Читать книгу Sekta z Wyspy Mgieł - Mariette Lindstein - Страница 11

2

Оглавление

– Panienka się rozmarzyła?

Pytanie zadał mężczyzna kierujący statkiem, Edwin Björk. Przy tuszy, z ogorzałą twarzą z bokobrodami; czuć było od niego olejem napędowym i wodorostami. Sofia i Wilma ulokowały się blisko niego na czas przeprawy. Sofia oderwała się od wspomnień z prelekcji i spojrzała na Björka.

– Nie, zastanawiam się tylko, czy tu zazwyczaj latem jest mgła.

– Nie jest to rzadkie – odpowiedział Björk. – To miejsce nie nazywa się Wyspą Mgieł bez powodu. Ale najgorzej jest jesienią. Wtedy mgła potrafi być tak gęsta, że nie mogę płynąć statkiem. Co macie zamiar robić na wyspie?

– Odwiedzić grupę, która mieszka we dworze, ViaTerra.

Björk zmarszczył nos.

– No to musicie uważać. To miejsce jest przeklęte.

– Naprawdę? Żartuje pan? – spytała Wilma.

– Nie, wcale nie żartuję. Hrabina tam straszy. Sam ją widziałem na własne oczy.

– Niech pan opowie.

Zaczął opowiadać, z takim uczuciem i tak przekonująco, że Sofię przebiegały dreszcze. Mgła wkradła się pod ubrania i położyła zimną kołdrą na skórze. Obrazy ukazywały się, przemykając przez jej głowę podczas opowieści. Okropne obrazy, których nie dawało się przegnać.

– Dwór wybudowano na początku dwudziestego wieku. Dwory tutaj, w archipelagu, są rzadkością. Wyspy były przede wszystkim domem rybaków i szkutników. Jednak hrabia von Bärensten uparł się, aby tu zamieszkać, więc zlecił budowę tego skarania boskiego. Ale jego żona, hrabina, zaczęła się tu nudzić, rozumiecie. Często jeździła na stały ląd. Tam się zakochała w kapitanie marynarki, z którym się spotykała po kryjomu. Pewnego wieczoru, przy gęstej mgle, okręt kapitana wszedł na mieliznę, a potem zatonął w pobliżu wyspy. Była zima, woda lodowata i wszyscy na pokładzie zginęli. To była wielka tragedia.

– To prawda czy tylko legenda? – przerwała Wilma.

– Każde słowo jest prawdą. Ale słuchajcie dalej, bo niedługo dopłyniemy do wyspy i będę musiał cumować.

Wilma zamilkła i słuchały z zapartym tchem, gdy Björk mówił dalej.

– Kiedy hrabina pojęła, co się stało z kapitanem, wyszła na skałę, którą nazywamy Diabelskim Blokiem, i rzuciła się prosto w lodowatą wodę ku swojej śmierci.

Björk poprawił czapkę i potrząsnął głową z zamyśleniem.

– A kiedy hrabia się o tym dowiedział... Musiało mu odbić, bo podpalił dwór i strzelił sobie w łeb. Gdyby nie było tam służby, na pewno całe to tałatajstwo by się spaliło. Służbie udało się uratować dwór i dzieci, ale hrabia był martwy na amen. Po tej tragedii z okrętem zainstalowano buczek przy latarni morskiej. Kiedy wył, przesądni mieszkańcy wyspy mówili, że to hrabina stoi na Diabelskim Bloku i woła swojego kochanka. A potem ludzie zaczęli widywać hrabinę na skale. Zawsze w czasie mgły. Pokazywała się przez wiele lat.

– To musiało być przywidzenie – powiedziała Sofia.

– Nie sądzę – odpowiedział Björk. – Była prawdziwa, słowo daję. Jednocześnie dzieci hrabiny, co dalej tam mieszkały, zaczęły chorować, stodoły się spaliły. Czary trwały przez wiele lat, aż syn hrabiego miał dość i wyprowadził się za granicę. Dwór stał pusty latami.

– A potem?

– Potem wciąż była z tym bieda. Pewien lekarz kupił dwór pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Zamieszkał tam z córką. Miał wobec budynku duże plany, chciał go przerobić na swego rodzaju sanatorium. Ale córka zginęła w pożarze jednej z szop. Wypadek, mówili, lecz mnie się nie oszuka. To miejsce jest przeklęte. – Björk podniósł palec. – Jeszcze nie skończyłem… W tym samym czasie pewien chłopiec, który skoczył z Diabelskiego Bloku, uderzył głową o skałę i utonął. Zabrały go prądy. Od tej pory jest zakaz skakania ze skały.

