Читать книгу Fajny kraj do życia - Michał Sutowski - Страница 5
Po co więc to państwo?
ОглавлениеTo po prostu warunek przetrwania cywilizacji w Polsce i dalszego rozwoju nas – jako gospodarki, społeczeństwa i wspólnoty politycznej.
Skąd te patetyczne słowa? I ta pewność? Otóż pod koniec drugiej dekady XXI wieku polski model rozwoju, oparty na niskich kosztach pracy, imitowaniu technologii krajów centrum i ściąganiu bezpośrednich inwestycji zagranicznych, wyraźnie się wyczerpał. Doszedł do ściany. Nie tylko dlatego, że rodził koszty ludzkie, których nie chcemy dłużej znosić; nie tylko dlatego, że i roboty, i mieszkańcy Bangladeszu czy nawet Mołdawii coraz skuteczniej mogą z nami konkurować na koszty. Powody są dużo poważniejsze.
Po pierwsze, skutki uboczne przedłużonego kryzysu społecznego lat 80. i 90. niosą widmo klęski demograficznej. Starzenia się społeczeństwa i wyludnienia małych i średnich miast nie zrównoważy nawet ambitna polityka imigracyjna; coraz mniej będzie pracownic i pracowników utrzymujących osoby niepracujące, nie wspominając o tym, że starszymi i zależnymi ktoś będzie się musiał opiekować. Trudno uwierzyć, że problemy te rozwiąże robotyzacja i automatyzacja pracy, tym bardziej, że roboty w pracy z danymi i rzeczami sprawdzają się świetnie, w pracy z ludźmi wciąż dużo gorzej. A po drugie – last, but zdecydowanie not least – warunki nadchodzącej katastrofy klimatycznej zmuszają nas i do przewartościowań, i zmiany stylu życia, i przebudowy całego państwa. Od sposobu żywienia przez transport i planowanie przestrzenne aż po gospodarkę wodną i źródła energii.
Stawiam więc tezę, że bez ambitnego państwa dobrobytu w tej naszej Polsce najdalej za kilka dziesięcioleci – może już za dwa pokolenia – po prostu nie da się żyć. Słowo „państwo” pada tu nie przypadkiem. Cywilizacji bowiem przebudować, ergo uratować podstaw naszego życia, nie zdołamy sami, czyli tylko siłami rynku i spontanicznej inicjatywy przedsiębiorczych jednostek z ewentualną pomocą funduszy unijnych.
Bez projektów infrastrukturalnych, wysokiej jakości usług publicznych i, o zgrozo – planowania strategicznego – gdzieś w połowie tego wieku będziemy społeczeństwem starych, schorowanych i często bezdomnych nędzarzy, duszących się w smogu i wydających gros dochodu na jakiekolwiek dostępne źródła energii. Dodajmy, nędzarzy dość głupich, bezbronnych, łatwych do podbicia samymi tylko środkami wojny informacyjnej – nawet i bez rosyjskich czołgów czy taktycznych ładunków nuklearnych.
Sceptyk powie w tym miejscu, że o sprawach klimatu czy wielkich wędrówkach ludów to nie my, lecz możni tego świata będą decydować. Że przecież Polska odpowiada za jeden procent globalnych emisji gazów cieplarnianych itp. Że być może Unia Europejska jako całość ma tu jeszcze coś do powiedzenia, ale samo państwo polskie? Te trzydzieści kilka milionów ludzi nad Wisłą?
Rzecz w tym, że obok łagodzenia zmiany klimatycznej, równie ważna – a praktycznie, z racji naszej wielkości, ważniejsza – jest adaptacja do niej. To znaczy: przygotowanie się do warunków życia w klimacie innym, bardziej uciążliwym niż dziś. W sytuacji, dodajmy, gdy będzie nas zapewne mniej, a z pewnością będziemy starsi. Tego wszystkiego nie zrobi za nas Europa – choć unijne środki z pewnością się przydadzą, a polityka klimatyczna będzie wywierać na nas dodatkową presję. Musimy to zrobić my sami, tymi głowami i rękami, tu, na miejscu.
Dobra wiadomość jest taka, że wielka zmiana, która mogłaby powstrzymać opisaną wyżej apokalipsę, jest nie tylko konieczna. Nie tylko stać nas na nią przy obecnych dochodach – i nie tylko nie musi uszczuplić naszego dobrobytu. Wręcz przeciwnie: jeśli jej nie dokonamy, żadnego dobrobytu, rozwoju ani wzrostu w Polsce nie będzie.
I dlatego nie jest to książka tylko dla polskiej lewicy – choć jej autor identyfikuje się z ideami i polityczkami na lewo od centrum, mając nadzieję, że dla lewicowej formacji będzie ona szczególnie inspirująca. I że lewica uzna za swoją opowieść, w której „socjal”, a raczej prawdziwe państwo dobrobytu i usługi publiczne, jest warunkiem koniecznym rozwoju i wzrostu, a nie tylko wyzwaniem moralnym czy walutą w kampanii wyborczej. Przede wszystkim jednak poprzez te dziesięć rozmów – kolejno, o zdrowiu, edukacji, transporcie, wsi, wojsku, mieszkaniach, emeryturach, pracy, podatkach i klimacie – chcę pokazać, że w Polsce nie tylko trzeba, ale da się zbudować warunki do przyzwoitego, cywilizowanego życia na poziomie naszych aspiracji. Że Polska może być fajnym krajem do życia!
Ale zanim przeczytacie o tym, co moi rozmówczynie i rozmówcy mają do powiedzenia, jeszcze nieco konkretu po tym patetycznym wstępie. Czemu właściwie to, co słuszne, jest zarazem zbawienne, to, co sprawiedliwe społecznie – efektywne gospodarczo, a to, co konieczne – możliwe do wykonania.