Читать книгу Uważne współczucie - Paul Gilbert - Страница 8
ОглавлениеWprowadzenie
Czy zdarzyło ci się kiedyś myśleć o tym, jak by to było wspaniale, gdybyśmy potrafili leczyć nowotwory, chronić dzieci przed śmiercią głodową, budować bardziej sprawiedliwy świat i pomagać ludziom w znajdowaniu pokojowych rozwiązań konfliktów? Jeśli kiedykolwiek twoją głowę zaprzątały takie myśli, to już znajdujesz się na ścieżce wiodącej do współczucia. Skupienie na pragnieniu, by inni ludzie byli wolni od cierpienia i jego przyczyn, oraz bycie szczęśliwym wtedy, gdy to się urzeczywistnia, mogą nie być uważane za zasadnicze elementy współczucia, tymczasem tak naprawdę nimi właśnie są – co zaraz pokrótce wyjaśnimy.
W tradycji chrześcijańskiej postawa nacechowana współczuciem i życzliwością wobec ludzi w gorszym położeniu niż my sami jest głównym celem życia (Phillips i Taylor, 2009). Współczucie zazwyczaj definiuje się jako „wrażliwość na własne i cudze cierpienie, której towarzyszą zaangażowane próby zapobiegania temuż cierpieniu i jego zmniejszenia” (Dalajlama, 2001, 2002; Geshe Tashi Tsering, 2008). Definicja ta jest interesująca, jeśli bowiem przez chwilę się nad tym zastanowimy, to zauważymy, że wskazuje na dwie bardzo różne zdolności umysłowe czy też postawy. Pierwsza polega na tym, że pozostajemy otwarci na cierpienie, że nie odsuwamy go od siebie. Angielskie słowo compassion, czyli „współczucie”, pochodzi od łacińskiego słowa compati, czyli „cierpieć z”. Możemy więc zadać pytanie, jakie specjalne atrybuty i umiejętności są nam potrzebne, aby zbliżać się do cierpienia. Druga zdolność czy też postawa dotyczy tego, jak reagujemy na cierpienie zarówno własne, jak i cudze. W tej książce dokładnie przeanalizujemy obie te postawy i zaproponujemy metody służące ich trenowaniu.
Najpierw rozważmy jednak następującą kwestię. Jeśli współczucie miałoby być wyłącznie „cierpieniem z”, to sprowadzałoby się do takich cech, jak współodczuwanie czy empatia, które – choć istotne – stanowią tylko jedną stronę medalu. Konieczne jest także zrobienie czegoś, co mogłoby zmniejszyć cierpienie (albo, w miarę możliwości, wręcz mu zapobiec) i co wiąże się z drugą częścią definicji. Angażuje to zupełnie inną część naszego umysłu, powiązaną ze zdolnością bycia życzliwym, wspierającym, rozumiejącym i zmotywowanym do działania. Do tego z kolei może być potrzebne nauczenie się, jak być uważnym i akceptującym zamiast nienawidzić cierpienia i walczyć z nim. Wskazany może też być głębszy kontakt z cierpieniem – tak jak w przypadku osoby dotkniętej zaburzeniem lękowym takim jak agorafobia, która musi się nauczyć wychodzić na zewnątrz, stawiać czoło własnemu lękowi i tolerować go, a nie próbować się go pozbyć. W tym miejscu pragniemy wyraźnie podkreślić, że umiejętności angażowania się w cierpienie, dostrajania się do niego i rozumienia jego źródeł różnią się od tych związanych ze zmniejszaniem cierpienia i z zapobieganiem mu. Wyobraźmy sobie sytuację, w której lekarz przyjmuje nowego pacjenta. Najpierw musi skierować uwagę na ból i cierpienie chorego, żeby określić ich lokalizację i przyczyny. Leczenie błędnie rozpoznanej choroby nie ma sensu. Jednak kiedy dolegliwość zostanie już trafnie zdiagnozowana, lekarz przestaje się koncentrować wyłącznie na bólu, a kieruje uwagę na to, co mogłoby pomóc w jego uśmierzeniu. Przepisując leczenie, bazuje na swojej wiedzy i doświadczeniu. Ponadto może z pełnym otuchy uśmiechem ująć dłoń pacjenta, rozumiejąc, że życzliwość pomaga uciszyć strach.
