Читать книгу Dobry omen - Neil Gaiman - Страница 8

ROZDZIAŁ IV

Оглавление

Pani Harriet Dowling wróciła do domu z niemowlęciem. Uległa argumentom siostry Faith Prolix brzmiącym o wiele bardziej przekonująco niż sugestie siostry Mary i po konsultacji telefonicznej z mężem postanowiła dać dziecku imię Warlock.

Jego ekscelencja attaché kulturalny wrócił tydzień później i ujrzawszy potomka, ogłosił wszem i wobec, że jest on kubek w kubek podobny do wszystkich jego przodków po mieczu. Polecił sekretarce znaleźć stosowną niańkę, najlepiej przez ogłoszenie w „The Lady”.

Crowley widział film „Mary Poppins” w telewizji podczas świąt Bożego Narodzenia (rzecz jasna, przyłożył rękę do wielu produkcji telewizyjnych, ale prawdziwej satysfakcji doznał dopiero w czasie pierwszej edycji teleturnieju „Skojarzenia”), zaś obecnie przemyśliwał, jak spowodować huragan z gradobiciem, który malowniczo rozpędziłby tłumy tłoczące się przed frontowymi drzwiami rezydencji attaché w Regents Park.

Ostatecznie zadowolił się rozwiązaniem w postaci strajku pracowników metra, toteż gdy nadeszła pora, do rezydencji przybyła tylko jedna niania.

Miała na sobie tweedowy kostium i subtelne kolczyki z pereł. W jej wyglądzie było coś, co poufnym półgłosem podpowiadało, że jest profesjonalistką wysokiej klasy. Mówiła półgłosem, jak angielscy kamerdynerzy w operach mydlanych. Tym samym półgłosem przechodzącym w znaczące chrząknięcia i brzemienne pauzy przekazywano informacje, iż osoba będąca przedmiotem rozmowy ma bardzo osobisty stosunek do gadżetów, które reklamuje w tygodnikach dla dorosłych.

Skromne buty na płaskim obcasie skrzypiały, gdy szła żwirową alejką do drzwi. Obok człapało śliniące się, szare psisko z żarłocznym błyskiem w przekrwionych ślepiach, które wściekle strzelały na boki.

Gdy dotarła do drzwi, przez jej twarz przemknął nieznaczny cień złego uśmiechu. Dzwonek zabrzmiał posępnie.

Otworzył jej kamerdyner z tak zwanej starej szkoły15.

– Na imię mi Ashtoreth. Jestem opiekunką do dziecka. A to jest Korsarz – powiedziała, wskazując na psisko, które zmierzyło kamerdynera fachowym wzrokiem i najwyraźniej rozważało, gdzie zakopać jego ogryzione kości.

Zostawiła psa w ogrodzie i po błyskotliwej rozmowie wstępnej, satysfakcjonującej obie strony, pani Dowling zaprowadziła ją do nowego podopiecznego.

– Jaki on śliczny – powiedziała niania z wymuszonym, antypatycznym uśmiechem. – Tylko popatrzeć, jak zechce mieć rowerek na trzech kołach.

Dziwnym zbiegiem okoliczności jeszcze tego samego dnia na służbę został przyjęty kolejny pracownik. Był ogrodnikiem i wkrótce okazał się zdumiewająco biegły w swoim fachu. Jakoś nikogo nie dziwiło, ba, nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że nigdy nie widziano w jego rękach grabi czy sekatora. Nikt nie widział, żeby odganiał stada nieproszonych ptasich gości, które kłębiły się wokół niego. Widziano go jedynie siedzącego w cieniu drzew, a klomby, trawniki i ogród wciąż były wypielęgnowane i pełne kwiatów.

Kiedy Warlock zaczął pewnie poruszać się na dwóch nogach i kiedy niania miała wolne popołudnie, często odwiedzał ogrodnika.

