Читать книгу Na zakręcie - Nicholas Sparks - Страница 10

Prolog

Оглавление

W któ­rym miej­scu na­praw­dę roz­po­czy­na się ta hi­sto­ria? W ży­ciu rzad­ko daje się okre­ślić do­kład­nie po­czą­tek cze­go­kol­wiek, tę chwi­lę, kie­dy spo­glą­da­jąc wstecz, mo­że­my z całą pew­no­ścią stwier­dzić, że wła­śnie od tego wszyst­ko się za­czę­ło. Jed­nak­że cza­sa­mi zda­rza się, że los krzy­żu­je się z na­szym co­dzien­nym ży­ciem, za­po­cząt­ko­wu­jąc łań­cuch zda­rzeń, któ­rych kon­se­kwen­cji nie po­tra­fi­my w ża­den spo­sób prze­wi­dzieć.

Już pra­wie dru­ga w nocy, a ja je­stem cał­ko­wi­cie przy­tom­ny. Wcze­śniej, gdy po­ło­ży­łem się spać, krę­ci­łem się i prze­wra­ca­łem z boku na bok przez go­dzi­nę, aż wresz­cie się pod­da­łem. Sie­dzę te­raz przy biur­ku, z pió­rem w ręku, za­sta­na­wia­jąc się nad tym, jak prze­zna­cze­nie skrzy­żo­wa­ło się z moim ży­ciem. Nie jest to u mnie czymś nie­zwy­kłym. Ostat­nio po­tra­fię my­śleć chy­ba wy­łącz­nie o tym.

W domu pa­nu­je ci­sza, sły­chać tyl­ko mo­no­ton­ne ty­ka­nie ze­ga­ra, sto­ją­ce­go na pół­ce. Moja żona śpi na gó­rze, a ja, wpa­tru­jąc się żół­te kart­ki blo­ku do pi­sa­nia, uświa­da­miam so­bie, że nie wiem, od cze­go za­cząć. Nie dla­te­go, że­bym nie był pew­ny mo­jej hi­sto­rii, lecz przede wszyst­kim nie bar­dzo ro­zu­miem, co mnie po­py­cha do tego, żeby ją opo­wie­dzieć. Cze­mu ma słu­żyć od­grze­by­wa­nie prze­szło­ści? Prze­cież wy­da­rze­nia, któ­re za­mie­rzam opi­sać, mia­ły miej­sce trzy­na­ście lat temu, a przy­pusz­czam, że da się z ła­two­ścią do­wieść, iż na­praw­dę za­czę­ły się dwa lata wcze­śniej. Sie­dząc tak, zda­ję so­bie jed­nak spra­wę, że mu­szę spró­bo­wać je zre­la­cjo­no­wać, choć­by tyl­ko po to, żeby zo­sta­wić to wszyst­ko w koń­cu za sobą.

Moje wspo­mnie­nia o tam­tym okre­sie wspo­ma­ga kil­ka rze­czy: pa­mięt­nik, któ­ry pro­wa­dzi­łem od cza­sów, gdy by­łem ma­łym chłop­cem, tecz­ka po­żół­kłych ar­ty­ku­łów z ga­zet, moje wła­sne do­cho­dze­nie i, oczy­wi­ście, urzę­do­we akta. Li­czy się rów­nież fakt, że set­ki razy prze­ży­wa­łem na nowo wy­da­rze­nia tej szcze­gól­nej hi­sto­rii. Cza­sa­mi mam wra­że­nie, że wżar­ły się w moją pa­mięć. Ale gdy­by zło­żyć ją tyl­ko z tam­tych ele­men­tów, by­ła­by nie­peł­na. Uczest­ni­czy­li w niej inni lu­dzie, a ja, choć by­łem świad­kiem nie­któ­rych wy­pad­ków, nie bra­łem udzia­łu we wszyst­kich. Zda­ję so­bie spra­wę, że nie jest moż­li­we od­two­rze­nie każ­de­go uczu­cia czy każ­dej my­śli w ży­ciu dru­gie­go czło­wie­ka, nie­za­leż­nie jed­nak od tego, ja­kie będą efek­ty mo­ich usi­ło­wań, spró­bu­ję pod­jąć to wy­zwa­nie.