Rozwijając współczucie, stajemy się w pewnym sensie lekarzami i uzdrowicielami samych siebie. Pracujemy nad umiejętnością zajmowania się tym, co bolesne, i staramy się zrozumieć tego przyczyny. Niemniej jednak potrzebne są nam także całkiem inne przymioty – związane z pragnieniem, by zajmować się tym mądrze, wspierająco i życzliwie. Współczucie obejmuje rozumienie i akceptowanie cierpienia, ale nie polega po prostu na nurzaniu się w cierpieniu, niczym w brudnej wodzie po kąpieli, w przekonaniu, że akceptacja oznacza nierobienie niczego. Akceptacja bowiem stanowi akt odwagi, który prowadzi do mądrego działania (zob. rozdział 8). Jeśli więc będziemy skupiać się jedynie na umiejętności zajmowania się bólem i jego rozumienia, to tak naprawdę umknie nam połowa tego, co ważne.
Trening umysłu
Oba wspomniane procesy wymagają treningu. Musimy pracować nad procesem dostrajania się, okazywania empatii oraz kierowania się ku bólowi i trudnościom doświadczanym przez nas lub przez innych ludzi. Podobnie musimy doskonalić umiejętność mądrego angażowania się i życzliwości. Jedynym sposobem na to, by lekarz nauczył się leczyć, jest studiowanie i zrozumienie natury chorób. Tylko wtedy będzie mógł wspomóc proces zdrowienia pacjenta. To samo tyczy się naszego umysłu. Musimy zrozumieć naturę i przyczyny cierpienia, abyśmy mogli się nim troskliwie i skutecznie zająć. A biorąc pod uwagę to, że jednym ze źródeł cierpienia jest sposób funkcjonowania umysłu i emocji, musimy poznać swój umysł, aby uświadomić sobie, z jakimi siłami mamy do czynienia. Uczenie się starannej obserwacji tego, co dzieje się w umyśle, to uczenie się bardzo ważnej umiejętności nazywanej uważnością, na której skupiamy się w tej książce (zob. rozdział 7; Dalajlama, 2001, 2002; Geshe Tashi Tsering, 2008)[1].
Współczucie zatem nie jest tożsame z przytłoczeniem własnym lub cudzym bólem ani z zanurzaniem się w bólu; nie jest to też powierzchowne bycie miłym dla innych po to, by nas lubili; to nie słabość, delikatność ani odpuszczenie dla świętego spokoju tym, którzy nas krzywdzą. Istotą współczucia jest dostrajanie się do natury cierpienia, dogłębne tegoż cierpienia rozumienie oraz wyraźne dostrzeganie jego przyczyn. Równie istotne są pełne zaangażowanie w jego zmniejszenie i radość z możliwości zmniejszenia cierpienia wszystkich ludzi.
Matthieu Ricard, będący od lat buddyjskim mnichem i tłumaczem Dalajlamy na francuski, wraz z Tanią Singer, specjalistką w dziedzinie neuronauki, podjęli próbę zrozumienia, co się dzieje w mózgu, kiedy odczuwamy współczucie. Badania doprowadziły ich do wniosku, że gdy podchodzimy z empatią do czyjegoś cierpienia (na przykład do cierpienia dziecka, które umiera z braku lekarstw lub żywności, albo do ciężkiego położenia ludzi wykorzystywanych, torturowanych czy chorych), ale nie doznajemy pozytywnych uczuć związanych z próbą działania dla dobra tej osoby, wówczas owo doświadczenie empatii może się okazać bardzo trudne. Może nas ogarnąć wściekłość, a nawet możemy mieć poczucie braku nadziei[2]. Wybuch pełnej wzruszenia radości wśród naukowców w październiku 2011 roku, kiedy zapoznali się z danymi na temat szczepionki przeciwko malarii, które potwierdziły jej skuteczność, i kiedy zdali sobie sprawę z tego, że mogą dzięki niej uratować życie tysięcy dzieci, stanowi przykład tego drugiego aspektu współczucia.
