Читать книгу Sekta powraca - Mariette Lindstein - Страница 10

2

Оглавление

Kiedy Sofia weszła na salę rozpraw, Franz Oswald już tam siedział ze swoją adwokatką. Nadeszła chwila, na myśl o której przeżywała męki. Podłoga jakby usunęła jej się spod stóp. Żołądek zrobił salto mortale, lecz Sofii mimo to udało się opanować uczucie mdłości.

Oddychaj głęboko.

Strach pojawiał się teraz rzadziej, ale za każdym razem był niczym cios w splot słoneczny. Podniosła głowę i napotkała wzrok Oswalda. Wspomnienia zaatakowały ją tak mocno, że z trudnością stawiła im czoło. Odkryła, że wciąż go nienawidzi, ale brak nienawiści w jego spojrzeniu był rozbrajający. To on pierwszy odwrócił wzrok. Dał jej tę przestrzeń, której potrzebowała, by na chwiejnych nogach zająć swoje miejsce.

Kiedy już siedziała, poczuła ulgę, ale potem pojawiła się złość. Niech go szlag trafi. Teraz to ja mam przewagę.

Stronami pokrzywdzonymi w procesie były Elvira i Sofia. Niedobrana para. Elvira, która przez całe postępowanie wylewała z siebie nieustający potok łez. I Sofia, wypierająca wszystkie emocje, zagryzająca zęby w gorzkim uporze, marząca o chwili, gdy będzie już po wszystkim.

Sala była wypełniona po brzegi. Media żerowały na procesie, który zdominował inne wiadomości – politykę, wojny i katastrofy. Wszystkie artykuły ilustrowała jasna twarz Oswalda i jego przenikliwe spojrzenie. Powstawały blogi, fora dyskusyjne i strony internetowe w jego obronie i przeciw niemu. Nie było dnia, żeby sprawy nie poruszały serwisy informacyjne. Grupa reporterów początkowo krążyła niczym hieny wokół domu rodziców Sofii z nadzieją, że ujawni jakiś pikantny szczególik na temat Oswalda. Mimo że ich unikała, padały pod jej adresem w mediach takie epitety jak „sektofanatyczka” czy „kobieta Oswalda”. Ale także „odważna”, ze sto razy, ten kochany przez media przymiotnik. Jednak odmawiała jakichkolwiek wywiadów. Było za wcześnie na tego rodzaju zwierzenia.

Rzuciła wzrokiem na Oswalda, który siedział, szepcząc ze swoją adwokatką, Anną-Marią Callini. Kobieta nie była klasyczną pięknością, rysy miała ostre, nos zbyt duży. Ale była umalowana i ubrana w sposób, który podkreślał jej smukłą figurę i duże, ciemne oczy. Seksowna i wyszczekana jak cholera. Kiedy milczała, jej wzrok omiatał salę, zatrzymując się na pojedynczych osobach na chybił trafił, i wtedy przypominała drapieżnego ptaka. Głos, który dobywał się z tej drobnej istoty, był niski i ochrypły, a kiedy zaczynała mówić, nic nie mogło jej powstrzymać. Nie można było w żaden sposób odciąć się od tego przejmującego dźwięku.

Siedzieli z Oswaldem blisko siebie. Jego ręka spoczywała na oparciu jej krzesła. Nachylił się do niej i zaszeptał do ucha, na co zareagowała przyklejonym, sztucznym uśmiechem.

Kiedy nadeszła kolej Sofii, ta skoncentrowała się na twarzy prokuratorki Gunhild Strömberg. Zignorowała otoczenie. To podziałało, głos się niósł, nawet podczas ostrego przesłuchania, krzyżowego ognia pytań Anny-Marii Callini.

