Читать книгу Wi@rus - Marek Zychla - Страница 4

Prolog

Оглавление

Na poboczu truchło kota wrastało w glebę. Z otwartego boku wylało się sporo krwi, która zabarwiła trawę na mieszankę pomarańczy z brązem. Mężczyzna klęknął, pochylił się, zbliżył policzek do rany zwierzęcia. Przymknął powieki i czekał.

– Pokaż – poprosił. – Am atá caite[1].

Poczuł tępy ból mentalnego uderzenia. Jego świadomość wpadła w ciemności wprost z irlandzkich jaskiń. Ostre jak nóż światło reflektora przedarło się przez mrok, by wraz z chłodem asfaltu wznowić działanie zmysłów. Te rejestrowały kalejdoskop obrazów, kakofonię dźwięków. Mężczyzna ujrzał drewniane płoty, kwadratowe ogródki, sklonowane domki oraz podkowiaste osiedla. Usłyszał mieszaninę rozmów. Przycisnął policzek mocniej do martwego zwierzęcia, oddychał ustami. Pierwszy szok mijał.

Dostrzegł zegar na szczycie jasnego budynku, następnie szyld supermarketu z napisem: Callan.

– Callan – powtórzył. Zerwał kontakt z padliną.

Z kieszeni kurtki wyciągnął nożyczki, poodcinał kotu wibrysy oraz wszelkie więzy łączące go z tym życiem. W ten sposób ułatwił zwierzęciu przejście na drugą stronę, przy czym oszczędził mu bólu ponownych narodzin.

Wrócił do samochodu. Policzek wytarł w mokrą chusteczkę, rzuconą w jego stronę przez młodego kierowcę. Kocie wąsy cisnął za siebie, jak zwykle drażniąc tym psa.

– Obrzydliwe – zamarudził chłopak. Sięgnął do kieszeni po fidget spinner. Zakręcił nim, ale nerwy nie zamierzały odpuścić. Wywalił zabawkę przez okno, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że to, co modne, nie jest dla niego.

– Jedź do Callan. Tam coś znajdziemy. – Mężczyzna już przymykał oczy.

– Kris – kierowca zastygł z ręką na kluczyku – myślisz, że to koniec? Załatwimy ich i będę wolny?

– Myślę, że koniec jest blisko.

– W telewizji to samo mówili – wyszczekał rozbawiony pies.

Samochód ruszył, a pasażer uciekł w sen.

Wi@rus

Подняться наверх