, że jego siostra dostała pozwolenie na oglądanie telewizji, tajemniczym zbiegiem okoliczności zorientuje się, że właśnie jest nadawana jego ulubiona bajka. Wprawdzie Judyta słyszała od koleżanek, że między rodzeństwem co chwilę wybuchają głośne awantury, ale miała nadzieję, że jej uda się tego uniknąć. Między Julką a Antkiem było dziesięć lat różnicy. Judycie wydawało się więc, że nie będą wchodzić sobie w paradę. Nic bardziej mylnego.
Wróciła do studiowania notatek ze spotkania. Umówiła już wizytę w salonie sukien ślubnych i obdzwoniła sprawdzone restauracje, w których wcześniej organizowała wesela i miała pewność co do wysokiej jakości obsługi. Zastanawiała się nad zaproszeniami ślubnymi i karteczkami na stół z nazwiskami gości. Panna młoda zasugerowała, że chciałaby coś zabawnego, jej matka upierała się natomiast przy klasyce. Co ciekawe, Judyta nie wiedziała, jakie zdanie ma ten temat przyszły mąż, bo go nie poznała. Życzyła swoim klientkom jak najlepiej, ale podejrzewała, że akurat to małżeństwo nie będzie udane, skoro pan młody kompletnie nie angażował się w przygotowania, a jego narzeczona sama nie wiedziała, czy w ogóle tego ślubu chce.
Judyta włączyła laptop. Fryzjerka, z którą dotychczas współpracowała, poszła na urlop macierzyński. Judyta będzie musiała znaleźć kogoś innego. Zamierzała przewertować w tym celu opinie zamieszczone w sieci. Czytała właśnie recenzje jednego ze znajdujących się w centrum Bielska-Białej studiów fryzjerskich, kiedy na podjeździe przed domem zatrzymał się samochód Dominika. Judyta nie oderwała się jednak od komputera. Zamierzała pokazać mężowi, że nic a nic nie obchodzi jej, że wrócił do domu tak późno, chociaż w rzeczywistości aż gotowała się ze złości.
– Cześć – rzucił Dominik, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony żony i dzieci, wbiegł po schodach na górę.
Po chwili do Judyty dotarł szum wody spod prysznica i poczuła bolesny skurcz w żołądku. Dominik nigdy nie kąpał się od razu po powrocie z pracy. Najpierw rozmawiał z dziećmi, pytał, jak im minął dzień, co w szkole, w przedszkolu. Czasem zamienił też dwa czy trzy zdania z żoną. Jadł obiad, a dopiero później ewentualnie szedł pod prysznic. Każde odchylenie od normy stanowiło dla Judyty dowód jej przypuszczeń, ale wolała udawać, że nie dostrzega głupkowatego uśmiechu na jego twarzy, że nie czuje zapachu obcych perfum.
Judyta spojrzała przez łzy na swoje notatki. Miała ochotę zadzwonić do klientki i błagać ją, żeby tego nie robiła. Żeby nie popełniała największego błędu w swoim życiu. Ta dziewczyna mogła się wycofać, póki jeszcze nie było za późno. Młodość wiąże się ze swego rodzaju bezkompromisowością. Potem jest trudniej. Dochodzą przyzwyczajenia, konwenanse, obowiązki. Brnie się w nieszczęśliwe małżeństwo, bo przecież dzieci, dom, rodzina, przeżyte wspólnie lata…
Dominik zszedł z góry i bezszelestnie przemknął obok Judyty. Zatrzymał się przed lodówką, jak przed kwadransem Julka, i podobnie jak ona podrapał się po głowie i po chwili zrezygnował. Jaki ojciec, jaka córka.
– Robiłaś może coś na obiad? – zapytał, jakby dopiero teraz dostrzegł Judytę.
Nie dziwiło jej to. Zazwyczaj przypominał sobie o niej, kiedy był głodny albo kiedy nie mógł sam odwieźć Antka do przedszkola.
– W lodówce jest zupa, wystarczy odgrzać – rzuciła lekko, nie odrywając wzroku od notatek.
– Dziękuję.