Złość stanowi ważną emocję, której pojawienie się może nam uświadomić, że potrzebne jest działanie pełne współczucia. Paul często przyznaje, iż jego zainteresowanie współczuciem wzięło się z mieszanki złości i smutku wywołanej tym, że życie tak wielu ludzi jest krótkie i nędzne; że większość finansów światowych przeznacza się na badania nad bronią i na zbrojenia; że zdecydowana większość światowego majątku skupiona jest w rękach nielicznych; że tkwimy w pułapce rywalizacji ekonomicznej, która wszystkich nas prowadzi do obłędu[3]. W 1984 roku Bob Geldof i Midge Ure poczuli się do tego stopnia wstrząśnięci plagą głodu w Etiopii oraz sfrustrowani niejasnymi reakcjami rządu, że stworzyli Band Aid i Live Aid, dzięki którym zebrali olbrzymie kwoty pieniędzy. Jak widać, złość wywołana niesprawiedliwością i cierpieniem może popchnąć nas do działania. Niemniej jednak, co oczywiste, może ona mieć też charakter destrukcyjny. Zatem choć złość bywa zrozumiałą iskrą pobudzającą do działania, to uważne współczucie niesie ze sobą bardziej adekwatne i bezpieczniejsze sposoby angażowania się w związku z cierpieniem. Z tym ostatnim łączy się również smutek. W tradycji buddyjskiej często bywa on emocją, która zachęca do postępowania opartego na współczuciu (zob. rozdział 6). Jednak i w tym przypadku uważne współczucie pomaga nam, abyśmy nie pogrążali się w smutku, lecz raczej go wykorzystywali jako impuls do działania.
Innym kluczowym wymiarem współczucia jest przepływ – to kolejny z głównych tematów, który bardziej szczegółowo omówimy w dalszej części książki. Możemy być współczujący wobec innych ludzi i to właśnie przepływ uczucia w tym kierunku znajduje się na ogół w centrum zainteresowania autorów literatury przedmiotu. Taki jednokierunkowy przepływ współczucia to jednak – ponownie – tylko część większej całości. Musimy być również wrażliwi i otwarci na współczucie płynące do nas ze strony innych osób. Możemy zauważać, jak cudza życzliwość wspiera nas oraz oddziałuje na nas na poziomie emocjonalnym, i także wobec tego uczyć się uważności. Kolejny aspekt przepływu współczucia wiąże się z uczeniem się samowspółczucia, co niekiedy bywa bardziej podkreślane w literaturze buddyjskiej i chrześcijańskiej. Nie da się wykształcić w sobie współczucia na głębszym poziomie, jeśli nie jest się otwartym na współczucie ze strony innych i jeśli ma się opory przed samowspółczuciem[4]. Na przykład jeżeli jest w tobie coś, co blokujesz lub czego nie cierpisz, to niezmiernie trudno będzie ci poczuć empatię w związku z tym samym u drugiej osoby.
Nasze wielorakie Ja
Ogrodnicy i rolnicy cieszą się na widok rozwijających się roślin i zwierząt. Większości rodziców znana jest też radość z doskonałego rozwoju ich dzieci. Niemniej choć potrafimy być wrażliwi na uczucia i zmagania innych osób oraz umiemy wyciągać do nich pomocną dłoń, to rodzi się w nas wielkie „tak, ale” w odniesieniu do głęboko odczuwanej pobudki „zmniejszania własnego i cudzego cierpienia”. To fakt, że pragnienia i motywy dotyczące współczucia konkurują w naszym umyśle z wieloma innymi: żeby poradzić sobie w świecie, żeby rywalizować z innymi ludźmi i ich pokonać, żeby się wzbogacić, żeby „zaliczyć”, żeby bronić swojej grupy religijnej lub etnicznej. Jesteśmy gatunkiem reprezentowanym przez istoty złożone z wielu sprzecznych lub pozostających ze sobą w konflikcie elementów. Zdarza nam się nawet doświadczać radości na widok zniszczenia naszych wrogów i cieszyć się, gdy tyrani dostają kulkę w głowę. Przemysł filmowy koncentruje się na „dobrych”, którzy zabijają „złych” z przyjemnością i w przekonaniu, że są usprawiedliwieni. Co smutne, także gry dla dzieci angażują te same obszary umysłu, wywołując przyjemność towarzyszącą symulacji strzelania i zabijania.
