Читать книгу Fajny kraj do życia - Michał Sutowski - Страница 7
Jak jest
ОглавлениеW okolicach środka rządów PO – niedługo po katastrofie smoleńskiej i wielkiej imprezie piłkarskiej – również w akademii i wśród ekspertów mówiło się o wyczerpaniu polskiego modelu wzrostu, o potrzebie nowej strategii rozwoju, o inwestycjach w ludzi i innowacje jako odpowiedzi na „pułapkę średniego dochodu”. W kilku raportach pisał o tym profesor Jerzy Hausner, wiele z tych pomysłów po 2015 roku przejął rząd PiS i ludzie późniejszego premiera Mateusza Morawieckiego. PO i minister Boni też coś kombinowali, ale przecież własny premier nie traktował Polski 2030 poważnie; wielka strategia na czasy po transformacji była PR-ową wydmuszką rządu Tuska. Podobnie zresztą jak lata później Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju rządu PiS.
Z oczywistych – wyborczych – powodów, Prawo i Sprawiedliwość dużo poważniej niż plany rozwoju potraktowało własne obietnice socjalne i politykę redystrybucji. Spełnienie zapowiedzi w sprawie świadczeń na dzieci, płacy minimalnej i stawki godzinowej, wreszcie obniżenie wieku emerytalnego – bez widocznej ruiny budżetu – w oczywisty sposób pchnęły więc obóz władzy ku opowieści o „polskim państwie dobrobytu” i dalszym, atrakcyjnym dla wyborców obietnicom. Wszystko to zbiegło się z dość powszechnym odczuciem Polaków (i światłej części ich elit), że na przykład 500+, mimo różnych zastrzeżeń, to nieunikniony „rachunek za transformację”, mówiąc słowami profesora Marka Belki. Że „czas transformacji się skończył” (to konserwatywny Klub Jagielloński). Wreszcie, że do narracji lat 90., w której „każdy jest kowalem własnego losu”, po prostu nie ma powrotu. Bo mamy rok 2020, Zachód pokazał nam, jak można żyć, a PiS – ile państwo może wydać.
I właśnie na to wszystko, na te rozbudzone aspiracje i zwiększone oczekiwania co do płac, dostępności mieszkań i ochrony zdrowia, standardów nauki w szkole i wygody podróży koleją – w mniejszym stopniu wysokości emerytur, w które nie wierzymy – nakłada się nadchodzący problem demograficzny i wyzwanie katastrofy klimatycznej. Obydwa występują szybko, w perspektywie jednej–dwóch dekad. A przecież już dziś polska gospodarka jedzie na oparach, ze stagnującymi inwestycjami i zdolnościami produkcyjnymi bliskimi pełnego wykorzystania; z początkami wzrostu inflacji i niepewnym otoczeniem międzynarodowym. Kończące się zasoby (pracy, taniej energii…), wielkie wyzwania inwestycyjne i rozbudzone aspiracje co do poziomu życia – to wszystko mogłoby wyglądać na równię pochyłą, którą cała Polska musi zjechać w otchłań. Tyle że wcale niekoniecznie.