Judyta po raz czwarty czytała to samo zdanie, ale wciąż nie pojmowała jego sensu. Zrozumiała, że to na nic, więc ze złością zatrzasnęła terminarz i wyłączyła komputer. Zaczęła porządkować notatki, ale nie wytrzymała.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś? Nie pomyślałeś, że możemy się martwić? – Obróciła się na pięcie, stając z mężem twarzą w twarz.
Dominik zbladł. Judyta czerpała jakąś dziwną przyjemność z przypatrywania mu się, podczas gdy on tak się wił i próbował jakoś wytłumaczyć swoje spóźnienie.
– Wylecieliśmy z Dortmundu z opóźnieniem – powiedział, nie patrząc jej w oczy. – Nie miałem jak cię powiadomić, a potem zapomniałem włączyć telefon.
– Chyba spore było to opóźnienie – zauważyła Judyta. – Stało się coś?
– Nie, nie – zaprzeczył nieszczerze Dominik. – Po prostu długo czekaliśmy na pozwolenie na start. Była kolejka i… – Urwał gwałtownie. – No, a potem był wypadek na autostradzie i musiałem jechać przez Zator. O co ci tak właściwie chodzi?
– Mnie? – Judyta udała zaskoczenie. – O nic, zupełnie o nic. Uważaj, żeby zupa się nie zagotowała, bo dodałam do niej śmietany.
Zebrała z blatu swoje notatki, po czym wyszła z kuchni, zostawiając Dominika samego z jego wyrzutami sumienia.
Pomysł narodził się w głowie Judyty spontanicznie. Czuła, że się dusi zamknięta w czterech ścianach, a poza tym doszła do wniosku, że Dominikowi dobrze zrobi, jeśli trochę zajmie się dziećmi. Tak dawno nigdzie nie wychodziła. W liceum i na studiach była duszą towarzystwa. Wprawdzie nigdy nie zabiegała o atencję kolegów i koleżanek, nie należała też do najpopularniejszej paczki, a mimo to ludzie do niej lgnęli. Może dlatego, że była dobrą słuchaczką? Doskonale zdawała sobie sprawę, że to rzadki dar. Większość ludzi lubi opowiadać o sobie, a słuchanie średnio im wychodzi. Judyta miała tę umiejętność. Ona po prostu lubiła ludzi. Potrzebowała kontaktu z drugim człowiekiem jak tlenu. Kiedy jednak wyszła za mąż, a kilkanaście miesięcy później urodziła Julkę, odcięła się od dawnego towarzystwa i całkowicie poświęciła się życiu rodzinnemu. Z dawnych znajomych pozostała jej tylko Malwina. Czasem Judyta natykała się na mieście na którąś z koleżanek. Padały sobie wówczas w ramiona, opowiadały pokrótce, co się u nich zmieniło od poprzedniego spotkania, solennie zapewniały, że zdzwonią się w najbliższym czasie, i na tym kontakt się urywał.
Judyta piętnaście lat temu zrezygnowała ze swojego życia całkiem świadomie. Pragnęła tego, czego nigdy nie miała – pełnej, dużej rodziny. Opieka najpierw nad Julką, a potem Antkiem sprawiała jej ogromną przyjemność. Zdarzały się lepsze i gorsze chwile, ale lubiła być matką. To właśnie dla dzieci porzuciła pełnoetatową pracę. Chciała spędzać z nimi jak najwięcej czasu. I choć Antek nadal był mały i potrzebował matki, to Julka dorastała, a Judyta coraz częściej łapała się na myśli, że przecież któregoś dnia dzieci wyfruną z gniazda, a ona zostanie z poczuciem zmarnowanego życia.
Zadzwoniła do Malwiny i zaproponowała jej spotkanie. Umówiły się w modnym pubie Dog’s na Rynku. Musiała w tej kwestii zaufać przyjaciółce, bo ona sama od kilkunastu lat nie miała pojęcia, co dzieje się w mieście.
