Читать книгу Coaching zdrowia. Twoje życie w twoich rękach - Monika Zubrzycka-Nowak - Страница 5
Wstęp wstępny
ОглавлениеCóż bez tułowia warta jest głowa?
Jaka bez głowy wartość tułowia?
Antoni Marianowicz
W zależności od sposobu myślenia o tej samej sytuacji do działania włączają się różne partie mięśni. W ten sposób myślenie wpływa bezpośrednio na zdrowie, bo długo utrzymywany lub często powtarzający się stan fizyczny powoduje zmiany w całej fizjologii.
Im częściej doświadczam poczucia winy w różnych sytuacjach, tym bardziej ćwiczę mięśnie połączone z jego przeżywaniem i wyrażaniem. Im częściej na niespodziewane sytuacje reaguję zaskoczeniem, tym łatwiej i chętniej moje ciało używa mięśni wyrażających zaskoczenie. Przełożenie jest bardzo proste: myśli → emocje → ciało. Na dodatek funkcjonuje ono w dwie strony: kierunek ciało → emocje → myśli również jest możliwy. Kiedy zarwę kilka nocy z rzędu i przytomność wymuszam litrami kofeiny, więcej sytuacji mnie złości i łapię się na tym, że zaczynam źle myśleć o ludziach. Kiedy zaś po dobrze przespanej nocy idę na spacer z psem albo na basen, świat w magiczny sposób wydaje się piękniejszy, a ludzie sympatyczni, nawet jeśli akurat pada. Ci sami ludzie – podkreślam. I ten sam świat :).
Dwie osoby, które w podobny sposób myślą, przeżywają emocje i reagują fizycznie, mogą funkcjonować z różną efektywnością w zależności od siły osobowości, czyli ducha, który je przenika. Na ducha, czyli siłę charakteru, składają się różnorodne elementy. Z pewnością nie bez znaczenia są tu wzorce rodzinne i społeczne, poczucie przynależności, świadomość miejsca w świecie (jakkolwiek szeroko lub wąsko jest ten świat zdefiniowany), przeżywanie własnej duchowości, sposób wyznawania wiary i wiele innych.
Znakomita większość osób, które znam, żyje z głową mentalnie oddzieloną od reszty ciała. Cały system wychowawczy i edukacyjny, jakiego doświadczyłam na własnym ciele i na własnej, wówczas jeszcze oddzielonej od tułowia, głowie, promuje intelekt, zaniedbując jednocześnie ciało. I nie chodzi tu o dodatkowe lekcje wychowania fizycznego, ćwiczenia zapobiegające skoliozie u dzieci czy tak zwany higieniczny tryb życia, który zawsze kojarzył mi się z opakowaniem chusteczek jednorazowego użytku. Chodzi o rozumienie i poznawanie indywidualnych zależności między jakością myślenia a kondycją ciała, czyli zdrowiem.
Nie lubię biegać. Bardzo nie lubię biegać. Stwierdzam to z całą stanowczością, ponieważ przetestowałam mój stosunek do biegania ostatniej jesieni. Przez miesiąc codziennie, dzień w dzień bez względu na pogodę przebiegałam dystans pięciu kilometrów. Dla sprawdzenia. Myślałam, że może to kwestia lenistwa, przemogę się, złapię rytm i bieganie wejdzie mi w nawyk. Wielu moich przyjaciół biega regularnie i namawia mnie na wspólne bieganie. Byłaby to dla mnie okazja do spędzania z nimi jeszcze więcej czasu. Jednak mój stosunek do biegania nie zmienił się nawet po miesiącu prób. Nie lubię biegać, odkąd sięgam pamięcią. Nie lubiłam biegać już w podstawówce, a ponieważ chodziłam do małej szkoły z małym boiskiem nieprzystosowanym do biegów ani krótko-, ani tym bardziej długodystansowych, chodziliśmy zaliczać bieganie na lokalny profesjonalny stadion w ośrodku sportu i rekreacji. Zaliczanie biegania odbywało się bodajże raz na półrocze. Z góry było wiadomo, kiedy to będzie. I tak się złożyło, że przez całą szkołę podstawową, przez osiem (sic!) lat biegałam tylko raz – pamiętam dokładnie: na 800 metrów (100 metrów za każdy rok niebiegania?) – kiedy poszliśmy na stadion bez wcześniejszej zapowiedzi. Pozostałe zaliczenia omijałam starannie najczęściej dzięki… anginie. Dzień przed zaliczeniem dostawałam wysokiej temperatury i trafiałam do lekarza, który wypisywał mi kilka dni zwolnienia. Ciekawe, że gdy zagrożenie bieganiem mijało, gorączka przechodziła mi jak ręką odjął i po dwóch dniach zdrowiałam błyskawicznie.
Podobne reakcje wykazują niektórzy uczniowie przed sprawdzianem, do którego nie czują się przygotowani. Podwyższona temperatura najczęściej gwarantuje dzień w łóżku i uniknięcie niechcianej klasówki. Nawet nie trzeba iść do lekarza – rodzice sami wypiszą usprawiedliwienie, gdy zobaczą 39,2° C na termometrze.
