Читать книгу Zamrożona - Natasza Socha - Страница 8

Rozdział trzeci

Оглавление

Bardzo zwykła kawiarnia

Nigdy nie wiadomo, kiedy w życiu człowieka dochodzi do przełomu. Trudno jednoznacznie określić godzinę czy nawet datę, która zmienia wszystko. Gdyby się dobrze zastanowić, to czasem jedna pochopna i kompletnie nieprzemyślana decyzja jest pierwszym elementem domina. Oczywiście, nic nie zapowiada zmian, zwłaszcza kiedy dnie są do siebie podobne, a człowiek nie podejmuje żadnych nierozsądnych decyzji. Ale nawet wtedy może się coś wydarzyć, co zmieni dotychczasowy bieg rzeki.

Julia ma dzisiaj wolne do godziny siedemnastej. Nela umówiła się po szkole z przyjaciółką, Jonasz zapowiedział, że wraca do domu i natychmiast się uczy, a Amelka została zaproszona na urodziny koleżanki z grupy. Oczywiście wodne urodziny, na basenie, z dodatkową atrakcją w postaci syrenich ogonów, które dla wszystkich dziewczynek zamówiła mama koleżanki.

– Dostanę niebieski, wiesz? Absolutnie jestem szczęśliwa. – Amelka powtórzyła to przy śniadaniu jakieś dziesięć razy, używając swojego ulubionego ostatnio słowa „absolutnie”, aż w końcu Nela kazała jej natychmiast skończyć ten beznadziejny syreni temat.

– Mamo… – Amelka wygięła usta w podkówkę, więc Julia spojrzała znacząco na starszą córkę, która oczywiście kompletnie się tym nie przejęła.

– A ja wierzę w syreny – dodał Jonasz i tym samym uratował poranek.

Obiad na dzisiaj był gotowy, a ponieważ Jonasz umiał obsługiwać kuchenkę, mógł go sobie sam podgrzać. Aleksander wróci jak zwykle około siódmej, więc Julia miała czas tylko dla siebie.

Wyszła na ulicę, szła powoli, krok za krokiem, mimo że było zimno. Naciągnęła wełnianą czapkę na uszy i poprawiła szalik. Żałowała, że nie wzięła rękawiczek, bo ręce okropnie jej zmarzły.

„Przyjemnie byłoby napić się teraz kawy”, pomyślała.

Nie lubiła, co prawda, chodzić sama do kawiarni, bo zawsze jej się wydawało, że wtedy wszyscy na nią patrzą i zastanawiają się, dlaczego nikt jej nie towarzyszy. Może jest porzucona? Rozwiedziona? Samotna? Niespełniona? To były głupie myśli, a jednak nie potrafiła się ich pozbyć. Zawsze miała przy sobie książkę, ale i tak zdecydowanie wolała samotny spacer po parku albo nawet bezczynne siedzenie na ławce niż samotny pobyt w kawiarni. Tyle że w styczniu park nie był najlepszym pomysłem. Zwłaszcza w tak lodowato-wietrzny dzień jak dzisiaj.

Poczuła ogromną ochotę na coś słodkiego, na coś z kremem i owocami. Do tego gorzka kawa z mlekiem. I chwila tylko dla siebie. Kusiło bardzo, zwłaszcza teraz, kiedy zimno wkradało się pod ubranie i człowiek marzł, zanim zdążył o tym pomyśleć.

Tak, Julia nie przepadała za styczniem. Zdecydowanie wolała inne miesiące, nawet listopad nie wydawał jej się aż tak bardzo ponury i zły, jak go reklamowano. W końcu był zapowiedzią grudnia i Bożego Narodzenia.

Styczeń był zbyt nowy. Trudno się było z nim tak od razu oswoić, polubić i dać mu szansę. Nie był też specjalnie zachęcający. Zimny, wietrzny, mroźny. Niby zapowiadał nadejście czegoś nowego, ale kiedy człowiek kończy czterdzieści lat, niespecjalnie na to nowe czeka. Woli raczej, żeby już nic się nie zmieniało i nie zaskakiwało serią niefortunnych wydarzeń.

Początkowo chciała pojechać do domu, ale kiedy niechcący podsłuchała na przystanku rozmowę trojga młodych ludzi, nagle zmieniła zdanie.

– Na początek polecam dietę tybetańską – oznajmił nagle chłopak. – Czyli kilka razy dziennie wywar z warzyw i obierków ziemniaków.

Zwariował? Julia zerknęła na niego ze zdumieniem, ale wyglądał dość poważnie.

