Читать книгу Głębia. Skokowiec - Marcin Podlewski - Страница 12
Оглавление
Głębia.
Uczony z końca XX wieku PEI – Przed Erą Imperialną, niejaki Alain Aspect, odkrył, że subatomowe cząstki komunikują się ze sobą nie tylko w natychmiastowy sposób, ale i bez względu na dzielące je odległości. Każda elektronowa drobina wie natychmiast, co dzieje się z drugą drobiną na drugim końcu Wszechświata. Wszechświat okazał się Wielką Jednoczesnością. Jednoczesnością, którą dzięki napędowi głębinowemu Harolda Cramptona, wspieranemu przez rdzeń i moc antygrawitonów, można było przebyć, by znaleźć się w uprzednio skatalogowanym miejscu Galaktyki. O ile potrafiono wyliczyć parametry takiego miejsca.
Sama ekstrapolacja danych skoku nie była jedynym ograniczeniem: w zależności od masy statku i mocy napędu głębinowego oraz danych takich jak parametry zmiennych wektorów czy histereza, statek korzystający z ekstrapolacji skokowej mógł pozwolić sobie na skok w obszarze kilku zaledwie lat świetlnych, nie narażając się na zaginięcie w ogromie kosmosu. Każda, choćby najmniejsza pomyłka w obliczeniach mogła jednak oddalić go miliony lub tryliony kilometrów od celu – a tym samym skazać na zagubienie się w pustce Wszechświata. Dlatego w trakcie Ery Imperialnej, gdy Galaktyką rządziło Stare Imperium (zwane wówczas nie Starym, a Imperium Galaktycznym), bezzałogowe sondy z mikronapędem głębinowym rozsiewały po międzygwiezdnej przestrzeni nasiona lokacyjnych boi, wyposażonych w emitery głębinowe umożliwiające skoki głębsze, choć nieprzekraczające piętnastu lat świetlnych. Oznaczało to, że by przelecieć przez całą Galaktykę, mającą około stu dwudziestu tysięcy lat świetlnych średnicy, trzeba było teoretycznie wykonać osiem tysięcy skoków po piętnaście lat świetlnych każdy, choć fizycznie – biorąc pod uwagę ograniczenia materiałowe i konieczność ładowania rdzenia – nie było to możliwe.
Tak czy owak, Galaktyka stała się z wolna skatalogowanym miejscem – choć rozsądniej byłoby powiedzieć, iż została zakreślona siecią punktów i połączeń pomiędzy nimi. Przestwór pomiędzy punktami był zbyt ogromny, by można było mówić o jego dokładnej mapie. Aby jednak stworzyć taką sieć połączeń, ludzkość musiała zaczekać na narodziny Cramptona, który pokazał jej, jak uczynić skok przez tajemniczą przestrzeń, leżącą poza Wszechświatem i w nim jednocześnie.
Skok przez Głębię.
Na „Wstążce” nie było żywej duszy.
Napęd głębinowy wyrwał statek z Głębi i gasł teraz powoli, ustępując miejsca pozostałym systemom nawigacyjnym zasilanym przez rdzeń. Jego symbol – podwójny okrąg – mrugał coraz słabiej w kącie ekranów, by wreszcie zupełnie zaniknąć. Pojazd rozpędzał się do pięćdziesięciu procent prędkości światła, cały czas monitorując ilość G niwelowanych przez antygrawitony.
Komputerowe Serce „Wstążki” tasowało dane z cichym terkotem promieni czytających pamięciowe płytki i kryształki danych. Mózg Serca – neuronowy, niewielki genokomputer półostatecznej generacji – testował dwukrotnie wszystkie systemy statku. Dopiero gdy przeprowadził niezbędne obliczenia, zdecydował o wpuszczeniu na pokłady mieszanki tlenu z azotem i wskrzeszeniu załogi.
