Читать книгу Skandalu nie będzie - Michał Komar - Страница 15

Оглавление

Wracam do 1940 roku. Mama z Witkiem przenoszą się do Warszawy. Ojciec działa w Siedlcach, w PolKO3, czyli w delegaturze RGO, i w PCK. Ściśle współpracuje z doktorem Zygmuntem Niepokojem, którego Niemcy mianowali lekarzem miejskim i kierownikiem Kolumny Epidemiologicznej. Ale trzeba wiedzieć, że major Niepokój „Norwid” od wiosny 1940 roku jest również oficerem Ekspozytury nr 2 Drugiego Oddziału Komendy Głównej ZWZ. Tak więc ta współpraca toczy się w dwóch nachodzących na siebie przestrzeniach: pomocy społeczno-medycznej i wywiadu.

Jako działacz PCK i RGO ojciec spotykał się z hrabiną Marią Tarnowską, jeździł do Krakowa – do Adama Ronikiera i arcybiskupa Adama Sapiehy. Chyba był jakoś zamieszany w dostarczenie pierwszych fotografii z Katynia do siedziby arcybiskupów krakowskich, prawdopodobnie dzięki koleżeńskim kontaktom z adwokatem Ludwikiem Christiansem, kierownikiem RGO i prezesem PCK w okręgu lubelskim. Ciekawa to znajomość, bo ojciec to lewicujący liberał, a Christians – narodowiec skłócony ze starą endecją, działacz ONR, a potem Ruchu Narodowo-Państwowego i jednocześnie prezes Akcji Katolickiej w Lublinie.

Pod koniec 1940 roku w Siedlcach Niemcy utworzyli getto. Ojciec natychmiast przekazał siedzibę PCK na szpital żydowski. Dostarczał tam żywność i leki, w miarę możliwości, a te stopniały, gdy biskup sufragan Czesław Sokołowski zaczął utrudniać księżom współpracę z RGO – podobno z powodu sporu o jakąś nieruchomość. Zarzucano biskupowi też, że był przeciwny wydawaniu Żydom metryk chrztu – a te mogły uratować im życie. Natomiast zachęcał wiernych do wyjazdów na roboty do Rzeszy i błogosławił żołnierzom armii Mussoliniego udającym się na front wschodni. W 1943 roku Wojskowy Sąd Specjalny Obszaru Warszawskiego AK skazał biskupa na karę śmierci, rzecz bez precedensu. W wyniku interwencji Komendanta Głównego AK sprawę przekazano do Komisji Sądzącej Walki Podziemnej. Biskup został ukarany infamią. Mówię o tym, jednocześnie mając w pamięci heroizm polskich duchownych więzionych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Likwidacja siedleckiego getta rozpoczęła się 22 sierpnia 1942 roku. Wycofuję słowo „likwidacja”. W tym kontekście jest amoralne. Oswaja. Łagodzi sens tego, co się stało. Oddziały niemieckie, polska policja granatowa, Ukraińcy i Łotysze z SS. Kilkanaście tysięcy dzieci, kobiet i mężczyzn zgromadzonych na cmentarzu żydowskim, bez jedzenia, bez wody. Przemarsz do wagonów… Lekarzy i chorych ze szpitala żydowskiego zamordowano na miejscu.

Minęły cztery miesiące. Ojciec otrzymał z RGO wiadomość o planowanym przyjeździe do Siedlec transportu z ludźmi wysiedlonymi z Zamojszczyzny. Pięćset rodzin. Trzeba było zorganizować żywność, znaleźć mieszkania, miejsca pracy, rodziny zastępcze dla samotnych dzieci. A przede wszystkim przygotować lokal przejściowy – na pierwsze dni. Wybrano dawną siedzibę PCK, skrwawiony szpital żydowski… Znów minął miesiąc. 31 stycznia 1943 roku nadeszła informacja o nadjeżdżającym transporcie. Ojciec zwołał naradę, na którą przybyli doktor Niepokój i Stanisław Zdanowski, burmistrz Siedlec dla ludności polskiej. Jednym z ustaleń podjętych na tej naradzie było zorganizowanie konspiracyjnej obsługi informacyjno-fotograficznej. Szło o to, aby dokumentacja związana z wysiedleńcami znalazła się jak najszybciej w KG AK, potem zaś w Londynie. Narada została nagle przerwana przez niemieckiego komisarza miasta, Alberta Fabischa. Zażądał od zebranych, by natychmiast udali się na stację. Nadjechał pierwszy skład. Temperatura około 20 stopni poniżej zera i śnieżna zamieć. Bydlęce wagony, z których wyjmowano zwłoki. Przez następne dwa dni przybywały kolejne transporty. Zdanowski z ojcem postanowili zorganizować tym nieszczęśnikom publiczny pogrzeb. I tak 3 lutego przez Siedlce przeciągnął kondukt pogrzebowy z 23 trumnami. Uczestniczyło w nim kilka tysięcy osób. Na cmentarzu przemówił Zdanowski. Trzy miesiące potem został aresztowany. Wtedy mój ojciec spakował się i wyjechał.

