Читать книгу Zmysłowa dziewczyna - Meredith Wild - Страница 4
LUKE
ОглавлениеNie jestem pewien, co mnie opętało, żeby przystanąć i ją obserwować. Gdy maszerowała po ścieżce, robiła mnóstwo hałasu. Kolejna dziewczyna z miasta, która przyjechała do ośrodka u podnóża gór, bez dwóch zdań. Przyszedłem tutaj dzisiaj, żeby nacieszyć się źródłami, bo w soboty jest zmiana turnusów, a nowi mieszkańcy rzadko wypuszczają się na szlak po zachodzie słońca.
Ale ubranie tej kobiety opadło na ziemię, a ja zdębiałem. Powinienem zawrócić do mojego domku na zboczu góry, ale zamiast tego przyglądałem się, jak ona pływa i unosi się na wodzie niczym bogini. Miała długie brązowe włosy, które spłynęły prostą falą na jej plecy, gdy stanęła na dnie, odsłaniając najdoskonalsze kobiece piersi, jakie widziałem w życiu.
A potem, niemal bez wyrzutów sumienia, patrzyłem, jak wychodzi z wody, przysiada na skale i zanurza w sobie raz po raz szczupłe palce. Jej krzyki odbijają się od skał i niosą po lesie, a mnie oddech więźnie w gardle. Robię się od tego tak twardy, że nie ma siły, bym zdołał wrócić do domu. Poza tym nie mogę jej tu zostawić, ponieważ zmrok zapada coraz szybciej…
Gdy nasze oczy się spotykają, kobieta zaczyna krzyczeć i wskakuje do wody, by ukryć nagość. Poprawiam się tak, by dowód tego, jaki wpływ miał na mnie jej krótki występ, stał się niewidoczny, po czym podchodzę bliżej.
– Kim jesteś? – Jej głos drży z przerażenia. Kobieta wbija we mnie zogromniałe oczy, zapewne zastanawiając się, czy zrobię jej krzywdę.
O tej porze, tak daleko od ośrodka, ma rację, że się martwi. Nic nie uratowałoby jej przed kimś mojej postury i o moich umiejętnościach. Gdybym miał złe zamiary.
– Nic ci nie zrobię – mówię łagodnie, w nadziei że uda mi się ukoić jej lęk. – Już późno. Wiesz, jak wrócić do ośrodka?
Krzyżuje ramiona na piersi, choć pod wodą i tak nic nie widać.
– Mam mapę.
Uśmiecham się krzywo i zerkam przelotnie na stertę ubrań na brzegu.
– Tak? A masz latarkę, żeby tę mapę odczytać?
Pomiędzy ciemnymi łukami jej brwi tworzą się zmarszczki. Jej oczy oszałamiają kształtem i intensywnością spojrzenia, choć nie potrafię dojrzeć koloru w blednącym świetle.
– Mogę cię odprowadzić. Ktoś taki jak ty nie powinien włóczyć się tutaj samopas.
Zmarszczka pomiędzy brwiami się pogłębia.
– Ktoś taki jak ja?
– Od ośrodka dzieli cię co najmniej półtora kilometra. Nie masz żadnych zapasów ani ekwipunku. Ktoś pozbawiony zdrowej obawy przed dziką naturą nie powinien o tej porze, ani o żadnej innej, samotnie spacerować po lesie.
– Nie musisz mnie ratować, okej?
Opieram się pokusie wywrócenia oczami. Kolejna głupia pańcia z miasta z przerostem ego i brakiem zdrowego rozsądku!
– Chodźmy. Odprowadzę cię.
Powoli przesuwa się bliżej swojego ubrania, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Odwróć się, proszę.
Wybucham śmiechem.
– Widziałem znacznie więcej, niż miałabyś mi teraz pokazać.
Jej oczy ogromnieją, a nozdrza zaczynają drżeć.
Odwracam się bez słowa, by zapewnić jej prywatność, choć po tym wszystkim, co właśnie zobaczyłem, wydaje mi się to bez sensu. A minutę później pisk jej trampek na kamieniach sprawia, że odwracam się ponownie.
Jest kompletnie ubrana.
Jeszcze przez chwilę podziwiam jej okryte ciało. Dżinsy przyjemnie opinają uda, a piersi w obcisłym podkoszulku wyglądają na pełniejsze.