Określenie „wskrzesić” zastąpiło „przebudzić” w momencie, gdy ludzkość zorientowała się już, że Głębię można bezpiecznie przebyć jedynie dzięki stazie. W odróżnieniu od stosowanej dawniej hibernacji staza nie zamrażała organizmu, lecz wprowadzała go w iście schrödingerowy stan zawieszenia, gdyż, tak jak słynny, zamknięty w pudełku kot fizyka żyjącego w czasach PEI, poddany stazie człowiek nie był ani żywy, ani martwy – i dzięki temu pozostawał bezpieczny. I chociaż miejscowo nadal używano określeń typu „przebudzenie” czy „wyjście ze stazy”, wszyscy doskonale wiedzieli, że chodzi o coś znacznie głębszego.
Umożliwiający zapadnięcie w ów stan narkotyk, zwany wygaszaczem, stazą czy Białą Pleśnią, z powodu koloru planety, z której go dostarczano, był produkowany wyłącznie przez Klan Naukowy. Próbowano rzecz jasna innych rozwiązań. Nieprzytomność można w końcu osiągnąć na wiele sposobów. Lecz jeszcze za czasów Starego Imperium zrozumiano, że uśpiony czy zamrożony mózg może nawet wbrew sobie pobierać dane, a dane potrafią prowadzić – prędzej czy później – do szaleństwa i śmierci. Świadome przebycie Głębi powodowało bowiem nie do końca zrozumiałą, postępującą defragmentację ścieżek neuronowych. Efektem końcowym była nieunikniona śmierć mózgu, poprzedzona stanem, którego mogli tylko pozazdrościć zaawansowani schizofrenicy i psychopaci.
Historyczne przekazy twierdziły, że jedynie Maszyny, tak jak wcześniej część Obcych, były w stanie przebyć Głębię bez przeszkód – co samo w sobie pod koniec Wojny Maszynowej doprowadziło niemal do wymarcia ludzkości. Wielu zapłaciło śmiercią za wiedzę, że statki Maszyn potrafią reagować natychmiast po wyłonieniu się z Głębi. Ludzkość potrzebowała wszakże stazy, dlatego też przyjęto, że odległości i czasu koniecznych do lotu przez Głębię nie wylicza się wyłącznie jednostkami energii dostarczanymi przez rdzeń do napędu głębinowego czy tonażem samego statku, ale i ilością potrzebnego na to narkotyku, którego ustalone przez Serce dawki pozwalały przebyć podróż bez pogłębinowych powikłań.
Pinsleep ożyła pierwsza.
Zawsze tak było. Odkąd pamiętała, potrzebowała najmniejszych dawek wygaszacza, a proces wskrzeszenia działał na nią niemal natychmiast. Kiedyś, jeszcze w czasie studiów, ktoś poczęstował ją nielegalnie zdobytą dawką rozcieńczonej stazy – padła wtedy jak długa i trzeba było wzywać lekarski korpus reanimacyjny. Nie wróżyło to dobrze jej astrolokacyjnej przyszłości i kosztowało wiele dodatkowo opłaconych sesji SPP, czyli Stazowego Programu Przygotowawczego, który musiała ukończyć, by dostać się na jakikolwiek statek z napędem głębinowym. Czas pokazał, że wydatek się opłacił.
Leżała teraz na jednym z rozłożonych w stazo-nawigacji foteli, nie wykonując żadnego ruchu z wyjątkiem otwarcia oczu. Nie wszyscy kapitanowie przepadali za faktem, że ktoś z załogi zostaje wskrzeszony przed nimi. W myślach liczyła sekundy: jedna, druga, trzecia... a kiedy doszła do pięciu, usłyszała kaszel pierwszej pilot Erin Hakl.
– Nigdy nie przyzwyczaję się do tego gówna – wyjaśniła Erin, klepiąc przycisk ustawiający fotel pilota do pozycji siedzącej. – Ktoś już tu jest?