* * *

Jest to przede wszyst­kim hi­sto­ria mi­ło­ści i, tak jak wie­le in­nych, hi­sto­ria mi­ło­ści Mi­le­sa Ry­ana i Sary An­drews ma swo­je źró­dło w tra­ge­dii. Jed­no­cze­śnie jest to opo­wieść o prze­ba­cze­niu i mam na­dzie­ję, że gdy skoń­czy­cie ją czy­tać, zro­zu­mie­cie pro­ble­my, ja­kim mu­sie­li sta­wić czo­ło Mi­les i Sara, jak rów­nież de­cy­zje, któ­re pod­ję­li, za­rów­no te słusz­ne, jak i te błęd­ne. Mam też na­dzie­ję, że ko­niec koń­ców zro­zu­mie­cie i mnie.

Po­zwól­cie jed­nak, że od razu coś wy­ja­śnię. To nie jest po pro­stu opo­wieść o Sa­rze An­drews i Mi­le­sie Ry­anie. Je­śli mó­wić o po­cząt­ku ca­łej hi­sto­rii, trze­ba wspo­mnieć Mis­sy Ryan, li­ce­al­ną sym­pa­tię za­stęp­cy sze­ry­fa w ma­łym po­łu­dnio­wym mia­stecz­ku.

Mis­sy Ryan, po­dob­nie jak jej mąż Mi­les, do­ra­sta­ła w New Bern. Z tego, co lu­dzie mó­wią, była uro­cza i miła, a Mi­les ko­chał ją przez całe swe do­ro­słe ży­cie. Mia­ła ciem­no­brą­zo­we wło­sy i jesz­cze ciem­niej­sze oczy, po­dob­no mó­wi­ła z ak­cen­tem, któ­ry spra­wiał, że męż­czy­znom z in­nych czę­ści kra­ju mię­kły ko­la­na. Bez prze­rwy się śmia­ła, umia­ła słu­chać z za­in­te­re­so­wa­niem, czę­sto do­ty­ka­ła ręki roz­mów­cy, jak gdy­by za­pra­sza­jąc go, żeby stał się czę­ścią jej świa­ta. I, jak więk­szość ko­biet z Po­łu­dnia, mia­ła znacz­nie sil­niej­szą wolę, niż mo­gło­by się z po­cząt­ku wy­da­wać. To ona, a nie Mi­les, rzą­dzi­ła do­mem. Z re­gu­ły przy­ja­cie­le Mi­le­sa byli mę­ża­mi przy­ja­ció­łek Mis­sy, ich ży­cie kon­cen­tro­wa­ło się wo­kół ro­dzi­ny.

W szko­le śred­niej Mis­sy była czir­li­der­ką. Ta ślicz­na dziew­czy­na już w dru­giej kla­sie cie­szy­ła się du­żym po­wo­dze­niem, ale choć zna­ła z wi­dze­nia Mi­le­sa Ry­ana, nie mie­li ra­zem żad­nych lek­cji, po­nie­waż był o rok star­szy. Nie prze­szko­dzi­ło im to jed­nak. Po­zna­li się przez ko­le­gów i za­czę­li się spo­ty­kać w prze­rwach na lunch, roz­ma­wia­li po me­czach fut­bo­lu, aż w koń­cu umó­wi­li się na pry­wat­kę pod­czas week­en­du. Wkrót­ce sta­li się nie­roz­łącz­ni, a gdy w kil­ka mie­się­cy póź­niej Mi­les za­pro­sił Mis­sy na bal szkol­ny, byli już za­ko­cha­ni.

Wiem, że są tacy, któ­rzy będą się krzy­wi­li, twier­dząc, że praw­dzi­wa mi­łość w tak mło­dym wie­ku nie ist­nie­je. Jed­nak­że dla Mi­le­sa i Mis­sy ist­nia­ła i pod pew­ny­mi wzglę­da­mi była sil­niej­sza od mi­ło­ści, któ­rą prze­ży­wa­ją lu­dzie star­si, po­nie­waż nie przy­tłu­mi­ła jej jesz­cze pro­za ży­cia. Spo­ty­ka­li się, do­pó­ki Mi­les nie ukoń­czył szko­ły, a gdy po­tem wy­je­chał do col­le­ge’u w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej, po­zo­sta­li so­bie wier­ni.