Do Warszawy?

Najpierw do Krakowa. Na ręce Adama Ronikiera złożył rezygnację z pracy w RGO. Był przyjęty przez arcybiskupa Sapiehę. W Warszawie miał przygotowany kontakt konspiracyjny.

Dokładniej?

Nie wiem. Albo dzięki „Norwidowi” uzyskał pomoc II Oddziału, albo Christians polecił go Jerzemu Rutkowskiemu, znanemu przed wojną działaczowi ONR-Falanga, który od 1940 roku zajmował poważne stanowisko w Biurze Informacji i Propagandy KG AK, był mianowicie szefem Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Jego żona Jadwiga kierowała sekretariatem tychże zakładów, a w Powstaniu Warszawskim organizowała grupy fotoreporterów i zespoły powstańczej kroniki filmowej.

Wspaniała, otwarta i dowcipna osoba. Bywała u nas często w latach 70. i 80. Kiedy ojciec szedł spać, rozmawiałem z nią do późnej nocy. Moje pierwsze głębsze zainteresowanie adwokaturą wiązało się z jej opowiadaniem o procesie Melchiora Wańkowicza, gdzie broniła razem z Janem Olszewskim. Byłem wtedy w liceum i słuchając, pomyślałem: „Interesująca praca”... A mąż Rutkowskiej utkwił mi w pamięci z powodu jego przyjazdów do Zalesia. Potężny, w rogowych okularach, miał niski głos. Brał mnie do ogrodu i pokazywał na wiatrówce, jak się strzela z biodra, co mi szalenie imponowało.

Nie zdawałem wtedy sobie sprawy, z jakimi ludźmi kontaktuje mnie ojciec – a to był przecież kawałek najnowszej historii Polski. Kolejny człowiek: Janusz Podoski, malarz i jeden z założycieli Związku Polskich Artystów Fotografików. Ojciec zabierał mnie, małego brzdąca, do jego pracowni przy ul. Pankiewicza, zresztą do pracowni po Pankiewiczu. Ja gdzieś przysypiałem, a towarzystwo do świtu biesiadowało. Podoski robił nam zdjęcia rodzinne. Po latach od Rutkowskiej dowiedziałem się, że pracował w tzw. komórce legalizacji KG AK, gdzie prowadził dział fotograficzny.

Co twój ojciec robił w konspiracji?

Działał w podziemnym wymiarze sprawiedliwości.

Sądził?

Nie wiem, czy uczestniczył w składach sędziowskich. Wiem, że zajmował się sprawami organizacyjnymi. Opowiadał mi, jak to wyglądało. Stół przykryty zielonym suknem, karty, kawa, a więc karciane spotkania na wypadek, gdyby pojawili się Niemcy. Wiem, że posiedzenia sądu, na których sekretarzem był Aleksander Gieysztor, odbywały się w mieszkaniu stryja mojej mamy – Rudolfa Szerękowskiego. To bardzo ciekawa postać. Ale o tym później.

1 15-lecie Polskiego Czerwonego Krzyża, „Życie Podlasia” z 2 września 1934 r.

2 Rada Główna Opiekuńcza – organizacja charytatywna działająca podczas II wojny, której prezesem był Adam Ronikier. Z pomocy RGO korzystało ok. 700–900 tys. osób rocznie.

3 PolKO – Polski Komitet Opiekuńczy.

Skandalu nie będzie

Подняться наверх