– Tak – wyszeptała Wise, także ustawiając fotel.
– Świetnie. Znajdź mi boję lokacyjną.
– Tak jest.
– Idę do Serca – powiedział chrypliwie dopiero co wskrzeszony Hub. – Gdzie kapitan?
– Ciągle jest kotem w pudle.
– Żartujecie sobie, misie – zdziwił się złażący z fotela Monsieur. Tłusty mechanik rozciągnął się i spazmatycznie zakaszlał. – Jak się ocknie, powiedzcie mu, że poszedłem zerknąć na rdzeń.
– Proszę zaczekać – zaprotestował doktor Harpago, schodząc z fotela i podchodząc do Myrtona. – Kapitan już jest z nami. To zawsze chwilę trwa... i już – dodał, naciskając przyciski pobudzenia z boku kapitańskiego fotela na kontrolce stazowej.
– Boja 736B, graniczny obszar systemu Hades – zaczęła recytować Wise. – Możliwe trzy ścieżki podejścia do stacji Hades Sigma.
– Jaki zakres bezpieczeństwa szlaku? – spytał chrapliwie Grunwald. Erin zerknęła odruchowo przez ramię. Istotnie, Myrton siedział już niedbale w swoim fotelu, tak jakby wskrzesił się nie po nich, a przed nimi.
– Żółty – odpowiedziała Pinsleep. – Rzadkie patrole systemowe, możliwa aktywność przestępcza.
– Piraci? – zaciekawił się podchodzący do drabinki prowadzącej na pokład dolny Monsieur.
– Hades to świat górniczy leżący w pierwszym obszarze Systemów Zewnętrznych – wyjaśnił Grunwald. – A tam, gdzie jest szansa na łup, pojawią się i piraci. Zwłaszcza że podpada pod jakieś pomniejsze księstwo. Monsieur, zezwalam na zejście do maszynowni. Zerknij na ten rdzeń.
– Dziękuję pięknie.
– Hakl, wybieramy ścieżkę B. Godzina lotu kontrolnego, potem pilotowanie przejmuje nasza wykastrowana SI. Wise, skontroluj dokładnie mapę systemową. Nie chcę żadnych niespodzianek, nie licząc... oczekiwanej.
– Oczekiwanej? – spytała Hakl. Myrton wzruszył ramionami.
– Możliwe, że czeka nas skromne spotkanko. – Odwrócił się w fotelu. – W obszarze stacji. Hub, słyszysz mnie?
– Jasno i wyraźnie – wytrzeszczał głośnik.
– Co mówi Serce?
– Potwierdza udany skok i gotowość systemów. Fala pogłębinowa wyraźnie wyczuwalna.
– I niech tak właśnie będzie. Przyjrzyj się automatyce pokładu górnego, szczególnie połączeniom ze zbrojeniówką. Jeśli będzie coś nieprzyjemnego, będziemy bronić się tym, co mamy, dopóki nie znajdę nam zbrojeniowca. Doktorze Harpago?
– Tak?
– Kawy.
Przeglądając zawory tłokowe z latarką w zębach, Monsieur myślał o Pinsleep Wise.
Stosunek do kobiet miał dość prosty – kupował je. Dziewczęce androgyny pozujące na damy. Czarne złośnice o pełnych piersiach i chude jak szczapa byłe pasjonatki genotransformatorów. Zwykłe, leniwe dziwki z zapyziałych górniczych stoczni i dziwnie przerażone cycate mieszkanki nielicznych rolniczych światów Zjednoczenia, śmierdzące bydłem, sianem i strachem.
Żadna nie zadziałała na niego tak silnie jak dziewczęca, drobna Wise.
Erin Hakl nie raczył nawet zauważyć. Znać na parsek, że to była wojskowa, a takie służbowe damesy leżały w łóżku jak kłody. Była ładna, fakt, kobitka z niedużym, choć sterczącym cycem, ale na widok munduru miał wzwód do środka. I te jej blond włosy spięte w jakiś żołnierski koński ogon... Hakl z pewnością sypiała w mundurze, dodatkowo wkładając sobie między nogi odczepione od niego baretki. Tego był pewien.