Ale najgorsze były chwile, gdy zeznawała Elvira. Na niej skupił się proces, na czternastolatce, którą Oswald trzymał w zamknięciu na strychu i zmuszał do seksu z podduszaniem. Wszystko, o czym opowiadała Sofia, to, co Oswald wyprawiał z personelem, od razu przestało być ważne, kiedy Elvira zaczęła drżącym głosem zeznawać. Wyglądała jak małe dziecko w swojej letniej sukience w kwiatki. Ledwo dobywała z siebie słowa. A kiedy naskoczyła na nią Callini, twierdząc, że Elvira prowokowała Oswalda do zabaw na strychu, dziewczyna zaczęła szlochać tak rozpaczliwie, że miało się ochotę wziąć ją w ramiona i tylko pocieszać. Sędzia zamknął salę rozpraw na czas zeznawania Elviry, ale Sofia widziała, jak samotna łza potoczyła się po policzku jednego z ławników. Prawniczka dziewczyny, łagodna dama w wieku lat sześćdziesięciu, otaczała Elvirę krzepkim ramieniem przez większość opowieści, od czasu do czasu głaszcząc dziewczynę po plecach. A mimo to łzy ciągle płynęły wodospadem.

Kiedy Gunhild Strömberg chciała wziąć Oswalda w krzyżowy ogień pytań, jego prawniczka natychmiast zaatakowała.

– Pragnę rzucić światło na przeszłość oskarżonego, która ma według mnie wpływ na tę sprawę – rzekła prokuratorka i zwróciła się do Oswalda. – Proszę nam opowiedzieć o nagranym przez pana wyznaniu o życiu przed ViaTerra.

Wszyscy wiedzieli, co chce wykorzystać. Nagranie Oswalda, w którym przyznawał się do ohydnych zbrodni. Gdy jako nastolatek udusił młodą dziewczynę, a potem uciekł z Wyspy Mgieł, odszukał we Francji swoją rodzinę i zamordował wszystkich, by odziedziczyć pieniądze, a później wrócić do dworu na Wyspie Mgieł i założyć sektę ViaTerra. Swoje nagranie umyślnie nazywał „szkicem powieści”. Niczego nie można mu było udowodnić.

Callini zaprotestowała.

– Bez powiązania. To nie ma nic wspólnego ze sprawą.

Ale Oswald uciszył ją nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem, więc sędzia pozwolił mu odpowiedzieć.

– To jest szkic powieści, nie żadne wyznanie. Moja filozofia życiowa i wszystko, na czym bazuje ViaTerra, polega na czerpaniu mocy z przeszłości. Jest to proces, który może być długotrwały i wymagający niejakiej przesady, zanim będzie można odrzucić szkodliwą energię. Nikt nie zaszedł w badaniach nad tym tak daleko jak ja…

Spojrzenia Sofii i Elviry spotkały się i dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy. Zniecierpliwiona Gunhild Strömberg przerwała Oswaldowi.

– Ale czy to prawda, że zamordował pan swoją rodzinę we Francji?

Callini wybuchła, ale Oswald znów popatrzył na nią ostro. Miał teraz publiczność, był w swoim żywiole.

– Co jest nie tak z ludźmi w tym kraju? Czy nie można napisać powieści, jeśli ma się na to ochotę? Historia mojej rodziny jest przykra. Trudno mi było pogodzić się ze stratą najbliższych. Chyba nie sądzicie, że mógłbym kogoś skrzywdzić? Moim zadaniem jest dawanie ludziom życia, a nie ich zabijanie. Nigdy nie skrzywdziłbym nawet muchy.

Sofia rzuciła okiem na jednego z ławników, który energicznie, ale bezwiednie kiwał głową. Na sali panowała cisza jak makiem zasiał. Spojrzenia wszystkich kierowały się na Oswalda. Jego głos był tak czysty i opanowany, że budził wokół hipnotyczny spokój.

Gunhild Strömberg odchrząknęła i znów wbiła w niego wzrok.

– Czyli przymuszanie nieletniej do seksu z duszeniem oznacza „dawanie ludziom życia”? U nas mówi się na to gwałt.

– Nie jestem żadnym gwałcicielem, odprawiam uzdrawiające rytuały. Elvira powiedziała mi, że ma szesnaście lat. Była też we mnie zakochana po uszy, więc nie można tego, co nas łączyło, traktować jako gwałtu. Ale odpowiem na twoje pytanie, Gunhild. Bo tak masz na imię, prawda?

