Читать книгу Saga rodu z Lipowej 5: Ścieżki zła - Marian Piotr Rawinis - Страница 6

KRUK ŚWIĘTEGO PAWŁA

Оглавление

Żelazny kruk wyglądał jak żywy. Był czarny, siedział na szczycie palmy, a w otwartym dziobie trzymał okrągły kawałek żelaza, powleczony żółtą farbą. Wykuł go w przyklasztornej kuźni Mikołaj syn Jeno i teraz z innymi zawiesili ptaka nad wejściem do nowowybudowanej świątyni.

– Oto nasz zakonny herb – cieszyli się paulini – Oto jest kruk świętego Pawła, Pierwszego Pustelnika. Kiedy patriarcha naszego zakonu udał się na pustynię, gdzie w umartwieniu i modlitwie żył lat sto, każdego dnia przylatywał do niego wysłannik Pana w postaci kruka i przynosił mu w dziobie bochenek chleba. Oto znak tej opowieści.

Pracowali bez wytchnienia dzień po dniu i w kilka tygodni postęp prac był tak wielki, jak gdzie indziej po miesiącach. Na kamiennych wysokich ścianach postawiono drewniane krokwie dachu, a ten pokryto miedzianą blachą. Na szczycie umieszczono wielki, z daleka widoczny krzyż. Wykuł go z żelaza Mikołaj syn Jeno.

Wspomagani pielgrzymim groszem, ale przede wszystkim dochodami z darowanych sobie majętności, wznieśli już kamienny dom dla siebie i otaczali właśnie częstokołem tę część wzgórza, gdzie wybudowano świątynię. Czasy nie były najbezpieczniejsze, a w sanktuarium coraz to przybywało bogatych darów i wot.

Mikołaj syn Jeno z innymi łupał skałę, dźwigał kamienie, a potem wznosił z nich mury kościoła, którego kształt wyrysował mistrz Marek, zwany Czarnym, i który teraz osobiście kładł zaprawę. Mikołaj jak inni zadowalał się skromną strawą, niedługim odpoczynkiem i nieustanną modlitwą. Był pilny, posłuszny, pracował bez wytchnienia i szybko okazał się klasztorowi niezbędny.

– To wspaniały nabytek dla naszej wspólnoty – mówił przeor. – Ale wiele jeszcze trudnych prób przed synem szlachcica, zanim zechce na zawsze poddać zakonnemu posłuszeństwu i klasztornej dyscyplinie.

Niemal od pierwszego dnia ludzie przychodzili zobaczyć Cudowny Obraz, modlić się o pomyślność, prosić o zdrowie, dziękować za łaski. Najpierw tylko miejscowi i z najbliższej okolicy, potem z coraz dalszych stron, a w następnym roku widziano już pielgrzymów ze Śląska i Moraw.

Przybywali ludzie wszelkich stanów, a wieść o cudownej relikwii rozchodziła się szeroko po całej polskiej ziemi i po krajach ościennych. Wędrowali więc tutaj rycerze, mieszczanie i rzemieślnicy, wędrowali żołnierze, dziewki czeladne i stateczne niewiasty, nawet całe rodziny.

Przychodzili żebracy, a przede wszystkim ludzie kalecy – garbaci, chromi, ślepi, cierpiący na wrzody, otwarte rany, nieustanne straszliwe bóle. Zjawiali się rano, w południe, wieczorem. Przed obrazem trwało nieustanne nabożeństwo.

Wielu z nich, klęcząc przed obliczem Madonny, doznało niezwykłej łaski i wieści o tym natychmiast przedostawały się do najdalszych zakątków znanego świata – niczym światło zapalone na największej górze i widoczne zewsząd, tak sława Cudownego Obrazu docierała teraz z Jasnej Góry do miast, wsi, zamków, dworów, strażnic i chat.

Saga rodu z Lipowej 5: Ścieżki zła

Подняться наверх