– Widzisz, to jest braciszek ślimaczek. A tutaj to siostrzyczka owocówka jabłkóweczka. O, jest i turkucik podjadeczek. Pamiętaj, dziecino, byś na wszystkich drogach życia swego kochał i szanował wszystkie żywe stworzenia – mawiał ogrodnik.

– A niania mówi, że fsystko co zyje beńdzie tylko dywanem pod moje nózki, panie Flancisku – odpowiedział malec, gładząc czule braciszka ślimaczka i wycierając rączki w kombinezonik ∫ la Żaba Kermit.

– Nie słuchaj tej kobiety – mówił wówczas Franciszek – słuchaj mnie.

Wieczorem niania Ashtoreth śpiewała Warlockowi kołysankę:

Na Warlocka ze dna piekieł

oczko taty mruga

baje, baje się bajeczka

nie krótka, nie długa.


Opowiadała także bajeczkę:

Było sobie świnek pięć

Pierwsza do piekła ma chęć.

Druga i trzecia mięska podjeść chciała

Czwarta dziewicę, choć była zjełczała.

A piąta, by zginął jej zięć.


– A blat Flancisek mówi, ze mam być dobly, zyć cnot… not… liwie, kochać fsystkie zwiezontka.

– Nie słuchaj tego mężczyzny, kochanie – odpowiadała niezmiennie niania i kładąc malca do łóżeczka, dodawała: – Słuchaj mnie.

I tak to szło.

Układ sprawdzał się znakomicie. Nieustanny remis. Niania, co prawda, sprawiła chłopcu dziecinny rowerek na trzech kółkach, ale nijak nie zdołała go nakłonić, by jeździł po domu. Poza tym Warlock bał się Korsarza.

Gdzieś daleko Crowley regularnie spotykał się z Azirafalem. Spotkania odbywały się w londyńskich piętrusach na górze, w galeriach i na koncertach. Porównywali notatki i spostrzeżenia i uśmiechali się z zadowoleniem.

Kiedy Warlock skończył sześć lat, niania odeszła, zabierając Korsarza. Tego samego dnia ogrodnik złożył wymówienie. Odchodzili posępnie, zmęczonym krokiem, bez wigoru i zapału, z którymi przybyli.

Ciężar edukacji Warlocka powierzono dwóm guwernerom.

Pan Harrison uczył go o wodzu Hunów Attyli, o Draculi z Transylwanii i Ciemnych Stronach Ludzkiej Duszy16. Próbował także nauczyć Warlocka wygłaszania przemówień jątrzących umysły, mącących w głowach i porywających miliony ludzi.

Pan Cortese nauczał o Florence Nightingale17, Abrahamie Lincolnie oraz jak rozumieć i doceniać piękno sztuki. Próbował uczyć go także o wolnej woli, wyrzeczeniu, nieczynieniu drugiemu co tobie niemiłe.

Obydwaj czytali chłopcu długie ustępy z Apokalipsy św. Jana.

Mimo usilnych starań obydwu, Warlock zaczął objawiać pożałowania godne zacięcie do matematyki. Guwernerzy nie byli zadowoleni z postępów chłopca.

Dziesięcioletni Warlock lubił baseball, klocki lego i transformers, czyli zamaskowane roboty. Zbierał znaczki i uwielbiał bananową gumę do żucia. Z zapałem czytał komiksy, oglądał filmy rysunkowe i szalał na ulubionym beemiksie.

Crowley był w kłopocie.

Siedział z Azirafalem w kafeterii British Museum. Był to cichy zakątek dla znużonych piechurów zimnej wojny. Przy stoliku z lewej dwóch Amerykanów, sztywnych jakby kij połknęli, podawało ukradkiem niepozornej brunetce w ciemnych okularach neseser pełen niewiadomego pochodzenia dolarów. Po prawej zastępca szefa MI7 spierał się z miejscowym rezydentem KGB o to, kto ma zatrzymać rachunek za herbatę i rogaliki.

Crowley w końcu powiedział głośno to, o czym nawet bał się pomyśleć przez ostatnie dziesięć lat.

– W moim odczuciu on jest cholernie normalny.

