Читать книгу Dzieci sekty - Mariette Lindstein - Страница 8

2

Оглавление

To jest moja opowieść. Moje rozważania wokół wydarzeń, które doprowadziły do tamtego okropnego wieczoru na skałach. Tak dużo jest do opowiedzenia o moim osiemnastoletnim życiu. Za dużo. Dlatego postanowiłem napisać o tym, co, mam nadzieję, pozwoli ci lepiej zrozumieć, jak do wszystkiego doszło właśnie w taki sposób.

Nie proszę cię ani o zrozumienie, ani o wybaczenie. Tak naprawdę chyba piszę, bo jest we mnie tak wiele tego, co trzeba uwolnić.

Kto wie, co pomyślisz. I czy w ogóle to przeczytasz.

Ale ja mam nadzieję, że przeczytasz.

* * *

Urodziłem się jako bliźniak dwujajowy. Wiele lat zajęło, nim zrozumiałem, że Vic i ja jesteśmy połączeni. Byliśmy tacy różni od samego początku. Tak jak te dwie bliźniaczki urodzone w Australii – jedna miała białą cerę, a druga była ciemnoskóra. Prawie tak to było z Vikiem i ze mną.

Dużo czytałem o bliźniętach. Starałem się znaleźć wytłumaczenie, dlaczego brak braterskiej miłości między nami. W morzu informacji moją uwagę przykuło powtarzające się stwierdzenie: Bliźniacy, ale przede wszystkim odrębne jednostki.

Większość bliźniąt dwujajowych wygląda jak rodzeństwo, choć nie są identycznie jak w wypadku bliźniąt jednojajowych. Ale Vic i ja wyglądaliśmy tak, jakbyśmy mieli całkowicie różnych rodziców. Vic był dorodnym dzieckiem, cztery kilogramy wagi po urodzeniu. Ja byłem małym wypierdkiem, niecałe trzy kilogramy, chudy i blady.

Z tych ciał wyrastały dwie całkiem odmienne osobowości.

Któregoś dnia, kiedy to Fanny, nasza niania, była w złośliwym nastroju, opowiedziała, co się stało, kiedy ojciec zobaczył nas po raz pierwszy. Fanny została osobiście przez niego wyselekcjonowana spośród personelu, bo była „dojrzała” i „doświadczona”, nie „dzieciak” jak mama. Była ponurą czterdziestoletnią kobietą o krótko ostrzyżonych włosach, wąskich ustach i głęboko osadzonych, świdrujących oczach. Wciąż pamiętam, jak wbijała we mnie wzrok z wyższością i lekką pogardą. Według założeń ojca miała nauczyć mamę, jak się nami zajmować. W rzeczywistości grała mamie na nerwach, zrzędząc i czyniąc uszczypliwe uwagi, jak to mama do niczego się nie nadaje.

W każdym razie to Fanny opowiedziała nam o naszym pierwszym spotkaniu z ojcem. Był jeszcze w więzieniu, kiedy się urodziliśmy. Potem miałem zrozumieć, że siedział za to, że zamknął mamę na strychu i uprawiał z nią seks, gdy miała czternaście lat. Tak nas poczęto, mnie i Vica. Ale o tym dowiedziałem się dużo później. Kiedy wrócił do ViaTerra, mama mieszkała już w domku przy dworze. Mieliśmy wtedy zaledwie parę miesięcy. Mama z niepokojem wyczekiwała ojca przez cały dzień. Nawet Fanny była poddenerwowana. Opowiadała, że w domu panowała podminowana atmosfera, tak jakby sam Bóg Ojciec miał zstąpić z nieba i pobłogosławić dzieci. W końcu ktoś zadzwonił z dworu, mówiąc, że ojciec przyjdzie za kwadrans. Fanny pospiesznie nas wykąpała. Wszystko po to, żebyśmy ładnie pachnieli.

Kiedy ojciec przyszedł, sprawiał wrażenie zaganianego.

– Będą wychowywani według zasad ViaTerra – brzmiały jego pierwsze słowa po przekroczeniu progu.

Leżeliśmy nadzy na dużym przewijaku, gotowi na inspekcję ojca. Gaworzyliśmy po ciepłej kąpieli. Ani razu nie kwęknęliśmy. Przynajmniej tak twierdziła Fanny.

Ojciec podszedł do nas i rzucił szybko wzrokiem na Vica.

– Wygląda jak ja – rzucił.

Potem zobaczył mnie i zaczął się śmiać. Tak przeszywająco, że serce Fanny podskoczyło do gardła. Chwycił mnie za stopę i lekko nią potrząsnął.

– To najnędzniejszy siusiak, jaki kiedykolwiek widziałem!

Wypowiedziawszy te słowa, odwrócił się na pięcie i wyszedł z domku.

Witajcie na świecie, Invictusie i Thorze.

Witajcie w ViaTerra.

Z tych ciał wyrastaliśmy.

Vic na dokładne podobieństwo ojca. Ciemne włosy i oczy, szerokie ramiona, pewny chód, równy rząd zębów, dołeczki w policzkach, nawet jego śmiech rozbrzmiewał tym samym tonem co u ojca.

Ja na bladą kopię mamy. Chudy i piegowaty. Rudy z długimi rzęsami. Kiedy miałem dziesięć lat, niektórzy wciąż brali mnie za dziewczynkę.

To Vic postawił pierwsze kroki. Powiedział pierwsze słowa. Kopnął pierwszą piłkę. Pierwszy siadł na nocnik. Pierwszy ząb pojawił się najpierw u niego. Najwyżej się wspinał. Najlepiej pływał.

Ja natomiast jako pierwszy dostałem jedynie wstrząśnienia mózgu w wyniku ataku Vica, który rzucił się na mnie z kijem do hokeja. No i też tylko ja miałem aparat na zęby.

Przyćmiewał mnie we wszystkim, choć nie było takiej potrzeby. Od samego początku było jasne, że jestem gorszy.

Słońce nigdy nie przestawało padać na Vica, a ja nieprzerwanie żyłem w jego cieniu. Niekiedy stawało się to nie do wytrzymania. Czasem jednak dobrze było nie ściągać na siebie uwagi.

Ale jedną z cech ojca mimo wszystko odziedziczyłem. Jego fenomenalną pamięć.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Dzieci sekty

Подняться наверх