Читать книгу Dobry omen - Neil Gaiman - Страница 4

NA POCZĄTKU…

Оглавление

Dzień był piękny.

Jak wszystkie do tej pory. Upłynęło ich aż siedem, a przy tym nikt jeszcze nie wymyślił deszczu. Niestety na wschód od Edenu już zbierały się chmury zwiastujące nadejście pierwszej prawdziwej burzy z piorunami.

Anioł – Strażnik Bramy Wschodniej rozpiął skrzydła nad głową, chroniąc włosy przed przybierającym na sile deszczem.

– Przepraszam, ale nie dosłyszałem. Czy zechciałbyś powtórzyć? – zaproponował wężowi.

– Mówiłem, że i ten ostatni też na nic. Klops. Klapa.

– Ach tak… – mruknął anioł imieniem Azirafal.

– Moim skromnym zdaniem, trochę przedobrzyliście – ciągnął wąż. – Wiesz, chodzi o ten pierwszy raz, no, pierwsza przepustka… etc. Swoją drogą zupełnie nie rozumiem, co też może być złego w tym, że ktoś chce poznać różnicę między dobrem i złem.

– Musi coś być… Na pewno coś jest… – odparł Azirafal tonem niedwuznacznie wskazującym, iż on sam nie ma bladego pojęcia, co może być złego w chęci poznania, ba, że sprawa ta wyraźnie go niepokoi. – W przeciwnym razie ty wcale nie byłbyś w to zamieszany.

– Powiedzieli mi tylko: Zrób trochę bigosu, tam… wiesz… – wyznał wąż, znany też pod nazwiskiem Crowley, które, notabene, planował zmienić w niedalekiej przyszłości. Crowley zupełnie do niego nie pasowało.

– Tak, z tym, że ty jesteś diabłem. Sam nie wiem, czy ty w ogóle potrafisz zrobić coś dobrego. Masz a priori podłą naturę. I to nie jest żadna osobista insynuacja.

– Muszę jednak przyznać, że czasem przesadzacie z pantomimą w jasełkach – odparł Crowley. – Po co wskazywać paluchem na Drzewo z tabliczką „Nie dotykać eksponatów”. To trochę niedelikatne, prawda? A nie prościej przeflancować DRZEWO na jakąś, bo ja wiem, niedostępną wyspę albo tam, gdzie nawet diabeł nie mówi „dobranoc”, bo za daleko? Czasem zastanawiam się, o co JEMU naprawdę chodzi.

– Daruj sobie spekulacje. Nie wysilaj się na poznanie niepoznawalnego, bo to może być niezdrowe. Ja na ten przykład powtarzam sobie, że jest DOBRO i jest ZŁO. Jeśli czynisz zło, gdy nakazano ci czynić dobro, zasługujesz na karę, hę?

Zapadło kłopotliwe milczenie. Rozmówcy patrzyli w zamyśleniu, jak pierwsze większe krople deszczu nabijają pierwsze guzy pierwszym kwiatom. Ciszę przerwał Crowley.

– Nie miałeś przy sobie ognistego miecza?

– No… jakby to powiedzieć… – zaczął anioł z miną przyłapanego na gorącym uczynku.

– Nie miałeś, zgadza się? – powtórzył z naciskiem Crowley. – A taki był ognisty i obrotny…

– No więc…

– I robił niezłe wrażenie.

– Tak, ale widzisz…

– Zgubiłeś go, prawda?

– Skądże znowu! Niezupełnie zgubiłem, raczej…

– Raczej co?

Azirafal zrobił żałosną minę.

– Skoro już ci na tym zależy – z trudem ukrywał rozdrażnienie – to wiedz, że go dałem w prezencie.

Crowley wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

– No widzisz, musiałem… wiesz… – ciągnął anioł, nie bardzo wiedząc, co robić z rękami. – Biedacy, byli tacy zziębnięci, ona już w ciąży, wokół tyle dzikiego zwierza i nawałnica tuż-tuż, więc sobie pomyślałem: a niby co w tym złego? Więc mówię im, że kiedyś, jak zechcą wrócić, to na pewno zrobi się taki huczek, że wszystko zadrży w posadach, ale miecz może wam się przydać. No weźcie go, nie, nie, nie dziękujcie. Zróbcie nam wszystkim przysługę i postarajcie się nie zwalić sobie nieba na głowę. – Spojrzał zmartwiony na Crowleya. – To było chyba najlepsze, co mogłem zrobić, prawda?

– Właściwie to nie wiem, czy w ogóle potrafisz zrobić coś złego – powtórzył Crowley, parodiując niedawno usłyszane zdanie Azirafala, ale ten nie dostrzegł ironii.

– Mam nadzieję, że tak jest naprawdę, a to mi nie dawało spokoju przez całe popołudnie.

Przez chwilę patrzyli, jak pada.

– To może zabrzmi śmiesznie – powiedział Crowley – ale sam zastanawiałem się, i to nie raz, czy sprawy z jabłkiem nie należało rozegrać inaczej. Widzisz, jak diabeł zrobi coś właściwego, coś słusznego i stosownego, to zwykle ma z tego powodu masę kłopotów. – Dał lekkiego kuksańca aniołowi i kontynuował: – Będzie śmiesznie, jak się okaże, że obydwaj pograliśmy nie tak jak trzeba, co? A jeszcze śmieszniej, jak się okaże, że to ja popełniłem uczynek dobry, a ty zły, hę?

– Nie bardzo – odparł Azirafal.

Crowley patrzył na deszcz.

– Dość fantazjowania – powiedział, trzeźwiejąc z urokliwego snu. – To na pewno nie wchodzi w rachubę.

Ciemnoszara zasłona chmur spowiła Eden. Donośny odgłos grzmotu przetoczył się nad wzgórzami. Pierwsze zwierzęta, którym dopiero co nadano imiona, strwożone szukały schronienia przed nawałnicą.

Gdzieś w gąszczu ociekających wodą drzew coś lśniło i migotało.

Nadciągała ciemna, burzliwa noc.

Dobry omen

Подняться наверх