Moja gorączka nie była działaniem planowanym. Nie przytulałam się namiętnie do ciężko chorych ludzi, żeby na czas złapać infekcję, nie stosowałam żadnych „domowych” sposobów na wywołanie podwyższonej temperatury – po prostu w dokładnie określonym czasie występowały u mnie wszystkie objawy chorobowe, które po ustaniu zagrożenia bieganiem natychmiast znikały. Jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z tego mechanizmu. Przez lata w szkole podstawowej reagowałam anginą na zbliżające się bieganie. Mój organizm dostarczał mi pretekstu do usprawiedliwionej nieobecności na bieżni. Dzięki anginie omijałam nielubiane wydarzenie.
Tę prawidłowość odkryłam, kiedy już jako osoba dorosła zainteresowałam się – na początek własnym – zdrowiem. Pracowałam wówczas w moim drugim po ukończeniu studiów miejscu pracy. Z szefową, delikatnie mówiąc, nie układało mi się najlepiej. Chorowałam wówczas jak wszyscy – wiosną, bo osłabienie po zimie, jesienią, bo wieje i mokro, zimą, bo nie doleczyłam przeziębienia. W tej firmie wszyscy pracownicy byli zobowiązani do prowadzenia i dostarczania co miesiąc do kadr kalendarza swoich nieobecności w biurze – zaznaczania na specjalnym formularzu wyjazdów służbowych, urlopów i zwolnień lekarskich. Dużo wtedy podróżowałam służbowo i zapominałam przekazywać formularz do kadr na bieżąco. Któregoś razu uzupełniłam kalendarz za kilka miesięcy wstecz. Ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam pewne prawidłowości. Otóż z formularza jasno wynikało, że regularnie co 4-6 tygodni byłam na tygodniowym zwolnieniu lekarskim. Oczywiście z powodu anginy. Co więcej, każdy mój „długi weekend” był przedłużony o kilka dni zwolnienia chorobowego. Nawet dla mnie wyglądało to jak zaplanowane oszustwo. Dotarło wtedy do mnie, że już kilka razy dostałam wysokiej temperatury w przeddzień powrotu do pracy. Pogotowie albo ostry dyżur, badania, bo nie wiadomo, skąd ta nagła gorączka, i… co najmniej tydzień wolnego. Usprawiedliwiona nieobecność w biurze i… usprawiedliwiony powód niespotkania się z szefową jeszcze co najmniej przez kilka dni.
Wyuczony i sprawdzony w dzieciństwie mechanizm działał nadal u osoby dorosłej. Angina oznaczała usprawiedliwione uniknięcie sytuacji postrzeganej jako coś nieprzyjemnego.
Firmę lubiłam bardzo. Zmieniłam zatem dział na inny i szefową na szefa. Anginy przeszły mi jak ręką odjął. Po roku pracy z nowym przełożonym w moim kalendarzu nie było ani jednego dnia (sic!) zwolnienia lekarskiego. Od tamtej pory minęło już ponad 10 lat, a ja ani razu nie zachorowałam na anginę.
To był pierwszy mechanizm dotyczący zdrowia, jaki u siebie wykryłam. Pierwsza strategia generowania w ciele określonych symptomów po to, żeby rozwiązać trudną sytuację.
Przysłowiowy zwrot: „Nie teraz, kochanie, boli mnie głowa” nabrał dla mnie wtedy nowego znaczenia, bo wiem już, że głowa może faktycznie zacząć boleć na zawołanie. Bywa, że łatwiej zaprosić do współpracy ciało i zachorować, niż zająć się rozpoznaniem własnych doznań, nazwaniem emocji czy zdefiniowaniem własnych granic w relacji z szefową lub partnerem.
W tej książce przyjrzymy się po kolei kilku wybranym obszarom, których wpływ na zdrowie może na co dzień zaobserwować każdy z nas. Podejście coachingowe jest jedną z metod wprowadzania w te obszary codziennych zmian prowadzących do uzyskania, podtrzymania i poprawy zdrowia.
Zapraszamy cię, czytelniku, do zapoznania się z własnym zdrowiem. Czy w ogóle o nim myślisz? Jak o nim myślisz? Co dla ciebie znaczy być zdrowym? W jaki sposób współpracujesz z twoim zdrowiem? Na jakie próby je wystawiasz? W jaki sposób do zdrowia powracasz?
Coaching zdrowia to zestaw pytań, dzięki którym możesz odkryć własne mechanizmy rządzące twoim zdrowiem i samopoczuciem. Nie znajdziesz w tej książce gotowych odpowiedzi ani uniwersalnych zaleceń, bo każdy z nas jest inny i każdy ma własne zdrowie, indywidualnie różne – inne kwestie musi zignorować i na inne zwrócić uwagę. Przede wszystkim jednak propagujemy zastosowanie coachingu w aspekcie zdrowia – jego redefinicji, odzyskania i utrzymania.
Dzielimy się naszymi doświadczeniami z wieloletniej i owocnej współpracy ze zdrowiem, a to oznacza, że znajdziesz w tej książce przykłady z życia wzięte. W każdym rozdziale zamieszczone są propozycje ćwiczeń – etapy twojej prywatnej ścieżki (do) zdrowia – które możesz wykonać samodzielnie, żeby nawiązać relacje z własnym zdrowiem w odpowiadający ci sposób. Zapraszamy na coachingową ścieżkę zdrowia!
Co takiego można napisać o zdrowiu, czego nie napisał nikt wcześniej? Na dodatek gdy pisze nie lekarz, nie dietetyk, ale coach?
Przekonasz się :). Zapraszamy!
Katarzyna Rybczyńska