Читать книгу Sekta z Wyspy Mgieł - Mariette Lindstein - Страница 8

Оглавление

Pozwalam trzmielowi jakiś czas polatać w niewielkim akwarium. Próbuje się wydostać, bzyczy zeźlony, ale tylko obija się o ścianki.

W końcu poddaje się na chwilę i siada bez ruchu na wyłożonym korkiem dnie akwarium.

Podnoszę szklany dach, powoli, ostrożnie. Wstrzymuję oddech, wkładając bez pośpiechu rękę ze szpilką. W przeciągu milisekundy trzmiel jest przypięty do korka. Brzmi teraz wściekle, kręci się w kółko na szpilce w szalonym, lecz bezsensownym tańcu. Skrzydła pracują gwałtownie, ale nigdzie nie odlatuje. Wyciągam więc korek z akwarium, kładę przed sobą i biorę pęsetę.

Lily przygląda mi się z otwartymi ustami. Oblizuje dolną wargę. Szukam czegoś w jej oczach, strachu albo wstrętu, ale jest w nich jedynie ogromna, głęboka, czarna przepaść, która mnie wsysa i wciąga.

Wyrywam kolejno skrzydełka, potem nóżki. Powoli. Układam je w rządku na stole, przed nią. Cały czas ten głupi trzmiel bzyczy, kręci się na szpilce, już tylko sam korpus, tak jakby w ogóle miał jakąś szansę.

– Dlaczego to robisz? – pyta Lily.

– Bo mnie to bawi – odpowiadam.

– Co takiego? Patrzenie, jak się męczy?

– Nie, twoja mina, kiedy się przyglądasz.

Niemal tracę dech, kiedy dostrzegam, że cała lekko drży.

Tak się wszystko zaczyna. Od małego trzmiela.

Sekta z Wyspy Mgieł

Подняться наверх