Читать книгу Fajny kraj do życia - Michał Sutowski - Страница 4
Rozwój czy „socjal”?
Fałszywy dylemat
ОглавлениеPrawo i Sprawiedliwość w 2015 roku obiecało wyborcom koniec wyrzeczeń i odtąd już naprawdę solidarną Polskę. Po czterech latach u władzy dołożyło „polskie państwo dobrobytu”, które kiedyś miałoby dogonić – pod względem poziomu życia – Niemcy. Wizja, choć śmiała, okazała się dla wyborców wiarygodna, bo w końcu niejedną ze swych obietnic Kaczyński spełnił, z Rodziną 500+ i obniżeniem wieku emerytalnego na czele. Wielu Polaków wciąż uważa, że te cztery lata to faktycznie był dobry czas dla Polski.
Krytycy widzą jednak, że solidarność pod rządami dotyczy tylko wycinka obywateli, nawet jeśli to wycinek niemały. Że tych najbardziej potrzebujących, w najtrudniejszej sytuacji – chociażby osoby z niepełnosprawnościami – zostawia się samym sobie. Że ci, od których zależy los przyszłych pokoleń – jak nauczyciele, lekarze czy pielęgniarki – są przez władzę poniewierani. Że wielkość naszych kawałków ze wspólnego tortu wynika z politycznych podziałów na wrogów i przyjaciół władzy, a nie z wymiernych zasług czy potrzeb. Wreszcie, nietrudno zauważyć, że fatalnie kuleje „podażowa” strona całego systemu: wbrew zapowiedziom inwestycje nie wystrzeliły pod niebo. Kluczowe problemy Polek i Polaków – od zbyt drogich mieszkań, tłoku na szkolnych korytarzach i kolejek do lekarzy przez smog i gospodarkę opartą na węglu aż po wykluczenie transportowe – znajdują się na końcu listy priorytetów władzy lub są wprost negowane.
A co na to opozycja? Platforma Obywatelska, zwana czasem takąż Koalicją – na koniec stycznia 2020 roku wciąż druga siła polityczna w kraju – ma z polityką PiS wielki problem. Z niechęcią uznała sens głośnych pięciuset złotych na dziecko, krytykując program półgębkiem. Próbuje atakować rząd za nadmierne rozdawnictwo i jednocześnie za to, że nie zaspokaja on potrzeb najsłabszych, jak wspomnianych osób niepełnosprawnych czy strajkujących nauczycieli. Wypomina władzy ukryte podatki i daniny, a jednocześnie przestrzega przed katastrofą napiętego do granic możliwości budżetu. Można odnieść wrażenie, że formacja ta najbardziej wyczekuje jakiegoś krachu gospodarczego, który rozwiązałby te wszystkie dylematy i pozwolił liderom i zwolennikom chórem zakrzyknąć: a nie mówiliśmy!
Inaczej wady PiS-owskiej polityki – pod hasłem „dziurawego państwa” – próbuje punktować lewica, która konserwatywnej polityce transferów przeciwstawia socjaldemokratyczną wizję cywilizacji troski. Opartej, dodajmy, na wysokiej jakości usługach publicznych. W skrócie znaczy to tyle: socjal tak, ale dużo lepszy niż dotąd, oparty na instytucjach, powszechny i przede wszystkim demokratyczny.
W tym momencie musi paść pytanie: czy na to polskie państwo dobrobytu – w tej czy innej formie – w ogóle nas stać? A może najpierw musimy dogonić Niemcy, Skandynawię czy przynajmniej Hiszpanię, żeby przez „rozdawnictwo” nie zostać przypadkiem Grecją? I to pomimo że jesteśmy trzydzieści lat po wejściu w życie planu Balcerowicza i piętnaście z okładem od wejścia do Unii Europejskiej? Przecież przez całe ćwierć wieku państwo opiekuńcze miało być luksusem, na który jeszcze nas nie stać, lub reliktem komuny, którego wreszcie trzeba się pozbyć.
W dziesięciu rozmowach z wybitnymi ekspertkami i ekspertami w swoich dziedzinach – często młodymi, lecz zawsze o dużym dorobku – próbujemy opowiedzieć te sprawy inaczej. W moim (i ich) przekonaniu państwo dobrobytu, oparte na ambitnej, zorientowanej na przyszłość polityce przemysłowej i wysokiej jakości, powszechnie dostępnych usługach publicznych, to nie tylko „lepszy socjal” (lepszy niż ten PiS-owski). Tym bardziej nie „luksus”, na który nas stać bądź nie – w zależności kto liczy.