Azirafal włożył do ust kolejną łyżkę przypalonej jajecznicy, spłukał niesmak kawą i wytarł usta serwetką.

– To mój dobry wpływ – rozpromienił się. – Albo jak wolisz punkt dla tego, komu się należał. Czyli dla moich.

Crowley pokręcił głową.

– Biorę to pod uwagę. Ale spójrz, on powinien teraz próbować okręcić sobie świat wokół palca. Ustawiać sprawy po swojemu i tak dalej. Chociaż nawet nie musi próbować. Zrobi to bezwiednie. Widziałeś jakieś oznaki, że tak jest?

– No… nie, ale…

– Powinien być jak wulkan budzący się ze snu.

– Nic takiego nie zaobserwowałem, ale…

– Jest zbyt normalny – stwierdził Crowley, bębniąc palcami po stole. – To mi się nie podoba. Coś tu nie gra. Sam nie dam rady tego rozwikłać.

Azirafal poczęstował się bezą z talerzyka Crowleya.

– Przecież on dopiero dorasta. Nie zapominaj, że przez cały czas był pod bardzo silnymi wpływami.

Crowley westchnął.

– Mam nadzieję, że będzie wiedział, co zrobić z diabelskim psem.

Azirafal uniósł brwi.

– Z diabelskim psem?

– Na jedenaste urodziny. Wczoraj wieczorem dostałem wiadomość z Piekła.

Wiadomość nadeszła, gdy oglądał swój ulubiony program w telewizji. Aż dziesięć minut zajęło im przekazanie tego, co mogli powiedzieć w dwóch zdaniach i – zanim wrócił normalny dźwięk – Crowley stracił wątek.

– Wysyłają mu diabelskiego psa. Żeby go strzegł i bronił. Największego, jakiego mają.

– Czy nagłe zjawienie się wielkiego czarnego psa nie wzbudzi niepotrzebnych komentarzy? Ze strony rodziców chociażby?

Crowley wstał gwałtownie, następując na nogę bułgarskiego attaché kulturalnego, który prowadził ożywioną rozmowę z naczelnym kustoszem Jej Królewskiej Mości.

– Nikt nie zauważy. Niczego. Takie są realia, aniele. A mały Warlock zrobi z nim, co będzie chciał. Świadomie albo i nie.

– Kiedy pies ma przybyć? Ma już imię?

– Już mówiłem. Na jedenaste urodziny, o trzeciej po południu. Będzie to robić wrażenie, że chłopiec go przygarnął. Potem nada mu imię. Ważne jest, żeby zrobił to osobiście. Wtedy wszystko nabierze sensu. Imię w guście Morderca, Zbój, Zbir, Gangster.

– Będziesz na miejscu? – zapytał anioł od niechcenia.

– Nie stracę ani chwili. Mam nadzieję, że chłopcu nie dolega nic poważnego. Reakcja na psa powinna sporo wyjaśnić. Byłoby dobrze, gdyby go odpędził albo przynajmniej się przestraszył. Ale jeśli nada psu imię, przegraliśmy. Będzie miał w sobie całą potęgę, a Armageddon tuż, tuż.

Azirafal pociągnął łyk wina, które ze zbyt wytrawnego Beaujolais zmieniło się w lekkie, subtelne Château Lafitte, rocznik 1975.

– Sądzę, że dotrzymam ci towarzystwa.

15

Wieczorowe studium dla kamerdynerów, zaufanych pokojowców i majordomusów na Tottenham Court Road prowadzone przez aktora obsadzanego na scenie i na srebrnym ekranie od lat dwudziestych do dziś wyłącznie w wyżej wymienionych rolach.

16

W naukach pominął zręcznie to, że Attyla był wdzięcznym i zawsze kochającym synem, zaś Vlad Dracula nigdy nie zapominał odmówić modlitwy porannej.

17

Pomijając skrupulatnie wszelkie informacje o toczącym ją syfilisie.

Dobry omen

Подняться наверх