Читать книгу Ktoś kto mnie kocha - Mari Jungstedt - Страница 8

Оглавление

Jakaś ćma energicznie uderzała skrzydłami w halogenową lampę wiszącą na suficie. Na betonowej podłodze leżało bez ruchu jeszcze kilka innych owadów. Niczym Ikar, pomyślał. Ów antyczny bohater mitologii greckiej, któremu ojciec przykleił skrzydła, aby mógł uciec z wrogiej mu Krety. Młodzieniec leciał jednak zbyt blisko słońca, co spowodowało, że wosk, którym przyklejone były skrzydła, zaczął się roztapiać, a Ikar spadł do morza i się utopił. Tak samo jak ćmy, które latają zbyt blisko światła i giną.

Stał, patrząc, jak owad krąży wokół jasno świecącej lampy. Jej blask był tak silny, że oświetlał cały garaż. Ćma latała wokół, aż wreszcie znalazła się zbyt blisko lampy, dało się słyszeć skwierczenie, a ćma spadła na ziemię.

Kiedyś on także sparzył się jak ta ćma. Tylko raz w życiu czuł, że żyje pełnią życia. Rzucał się na głęboką wodę, oddawał się bez pamięci swojej pasji i czerpał garściami z tego, co przynosił mu los. Potem jednak dostał od życia kopniaka. Poczuł się tak, jakby przejechał po nim rozpędzony pociąg. Przeżył wprawdzie, ale to już nie było życie, tylko wegetacja.

Nigdy nie jest za późno, pocieszał się, mówiąc do swego odbicia w lustrze. Nigdy nie jest za późno na zmianę tej sytuacji.

Chwycił stojącą w kącie miotłę i zmiótł wszystkie martwe ćmy pod drzwi garażu. Otworzył je i wymiótł owady w ciemną, chłodną noc. Potem zamknął garaż na klucz i odstawił miotłę na miejsce.

Usiadł znów w samochodzie i przekręcił kluczyk w stacyjce. Reflektory oświetliły ścianę garażu i wiszące na niej narzędzia, poukładane porządnie w równych rządkach. Włączył swego ulubionego Johnny’ego Casha.

Zapalił papierosa, zaciągnął się i z zamkniętymi oczami słuchał, jak muzyka wypełnia całą przestrzeń pomiędzy nim a jego planami na przyszłość. Tym, co już postanowił zrobić. Zaciągnął się raz jeszcze, po czym otworzył oczy i spojrzał na ścianę. Jego wzrok przykuło jedno z narzędzi. Wysiadł z samochodu, zgasił wypalonego do połowy papierosa i włożył niedopałek z powrotem do paczki. Wziął do ręki pistolet bolcowy, rozkręcił go i poszukał nabojów. W szufladzie pod półką na narzędzia przechowywał pudełko z nabojami. Załadował nimi broń, a następnie ponownie ją złożył.

Sprawdził ciężar i przyłożył broń do swojej skóry, by poczuć chłód stali. Naciągnął sprężynę, odczekał chwilę, po czym zaczął ważyć broń w dłoni.

Usłyszał głos ojca. „Trzymaj rękę nieruchomo”, mówił. Nie było to jednak łatwe, gdyż broń była ciężka. Wtedy ojciec obejmował swoją potężną ręką jego małą dłoń, tak iż prawie nie było jej widać. Zmusił syna do trzymania broni przyciśniętej do czoła byka. Zwierzę wpatrywało się w chłopca, kiedy ten zamknął oczy, czując zapach strachu oraz chłód trzymanego w ręce pistoletu. „Teraz go odbezpiecz”. Spojrzał na ojca. „Nie dam rady”, powiedział, ale ojciec zachowywał się tak, jakby nie rozumiał, co syn do niego mówi, jakby nie chciał zrozumieć. „Dasz radę”. Głos ojca emanował taką pewnością siebie, takim spokojem. Jego olbrzymia dłoń zacisnęła się mocniej wokół dłoni syna. Wtem rozległ się strzał, który tak go ogłuszył, że aż się zachwiał. Byk upadł na ziemię i leżał bez ruchu. Chłopiec chciał krzyknąć, lecz nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Patrzył, ale i on, i ojciec, każdy z nich widział zupełnie coś innego.

Otrząsnął się ze wspomnień i powrócił do rzeczywistości. Westchnął ciężko i powiesił pistolet z powrotem na miejsce. Głos ojca w jego głowie umilkł, ale tylko na jakiś czas. Wiedział doskonale, że już się od niego nigdy nie uwolni, że zawsze czeka razem z innymi głosami.

Z głosami ludzi, którzy go zawiedli.

Ktoś kto mnie kocha

Подняться наверх