Długo przygotowywała się do wyjścia. Nie zamierzała z nikim flirtować, ale chciała znów choć na chwilę przyciągnąć męskie spojrzenia. Miała ochotę znów poczuć się dobrze w swojej skórze, odnaleźć w sobie utraconą kobietę. Dominik już dawno przestał patrzeć na nią z pożądaniem. Zresztą, gdyby się tak zastanowić, nigdy nie dostrzegała w jego spojrzeniu podziwu. Od początku była żoną, nawet kiedy jeszcze nią nie była. Judyta miała własną teorię na temat tego, kim jest żona. A właściwie kim nie jest. Żona nie jest kochanką. Jej się nie uwodzi, nie zabiega o nią. Żona ma określone funkcje. Matki, powierniczki, pielęgniarki, kucharki, sprzątaczki, specjalistki do spraw logistyki, gospodyni. Może być przyjaciółką, ale nie kochanką. Judyta właśnie od początku była taką żoną.
Dominik nigdy się o nią nie starał. Poznali ich ze sobą wspólni znajomi. Byli razem na kilku imprezach, na którejś z nich zaczęli ze sobą rozmawiać, potem Dominik odprowadził ją do domu, ale nie poprosił o numer telefonu i nie zaproponował kolejnego spotkania. Znów wpadli na siebie przypadkiem na czyichś urodzinach, Judyta nawet nie pamiętała, kto był wtedy solenizantem. Kilka tygodni później spotkali się w centrum, wypili razem kawę i właściwie od tej kawy się zaczęło, ale ze strony Dominika nie było mowy o żadnej adoracji. Spotykali się na stopie koleżeńskiej przez pół roku. Judyta w końcu nie wytrzymała rosnącego napięcia i sama pierwsza go pocałowała. Od tamtej pory byli parą, ale ich związek zupełnie odbiegał od wyobrażeń Judyty. Malwina z wypiekami na twarzy opowiadała jej o szalonych nocach, głośnych awanturach i jeszcze głośniejszych powrotach, namiętności i pożądaniu. Judyta wysłuchiwała tych historii z niedowierzaniem, ale w końcu doszła do wniosku, że stabilizacja jest dla niej ważniejsza. Nie miała nieziemskiego seksu, o którym Malwina mówiła z tajemniczym błyskiem w oku, ale Dominik ją szanował i nigdy się nie kłócili. To przeważyło. Zresztą spodziewała się, że kiedy już zamieszkają razem, wszystko się zmieni. Dominik na pewno czuł się skrępowany obecnością rodziców za ścianą. Znajdowała wytłumaczenie dla każdego jego uniku. Najważniejsze, że ją kochał – tak przecież mówił – i chciał założyć z nią rodzinę. Podczas gdy jego rówieśnicy bawili się w modnych klubach i zmieniali dziewczyny jak rękawiczki, on chciał się ożenić i mieć dzieci.
Judyta coraz częściej była zła na tamtą naiwną dziewczynę, którą była piętnaście lat temu. Nie pożegnała się ze złudzeniami z dnia na dzień. Nie potrafiła. Wciąż miała nadzieję na zmianę, choć po ślubie było jeszcze gorzej niż przed nim. Wspólne mieszkanie nie sprawiło, że Dominik zbliżył się do Judyty. Codziennie kładł się obok niej, ale nigdy jej nie dotykał, nie całował, nie pieścił. Judyta cierpiała po cichu. Nigdy się nie skarżyła. Bała się tego, co Dominik mógłby o niej pomyśleć. Nie wychodziła z roli, którą przypisało jej – jako kobiecie – społeczeństwo. Ona miała być tą, którą się oddawała, kiedy mąż miał na to ochotę. A że mąż ochoty nie miewał, próbowała zagłuszyć potrzeby, wyciszyć swoją kobiecość. W dniu ślubu była młodą, dwudziestotrzyletnią kobietą i miała pewne wyobrażenia, jak powinno wyglądać jej życie seksualne. Znali się z Dominikiem od czterech lat, ale wciąż mogła określić swoje doświadczenie jako niewielkie. W zasadzie niewiele się od tamtego czasu zmieniło. Zbliżające się czterdzieste urodziny w połączeniu z brakiem zainteresowania ze strony mężczyzny, który przecież miał jej pożądać, sprawiły, że nie akceptowała siebie i swojego ciała. Dlatego dbała o siebie czasem wręcz przesadnie. Regularnie odwiedzała kosmetyczkę i fryzjerkę, kupowała markowe ubrania i dodatki, a ostatnio zdecydowała się nawet na botoks. Tylko z figurą nie mogła sobie poradzić. Dwie ciąże sprawiły, że zaokrągliła się tu i ówdzie. Poza tym nade wszystko kochała słodycze. Osładzała sobie życie, czego rezultaty były widoczne gołym okiem.
