Читать книгу Druga twarz - Mari Jungstedt - Страница 8

Оглавление

Cessna 182 z miejscami dla czterech osób trzęsła się tak mocno, że miało się wrażenie, iż w każdej chwili może wybuchnąć i rozpaść się na kawałki. Pilot wcisnął gaz do końca, by poderwać się z odpowiednią prędkością, a w niewielkiej maszynie panowało wyczuwalne napięcie. Wciąż stali na pasie startowym w oczekiwaniu na sygnał pozwalający wznieść się w powietrze, pilot w tym czasie sprawdzał wszystkie urządzenia: stery, klapy, deskę rozdzielczą, pompę olejową, temperaturę cylindra. Hałas uniemożliwiał rozmowy. Jeśli któryś pasażer chciał coś powiedzieć, musiał krzyczeć. Brakowało siedzeń, Krister i jego stary kumpel Peter siedzieli z podwiniętymi nogami na podłodze. Jakaś kobieta, skoczek, której Krister nigdy wcześniej nie widział, zajęła miejsce obok pilota plecami do deski rozdzielczej i dziobu samolotu. Siedzieli ze spadochronami na plecach wciśnięci w tylną część maszyny. Nie widzieli się od kilku lat, gdy nagle Peter zadzwonił z informacją, że wpadł na chwilę do Sztokholmu i chciałby, jak dawniej, wspólnie skoczyć ze spadochronem. W ich starym klubie umówił już nawet konkretną godzinę.

Szesnastoletnia córka Kristera, Cecilia, która na weekend pojawiła się u niego w odwiedziny, nie ukrywała rozczarowania, że tej soboty tata nie będzie się nią zajmował. Zastąpi go jego nowa dziewczyna, z którą miały iść do miasta na zakupy. Musiała to jakoś znieść. Niespodzianie przyjechał przyjaciel, który od dawna mieszka w Stanach, ojciec nie mógł mu więc odmówić. Miał zamiar zaprosić Cecilię wieczorem do restauracji na Starym Mieście, tylko oni dwoje.

Silniki zaryczały. Kobieta, która ukucnęła naprzeciwko, nie odezwała się ani słowem, wyglądało na to, że była z tych zamkniętych w sobie. Właściwie była całkiem ładna, drobna i ciemnowłosa, ale z kwaśną miną wpatrywała się uporczywie w okno.

Krister i Peter mieli skoczyć razem, jak to robili kiedyś, gdy Peter mieszkał w Szwecji i obaj aktywnie udzielali się w klubie. Byli doświadczonymi skoczkami, uprawiali ten sport przez blisko dwadzieścia lat. Rozległ się grzmot silników, Krister sądził, że zbliżają się do trzech tysięcy obrotów, wymaganych, aby mogli unieść się w powietrze. Maszyną trzęsło, szarpało i kołysało w różne strony. Pilot porozumiewał się za pośrednictwem radia z wieżą kontroli lotów i otrzymał zezwolenie na start. Dodał jeszcze więcej gazu i samolot ruszył. Rozbieg długości czterystu metrów zajął im dwadzieścia sekund. Samolot kołysał się coraz gwałtowniej i kiedy w końcu odbił się od ziemi, można było poczuć ulgę, mimo że turbulencje nasiliły wstrząsy. Za każdym razem, kiedy wznosili się w górę, miało się wrażenie, że samolot rozpadnie się na kawałki. Ten moment był najgorszy.

Osiągnięcie trzech tysięcy metrów zajęło im około pół godziny. Niewygodna pozycja sprawiała, że nogi drętwiały, a im wyżej się wznosili, tym było zimniej. Nie było drzwi, otwór zasłaniała płachta z materiału, przyczepiona taśmą z zapięciem na rzepy. Krister próbował nie myśleć o tym, że coraz bardziej traci czucie w nogach i marzną mu palce. Myślał o latach przyjaźni z Peterem, o wszystkim, co razem przeżyli, i uświadomił sobie, jak bardzo mu brakowało przyjaciela. Samolot krążył przez chwilę wokół punktu wyskoku, na który pilot wybrał widoczny w oddali zagajnik. Aby właściwie wylądować, konieczne było wzięcie pod uwagę siły i kierunku wiatru.

