Читать книгу Ktoś kto mnie kocha - Mari Jungstedt - Страница 7
ОглавлениеBiałe ściany, wysoki sufit, okrągła lampa, przytłumione nieco promienie słoneczne wpadające przez cienkie bawełniane firanki, które tworzyły rodzaj parawanu między nim i światem zewnętrznym. Patrzył na to wszystko swoim jednym otwartym okiem. Wokół panowała kompletna cisza i nie było widać żywej duszy. Miał wrażenie, że jest zamknięty w jakiejś przezroczystej otoczce, którą sam sobie zrobił, w jakimś kokonie utkanym z niewidzialnych nici. Dolatywały go tylko ledwo słyszalne dźwięki, jakby cichy warkot. Z kranu kapała woda. Za oknem tak mocno wiało, że aż drżały szyby. Na stoliku obok jego łóżka stał wazon z nierdzewnej stali z kilkoma żółtymi tulipanami i szklanka wody, do połowy już wypitej.
Oprócz Knutasa w pokoju nie było nikogo. W powietrzu unosił się ostry zapach jakiegoś duszącego środka antyseptycznego. Ostrożnie przewrócił się na drugi bok. Zmrużył oczy i poczuł tępy ból z tyłu głowy. Bolał go bark, a szyja zupełnie mu zesztywniała. W głowie miał kompletną pustkę, jakby go ktoś ogłuszył. Popatrzył na gołe ściany i dotarło do niego, że chyba jest w szpitalu. Jaki dziś dzień? Która godzina?
Próbował usiąść na łóżku, ale mu się to nie udało z powodu nagłego silnego ucisku w okolicy przepony. Zabrakło mu tchu, powoli znowu opadł więc na łóżko. Dostrzegł wtedy swój zabandażowany brzuch. Przypomniał sobie ten nagły ból, jaki poczuł, zanim stracił przytomność. Myślał wówczas, że umiera.
Powoli zaczął przypominać sobie szczegóły zdarzenia w tamten chłodny poranek. Wszystko działo się tak szybko. Stał przed swoim domem, paląc fajkę, potem zadzwonił po taksówkę, która miała zawieźć jego i Karin na lotnisko. Początkowo zupełnie nie zwrócił uwagi na samochód zaparkowany na ulicy kawałek dalej, ale po jakimś czasie zauważył, że za kierownicą ktoś siedzi. W mroku widział tylko zarys postaci, ledwie dostrzegalnej w bladym świetle ulicznych lamp. Zaraz potem usłyszał warkot zapalanego silnika i dostrzegł pędzący prosto na niego samochód. Fajka wypadła mu z ręki. Na sekundę cały otaczający go świat jakby zamarł w bezruchu. Oślepiły go przednie światła pojazdu i nagle poczuł, że samochód na niego wpada. Usłyszał głuchy trzask, dźwięk rozbitej szyby i zobaczył, jak jego ciało odbija się od karoserii i leci w bok.
Pamiętał, że spojrzał w górę. Niebo zrobiło się już szare. Zaczął się świt. Nadal słyszał odgłos wgniatanej karoserii i rozbijanego szkła. Poczuł, że coś wilgotnego i ciepłego spływa mu po policzku. Otarł twarz rękawem kurtki. Zobaczył na nim krew i poczuł silny ból po jednej stronie ciała.
Czas zaczął nagle płynąć o wiele szybciej. Chmury, które dotąd wisiały spokojnie na niebie, teraz zerwały się z uwięzi i pędem gnały nad horyzontem. Z trudem udało mu się wstać. Zamroczony dostrzegł jak przez mgłę, że samochód wjechał prosto w dom jednego z sąsiadów. Najpierw staranował płot, potem przejechał po trawniku, a następnie uderzył we frontową ścianę budynku. Z jednego okna wyleciała szyba. Najbardziej ucierpiał jednak sam pojazd, jego przód był mocno wgnieciony. Stefan Norrström leżał na kierownicy z zakrwawioną twarzą. Knutas zauważył, że mężczyzna porusza ustami i patrzy na niego. Próbował wymówić jakieś słowo.
– Pomocy!
Początkowo Knutas nie zrozumiał, o co mu chodzi. Pomocy. Intensywnie zamrugał oczami. Ból po jednej stronie ciała był prawie nie do zniesienia. Samochód wbity w ścianę domu sąsiada i pracujący na pełnych obrotach silnik. Stefan patrzący na Knutasa i szepczący jakieś słowa, krew spływająca mu po policzku.
Spod maski silnika wydobywał się czarny dym. Knutas nie miał wiele czasu, musiał szybko postanowić, co dalej. Podszedł chwiejnym krokiem do samochodu, otworzył drzwi i pochylił się nad kierowcą. Norrström ledwie dosłyszalnie szeptał:
– Nie chcę w ten sposób umierać… Niech mnie pan ratuje.
Knutas chwycił go i wyciągnął z samochodu. Chwilę później paliwo eksplodowało i samochód stanął w płomieniach. W oddali słychać było nadjeżdżającą na sygnale karetkę pogotowia. Naraz na ulicy pojawiło się sporo wyrwanych ze snu ludzi, niemających pojęcia, co się stało. Ludzie mieszkający w domu staranowanym przez samochód wybiegli w piżamach.
Knutas ułożył Stefana na ziemi w bezpiecznej pozycji.
– Nie chcę umierać – szepnął znów Stefan.
– Nie umrze pan – zapewnił go Knutas.
Stefan chwycił go mocno za rękę. Knutas poczuł, jak wali mu serce, najpierw mocno, a potem coraz wolniej, jakby ktoś tłumił wszystkie dźwięki, przykrywając ich źródło mokrym kocem. Później ujrzał przed oczami zasłaniającą wszystko kotarę i powoli zaczął zapadać się w ciemność. Jego ręka wysunęła się z dłoni Stefana, a stojący wokół ludzie zniknęli mu z pola widzenia, podobnie jak migające światła karetki. Zakręciło mu się w głowie i nogi się pod nim ugięły.
A wreszcie ogarnęła go grobowa cisza, pustka i ciemność. Aż do tej chwili.