Sofia zastanawiała się, czy staruszek tylko wymyśla, ale nie było w jego oczach ani śladu rozbawienia. Dlaczego ten Oswald chciał mieć swoje centrum w takim miejscu? Wydawało się to całkiem niedorzeczne.

– Czyli można pójść to wszystko zobaczyć, latarnię i skałę? – zapytała Wilma.

– Tak, latarnia nadal stoi, ale buczek już nie jest używany. Poza tym wszystko jest, jak było. A teraz dworem znów rządzą wariaci, same zobaczycie. – Z jego gardła nareszcie wydobył się gromki śmiech.

– Zna pan Oswalda? – spytała Wilma.

– Nie, jest zbyt wyniosły, żeby się zadawać z nami, wieśniakami. Zawsze siedzi w samochodzie przy przeprawie promem.

Sofia spojrzała we mgłę. Wydawało jej się, że dostrzega niewyraźne kontury tam, gdzie powinien być horyzont.

– Oto i ona! – zawołał Björk.

Wyspa wyłaniała się powoli i majestatycznie. Zarysy świerków na wzniesieniach, łódki zacumowane na przystani, cienie domów tu i tam. Krzyk mew dobiegał do statku. Mgła się przerzedzała. Wyblakłe słońce, które nie dawało rady przebić się przez chmury, wisiało niczym żółta kula na szarym niebie.

– To do zobaczenia na wieczornym rejsie – powiedział Björk, manewrując ku pomostowi. – Prom z wyspy odpływa dwa razy dziennie. Poranny o ósmej i wieczorny o piątej.

Kiedy wysiadły, od razu znalazły się we wsi będącej małym letnim rajem. Niewielkie domki z blankami i wieżyczkami, uliczki z kocimi łbami, sklepiki. Dzieci bawiące się wzdłuż nadbrzeża. Letnicy siedzieli przy kawie w kawiarnianym ogródku. Był dopiero początek czerwca, ale urlopowe życie tutaj już kwitło.

Niecałe pięćdziesiąt metrów od przystani zobaczyły kamienny plac z fontanną. Stała tam czekająca na nie kobieta ubrana w szary uniform. Była szczupła i prawie tak niska jak Sofia. Jasne włosy upięła w kok, miała delikatnie ciosaną, bladą twarz, oczy duże, niemal bezbarwne, a brwi białe.

– Sofia i Wilma? Mam na imię Madeleine i jestem sekretarką Franza Oswalda. Oprowadzę was dzisiaj. Najpierw szybko rzucimy okiem na wyspę, a potem pojedziemy do dworu.

Zaprowadziła je do kombi zaparkowanego przy placu i otworzyła przed nimi tylne drzwi samochodu.

– Drogi prowadzą wzdłuż wybrzeża, po obu stronach wyspy – tłumaczyła. – W głębi są przede wszystkim lasy i nieużytki, ale chcę wam pokazać wybrzeże, zanim pojedziemy do ViaTerra. Na północnym krańcu wyspy jest punkt widokowy, z którego można obejrzeć Skagerrak.

– Gdzie leży dwór? – zapytała Sofia.

– W części północnej. Tylko kawałek spacerem od punktu widokowego.

Krajobraz na zachodnim brzegu był płaski, z piaszczystymi plażami i trawnikami, na których zobaczyły stoły ogrodowe i miejsca na grilla. Kilka pomostów wyciągało się niczym mosty w mglistym świetle słonecznym wiszącym nad powierzchnią morza. Łódki czekały przycumowane do pomostów, a budki szkutników okalały pas nadmorski. Wschodni brzeg wyspy był dziki i nieurodzajny. Tu skały spadały przepaścią w morze tuż przy brzegu drogi.

Dojechały do jej końca i zaparkowały samochód. Przeszły przez duże wrzosowisko do punktu widokowego, gdzie skały opadały do wody.

Mgła zniknęła. Słońce stało wysoko na niebie. Wszystko błyszczało błękitem, gdzie okiem sięgnąć, oprócz świecącej na biało w blasku słońca latarni na skalistej wysepce. Sofia od razu zauważyła duży blok skalny, który wystawał w morze. Wyglądał jak trampolina.