Ludzki umysł zatem jest pełen rywalizujących ze sobą pobudek. Jeśli żyjemy w zagrażającym świecie, który nie ceni współczucia, w którym raczej trzeba rywalizować z innymi i przez cały czas martwić się o pracę albo o to, czy nasz dom nie przejdzie w cudze ręce, to nie są to warunki odpowiednie do troski o współczujący umysł. W takim przypadku nasza wewnętrzna zdolność do współczucia okaże się podobna do zapomnianego ogrodu zarośniętego wybujałymi krzewami jeżyn. Co gorsza, może się pojawić myśl, że współczucie to słabość – coś miłego i ciepłego, w rodzaju pobłażania sobie czy poddańczej życzliwości (Phillips i Taylor, 2009)[5]. Tymczasem współczucie nie ma z tym nic wspólnego. Jak zobaczymy, wymaga ono siły, determinacji i odwagi w emocjonalnym kontekście życzliwości oraz kontaktu z innymi. Są one niczym nasiona czekające w ziemi na to, by ktoś się o nie zatroszczył i pozwolił im się rozwijać.
Rozumienie umysłu
Dzięki edukacji większość z nas w dużym stopniu opanowała matematykę lub historię, ale bardzo niewiele dowiedziała się o tym, jak funkcjonuje umysł. Społeczeństwa, których jedynym przedmiotem zainteresowania jest to, czy ich członkowie mogą pracować w pocie czoła od świtu do zmierzchu, nie pomagają ludziom w lepszym zrozumieniu siebie samych. Wspierają aspiracje dotyczące zostania inżynierem, tenisistą, pilotem czy sprzedawcą. W kulturze Zachodu dzieci nie uczy się, że radzenie sobie z własnym umysłem bywa bardzo trudne i złożone – tyle jest w nim pasji i uczuć mających źródło w mózgu, który ewoluował przez miliony lat. Nic albo prawie nic nie mówi się o tym, abyśmy byli uważni i współczujący wobec tego, co dzieje się w umyśle, ani o tym, że jedno i drugie może naprawdę pomóc, kiedy zmagamy się z lękiem, złością, depresją czy zwątpieniem w siebie. Biorąc pod uwagę postępy w psychologii i rozwój wiedzy na temat umysłu, jest to niemal katastrofa. Pokazuje jednak, w jak dużym stopniu celem edukacji jest stworzenie produktywnej jednostki.
Uznając, że współczucie zajmuje centralne miejsce w tradycjach duchowych takich jak chrześcijaństwo, a nawet od czasu do czasu czyniąc do nich pewne odwołania, będziemy w tej książce koncentrować się w większym stopniu na ideach buddyjskich, pochodzących z tradycji filozoficznej Wschodu. Buddyzm bowiem należy do tych nielicznych nurtów duchowych, według których należy poświęcić znacznie więcej czasu na to, by poznać i wytrenować umysł, gdyż bez takiej wiedzy i treningu nasz umysł łatwo staje się chaotyczny, niebezpieczny oraz podatny na strach, wściekłość i rozpacz. Teksty buddyjskie sugerują wprost, że niewytrenowany umysł może się znaleźć na granicy obłędu, ponieważ nie potrafi regulować własnych pasji i nieokiełznanych emocji – to dlatego tak często mamy w świecie do czynienia z potwornymi okrucieństwami i niesprawiedliwością.
Niemniej jednak chcemy od razu zaznaczyć, że idee te traktujemy jako koncepcję psychologiczną, a nie religię. Co więcej, Paul nie jest przekonany do pewnych metafizycznych założeń leżących u podstaw buddyzmu, takich jak potrzeba zasłużenia sobie na dobre ponowne narodzenie czy powiązanie bólu i cierpienia z nieodpowiednimi zachowaniami w poprzednim życiu, choć są one powszechne w większości szkół buddyjskich (Geshe Tashi Tsering, 2008). Według niektórych znawców sam Budda nigdy nie dokonywał tego rodzaju metafizycznych spekulacji. Dalajlama często mówił o tym, jak ważne jest rozróżnianie między psychologią buddyjską a bardziej metafizycznymi wymiarami buddyzmu. Psychologia buddyjska jest tak istotna dlatego, że przez tysiące lat koncentrowała się na umyśle: obserwowała, jak umysł wpada w różnego rodzaju tarapaty, oraz uczyła się go rozumieć i trenować, tak abyśmy mogli wieść spokojniejsze i bardziej zrównoważone życie. W nurtach zachodniej psychologii i psychoterapii również zaczyna sie dokonywać ważnych odkryć, jeśli chodzi o działanie umysłu, przez co obie te tradycje coraz bardziej się do siebie zbliżają, w miarę jak wnioski z badań naukowych potwierdzają większość nauk Buddy sprzed tysięcy lat dotyczących tego, jak istotne i efektywne jest obserwowanie i trenowanie własnego umysłu. Powiązanie ze sobą tych dwóch tradycji było ekscytującym aspektem pisania tej książki.