– Przecież my nie jesteśmy grube – wtrąciła nieśmiało jedna z dziewczyn.

– Aha – zreflektował się – no tak. Musimy wymyślić coś innego. To może dieta białkowo-tłuszczowa? Odrzucamy wszelkie węglowodany. Koniec z batonikami, orzeszkami i czekoladą. Albo… dieta księżycowa?

– Mamy jeść, kiedy będzie świecił księżyc? A może podczas zaćmienia? – spytała dziewczyna, podczas gdy druga omal nie udławiła się śmiechem.

Chłopak spojrzał na nią z dezaprobatą.

– Chodzi o to, że poszczególne fazy księżyca określają przebieg cyklu jedzenia i w zależności od nich powinnyście jeść albo warzywa, albo mięso, albo owoce – wyjaśnił i zagryzł wypowiedź jabłkiem.

Julia prawie zachichotała, na szczęście tylko wewnętrznie. Głupio tak publicznie kogoś wyśmiać. Ale kiedy chłopak zaczął przedstawiać szczegółowy plan zdrowotny na każdy dzień, poczuła, że musi przyjąć ogromną porcję węglowodanów. I zapić je kawą najlepiej z dużym kleksem bitej śmietany.

A ten plan wyglądał następująco: o szóstej pobudka. Jogurcik LC1 na zaktywizowanie żołądka, szybka gimnastyka i poranny prysznic. Oczywiście z elementami hydroterapii. Gorąca woda, lodowata woda. Gorąca. Lodowata. Aż do czerwoności skóry. Następnie lekkostrawne śniadanko z elementami leczniczymi. Herbatka przeciw biegunce. Potem coś o syropach, tabletkach i witaminkach. A do tego seks na materacu zapobiegającym skrzywieniu kręgosłupa.

Ten chłopak naprawdę był osobliwy.

Julia zobaczyła nadjeżdżający autobus i podjęła błyskawiczną decyzję.

Trzeba zagłuszyć to, co usłyszała, dużym apetycznym ciastkiem. Najlepiej w kawiarni „Jaśmin i wanilia”, do której zajrzała już kiedyś i faktycznie pachniało tam wanilią.

Weszła do kawiarni, był czwartek, godzina piętnasta dwanaście. Usiadła przy stoliku stojącym nieco na uboczu, co bardzo sobie chwaliła. Nie ma bowiem nic gorszego niż stolik środkowy, gdzie każdy zahacza cię wzrokiem, nawet jeśli tylko niechcący. Tutaj była bardziej anonimowa, stopiona z ceglasto-zielonkawym tłem. Usiadła tyłem do dwóch kobiet, pochylonych tak bardzo, że aż stykały się głowami. Zamówiła dokładnie to, co wcześniej sobie zaplanowała.

Ciastko na kruchym spodzie, z kremem waniliowym i borówką amerykańską na wierzchu. Apetyczne, świeże i idealnie komponujące się z mieszanką indonezyjskiej robusty i brazylijskiej arabiki.

I byłby to naprawdę zwykły dzień i bardzo normalne popołudnie, gdyby nie kolejna rozmowa, która tym razem toczyła się za jej plecami.

Julia miała dość na dzisiaj, nie chciała więcej podsłuchiwać, nawet jeśli niechcący, ale słowa były tak wyraźne i dobitne, że same wpadały jej do uszu, a potem dalej i głębiej. I w końcu wywoływały w niej rewolucję, choć jeszcze o tym nie wiedziała.

– Spotkałam się z nim już dwa razy. Nie pisał dużo o sobie, ale coś mnie podkusiło, żeby się umówić. Jestem zachwycona. Ale spróbuję jeszcze z innym, chociaż ten trochę za bardzo przypomina mojego męża.

– Ja też staram się unikać takich podobieństw. Z drugiej strony, to tylko seks.

Julia niemal widziała, jak ta druga kobieta się uśmiecha.

– Jestem zachwycona. Nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze potrafię albo że kiedykolwiek skuszę się na taki układ.

Któraś z nich stukała palcami w blat stołu.

– Mam wrażenie, że wszyscy na tym korzystają. Wreszcie minęły mi te cholerne napady złości, te ataki kompletnie bez powodu. Wiesz, że ostatnio wpadłam w szał na widok zwiniętego ręcznika? Bo ktoś go nie rozwiesił na kaloryferze. A innym razem opieprzyłam kota za to, że rozrzuca suchą karmę z miski.

– Deficyt porządnego pieprzenia.