– Czy to jest ta skała, którą nazywacie Diabelskim Blokiem?

Madeleine prychnęła.

– Nie my, tylko ci przesądni wieśniacy. Ale to tylko skała, jak widzicie.

– Ostrzegano nas po drodze. Facet na statku, Björk, opowiadał nam straszne rzeczy o dworze.

Madeleine pokręciła głową.

– E tam, on ma nie po kolei w głowie. Gada tylko po to, żeby odstraszyć naszych gości. Mieszkańcy wyspy są bardzo podejrzliwi, od kiedy się tu wprowadziliśmy. Są uczuleni na wszelkie zmiany. Ale my się nie przejmujemy. Chodźcie, jedziemy do ViaTerra!

Zawróciły kawałek drogą wzdłuż brzegu i skręciły w szeroką żwirowaną aleję obramowaną wielkimi dębami, których listowie zwisało nad nimi niczym kopuła. W końcu stanęły przed bramą dworu, wysoką na co najmniej trzy metry, wykutą z żelaza, przyozdobioną w esy-floresy, aniołki i diabełki, z ogromną dziurką od klucza.

– A teraz wyciągniesz wielgachny klucz? – zażartowała Wilma.

Madeleine tylko potrząsnęła głową.

– Nie, nie, oczywiście jest wartownik.

Sofia go teraz zauważyła. Siedział we wbudowanej w mur budce. Machnął na znak, żeby wjechały, a brama otworzyła się powoli ze zgrzytem.

Nie wiedziała w zasadzie, czego się spodziewała za bramą. Może dużej, strasznej rudery z blankami i wieżą? Zamiast tego rozpościerał się przed nimi istny pałac. Włości były z pewnością długie i szerokie na pół kilometra. Dwór w centrum przypominał zamek i miał trzy piętra. Fasadę musieli dopiero co piaskować, bo była lśniąco biała. Na środku trawnika przed dworem znajdował się duży staw, po którym pływały kaczki i łabędzie pary. Maszt flagowy stał na dziedzińcu, ale chorągiew na nim nie była flagą szwedzką, tylko zielono-białą.

Wzdłuż zachodniej strony muru rząd hanseatyckich szeregowców wtulał się w leśny zagajnik. Szczytowa ściana stodoły widoczna była za dworem, a na samym końcu znajdowała się zagroda, w której pasły się owce. Niewielu ludzi było widać – parę popijającą kawę w ogrodzie przed domem i dwie osoby w uniformach, szybko przemierzające dziedziniec.

Sofia jeszcze raz spojrzała na dwór i dostrzegła, że w górnej części fasady coś wyryto dużymi literami.

Wędrujemy drogą ziemi głosił napis.

Stała jak wmurowana i podziwiała przepych. Wymieniła z Wilmą znaczące spojrzenia i zwróciła się do Madeleine.

– Co za miejsce!

– Fantastyczne, prawda? Ciężko nad tym pracowaliśmy. Franz miał marzenie i można uznać, że udało nam się je urzeczywistnić.

Sofia czuła instynktownie, że coś w tym było. Coś, co warto mieć. Zobaczyła nie tylko piękne miejsce. Włości cechowało coś więcej. Niezwykły spokój. Miała wrażenie, jakby się przeniosły do równoległego wszechświata, w którym każdy telewizor, komórka, komputer i tablet zostały jednocześnie wyłączone. Jakby wieczny gwar świata ucichł w tych grubych murach. Zarazem panowała niepojęta, lekko złowieszcza atmosfera. Nie mogła tego dokładnie określić. To jest tak piękne, że aż zapiera mi dech, a jednocześnie przechodzą mnie ciarki, pomyślała.

Ale odrzuciła to uczucie. Doszła do wniosku, że to muszą być wciąż żywe w jej pamięci historie Edwina Björka o duchach.

– Teraz zobaczycie, gdzie pracujemy we dworze – powiedziała Madeleine. – Potem pokażę wam szeregowce, w których mieszkają goście uczestniczący w naszym programie.

Sofię ciekawiło, czy Oswald tam jest. Przyglądała się licznym oknom dworu i pomyślała, że może patrzy na nie z góry. Uświadomiła sobie, że chciałaby go znów spotkać.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Sekta z Wyspy Mgieł

Подняться наверх