W końcu dostali od pilota znak, że nadszedł czas wyrzutu. Kobieta siedząca z przodu podwinęła tkaninę zasłaniającą drzwi, postawiła lewą stopę na podpórce na zewnątrz samolotu i wyskoczyła. Zniknęła w ciągu sekundy. Krister przesunął się

do przodu na miejsce obok pilota, wymienili spojrzenia z Peterem i wykonał ręką znak. Czas skakać. Najpierw wyprostował ramię, później przyciągnął je do siebie i znów na zewnątrz – raz, dwa, trzy – zanurkował w powietrze i zaczął swobodnie opadać. Peter, trzymając się go, leciał razem z nim.

Ponieważ skakali razem, ważne było, aby opuścili samolot w tym samym momencie, by uzyskali tę samą prędkość opadania. Najmniejszy ruch mógł zmienić prędkość. Wyskok im się udał, byli naprzeciwko siebie, trzymając się mocno za ramiona, po chwili przesunęli uchwyt na nadgarstki. Przeszywali powietrze razem, byli jednością. Cały czas utrzymywali kontakt wzrokowy. Pełna koncentracja. Błękitne majowe niebo roztaczało się nad nimi i wokół nich. Białe chmury zapowiadały lato. Pod nimi rozpościerały się zielone przestrzenie, a daleko, daleko był zwykły świat i cywilizacja. Opadali swobodnie z prędkością dwustu kilometrów na godzinę. Nie było miejsca na wahanie. Peter skinął głową do Kristera, obaj zgięli prawe kolana i ugięli lewe łokcie, co spowodowało, że zrobili w tym samym czasie obrót i znów znaleźli się przodem do siebie. Krister zobaczył, że Peter uśmiecha się szczęśliwy, kiedy wokół niego pędzi powietrze. Ponowne skinięcie głową, wyprostowali ramiona, ściągnęli kolana, każdy z nich zrobił saldo do tyłu. Wszystko w pełnej prędkości opadania. Wymienili się spojrzeniami, uśmiechając się.

Zdążyli zrobić jeszcze jeden manewr, zanim nadszedł czas na otwarcie spadochronów. Najpierw jednak upewnili się, że są w odpowiedniej odległości, aby się nie zderzyć. Krister zdecydowanie pociągnął rączkę spadochronu, aby go otworzyć. Ale nie było reakcji. Pociągnął jeszcze raz. Nic. Poczuł w klatce piersiowej narastającą panikę – jego prędkość opadania wynosiła dwieście kilometrów na godzinę, miał więc zaledwie kilka sekund, zanim będzie za późno. Kiedyś był już w takiej sytuacji. Problemy z otwarciem spadochronu nie zdarzały się często, ale mogły wystąpić. Dlatego każdy skoczek wyposażony był w spadochron zapasowy. Teraz musi się skupić. Koncentracja. Szybkie spojrzenie w górę. Trochę ponad nim unosił się Peter, a w oddali nieznajoma kobieta, oboje na w pełni rozłożonych spadochronach. Co się działo z jego spadochronem? Pamiętał, że poprzedniego wieczora sprawdził cały sprzęt. Wszystko było w porządku. Nic nie rozumiał. Powinien jednak, jak zazwyczaj, sprawdzić go jeszcze raz, tuż przed wejściem do samolotu. To była ostatnia pieprzona rzecz, którą robił każdy spadochroniarz. Był jednak tak pochłonięty rozmową z Peterem, że się tym nie zajął. Zaczął szukać linki zapasowego spadochronu. Pociągnął mocno, ile tylko miał siły. Też nic. Wokół niego wyraźnie zaczął rysować się krajobraz. Czubki drzew, pole, las. W oddali baraki klubu spadochronowego. Ogarnęła go panika. Serce waliło jak oszalałe. Ziemia zbliżała się ku niemu. Rozpaczliwie pociągnął raz jeszcze. Zdał sobie sprawę, że jest już za późno.

Poczuł ucisk w klatce piersiowej. Nie mógł oddychać. Spadochron nawet nie zdążyłby się rozłożyć. Przed oczami ujrzał znajome twarze: córki Cecilii, jej matki Anniki, dziewczyny Anki. Jego życie dobiegnie końca za kilka sekund. Miał zaledwie czterdzieści siedem lat. Poczuł ssanie w całym ciele. Poryw wiatru. Ląd, trawa, ziemia.

Ziemia. Ziemia. Ziemia.

Druga twarz

Подняться наверх