Julia wyprostowała się na krześle i poczuła, że się czerwieni. Nawet ją samą to nieco zaskoczyło, w końcu to tylko jakaś rozmowa, a słowa są być może wyrwane z kontekstu i ona zupełnie źle je interpretuje.

„Nie oceniaj zbyt pochopnie”, przebiegła jej myśl przez głowę.

Ale dialog za jej plecami nadal się toczył i stawał coraz bardziej konkretny i precyzyjny, o pomyłce nie mogło być mowy. Poczuła się niezręcznie nie dlatego, że brała w nim mimowolny udział, choć tylko jako strona bierna, ale że usłyszała coś tak odległego od jej wizji związków jak wyspa Attu na Alasce od atolu w Kiribati.

– Najchętniej namówiłabym jeszcze moją sąsiadkę, bo za każdym razem, kiedy ją widzę, czuję, że kobieta funkcjonuje na ostatnim oddechu. Nie tylko jest notorycznie podenerwowana, ale jednocześnie jakaś taka stłamszona. Zresztą nie dziwę się – jej mąż to chodzący burak. Ani razu nie powiedział mi jeszcze „dzień dobry”. Ta kobieta zdecydowanie potrzebuje odmiany. I kogoś, kto wreszcie porządnie jej dogodzi.

Czy te kobiety naprawdę są mężatkami i spotykają się z innymi mężczyznami tylko po to, by uprawiać z nimi seks? Czy sugerują jednocześnie, że to całkowicie normalne, a nawet usprawiedliwione?

Czy Julia faktycznie dobrze wszystko zrozumiała?

Czy właśnie dotarło do niej, że była świadkiem czegoś w rodzaju zdrady, choć nie do końca zna głównych bohaterów?

Ciastko wcale nie przestało smakować, kawa również, po prostu Julia na moment zawisła w czasoprzestrzeni i raz jeszcze odtworzyła słowo w słowo to, co przed chwilą usłyszała. A potem słuchała dalej, bo ta rozmowa ciągle była tak bardzo oderwana od tego, w co wierzyła, że chciała raz jeszcze skonfrontować jej sens z własnymi poglądami.

A może nawet się wtrącić?

Uderzyć pięścią w stół albo chociaż wrzasnąć?

Nigdy by tego nie zrobiła.

Nigdy, przenigdy.

– Lubię, kiedy mnie dotyka. Bo wreszcie ktoś mnie dotyka, a nie tylko bierze.

Obie się roześmiały, zupełnie jakby to było zabawne.

– A ja wreszcie rozumiem, co znaczy profesjonalne użycie języka. I nie mam tu na myśli gadania. I pomyśleć, że wystarczyło tylko założyć konto…

Julia naprawdę chce się teraz odwrócić.

Chce przysunąć swoje krzesło do krzeseł tamtych kobiet i spojrzeć im w oczy. Chce nawet o coś zapytać, ale dobrze wie, że nigdy nie starczy jej śmiałości. W końcu wygrywa jakieś wewnętrzne oburzenie. Jakaś złość na to, że miłość może tak wyglądać. Że jest rozdzielana na cudze dłonie i cudze usta. Że nie jest monogamiczna, a taka przecież być powinna. Że ktoś ją rozdaje, zupełnie jakby była paczką cukierków.

Zatyka na moment uszy. Oczywiście, że wie, co to jest zdrada. I wie, że świat nie jest idealny, ale to, co usłyszała, brudziło go jeszcze bardziej. Odzierało z romantyczności, w którą jednak wierzyła. Dodawało brzydkiego zapachu, który tłumił wszystkie inne. Wcale nie chciała się dowiedzieć, że można wyjść z domu, przespać się z obcym człowiekiem, a potem wrócić do siebie, wyjąć filiżankę z szafki, napić się kawy i zjeść kolację z kimś, komu ślubowało się wierność. Wszystko było tym dziwniejsze, że dotyczyło kobiet.

Julia nie była naiwna, a jednak świadomość, że to kobieta zdradza, że to kobieta oszukuje i manipuluje uczuciami, oburzała ją.

Tylko dlaczego?

Ciastko nie zostało do końca zjedzone, bo Julia nagle straciła apetyt. Nie chciała go jednak zabierać do domu, by nie przypominało jej słów, które usłyszała. Tyle że te słowa wwierciły się w jej mózg znacznie mocniej, niżby sobie tego życzyła. Nie bez powodu. Przecież dwa lata temu wcale nie była lepsza.

Bo jak się okazuje, nawet najbardziej potulna owieczka ma swoje tajemnice głęboko schowane pod gęstą wełną.

Zamrożona

Подняться наверх