Tak wymówił jej imię, że zabrzmiało ono śmiesznie i staromodnie.

– Z tego, co wiem, w Szwecji są prawnie dozwolone eksperymentalne zabawy seksualne, dopóki obie strony wyrażają na nie zgodę. Seks z elementami duszenia potrafi dać fantastyczne, oswobadzające doznania. Może chciałabyś spróbować, Gunhild?

W tym momencie wśród słuchaczy rozległ się sprowokowany przez Oswalda przeklęty śmiech, a lekki rumieniec ogarnął policzki Gunhild Strömberg. Zapanował chaos aż do chwili, kiedy sędziemu udało się przywrócić ciszę na sali.

Potem przyszła kolej na zeznania świadków. Tylko chłopak Sofii, Benjamin, i Simon, który pracował jako ogrodnik w ViaTerra, mieli odwagę świadczyć przeciwko Oswaldowi. Reszta personelu zawiodła, być może dlatego, że istnieli blogerzy grożący rozpętaniem piekła za wystąpienie przeciwko niemu. Nie miało znaczenia, ile gnoju wylewały na Oswalda media, miał on oddaną grupę zwolenników, która stale rosła. Oprócz tego byli też wciąż czczący go celebryci.

Znaleźli się poza tym pracownicy z ViaTerra świadczący na korzyść Oswalda. Część z nich Sofia nazywała przyjaciółmi. Madeleine, sekretarka Oswalda, i Bosse, będący jego prawą ręką. Benny i Sten, tępi, ale wierni ochroniarze. I największy zawód: Mona i Anders, rodzice Elviry. Sofia rzucała w tamtą stronę nienawistne spojrzenia, ale ich pusty wzrok tylko przeszywał ją na wylot.

Jedno po drugim składali zeznania. Zapewniali, że Oswald był najsympatyczniejszym przywódcą świata. Zajmował się nimi. Kierował ich pracą. Harował dzień i noc, żeby wszystko dobrze funkcjonowało, zawsze z uśmiechem na ustach. Tak, dostrzegli, że Elvira przechodziła kryzys nastolatki i miała fioła na punkcie Oswalda.

Sofia wbijała paznokcie w dłonie, chciała wykrzyczeć, że sukinsyny kłamią. Zwróciła uwagę na Simona i Benjamina, siedzących wśród słuchaczy. Spojrzała w pozbawiony emocji profil Simona. Poczuł to, odwrócił się i powoli pokręcił głową. Potem uśmiechnął się, całkiem na luzie, jakby ta hipokryzja na sali rozpraw nie istniała. Cały Simon. Ale dzięki temu rozluźniła się odrobinę.

Wszystko zdawało się oczywiste tego dnia, gdy policja zatrzymała Oswalda. To tak, jakby Sofia brała udział w filmie akcji i oddała ostatni śmiercionośny strzał. Oswalda zabrali do aresztu, a ona pojechała do domu. Wciąż z adrenaliną tętniącą w żyłach. Kręciło jej się w głowie od upojnego uczucia wolności, przeżywanego jeszcze tygodniami.

Ale potem schowane w głębi pamięci wspomnienia zaczęły ożywać, zaskakując ją. Noce były najgorsze. Echa przeżyć zawsze były najsilniejsze w mroku i najbardziej wyraźne godzinę przed bladym blaskiem świtu. Kiedy znów zasypiała, sen był niespokojny i pełen koszmarów. Różnych wersji tego samego koszmaru. Oswald molestujący ją w biurze. Potrafił obudzić ją własny krzyk. Nie wytrzymywała myśli o Oswaldzie, zatrzymywało się jej serce. Czasami wyobrażała sobie, że stoi w cieniu za drzwiami jej pokoju. Widziała w mroku pojawiający się i znikający zarys jego twarzy. Dwie czarne dziury tam, gdzie powinny być oczy. Właśnie tak, jak stał i się czaił tego wieczoru, kiedy na nią napadł w gabinecie.