Ja, które możemy wybrać
Współczucie wymaga od nas kultywowania wewnętrznej zdolności i stawania się typem osoby nazywanym w tradycji buddyjskiej bodhisattwą – kimś, kto z zaangażowaniem stara się zrozumieć cierpienie oraz zmniejszać je wszędzie tam, gdzie to możliwe. Dlatego musimy trenować. Jak biegacz, który ciężko pracuje podczas codziennych porannych treningów, nawet kiedy jest zimno, ponieważ pragnie wziąć udział w maratonie, tak i my musimy aktywnie kultywować przymioty współczującego umysłu, zwłaszcza gdy droga staje się trudna, a przed nami pojawiają się różnego rodzaju wyzwania.
Stawanie twarzą w twarz z bólem i cierpieniem życia jest trudne. Wszyscy wiemy, iż nasze życie polega na tym, że przychodzimy na świat, przez chwilę rozkwitamy, rozsiewamy trochę genów, a potem starzejemy się i umieramy. To los wszystkich żyjących istot. Życie nie trwa wcale tak długo. Współcześnie przedstawiciele klasy średniej mogą się spodziewać, że z małą pomocą nowoczesnej medycyny i zdrowego trybu życia przeżyją od 25 do 30 tysięcy dni. Jeśli urodziliśmy się w biedzie, może to być znacznie mniej. Co oczywiste, w trakcie tych 25 tysięcy dni uderzą w nas i w naszych bliskich różne choroby i nieszczęścia.
Przygotowanie na to, że uczestniczymy w życiu, które szykuje dla nas wiele różnych chorób i sposobów bolesnego umierania, oraz że możemy być swoimi najgorszymi (niezmiernie okrutnymi) wrogami, bywa stresujące, a nawet traumatyczne. Choć może to wywołać w nas złość, lęk lub stres, to jednak zetknięcie się z takim cierpieniem porusza w nas pewną bardzo czułą strunę. Stanowi w istocie sygnał do przebudzenia się, które wymaga dużo odwagi. Jest to kluczowy element współczującego umysłu, a jedną z charakterystycznych cech bodhisattwy okazuje się przygotowanie na to, by zmierzyć się z rzeczywistością życia i znaleźć sposoby radzenia sobie z nim, które biorą się z odwagi, życzliwości i zaangażowania.
Szczerze mówiąc, być może jest to dość niefortunne, że chcąc sprzedać poradnik na temat współczucia, w pierwszych jego zdaniach piszemy o przebudzeniu do cierpienia! Zazwyczaj do poradników sięgamy po obietnicę lepszego samopoczucia, które zapewnić ma stosowanie się do zawartych w nich porad. Jakże pomoże nam w tym budzenie się do cierpienia? Cóż, nie chodzi o samo przebudzenie – kluczowe znaczenie ma to, co zrobimy potem. Nikogo pewnie nie zdziwi, że będziemy przekonywać, iż wiąże się to z ujarzmianiem i rozwijaniem cech współczującego umysłu, co rozpoczyna proces stopniowego przekształcania się naszego wewnętrznego świata i budzenia naszej zdolności do troszczenia się o siebie, innych ludzi i pozostałe istoty żyjące oraz o środowisko. Zatem chociaż nawet rzeczywistość jest trudna, to przebudzenie współczucia zmienia relację człowieka z samym sobą oraz ze światem – i to właśnie ma największe znaczenie.
Waga mądrości
Podążanie ścieżką rozwoju współczucia to przejaw mądrości. Mądrość zaś nie jest niczym tajemniczym ani mistycznym. To po prostu wiedza i doświadczenie, które dają początek wglądowi (Ardelt, 2003)[6].
