Читать книгу Życie podziemne mężczyzny - Michał W. Pistolet - Страница 7

24 luty
kwiatek

Оглавление

Sobota, godzina jedenasta wieczorem. Podwoziłem Bruna do jego Elżuni. Był w fatalnym nastroju.

– Kurwa, żebym umiał z tego układu wypierdolić… Chłopie, na kolanach do Częstochowy bym dymał… żeby tylko…

– Powiedz jej, że już jej nie kochasz… – nie bardzo wiedziałem, co mu doradzić. – To jedyne, co baba może łyknąć – dodałem. – Kiedyś ci radziłem, żebyś jej powiedział, że ją kochasz, a teraz zrób na odwrót – próbowałem zażartować.

Przypomniałem sobie, że poniekąd ja go w to wpieprzyłem.

– No… kurwa! Od tego się wszystko zaczęło.Dymałem ją sobie elegancko, kiedy chciałem i na moich warunkach… a musiałem – podniósł głos – kurwa, ciebie posłuchać! Na chuj mi było mówić, że ją kocham, no na chuj?! Całe zło zaczęło się od tego momentu…

No nic. Było – minęło. Najważniejsze, co teraz. O tym, że po prostu ma dosyć tych schadzek, spotykania się z jej znajomymi, chodzenia razem po mieście; w ogóle wszystkiego, co ma z nią związek, nie może jej powiedzieć, bo przyjdzie do jego żony i wtedy razem te „głupie kurwy” go zabiją. Z dymania jej też nie ma już pociechy. Od czasu, kiedy jej brat przypalił go, jak zapierdalał z kwiatem po swojej ulicy…

A było to tak.

Święto Walentynek. Bruno odwalił robotę z Elżunią, czyli był w kawiarence, później w kinie, później podał jej loda, podał kwiatek i tak dalej, czyli zrobił wszystko, co elegancki gentleman miał do zaoferowania na ten „szczególny” dzień swojej królowej. No więc Bruno pomykał sobie ulicą z kwiatkiem, szczerze z siebie zadowolony, że to dopiero siódma, a on już jest „po Elżuni” i może wrócić do domku, do żoneczki, a tu zza węgła wynurza się brat Elżuni. Popatrzył na kwiatka i mówi:

– Nie musisz się mnie bać… Nie powiem siostrze.

Siostrze nie powiedział. Ale zadzwonił do Ameryki do swojej dziewczyny i jej zameldował, a ta, jak to usłużna koleżanka, zatelefonowała z Nowego Yorku (sic!) do Elżuni i jej wyśpiewała, że „ten twój to pewnie kwiatka żonie niósł”.

– I od tego czasu, ta idiotka nie szczytuje. Noż kurwa mać! – pieklił się Bruno. – Wyobrażasz sobie. Powiedziała, że jak sobie tego wszystkiego w głowie nie ułoży, że dopóki jej nie przejdzie, to nie będzie miała orgazmu i chuj…

–No, ale co jej powiedziałeś o tym kwiatku – spytałem rozbawiony.

Zaczął się śmiać.

–No już taką bzdurę jej wmówiłem…

Nie wiedziałem, o co chodzi, ale już ryczałem ze śmiechu. Bruno ciągnął dalej.

– Powiedziałem jej, że ten kwiatek to dla mojego synka!!!

Rżeliśmy ze śmiechu z dziesięć minut. Oczy miałem pełne łez i ledwo mogłem prowadzić. Ale sprawa nie była tak radosna. Bruno dostał kiedyś od Elżuni w twarz, gdy się przyznał że… kąpie się przy swojej żonie.

*

Elżunia tych orgazmów miała w zemstę, jeden po drugim. Bruno błagał ją na kolanach, by pozwoliła mu choć troszkę poruszać dupą , a tu nie – tylko główeczka wejdzie, a ona już się wniebogłosy, po czym mówi „ja już kochanie”. Albo wkładał na łeb hitlerowski hełm, wyciągał ptaka i mówił: „a teraz niegrzeczna dziewczynka pobawi się ptaszkiem niemieckiego oficera…” Bruno miał jeszcze jazdę na „inkasenta”. Przychodził do niej do biura z czarną teczuszką i mówił: „No więc trzeba będzie odłączyć prąd, gaz, telefon i w ogóle eksmitować panią z tego pomieszczenia.” Elżunia wtedy udawała śmiertelnie przerażoną, padała na kolana, zalewała się łzami i błagała „nieczułego” urzędnika: „Wszystko, co tylko pan rozkaże, ale nie prąd, nie gaz i telefoni nie eksmitować…”. Bruno łaskawie się zgadzał i mówił: „Dobrze, więc na początek za karę wychłoszczę panią swoim ptakiem…” I zaczynała się jazda. W każdym razie ten wzruszający swoją prostotą i szczerością związek trwał już dwa lata, kiedy ja, durny osioł, chciałem ich jeszcze bardziej podkręcić i namówiłem Bruna, by wyznał jej miłość. Wychodziłem z założenia, że kobieta czując i wiedząc, że jest kochana przez swego ogiera, dyma się jeszcze bardziej perfekcyjnie, z jeszcze większym zaangażowaniem i zacięciem. No i dowaliłem do pieca, a właściwie to Bruno dowalił. Powiedział jej „kocham cię” i wtedy dopiero zaczął się dramat. Elżunia – i owszem – miała jeszcze więcej orgazmów, ale też zamiast ryczeć przy tym ze śmiechu, zaczęła ryczeć… ze wzruszenia! A tu nie o to chodziło! W konsekwencji w pierwszym etapie przyczepiła się do niego jak rzep do psiego ogona. W drugim – zaczęła mu matkować i żonować. A w trzecim – trwającym po dziś dzień – opierdala chłopaka na każdym kroku. A on przecież chciał tylko mieć znakomity seks! A jeszcze teraz ta idiotka nie szczytuje z powodu głupiego kwiatka dla żony! To po chuj mu taka miłość?!

@ i co wtedy?

Piszesz: (…) nie ma tej oczywistej erekcji z jego strony i jej oczywistego zwilżenia… nie ma… i co wtedy? Yes! Jest! Yes! Jest! Jest oczywista erekcja tylko POZWÓL MU BYĆ CHUJEM, jeśli chce nim być! Choć przez chwilę. Przez moment. Pozwól mu fantazjować o tym, że robi to z inną. Pozwól mu wyobrażać sobie, jak robisz loda komuś innemu. Pozwól mu marzyć, że liżesz w tym czasie inną. Pozwól mu mówić do siebie: „Ty suko” i rżnąć cię trzymając mocno za włosy. Pozwól mu zostawić pięć palców na swoim pośladku… Tylko POZWÓL. A potem popatrz mu głęboko w oczy i powiedz: „Teraz moja kolej…”, a potem zaśniecie przytuleni, płacząc ze wzruszenia, a ostatnim twoim i jego słowem będzie „kocham cię”.

*

10 PRAWD, których poznanie i akceptacja może odsłonić życie podziemne mężczyzny

Tak samo jak Utopia, Idee Fix, Socjalizm, Pokój na Ziemi, Hare Krishna, Merry Christmas i inne szczytne cele, można odłożyć między bajki, gdyż są nie do zrealizowania.

PRAWDA PIERWSZA

Kobiety kompletnie nie znają facetów

u z a s a d n i e n i e

Aby nastąpiło choć zbliżenie stanowisk pomiędzy kobietą i mężczyzną, potrzebna jest szczera wola kobiet poznania facetów takimi, jakimi są naprawdę. Babeczki KAŻĄ się poznawać na każdym kroku. Trwa nieustanny festiwal pt.: „Popatrzcie osły jakie my jesteśmy” – casus Bridget Jones. Doszło więc do sytuacji, gdy – owszem, zgadzam się, że idzie nam to jak po grudzie, ale jednak mężczyźni poznają mechanizmy rządzące kobietami, ale trendu w przeciwnym kierunku kompletnie nie widać. Najczęściej więc jedyne, co można usłyszeć w dyskusjach kobiet na temat mężczyzn to: „oni już tacy są”, albo po prostu: „świnie”. Co smutniejsze, gdy się tym paniom przytaknie i powie „tak, tacy jesteśmy”, wtedy też słyszymy „świnie”. I mniej więcej na tym etapie kończy się zainteresowanie charakterem facetów. Zostaje święte oburzenie i kretyńskie programy typu „Byłam zdradzona” (nota bene prowadzone przez nie rozumiejące niczego baby). W efekcie biedne dziewczyny dalej poszukują swego księcia z bajki, którego po prostu nie ma…

PRAWDA DRUGA

Kobiety nie cierpią facetów za to, że są facetami

u z a s a d n i e n i e

l mają rację. A wszystko dlatego, że my rejterujemy. Udajemy innych niż jesteśmy. A prawda jest przerażająca! Wszyscy faceci mają ptaki! Aaa!!! Nawet ci, których kobiety o to nie podejrzewają – też mają ptaki! A później jest problem. Dlatego też, uczciwiej jest się do tego przyznać bez bicia (żony) i innych nieuzasadnionych kompromitacji z tytułu takich głupstw, jak jakiś maleńki romansik czy skok w bok. Szczerze jak na spowiedzi i z podniesionym czołem trzeba to, panowie, wyznać: „Tak, też mam ptaka i z tego tytułu wynikają pewne okoliczności”. Dlaczego, do cholery, jest nam łatwiej się przyznać do tego, że lubimy patrzeć jak jeden maltretuje drugiego (boks, gry komputerowe, wszystkie te kretyńskie filmy akcji), niż że podoba nam się Pamela Anderson albo inna laseczka? Co? Wiecie dlaczego, hipokryci pieprzeni? Zwracam się do tych wszystkich osłów z cyklu „ja jestem inny, lepszy”. Dlatego, żeście zrejterowali! Tchórze. Tfu! Shame on you! Chicken shit! Ukochanej się nie podoba, że ukradkiem obejrzałeś się za inną na ulicy, to dla jej dobra mówisz: „Wiesz kochanie, że tylko Ty. A w ogóle to… nie w moim typie”. Udajesz przy tym, pacanie jeden, wyniośle obojętnego, chociaż jeszcze w pięć minut później odtwarzasz w pamięci cycki tamtej laski. Szkoda, drogie panie, że nie widzicie tych swoich palantów, jak się zachowują w chwilę potem, wśród swoich kumpli. A wiecie dlaczego tak się dzieje? Bo to od początku jest kłamstwo. „On jest inny” – ona myśli. „Ja jestem inny” – myśli on. A to gówno prawda. Ona się oszukuje, a on kłamie. Spytacie więc, jak być powinno? Musi być układ – patrz: Elia Kazan – książka i film, polecam. Ale najpierw trzeba siebie poznać i zaakceptować, a nie spierdalać.

PRAWDA TRZECIA

Faceci udają romantyków, gdyż kobiety oczekują by nimi byli

u z a s a d n i e n i e

…nein! nein! nein! Ich bin romantische jak skurwysyn! Tylko, że nie w tej bajce – zapominamy dodać. Romantycznie jest bić się i polec. Tedy jo. Najlepiej na wojnie futbolowej. W obronie naszych orłów na przykład. Albo chociażby polec, rzucając się po pijaku w pubie na jakiegoś barana, który „ośmielił się” spojrzeć na ukochaną tak, jak my zawsze spoglądamy na inne laski, kiedy własne nie widzą. Oczywiście – bronić honoru kobiety, czci ojczyzny i wiary (albo odwrotnie). Jebitny romantyzm, taki, że ho, ho! Albo, co modne przez ostatnie dziesięciolecia – romantycznie zaharowywać się na śmierć dla jakichś korporacyjnych szmaciarzy… 14, 15, 19 godzin tyrać nonstop… That’s good, I można se powiedzieć: “l am the best! I am the fucking king!”. l jak se wtedy przysiądziesz z puszeczką piwa, na skórzanym fotelu, nogi oprzesz na niskim hebanowym stoliczku, poluzujesz krawat, podwiniesz rękawy albo chociażby odepniesz spinki… popatrzysz ukradkiem na buciki za trzysta dolków i… aż ci łezka z oczka ścieknie z tej ogromnej satysfakcji…, że oto… buuuuu… ja naprawdę… buuuuu… jestem dobry, buuuu… a właściwie to ja to wszystko dla ciebie i naszych dzieci… BUUUUU… Taaak. Romantyzm mamy we krwi. A z kobietami? Sure… że tak. Pamiętamy przecież rocznice. Nosimy kwiaty z serduszkiem ukrytym, ach… jak romantycznie. Tylko, że przez pierwsze dwa lata. Albo przez dwa miesiące. A później? No jak to… Też pamiętamy, tylko, że o… KASI, BASI i JOASI z pracy na przykład. Albo o STENCE, ZENCE i SUKIENCE poznanej na czatach. Sure, że pamiętamy. Ślemy smsy, sresy i moresy. Zobaczycie dziewczyny, jaki będzie ruch na Walentynki. Ileż to życzeń dostaną siostry nasze kochane… Ojojojoj… Najwięcej te, których zdjęcia ponętne są na stronach internetowych… Bo to na nas chłopaków działa… Co widzimy, to czujemy. W kroku oczywiście. Gdyby tylko zrobić statystykę, która z was dostanie najwięcej romantycznych walentynkowych życzeń, to jestem przekonany, że jedną ze zwyciężczyń byłaby xyz, której wspaniałe zdjęcia są na jej prywatnej stronce (naprawdę są ponętne). Oczywiście życzenia będą jak najbardziej czułe, kochane i od serca. Tylko, że to serce będzie nam biło między nogami. No i najważniejsze! NAJCZĘŚCIEJ BĘDĄ SŁALI ŻYCZENIA CI, CO SĄ JUŻ W ZWIĄZKACH! Tak ukradkiem oczywiście. Ale oni, te nasze misie kochane, też chcą pokazać, że są romantyczni, psecies. Nieboraki. A jakoś ze swoją własną kobietą to im gorzej wychodzi.

CZWARTY PROTOKÓŁ

…dla mężczyzny

nie dymanie – umieranie

dymanie – przetrwanie

dobre dymanie – odradzanie

u z a s a d n i e n i e

W kwestii formalnej: dlaczego „dymać”, a nie na przykład „kochać się”… Etymologia słowa dymać jest dosyć prosta. Z pojęcia „kochać się” zeskrobujemy wierzchni lakier i zostaje nam „uprawiać seks”. Następnie usuwamy kolejne trzy warstwy farby i zostaje nam czysty jak łza rdzeń… czyli nasze: „dymać”. A poza tym to takie ładne słowo. Ale do rzeczy.

Mężczyzna jest już w związku, ale poznaje inną kobietę. Zaczyna się albo od seksu, albo od zwierzeń. Nieważne. Następuje intensyfikacja zwierzeń w łóżku z nowo poznaną kobietą i oczywiście zaczynają się kłamstwa typu: „moja mnie nie rozumie (w domyśle: emocjonalnie nie rozumie), dlatego jestem z tobą”. Zupełna bzdura, bo chodzi tylko i wyłącznie o dymanie. Ale teraz UWAGA! ON NIE MA INNEGO WYJŚCIA!!! Dlaczego? Bo zawsze obowiązuje zasada czwarta: nie dymanie – umieranie; dymanie – przetrwanie; a dobre dymanie – odradzanie. Wy sobie dziewczyny weźcie te wszystkie kremy, żele, mleczka, maseczki, balsamy, toniki, dorzućcie do tego solaria, kąpiele błotne, manicury, pedicury, pilingi, a nawet operacje plastyczne – a nam… nam zostawcie dobre DYMANIE. Nam to w zupełności wystarczy. OK? Wy macie te wszystkie egzorcyzmy dla utrzymania zdrowia i urody, a my – ekstra dymanie. Zgoda? Pewien znajomy nie zachował się tak, jakby to chcieli widzieć, pożal się Boże, naukowcy: „Upolował kolejną zwierzynę, gdyż mężczyźni przejawiają wyostrzony instynkt łowczy”. Nasz znajomek po prostu poszukiwał dobrego rżnięcia, gdyż było mu to potrzebne do zachowania sił witalnych. Wszystkich sił. Teoretycznie mógł to zrobić ze stałą partnerką, ale cóż – jej te sprawy „aż tak bardzo nie interesują”. I przy tej okazji obalmy następny mit: mężczyzna wcale nie musi zdradzać, by mieć przez całe lata szczęśliwe rżnięcie. Ja jestem tego najlepszym przykładem. Mój problem polegał na tym, że otwarcie przyznałem – dymanie Über Alles.

ciąg dalszy Fourth Rules

…ale jak już mężczyzna znajdzie to swoje genialne dymanie; takie najgenialniejsze w życiu; takie, co to aż chce się po nim tulić; takie, po którym mówi „kocham cię” ze łzami szczęścia w oczach; takie, które NARESZCIE zespoliło dwa żywioły nie do połączenia JEGO i JĄ; wreszcie takie, które jest niepodważalnym dowodem, że miłość, wszechświat, kosmos istnieją razem i właśnie tego, jak bez mała Pan Bóg, dotyka… jeżeli takiego dymania doświadczać będzie mężczyzna, to będzie najszczęśliwszy na świecie i żadna siła nie namówi go wtedy do zdrady…

…nawet z własną żoną.

PIĄTY ELEMENT

Dobre dymanie to pozwalanie na wariowanie

u z a s a d n i e n i e

Uwielbiam wyobrażać sobie, że przeraźliwie wielki członek jakiegoś faceta rozrywa pipeczkę mojej ukochanej… Albo uwielbiam wyobrażać sobie, że przeraźliwie wielki członek jakiegoś faceta ląduje w buzi mojej ukochanej, a ja ładuję ją wtedy od tyłu… Albo uwielbiam wyobrażać sobie moją ukochaną dymaną przez dwóch innych facetów i drąca się przy tym wniebogłosy (staje mi jak o tym mówię). Mój przyjaciel – jak już wspomniałem – ma mega orgazmy w czasie, gdy udaje nazistowską świnię, gwałcącą biedną dziewczynę – krzyczy wtedy do swojej kochanki i rżnie ją jak szalony. Z żoną zaś nie sypia od x czasu, gdyż ta „nie toleruje odchyleń”, a dla kochanki mój przyjaciel dałby się pokrajać. lnny mój koleżka sypia tylko z żoną, bo ta pozwala mu golić nogi i wkładać pończochy. W filmie „Depresja gangstera” psychiatra udziela rady kobiecie, która jest wysoce zaniepokojona prośbami męża o udawanie kozy w czasie stosunku.

– A mogłaby pani udawać kozę? – pyta lekarz.

– Noo… Mogłabym…

– To dlaczego pani nie udaje?

– Bo to nie wydaje mi się normalne.

Następuje chwila ciszy, po której lekarz wybucha.

– A nawet jeśli to nienormalne, to co z tego?! Życie jest za krótkie na roztrząsanie tego, co jest normalne, a co nie!

PRAWDA PlĄTA brzmi: Dobre dymanie to pozwalanie na wariowanie.

ZASADA SZÓSTA

Panie biorą w usta…

Nie, nie! Przepraszam. „Godzina szósta, panie biorą w usta”.

No, nie… Jeszcze raz…

PRAWDA SZÓSTA

W kwestii kłamać czy nie, mężczyźni mają zupełnie inne priorytety

u z a s a d n i e n i e

Męskim priorytetem nigdy nie będzie NIE KŁAMAĆ. Męskim priorytetem zawsze będzie stabilizacja i święty spokój. Jeżeli więc skłamać oznaczać będzie zachować status quo, to facet będzie kłamał jak najęty. l miłość, czy też lojalność, nie będą miały nic do tego. „Kocham” to znaczy chcę utrzymać stan obecny; to znaczy, nie chcę by żonka odeszła, narzeczona zwróciła pierścionek, czy też kochanka olała. A więc, by wszystko zostało po staremu, mężczyzna łże jak pies. Szczera rozmowa kobiety i mężczyzny, czyli taka oparta na autentycznych emocjach i szczerych odruchach i w konsekwencji szczerych wypowiedziach, brzmieć powinna następująco:

ONA – Oszukałeś mnie! Skłamałeś… To znaczy, że mnie nie kochasz!

ON – Oszukałem i skłamałem właśnie dlatego, że cię kocham…

ONA – Jesteś obłudnikiem, hipokrytą i tchórzem!

ON – Nieprawda. Odważnie kłamałem ci w żywe oczy, bo szczerze i prawdziwie cię kocham.

Oczywiście nader rzadko mężczyzna w ten sposób odpowiada na zarzut kłamstwa. Dlaczego? To bardzo proste. My szczwane lisy wiemy, że po takich odpowiedziach kobieta pakuje manatki i trzaska za sobą drzwiami. A to już oznacza zmącenie świętego spokoju. Co więc lepiej zrobić? Powiedzmy to wszyscy razem: kłamać dalej i iść w zaparte! l jeszcze jedno. Stabilizacja i święty spokój nie oznaczają jedynie muskania i pielęgnacji swojego gniazdka. Jest jeszcze stabilizacja polegająca na nieustannym zmienianiu kobiet albo stabilizacja polegająca na kompletnym nieangażowaniu się w jakikolwiek związek. I wtedy czy to rzeczony hulaka, czy zdeklarowany kawaler, by zachować swoją hulaszczą lub kawalerską stabilizację, też będzie kłamał. Nawet taki ideał, jak Jakub Burski skłamał swojej Zosi w temacie choroby ich dziecka. Dlaczego? Gdyż jak mówi nam PRAWDA SZÓSTA, panie biorą w u… Nein, nein! W kwestii kłamać czy nie, mężczyźni mają inne priorytety.

SIÓDMA PIECZĘĆ

… nie wiadomo co w trawie piszczy

… wszyscy faceci to świnie

… nie znasz dnia, ni godziny

MĘŻCZYZNO, TY SKURWYSYNIE!

PRAWDA SIÓDMA brzmi:

Nie ma podziału na złych facetów i dobrych facetów. Są tylko źli. Wszystko jest więc pod kontrolą.

u z a s a d n i e n i e

Na świecie nie ma gościa, który kiedyś, w swoim caluteńkim męskim życiu, czyli w okresie, gdy mu staje, nie sprzeniewierzył się swojej ukochanej tak okrutnie, że „za karę należałoby się z nim rozstać”. Innymi słowy nie ma faceta, któremu nie zdarzyło się (lub nie zdarzy) zawieść w którymś momencie kobiety. Pewnie to samo dotyczy też kobiet, ale skupmy się na ludziach z ptakami. A więc – wszyscy mężczyźni są skurwysynami, lub nimi kiedyś tam będą. Każdemu facetowi kiedyś odwali. Nie ma mocnych. Każdemu kiedyś stanie wtedy, kiedy nie trzeba, albo nie stanie, kiedy trzeba. Uświadomienie sobie tego, jakże prostego faktu, zmniejszyłoby liczbę rozwodów powiedzmy o siedemnaście i pół procenta, rozstań z kretyńskiego powodu o sześćdziesiąt dwa i trzy dziesiąte procenta, oszczędziłoby rocznie kilkaset żywotów ludzi z ptakami i bez (śmierć od ciosu nożem w konsekwencji wymiany zdań rozpoczynającej się od „ty świnio”).

Do facetów. l choć nie wiem jak byś się gościu starał tego uniknąć, to i tak, kiedyś tam, za kilka lat skrzywdzisz swoją panią gestem, mową lub zaniedbaniem… A im mniej masz lat, a w związku z tym i mniej doświadczeń z dowalaniem do pieca, tym bardziej współczuję twojej pani. Bo twoje skurwysyństwo zbliża się do niej wielkimi krokami.

Do kobiet. Coś w tym jest, że bliższy jest wam ten człowiek z ptakiem, który na twarzy ma wyryte nożem „możesz mi zaufać, dziecinko”, niż ten, który swoimi wielkimi i szczerymi oczkami cały czas przekonuje, że „nie mógłbym nikogo skrzywdzić, bo jestem bardzo wrażliwym chłopcem”. Może to podświadomość mówiąca „hej, bierz tego skurwysyna, bo ten już się narozrabiał, a ten drugi, grzeczny chłopczyk, rozróby ma dopiero przed sobą”.

„Nabroiło się…” – śpiewa Waglewski. Jeżeli więc dziewczynki będą miały świadomość, że chłopacy to zawsze kiedyś… Coś… To w myśl PRAWDY SIÓDMEJ wszystko będzie pod kontrolą.

PRAWDA ÓSMA

8 pasażer Nostromo

8 i pół

Ósmy dzień tygodnia

ÓSMA PRAWDA brzmi:

Mężczyzna patrzy. Najpierw. A dopiero później słyszy. Jeszcze później czuje. A jeszcze później współczuje, a właściwie współ-odczuwa.

u z a s a d n i e n i e

Tak, jak na początku było koło, tak na dzień dobry jest to, co przed oczami.

– Słyszysz co do ciebie mówię?! – piekli się ONA.

– Nie, ja widzę, co do mnie mówisz – myśli ON, ale nie odpowiada. Milczy.

Dlaczego? Boi się. Dlaczego się boi? Dlatego, że faceci zrejterowali, stchórzyli i oddali pole w kwestii równouprawnienia, czyli równego traktowania patrzenia i słuchania. Zwykło się oceniać gościa na podstawie tego, jakimi kryteriami on ocenia inne kobiety. l wtedy zaczynają się kłamstwa. Zaczyna się pierdolenie farmazonów typu, że ONA jest „inteligentna i wykształcona”, albo „zabawna, ale jednak konkretna”, albo po prostu „mądra”, albo jakaś tam, ale zawsze niby po tym, jak ją wysłuchamy. A to gówno prawda! Facet na przykład opowiada w towarzystwie o nowo poznanej kobiecie i karmi wszystkich różnymi bzdurami, a w rzeczywistości liczy się tylko to, co on w niej zobaczył. I to dosłownie. Fizycznie. Swoimi oczkami. I wierzcie mi dziewczyny, niekoniecznie tenże facet musiał ujrzeć Larę Croft, by się zachwycić. Możesz mieć, dziewczyno, wspaniałe grube uda (bo ON takie lubi), albo kosmicznie wielką dupę (bo GO to kręci), albo potężne piersi, albo brak piersi, albo smukłą, murzyńską szyję (albo babo-chłopie karczycho), albo – znam takiego magika – odsłonięte stopy, albo – na co ja osobiście dostaje spazmów – wystające cienkim paskiem stringi i do granic możliwości obcisłe na pośladkach spodnie, albo – co uwielbia inny mój koleżka – ugięte w kolanach nogi (co podobno świadczy o braku pewności siebie, czyli kąsku łatwym do wyrwania), albo możesz, koleżanko, chodzić na wysokich obcasach i któryś z facetów (lub większość) oszaleje na twój widok, albo mieć nie więcej niż 1,55 cm wzrostu (tzw. „śmigiełko” – posadzić na ptaka i zakręcić), byś „szczerze” sobą kogoś zainteresowała. Jest oczywiście pewien międzynarodowy – nazwijmy to tak – kanon tego, co facet chce zobaczyć w kobiecie. Jest nim krótko rzecz biorąc sukowatość pani, na którą ów gentelman właśnie patrzy. Sukowatość w jego mniemaniu – rzecz jasna. Cokolwiek by to nie było, jedno jest jednak pewne. Oceniamy kobietę pod kątem przydatności do własnych celów i robimy to oczkami, kurwa mać, OCZKAMI! Rozmowa i inne bajery idą w odstawkę. Najpierw jest to, co widzimy. „No jakżeż to, a czatowanie, blogowanie?” – spytałby jakiś mądrala. Ano, kotku ty mój, nie masz nawet pojęcia, jak często taki gostek, czatując z tobą, bawi się przy tym ptaszkiem wyobrażając sobie, jak świetnie musisz wyglądać. Wracając do równouprawnienia „patrzenia” i „słuchania” – kto powiedział, że jak facet pozna kobietę „wsłuchując się w nią”, to będzie lepiej – w domyśle – sprawiedliwiej i odpowiedzialniej, niż jak pozna ją, tylko na nią patrząc?

PRAWDA DZIEWIĄTA

DZIEWIĄTE WROTA do opanowania podziemia mężczyzny.

Gdy mężczyzna mówi kobiecie „kocham” to albo JĄ pożąda albo ma z NIĄ dzieci. I tylko wtedy. Kosmos, to dla mężczyzny mieć to i to.

z a m i a s t u z a s a d n i e n i a

Aż się rozmarzyłem. Matka moich dzieci i TA pierdolona suka, na którą uwielbiam się spuszczać – w JEDNYM. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Mogę ją rżnąć i bić po pośladkach, słyszeć jak skowyczy z rozkoszy, wyobrażać sobie, jak ciągnie druta innemu, a potem rano zjeść z rodziną jajecznicę i razem z dziećmi pójść do kościółka i na spacerek. A później na lody. Ciepłe, bo dzieci gardziołka mają jeszcze nie do końca zdrowe. Darni założy pewnie ten króciutki kożuszek, więc jak się schyli, by synkowi zawiązać sznurowadło, będę mógł podejść od tyłu, chwycić ją pomiędzy nogami i przeciągnąć palcem w kroku. A po obiadku, gdy dzieci położą się i jak zwykle zasną po dziesięciu minutach czytania bajki, ucałujemy je i zamkniemy drzwi do ich pokoju… W chwilę potem będę go już trzymał w ręku, będzie już cały zaśliniony, a Darni, leżąc przede mną rozkraczona w pończochach i w butach na wysokim obcasie, będzie wkładać sobie tego niesamowitego chuja z cyber – skóry.

Potem każę jej klęknąć, wejdę w nią i zerżnę, spuszczając się dwa razy bez wyjmowania. A w godzinę później będą już skakały po nas dzieci… Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale się rozmarzyłem…

*

Wysoki Sądzie,

podaję uzasadnienie do DZIEWIĄTEJ PRAWDY. Po pierwsze – za co można kochać. Pomyślmy. Wiem, wiem. Kocha się „za nic” lub „za wszystko”. Kocha się „bezinteresownie”. Ale gdybyśmy tak mieli jednak wymienić chociażby kilka elementów tego „wszystkiego”. Spróbujmy się pogimnastykować. A więc byłby to na pewno kontakt, jaki czujemy z tą drugą osobą. Prawda? Nie rozbierajmy już na czynniki pierwsze tego pojęcia. Powiedzmy tylko, że na kontakt, składa się ta niezwykła psychiczna więź z drugą osobą, o której to więzi wiemy, że istnieje, chociaż w tej danej sekundzie tego akurat nie widać. Jedźmy dalej: wspólne odczuwanie. Zgadzamy się? Oczywiście. Podobne elementy układanki w tym pierdolonym świecie nas wzruszają i z podobnym natężeniem reagujemy na świństwa tego świata. Dalej: wspólne zainteresowania. Niepodważalnie tak. Uwielbiamy z partnerem rozmawiać chociażby o literaturze, filmie czy muzyce. Nawet nie musimy się ze sobą zgadzać na temat tego, czy Hemingway był kmiotem, czy nie. Lubimy jednak spierać się, lub innym razem zgadzać, rozmawiając właśnie o nim. l za to też się kochamy. Co jeszcze? Wspólna hierarchia wartości. Miłość byłaby niemożliwa, gdybyśmy nie mieli pewności, że dla naszego partnera te same rzeczy są najważniejsze. Na przykład lojalność, szczerość, zaufanie, rodzina. I jaki z tego wniosek? Gdyby to była prawda faktycznie te wzniosłe elementy decydowałyby o tym, czy KOCHAM, czy nie, kochałbym bardziej, tak jak każdy inny facet, swojego kumpla! Wspólne odczuwanie świata? Wspólne oglądanie meczów przy piwie, gali boksu zawodowego, ściganie się furami w nocy bez świateł, rozmowy o forsie, przekrętach, wywałach; wspólne ryby, polowania… Rozmowy o babach, żonach, rozmowy o polityce. Czy robimy to ze swoimi partnerkami? Śmiech na sali. Wspólne zainteresowania? „Czy Wisła sobie poradzi z Schalke? A jak kontuzja Dudka? Wygrzebie się?”, „A tak w ogóle, to ile dałeś za skrzynię do tej beemki?”, „Stary, taki interes teraz nagrywam… Ty, a wiesz, że cło zostaje, ale zmienia się akcyza?”, „A jak synek? Dajesz go na karate? Ty, a może pojechałby z moim na gokarty?”, „Wypasiony ten twój komputer… Co ma?”. Czy rozmawiamy o tym ze swoimi partnerkami? Litości… Wspólna hierarchia wartości: lojalność, szczerość, zaufanie, rodzina? To znaczy mniej więcej tyle: nie będę rwał twojej kobiety i ty mi tego nie rób, mam do ciebie zaufanie, że nic mojej nie powiesz. Rodzina jest najważniejsza, więc robię kasę, a jak jestem młody, to szukam takiej dziewczyny, która będzie najlepszą kandydatką na żonę i matkę…

…i w związku z tym, jak mówi PRAWDA DZIEWIĄTA: Gdy mężczyzna mówi do kobiety „Kocham Cię” to znaczy, że albo chce ją dymać albo dziękuje jej za dzieci.

I nic więcej.

PEŁNA DYCHA!!!

10 przykazanie – łzy wzruszenia – każdego chłopca, każdej dziewczynki, wszystkich ludków na świecie, pragnących szczęścia, miłości, udanego dymania, kosmicznych orgazmów, domku nad jeziorem, pociechy z dzieci, kasy w chuj, uznania, poważania, szacunku i tego, że jeżeli niesprawiedliwość to my komuś, a nie ktoś nam… A będzie tak z pewnością… Jeżeli dostrzeżecie kochanieńcy głębię DZIESIĄTEJ DRAWDY, która jest moi drodzy, prostsza od pierdolenia.

Otóż

Najważniejszy jest UKŁAD

u z a s a d n i e n i e

Dogadajmy się. Czy jest to aż tak trudne? Wyłóżmy karty na stół. Pogadajmy. Popatrzmy na siebie, pogadajmy, posłuchajmy i usłyszmy drugą stronę. Zwróćmy uwagę na to, co jest ważne dla Ciebie, co jest ważne dla mnie. Tylko bez zgrywy i udawania nie wiem kogo. Bez świrowania, że „tak naprawdę to jestem inny, lepszy i cudniejszy”, albo „tak naprawdę, to ja jestem wyuzdaną suką, która by się rżnęła całymi dniami”. Bez ściemniania. Szczerze, odważnie i do przodu. Popatrzmy sobie w oczy, zapalmy fajkę pokoju, a ja, mężczyzna, zacznę naszą wspólną opowieść. „U mnie najważniejszym instrumentem jest ptak, u ciebie serce i musimy znaleźć tu kompromis”. Jeżeli jest jakieś Ty i Ja, to potrzebny jest układ. Proste. Układ z kochanką, żoną, narzeczoną, kochankiem… Byle jasno i bez niedomówień. Chyba, że mamy układ, że uwielbiamy niedomówienia. l wtedy jest układ, że nic nie mówimy. Moi dziadkowie na przykład mieli układ pod tytułem: „wiem, że jesteś utracjuszem i hulaką, ale dom to świętość”. Dziadek więc dymał, co popadnie z iście ułańską fantazją, ale w domu był accourant, jak to się mówi. Pełna powaga i oddanie sprawom rodziny. Raz zdarzyło mu się, że nieborak trafił na tak genialne dymanie, że zakochał się jak sztubak. Gdy konsekwencją owej przypadłości było zaniżenie poziomu wypełniania przez niego obowiązków domowych, zorientowana we wszystkim babcia postanowiła sprawę załatwić. Otóż w czasie coniedzielnego podwieczorku na tarasie (obecność dziadka obowiązkowa), trzymając filiżankę z lekko uniesionym wedle etykiety małym paluszkiem, rzekła do swojego męża: „Czas z tym skończyć, Franciszku”. Dziadek spokojnie dopił swoją kawę, odstawił porcelanę i odrzekł: „Oczywiście, moja droga”. I koniec pieśni. Dziadek już więcej nie spotkał się ze swoją panią Walewską. Dlaczego? Bo układ to układ, a życie bez zasad, to szmaciarskie życie.

świnie!!!

c i ą g d a l s z y u z a s a d n i e n i a

Układ najsmutniejszy, czyli „nie układ”, albo DO CHUJÓW: spotykasz chłopie babę, zazwyczaj młodszą od twojej dotychczasowej partnerki o mniej więcej dziesięć lat. Popatrzyłeś na jej zgrabne nóżki, cudownie wypięte pośladki, sterczące piersiątka i „zaprosiłeś na kawę” (patrz zasada nr 8: MĘŻCZYZNA PATRZY). W tym czasie ONA ciebie SŁUCHA. Pierwsze, drugie spotkanie. „Cudownie mi się z tobą rozmawia”, „Właściwie to nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię”, a w końcu mówisz jej: „O ja nieszczęśliwy. Mam żonę, dziatki, ale jej nie kocham, nie sypiam z nią i jestem z nią tylko dla dzieciątek”. l ona to kupuje. Zapomina o tym, że spotykasz się z nią zawsze z twojej, brachu, inicjatywy. A potem buch do koja. W łóżeczku jeszcze większa rewelacja. Zaczynasz odprężony opowiadać dowcipy, jesteś coraz bardziej „cool”. ONA cały czas ciebie SŁUCHA. Oczywiście nie powie ci, że byłeś taki sobie albo, że twoja potencja ma się nijak do możliwości jej kolesiów ze studiów. Dlaczego? Bo ONA ciebie SŁUCHA, brachu. Jej znacznie mniej zależy na twoich łóżkowych wygibasach. Jej chodzi o to, by być traktowaną „poważnie i z uwagą” na przykład. Rzecz jasna – ty to umiesz. Mieszając w życiu przez te parę lat, nauczyłeś się tego i owego, więc udajesz, że właśnie tak ją traktujesz. Ale jesteś palantem i sam o tym wiesz. Oszukujesz ją. A jak jesteś prze-palantem, to oszukujesz jeszcze siebie, że „coś zaiskrzyło”, albo, o Jezu – „że ją kochasz”. A kochasz tylko siebie i tę sytuację.

Życie podziemne mężczyzny

Подняться наверх