Sen był tak wyraźny i rzeczywisty, że musiała wstawać z łóżka i pochodzić po pokoju, aż jej tętno zwolni. Przywoływać pocieszające myśli: nie posunął się przecież do końca, są tacy, którzy mają dużo gorzej, przestań już się mazać. Mimo to mroczne, zapowiadające bolesne zdarzenia uczucie nie mijało. Uczucie, że znajduje się w drodze właśnie do tej ściany w biurze.

Próbowała nawet brać tabletki nasenne, ale nie pomagały i wciąż powracał koszmar zatruwający jej noce.

Jednocześnie maszyneria prawnicza ruszyła, stękając i stukając, i nagle Sofia poczuła się, jakby Oswald znowu sapał jej nad karkiem.

Jej zdaniem proces był splunięciem w oko sprawiedliwości. Oswald mógł się panoszyć i rozsiewać swoje kłamstwa. Callini pozwalano szykanować Elvirę aż do granic załamania. A w mowie końcowej prokurator rozłożyła ramiona w geście frustracji i wykrzyknęła:

– Przecież ona ma tylko czternaście lat, do diaska, a ten bydlak zamknął ją na strychu i gwałcił!

I mimo protestów zarówno adwokatki, jak i sędziego zrobiło to wrażenie.

Cztery godziny czekali podczas narady sędziego i ławników za zamkniętymi drzwiami. Słońce zdążyło zajść za ciężkie od deszczu chmury za oknem ratusza, kiedy oczekiwali na wyrok zarówno z nadzieją, jak i z niepokojem.

Kiedy zostali wezwani na salę, Elvira obgryzała ostatni paznokieć. Sofia wślizgnęła się w objęcia Benjamina i walczyła z okropnymi myślami o tym, jak życie będzie wyglądać, jeżeli Oswald zostanie uniewinniony.

W końcu jednak czekało go więzienie. Żałosne dwa lata. Za to wszystko, co im zrobił na Wyspie Mgieł. Lista zarzutów była długa, ale „gwałt na nieletniej”, który jakimś sposobem został uznany tylko za „wykorzystywanie seksualne”, był jedynym przestępstwem, jakie zdołano udowodnić Oswaldowi.

Po ogłoszeniu wyroku, gdy było już po wszystkim, Sofia po raz ostatni spojrzała na Oswalda. Wstał i z zadowoleniem skinął Callini. Sofii zakręciło się w głowie. Czy mógł uznać wyrok za dobry? Przecież skazano go na karę więzienia. Wtedy uświadomiła sobie, że tak to właśnie zaplanował. Nie wymigałby się nigdy od kary, więc przyjął te dwa lata, wiedząc, że prawdopodobnie dostanie pojedynczą celę, odpocznie, napisze swoją kretyńską powieść. I z całą pewnością utrzyma kontrolę nad tym, co pozostało z ViaTerra.

Ale mam to gdzieś, pomyślała. Nigdy więcej. Nigdy nie będę musiała być blisko ciebie, czuć zapachu twojej obrzydliwej wody po goleniu, przepisywać twojego bełkotu czy słuchać twojego upierdliwego głosu. Nigdy więcej nie będziesz mnie dotykał. Mam nadzieję, że w pierdlu dostaniesz to, na co zasługujesz. I znajdziesz się sam na sam pod prysznicem z trzema facetami i kijem od szczotki i… Ale jednocześnie pojawiła się też gorzka myśl, że takie rzeczy dzieją się na pewno tylko w telewizji albo w amerykańskich więzieniach.

Odwrócił się i napotkał przelotne spojrzenie Sofii. Przeszył ją dreszcz i musiała szybko nabrać powietrza. Rozpoznała ten blask w jego oczach. Delikatny uśmiech, odbijający się we wzroku, podczas gdy usta pozostawały nieruchome.

I ten wyraz jego twarzy, który pamiętała aż za dobrze, sprawił, że zaczęła się zastanawiać.

Jak wszystko mogło pójść tak źle. Jak Oswald stał się tym, kim jest.

I skąd naprawdę bierze się zło.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Sekta powraca

Подняться наверх