Zakręciła włosy lokówką, a zielone oczy podkreśliła czarną kredką. Spojrzała krytycznie na odbicie w lustrze. Daleko jej było do ideału, ale wyglądała o wiele lepiej niż na co dzień. Postawiła na krótką, odcinaną pod biustem sukienkę. Zgrabne nogi nadal, mimo upływu lat, były jej atutem. Sukienka podkreślała to, co miała uwydatnić, i maskowała to, czego Judyta wolałaby nie pokazywać. Judyta odnalazła w szafie buty, których nie nosiła chyba od dziesięciu lat. Klasyczne beżowe sandały na wysokiej szpilce. Przymierzyła je, ale musiała się poddać. Zabiłaby się w nich, zanim wyszłaby z domu. Szpilki były kolejną z wielu rzeczy, z których zrezygnowała. Miała sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, Dominik – tylko o trzy więcej. Twierdził, że czuje się niekomfortowo, kiedy kobieta jest wyższa od niego, dlatego w szafie Judyty zagościły głównie baleriny i buty na niskim słupku. Szybko przekonała się, że ten kompromis wyszedł jej na dobre. Nie wyobrażała sobie, że miałaby gonić za uciekającą Julką albo pchać wózek z wrzeszczącym Antkiem w butach na szpilce. W kwestii obuwia stawiała na wygodę. Ten jeden raz chciała jednak zaszaleć, ale odwykła od chodzenia na obcasach.
Zeszła na dół, gdzie Dominik siedział z Antkiem na kanapie i udawał, że ogląda z nim bajkę. Kiedy Judyta pojawiła się w salonie, natychmiast schował telefon do kieszeni, na co poczuła bolesny ucisk w klatce piersiowej. Nie dała jednak poznać po sobie, że wie, z kim mąż wymienia wiadomości. Zresztą przecież nie wiedziała. Mogła tylko podejrzewać.
– Wystarczy telewizji na dziś. Antek oglądał już bajkę – powiedziała.
– A ty gdzieś się wybierasz? – Dominik zatrzymał wzrok na nieco zbyt krótkiej sukience Judyty.
Uważał, że kobiety w pewnym wieku powinny wiedzieć, co im wypada, a co nie, ale w sumie to nie była jego sprawa. Jeśli Judyta chce świecić gołym tyłkiem, proszę bardzo. Niech myśli, że nadal ma dwadzieścia lat.
– Tak, umówiłam się z Malwiną. Przypilnuj, żeby Julka poszła spać najpóźniej o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Rano nigdy nie mogę jej dobudzić.
– Nie uważasz, że powinnaś ze mną ustalić, że wychodzisz? – mruknął zirytowany Dominik. – A co, gdybym miał inne plany?
– A masz? – Judyta wzruszyła ramionami.
– Nie, ale mógłbym. Poza tym muszę jutro wcześnie wstać, dlatego chciałbym niedługo się położyć.
– A czy ktoś ci broni? Musisz tylko dać dzieciom kolację, wykąpać i położyć Antka i przypilnować Julki, żeby wcześnie poszła spać.
Antek, do którego chyba w końcu dotarło, co się dzieje, oderwał wzrok od ekranu telewizora, a na jego twarzy pojawił się niepokój.
– Mamo, gdzie ty idziesz?
– Umówiłam się z ciocią Malwiną, kochanie. Wrócę, jak już będziecie spali.
– Ale… – Dziecko spojrzało oskarżycielsko na matkę. – Mogę iść z tobą?
– Nie tym razem, misiu. Idę, bo zamówiłam już taksówkę.
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.