Pinsleep to już co innego.
Słaba i eteryczna tak bardzo, że aż chciało się ją przydusić. W odróżnieniu od jasnowłosej Erin miała czarne, długie włosy, wpadające we fiolet. Natychmiast kojarzyła się z maskotką, rozkoszniaczką do bezproblemowego wchłonięcia. Pachniała czymś, co trudno mu było określić, ale było to świeże i generujące bolesną, męczącą erekcję. I miała na sobie opinającą zgrabny tyłeczek krótką sukienkę. Sukienkę! Ostatnią widział chyba w jakimś zasranym muzeum. Przez to średniowieczne ubranie z czasów PEI miał na nią jeszcze większą ochotę.
To przez nią zdecydował się na ten kontrakt. W zapasie były jeszcze trzy oferty – okoliczne systemy nie oferowały wielkiego wyboru; ale kiedy przyszedł na spotkanie z doktorem i zobaczył Wise, przestało go interesować wynagrodzenie czy możliwość załapania się na fregatę Księstwa Houston. Przypieczętował kontrakt automatycznie i pozwolił zaktualizować swoje dane w strumieniowym Systemie Handlowym Zjednoczenia. Klamka zapadła i teraz każdy potencjalny przyszły pracodawca będzie patrzył na jego historię kontraktową przez pryzmat statku, na który załapał się z powodu swędzącego członka.
Muszę ją mieć, zdecydował wtedy. I będę. Pinsleep Wise dobrze pozna Monsieura, lepiej, niż mogłaby przypuszczać. Można by nawet powiedzieć: pozna go dogłębnie, i to nie raz, a wiele razy. Ale z tym konkretnym motylkiem nie będzie łatwo. Widział, jak na niego patrzy – jak na powietrze, widząc tylko tłustawą, rubaszną sylwetkę zakopconego mechanika pokładowego.
Ale to z pewnością się zmieni. I to bardzo. I może już niebawem. Statek nie był taki duży, ale wystarczający, by poczuć się samotnie. A on, Monsieur, zadba o to, by zwalczyć ową samotność. By solidnie ją przydusić i pochłonąć, aż...
Wyjął latarkę z ust. Myśli nie pozwalały mu pracować. Czekał chwilę, aż wizja osłabnie, ustępując miejsca jednostajnemu szumowi maszynowni statku.
Trzeba to będzie rozegrać na spokojnie, zdecydował i wsadził latarkę z powrotem między zęby.
Czas, który Hakl i Wise poświęcały na korektę trajektorii statku, dla Huba był czasem bogatym w wyjątkowo ciekawe doświadczenia.
Serce, z którym z wolna zaczął się zaprzyjaźniać, przypominało kształtem ściętą u podstawy kulę, wewnątrz której przebywał – sferę mrugającą światełkami raportującymi działanie systemów i najeżoną schodkami klawiatur. Siedział w środku niej niczym stary, wychudzony pająk, ssący życiodajne nitki danych. Tansky rozłożył swoją sieć, czepiając się czarnych szafek hardware’u: siedziby komputerowych i genokomputerowych podzespołów, które w większości pełniły rolę banków zapasowej pamięci dla samego Serca. Które, wyposażone w bloker Sztucznej Inteligencji wymagany przez Zjednoczenie, było ukryte za prostym kineskopowym ekranem podpiętym pod bogatą w przyciski konsolę kontaktową.
Serce statku, zdecydował, musi też być jego sercem. Tylko wtedy zanurzy się w ciszy. Ciszy pełnej spokoju i kontroli. Ciszy pełnej wolności. Czyż każdym królestwem nie rządzili w rzeczywistości magowie? A on, Hub Tansky, był potężnym magiem uzbrojonym w miliony mikroskopijnych magicznych ksiąg. Tak, to porównanie wyjątkowo mu się spodobało. Mag za plecami króla. Człowiek za kurtyną. Hub utkany z cienia.