Zmieniam tok myślenia, zanim mój kutas znów zacznie wariować. Od tak dawna nie byłem z kobietą, że choć gardzę wszystkim, co reprezentuje sobą ta tutaj, nic nie potrafię poradzić na to, że bestia we mnie pragnie zerwać z niej ubrania i wdzierać się w nią, aż oboje dojdziemy. Kilkukrotnie.
Przeklinam pod nosem, po czym odwracam się po raz kolejny i wchodzę na ścieżkę.
Mija kilka minut, ale nie muszę sprawdzać, co dzieje się za moimi plecami. Słyszę ciężki oddech i trzask gałęzi, gdy ona ostrożnie stawia kroki – dowody, że trudno jej za mną nadążyć. Po co zatem włóczy się po lesie? Dlaczego Lou i Vi ściągają takie idiotki w to piękne miejsce? Nie rozumiem. Ludzie jej pokroju tutaj nie pasują. Nigdy nie docenią tego miejsca tak, jak powinni. Tydzień w górach to dla większości z nich demonstracja statusu. A ja chcę, żeby zniknęli z mojego lasu i mojej góry, żebym mógł się cieszyć tym, po co sam tu przyjechałem. Samotnością. Spokojem. Prostotą życia. Leniwą kąpielą w źródłach bez obecności seksownej panienki z miasta zaśmiecającej moje myśli swoją słodką dziurką…
Bo w sumie jestem pewien, że jest słodka. I bardzo ciasna.
Zatrzymuję się gwałtownie i odwracam. Ciemnowłosa prawie na mnie wpada. Chwytam ją za ramiona, gdy traci równowagę. Wydaje się drobniejsza, gdy ją przytulam – delikatny kościec pokrywa zaledwie odrobina mięśni. Wilgotne włosy przemoczyły jej koszulę, przez co uroczy biust ponownie przykuwa moją uwagę.
Cholera, ta kobieta to bałagan, o który nie prosiłem!
– Stąd już trafisz – burczę szorstko.
Jej oczy znów ogromnieją.
– Stąd?
Blask księżyca oblewa jej skórę. Jeśli miała makijaż, zmyła go woda, pozostawiwszy twarz naturalną i świeżą. Zdecydowanie jest ładna. Zadarty nosek i delikatnie wygięte usta. W jej rysach nie ma nic egzotycznego ani surowego. Ale ma w sobie coś takiego, że wygląda absolutnie wspaniale bez żadnego wysiłku.
Uwalniam ją z objęć i kciukiem wskazuję kierunek za moimi plecami.
– To tylko kilkadziesiąt metrów w dół tą ścieżką. Zaraz zobaczysz światła, które poprowadzą cię przez resztę drogi.
– Dziękuję – mówi cicho. Tak cicho, że nie usłyszałbym jej, gdyby nie spokój panujący nocą w lesie. Zniknął ton, którym potraktowała mnie wcześniej. Nie wiem, jak przeszła od uniesień do utrzymywania, że nie potrzebuje pomocy. Może przemawiał przez nią strach?
Wykrzywiam twarz w grymasie, bo nie podoba mi się myśl, że byłem przyczyną jej obaw. Nigdy bym jej nie skrzywdził. Ani nikogo innego. Nawet jeśli nie chcę ich wszystkich w moim lesie.
– Nie musisz mi dziękować.
– Właśnie, że muszę. Mogłeś mnie tam zostawić albo…
– Albo? – Unoszę brew, prowokując, by powiedziała to na głos.
Fakt, mogłem zrobić wszystkie te rzeczy, o których teraz nie potrafię przestać myśleć. Mogłem ułożyć się pomiędzy jej jedwabistymi udami, wedrzeć się w nią, rozciągnąć ją wokół siebie i zaspokoić na sposoby, do których te śliczne, drobne paluszki nie są zdolne.
Ale ona tego nie mówi. Nie mówi ani słowa. Tylko patrzy na mnie, a ja przez chwilę zastanawiam się, czy potrafi czytać w moich myślach. Czy ta nieoczekiwana chęć deprawacji emanuje ze mnie w jakiś sposób. Jej dłonie prześlizgują się po mojej piersi, a ja nagle zapominam, jak się oddycha.
– Jak się nazywasz? – Jej głos przechodzi w szept. Jakby chciała ukryć te słowa sama przed sobą.
Kiedy ostatnio czułem dotyk kobiety? Kurwa, nie mogę zaczerpnąć powietrza!
– Dobranoc.
Przepycham się obok niej, zmuszając stopy, by zaniosły mnie z powrotem na górę. Muszę od niej uciec jak najszybciej.