Wiedza + doświadczenie = wgląd
Własną mądrość musimy budować; nie powstaje ona sama z siebie. Musimy pracować nad zdobywaniem wiedzy i wyciąganiem wniosków na temat przyczyn cierpienia. Naszym zdaniem typ mądrości, którą w sobie rozwijasz, zależy od tego, czym się kierujesz. I to właśnie tutaj motywy współczucia odgrywają kluczową rolę, ponieważ istnieje mnóstwo różnych pobudek, a co za tym idzie – mnóstwo różnych rodzajów mądrości. Gdy jesteśmy ukierunkowani na współczujące nastawienie do cierpienia, wówczas mądrość wiąże się z jego rozumieniem, tak aby możliwe było jego zmniejszenie. Zatem nasza motywacja ma podstawowe znaczenie dla określenia rodzaju poszukiwanej przez nas wiedzy oraz dla sposobów stosowania tejże wiedzy i zdobywanego doświadczenia.
Lotos w błocie
Metaforą tej książki jest lotos w błocie. Zdecydowaliśmy się na tę metaforę, ponieważ współbrzmi z podstawową wiedzą dotyczącą związku między bólem, cierpieniem i współczuciem. Pochodzi ona ze starożytnego mitu z tradycji buddyzmu mahajany. Mówiąc ogólnie, błoto reprezentuje naszą ciemniejszą stronę: skoncentrowanie na sobie, agresję, strachy i lęki, okrucieństwo, to, czego wolelibyśmy unikać, co chcielibyśmy zamieść pod dywan. Reprezentuje też surową rzeczywistość: życiowe zmagania i ból związany z tym, że wszystko przemija, a my znajdujemy się w strumieniu życia tylko przez krótką chwilę. Przy czym towarzyszy nam wiele wspólnych z innymi istotami motywów związanych z przetrwaniem i powodzeniem (więcej na ten temat piszemy w rozdziale 2). Każdego z nas może też spotkać w dowolnej chwili jakaś tragedia, która sprawi, że ziemia usunie nam się spod nóg. Błoto, rzecz jasna, uniemożliwia klarowne widzenie. Stanowi jednak pożywienie dla lotosu; bez niego lotos nie mógłby się pojawić. Dlatego też relacja między błotem a lotosem ma tutaj fundamentalne znaczenie. Podobnie współczucie powstało w wyniku ewolucji zachowań związanych z troską. Stanowi rezultat ewolucji, który nie zaistniałby, gdyby życie pozbawione było trudności.
Lotos nie może się oddzielić od błota ani go pozbyć, ponieważ zależy od niego. Tak samo i my. Współczucie budzi się wtedy, gdy napotyka cierpienie – nasze albo ludzi wokół nas. Lotos symbolizuje przebudzenie współczującego umysłu, przejście od skoncentrowanego na sobie poszukiwania przyjemności do zajmowania się istotą cierpienia. Towarzyszą temu motywacja oraz zaangażowanie w to, by wejść w błoto (cierpienie) i dbać o pozytywne przymioty, takie jak miłość, troska, zrozumienie czy radość, poprzez które otwieramy się na własny i cudzy ból życia, a także nań reagujemy. To podstawowy temat tej książki, który dokładniej zbadamy w rozdziale 6.
NAJWAŻNIEJSZE ZAGADNIENIA
• Na współczucie składają się dwie główne postawy czy też zdolności umysłowe: jedna pomaga nam się zaangażować w cierpienie, zrozumieć je, a druga wyrasta z podejmowanych przez nas zręcznych działań i wysiłków na rzecz zmniejszania cierpienia.
• W umyśle rywalizują ze sobą różne pobudki i predyspozycje. Aby wykształcić współczujący umysł, który miałby wpływ na nasze życie, musimy aktywnie trenować obie te postawy.
• W wielu tradycjach duchowych znaleźć można wspaniałe nauki dotyczące miłości i współczucia. Buddyzm jednak stanowi wyjątkowe źródło, ponieważ oferuje praktyczne metody trenowania umysłu we współczuciu.
• Zachodnia nauka obecnie również odkrywa sposoby pozwalające rozpocząć trening umysłu w celu poprawy dobrostanu i stworzenia życia opartego na głębszym współczuciu dla wszystkich nas.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki