Читать книгу Góry z duszą - Monika Witkowska - Страница 9
Korona Ziemi, czyli siedem na dziewięć
ОглавлениеTO JAK Z TĄ KORONĄ?
Korona Ziemi to najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Skoro kontynentów jest siedem, to gór w Koronie też powinno tyle być. Zamieszanie wprowadza niejednoznaczne stanowisko geografów, który szczyt uznać za najwyższy w Europie. Niektórzy wskazują na położony na granicy Europy i Azji kaukaski Elbrus, inni się upierają, że Elbrus to już Azja, a prawdziwie europejski jest Mont Blanc w Alpach. Co do Australii, to też nie ma pewności. Wprawdzie na wyspie-kontynencie najwyższa jest niska i łatwa, opisana w tej książce Góra Kościuszki, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę Australię z Oceanią, to temat się komplikuje, bo na wyspie Nowa Gwinea znajduje się ponad dwa razy wyższa od Kościuszki Piramida Carstensza (na dodatek również dużo trudniejsza, bo wymagająca technicznego wspinania i otoczona niecywilizowaną zupełnie dżunglą, co mocno utrudnia dostanie się do obozu bazowego). Które góry w takim razie zdobywać w ramach Korony Ziemi? O tym decydują sami wspinacze. Większość odpuszcza Mont Blanc (na korzyść Elbrusu) i Piramidę Carstensza (wybierając łatwiejszą Górę Kościuszki). Ja na wszelki wypadek, chociażby po to, żeby być w zgodzie sama ze sobą, postanowiłam zdobyć wszystkie, także sporne góry. Moja Korona Ziemi miała więc dziewięć szczytów.
Często jestem pytana, jak długo zdobywałam Koronę Ziemi. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, bo… nie wiem, kiedy zaczęłam :-) Jeździłam w różne góry, nakręcana pasją. Bywało, że wybierałam te, które mi się podobały, lub też takie, które „się przytrafiły”, bo byłam niedaleko albo ktoś ze znajomych rzucił hasło wspólnej wyprawy. Nie miało znaczenia, czy zaliczano je do Korony Ziemi czy też jakichś innych rankingów – każda góra była równie ważna, a wysokości odgrywały drugorzędną rolę. Momentem przełomowym było zdobycie Everestu. Po powrocie z gór do Katmandu poszłam pod swoją ulubioną buddyjską stupę (aczkolwiek buddystką nie jestem), w jednej z kafejek zamówiłam lokalną masala czaj (herbatę z mlekiem i mieszanką przypraw) i wsłuchując się w uspokajającą, melodyjną mantrę Om mani padme hum… oddałam się górskim rozmyślaniom: „Zdobyłam już większość gór z Korony Ziemi. A może by tak wejść na wszystkie? – zaczęłam się zastanawiać. – Zostały tylko trzy… Na Denali i tak zamierzałam jechać, na Piramidę Carstensza też…”.
Masyw Piramidy Carstensza, góry często pomijanej w Koronie Ziemi.
Jedyną górą, której nie miałam wcześniej w planach, a którą od tej pory zaczęłam rozważać, był Mount Vinson, najwyższa góra Antarktydy.
To właśnie wtedy, w Nepalu, zdecydowałam, że spróbuję swój projekt „Korona Ziemi” doprowadzić do końca. Nie było łatwo, bo zdobywanie gór to tylko jedna strona medalu. Drugą, trudniejszą, jest szeroko rozumiana organizacja wypraw: załatwianie zezwoleń, przygotowanie logistyczne, no i zdobycie funduszy. W przypadku Everestu było o tyle „prosto”, że na wyprawę poszły pieniądze odkładane latami na mieszkanie. Barierą stała się Antarktyda, jak dla mnie – kosmicznie droga. Miałam jednak cel, co przekładało się na determinację, wyrzeczenia i wyznaczenie priorytetów. Wyrabiałam w pracy 300 procent normy, odstawiłam samochód i przesiadłam się na rower (oszczędności na paliwie i parkomatach), szerokim łukiem omijałam wszelkie sklepy z ciuchami, butami i innymi rzeczami, bez których mogłam się obejść. Wszystkie oszczędności zasilały „fundusz wyprawowy”.
Szczerze mówiąc, to mimo moich usilnych starań i tak nie miałam szans zdobycia kwoty niezbędnej na antarktyczną wyprawę. To, czego zabrakło, uzupełnili po części sponsorzy, po części – osoby, które zgodziły mi się pożyczyć brakującą sumę bez procentu. To również dzięki nim dwa i pół roku po powrocie z Everestu, dokładnie 29 grudnia 2015 roku (dzień zdobycia Mount Vinson), zostałam 20. osobą z Polski, która zdobyła Koronę Ziemi. Satysfakcję mam tym większą, że zrobiłam to w wersji maksymalnie utrudnionej, czyli tak, jak już wspomniałam, zdobywając nie siedem, ale dziewięć szczytów.
KORONA? ALE O CO CHODZI?
Korona Ziemi czy Korona Himalajów to pojęcia używane wyłącznie w Polsce. Za granicą są kompletnie nieznane. Międzynarodowe określenie Korony Ziemi to Seven Summits, czyli po prostu Siedem Szczytów, i faktycznie, większość wspinaczy zdobywa tę siódemkę, a ambitniejsi dokładają najwyżej jeden. Poza Polakami przy dziewiątce raczej nikt się nie upiera.
W przypadku Korony Himalajów i Karakorum (tak się powinno mówić, bo 10 szczytów jest w Himalajach, a cztery to już Karakorum) zagraniczni wspinacze używają konkretnego terminu: „14 Eight--thousanders”, czyli dosłownie „14 ośmiotysięczników”, przez co sprawa jest jasna – szczytów ma być 14. Zastrzega się jednak, że chodzi o najwyższe ich wierzchołki. To ważne, bo są góry z kilkoma wierzchołkami przekraczających 8000 m. Tak jest choćby na Sziszapangmie, na której część wspinaczy dochodzi tylko do wierzchołka środkowego (Central Summit) na wysokości 8013 m, pomijając dużo trudniejszy do zdobycia główny wierzchołek tej góry (8027 m).
Podczas ataku szczytowego na Piramidę Carstensza.
Dyskusje dotyczące składu Korony Ziemi przekładają się na dwie „szkoły”: Korona Ziemi według Bassa i według Messnera. Już wyjaśniam, o co chodzi… Otóż na pomysł zdobywania najwyższych szczytów wszystkich kontynentów wpadł Richard Bass, amerykański biznesmen, który w 1985 roku swój plan rzeczywiście zrealizował, stając się pierwszym zdobywcą Korony Ziemi. Listę Bassa (Everest, Denali, Mount Vinson, Kilimandżaro, Aconcagua, Elbrus i Góra Kościuszki) zakwestionował jednak Reinhold Messner – co tu dużo mówić, wspinaczkowy autorytet – którego zdaniem Mont Blanc faktycznie można sobie odpuścić (zostając przy Elbrusie), ale Górę Kościuszki należy zamienić jednak na Piramidę Carstensza. Wkrótce potem Messner zdobył wszystkie Seven Summits, oczywiście zgodnie z tym, co wcześniej ogłosił. Paradoksalnie jednak to nie on jako pierwszy „zaliczył” swoją własną listę – w tym samym roku, 1986, wyprzedził go Kanadyjczyk Patrick Morrow, który zapobiegawczo zrobił osiem szczytów: połączenie listy Messnera i Bassa.
KORONA ZIEMI W FAKTACH
Pierwszym zdobywcą Korony Ziemi był w roku 1985 Amerykanin Richard Bass.
Jak dotąd Koronę Ziemi zdobyło około 600 osób, z czego większość w wersji podstawowej, siedmioszczytowej. Niestety, nikt nie prowadzi dokładnych statystyk. Szacunki opierają się głównie na monitoringu wejść na rzadko zdobywany Mount Vinson oraz na stanowiący największy przesiew Mount Everest.
Pierwszym Polakiem mogącym poszczycić się Koroną Ziemi został w 1999 roku Leszek Cichy (w skali świata jest 15.), pierwszą Polką została rok później Anna Czerwińska.
Z moich danych (do czerwca 2016 roku) wynika, że z grona Polaków Koronę Ziemi zdobyło 21 osób, w tym osiem kobiet.
Jeśli chodzi o czas zdobywania Korony Ziemi, rekordzistą jest Amerykanin Vern Tejas, który potrzebował na swój wyczyn (siedem szczytów) zaledwie 134 dni.
Najmłodszym zdobywcą Korony Ziemi jest Amerykanin Jordan Romero, który zakończył swój projekt, mając 15 lat, 5 miesięcy i 12 dni. Rekord już na zawsze pozostanie jego, bo w międzyczasie podniesiono limit wieku dla wspinających się na Everest (minimum 16 lat).
Przejście przez lodospad w czasie wspinaczki na Everest.
Pamiętny dzień: 23 maja 2013 roku, zdobycie Mount Everestu.
Korona Ziemi, Korona Himalajów, Korona Europy, Korona Tatr, Korona Warszawy… Oj, narobiło się tych koron. Zanim jednak zaczniemy myśleć o Koronie Ziemi, na początek polecam Koronę Gór Polski, czyli zdobywanie najwyższych gór wszystkich polskich pasm (Góry Świętokrzyskie też się liczą). W sumie należy wejść na 28 szczytów. Uczciwie przyznaję – ja Korony Gór Polski nie mam, chociaż niewiele mi już do niej brakuje :-)