Tym­cza­sem Mis­sy też zro­bi­ła ma­tu­rę i po roku do­łą­czy­ła do nie­go na Uni­wer­sy­te­cie Sta­no­wym Ka­ro­li­ny Pół­noc­nej, a gdy w trzy lata póź­niej oświad­czył się jej przy ko­la­cji, roz­pła­ka­ła się, po­wie­dzia­ła „tak” i spę­dzi­ła na­stęp­ną go­dzi­nę przy te­le­fo­nie, prze­ka­zu­jąc ro­dzi­nie wspa­nia­łą no­wi­nę, pod­czas gdy Mi­les sam koń­czył po­si­łek. Mi­les zo­stał w Ra­le­igh, do­pó­ki Mis­sy nie skoń­czy­ła stu­diów. Pod­czas ich ślu­bu w New Bern ko­ściół do­słow­nie pę­kał w szwach.

Mis­sy do­sta­ła pra­cę w Wa­cho­via Bank, w od­dzia­le kre­dy­to­wym, a Mi­les pod­jął szko­le­nie, po któ­rym miał zo­stać za­stęp­cą sze­ry­fa. Była w dru­gim mie­sią­cu cią­ży, gdy Mi­les za­czął pra­co­wać dla hrab­stwa Cra­ven, pa­tro­lu­jąc zna­jo­me od dziec­ka uli­ce. Po­dob­nie jak wie­le mło­dych mał­żeństw, ku­pi­li swój pierw­szy dom, a gdy w stycz­niu 1981 roku uro­dził się ich syn Jo­nah, Mis­sy rzu­ci­ła jed­no spoj­rze­nie na ma­leń­kie za­wi­niąt­ko i stwier­dzi­ła, że ma­cie­rzyń­stwo jest naj­lep­szą rze­czą, jaka ją kie­dy­kol­wiek spo­tka­ła. Jo­nah dał się jej nie­źle we zna­kido chwi­li ukoń­cze­nia sze­ściu mie­się­cy nie sy­piał w nocyi cza­sa­mi mia­ła ocho­tę krzyk­nąć na nie­go, tak samo jak on krzy­czał na nią, mimo to jed­nak Mis­sy ko­cha­ła go po­nad ży­cie, nie mia­ła po­ję­cia, że taka mi­łość w ogó­le jest moż­li­wa.

Była cu­dow­ną mat­ką. Rzu­ci­ła pra­cę, by móc prze­by­wać z syn­kiem przez dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę, czy­ta­ła mu baj­ki, ba­wi­ła się z nim, za­bie­ra­ła go na spa­ce­ry, żeby ba­wił się z in­ny­mi dzieć­mi. Mo­gła sie­dzieć go­dzi­na­mi, po pro­stu pa­trząc na nie­go. Gdy skoń­czył pięć lat, Mis­sy uświa­do­mi­ła so­bie, że pra­gnie dru­gie­go dziec­ka, za­czę­li więc sta­rać się o nie. Sie­dem lat mał­żeń­stwa było dla oboj­ga naj­szczę­śliw­szym okre­sem ży­cia.

Ale w sierp­niu 1986 roku dwu­dzie­sto­dzie­wię­cio­let­nia Mis­sy Ryan zo­sta­ła za­bi­ta.

Jej śmierć zga­si­ła blask w oczach Jo­na­ha. Prze­śla­do­wa­ła Mi­le­sa przez dwa lata. Uto­ro­wa­ła dro­gę wszyst­kie­mu, co mia­ło na­stą­pić póź­niej.

Dla­te­go, jak po­wie­dzia­łem, jest to w rów­nym stop­niu opo­wieść o Mis­sy, co o Mi­le­sie i Sa­rze. I jest to rów­nież moja hi­sto­ria.

Ja też ode­gra­łem pew­ną rolę w tym, co się wy­da­rzy­ło.

Na zakręcie

Подняться наверх