Musi tylko wiedzieć.
Niestety, wiedza była zakazana.
Z początku nie rozumiał, co się dzieje. Owszem, miał dostęp do wszystkiego... ale był to dostęp do niczego. Dostęp serwisanta, bez możliwości wejścia w kluczowe dane. Klocki zostały ustawione i mógł spacerować po utworzonym przez nie labiryncie, ale nie mógł go już budować. Niektóre z budynków zostały bezczelnie zamknięte, a nawet zabite dechami. A część miała na sobie denerwujący napis: „Tylko do wiadomości kapitana”. „Skontaktuj się z administratorem”. „Podaj kapitańskie hasło dostępu”.
Nikt nie mógł tak zabezpieczyć systemu. To było niemożliwe. Więcej, to było obraźliwe. Jak długo da radę gmerać przy aortach Serca, nie zostając wykrytym? Pacjent okazał się wyjątkowo doświadczony, ale on, Hub Tansky, był wytrawnym chirurgiem. Czego może jednak dokonać chirurg bez zezwolenia chorego? Co może zrobić, gdy napotyka na tak przykry brak zaufania? Brak zaufania go odstręczał. Brak zaufania go denerwował. Brak zaufania był czymś zupełnie nowym. I wyjątkowo nieprzyjemnym.
Imprint, przypomniał sobie. Ten Harpago w trakcie podpisywania kontraktów mówił coś o tym, że statek będzie zimprintowany przez kapitana. To niemożliwe, a jednak. Totalne sprzężenie ze statkiem, efekt uboczny prób konwersji dokonywanych na ludziach przez Maszyny. Ale to było tysiące lat temu, pod koniec Wojny! Hub czytał może o dwóch potwierdzonych przypadkach w przeciągu ostatnich dwustu lat... a i tak traktowano je jako legendę bądź ciekawostkę. Jak to w ogóle możliwe?! Tansky poprawił się w pajęczym kokonie i nerwowo zaczął wklepywać kolejne bezużyteczne polecenia.
Sygnał zapowiadanego przez Myrtona „skromnego spotkanka” rozjarzył się na monitorach niespełna trzynaście godzin później.
Usłyszał go doktor Harpago, siedzący w swojej kajucie tuż po zażytej dawce uspokajającego ciało i duszę kognityku, zakazanego w większości cywilizowanych systemów.
Usłyszała go Pin – niepewna, czy nie jest to jeszcze jeden z symptomów otaczającego statek dziwnego chłodu.
Usłyszeli go siedząca za sterami skokowca Erin i urzędujący w maszynowni Monsieur. Usłyszał go także wciąż klepiący w klawisze Hub Tansky.
I usłyszał go Myrton Grunwald.
Kapitan „Wstążki” leżał na wygodnej kozetce z drinkiem w ręku, naciskając przycisk pilota od holo. Rozjarzona błękitnawą poświatą kobieca sylwetka pojawiała się na środku kajuty, mówiła kilka słów, uśmiechała się i gasła. Kiedy znikała, Grunwald ponownie naciskał przycisk i przedstawienie zaczynało się od nowa.
– Daj spokój, Myrton – mówiła kobieta utkana z holo. – Daj spokój, Myrton.
– Wiesz, że nie mogę – odpowiadał.
– Daj spokój, Myrton – powtórzyła. Ale obraz drgał już, przygnieciony wibracją sygnału o zbliżaniu się „Wstążki” do niesprecyzowanej jednostki kosmicznej.
– Jedno muszę ci przyznać – orzekł Myrton, wyłączając holo. – Jesteś w tym coraz lepsza.
Kobieta uśmiechnęła się i zgasła.