Читать книгу Zmierzch lubieżnego dziada - Paulina Młynarska - Страница 3

Оглавление

Najmilsze Czytelniczki, kochani Czytelnicy!

Jak zawsze z drżeniem serca oddaję w Wasze ręce kolejny zbiór moich felietonów. Ukazywały się w serwisie Onet, któremu z tego miejsca gorąco dziękuję, a także w „Gońcu Polskim” (wydawanym w Wielkiej Brytanii), w dodatku „Praca” do „Wysokich Obcasów”, w „Grazii” i na mojej stronie inter­netowej paulina­mlynarska.pl w latach 2017–2019. Czyli po #MeToo. To ważne, bo choć moje osobiste #metoo miało miejsce na długie lata przed tym ogólnoświatowym, mam wrażenie, że tak naprawdę wysłuchana i usłyszana zostałam, dopiero kiedy pojedyncze głosy, takie jak mój, zabrzmiały w przepotężnym chórze niezgody. Jak każda z osób, które wykrzyczały w tym chórze publicznie swój sprzeciw wobec traktowania słabszych od siebie jak seksualne zabawki, zainkasowałam i przyjmuję nadal niewyobrażalną dawkę internetowego hejtu, pogardy, szyderstwa i towarzyskiego ostracyzmu, nie mówiąc o utracie zatrudnienia. Tak się broni konający system. Zapłaciłam cenę – trudno, stać mnie! Idąc za słowami profesora Władysława Bartoszewskiego: „Nie opłaca się, ale warto”.

Niektóre teksty w tej książce są precyzyjnie datowane, inne nie. Sądzę jednak, że każdy, kto obserwuje przemiany społeczne zachodzące w Polsce i na świecie na przestrzeni ostatnich lat, doskonale umieści w czasie wydarzenia, które stały się inspiracją albo po prostu punktem wyjścia dla moich rozważań.

Dwa ostatnie lata to okres fundamentalnych zmian w moim życiu – zawodowym i osobistym. Po ponad trzech dekadach pracy przed kamerami opuściłam nafaszerowane technologią, skąpane w adrenalinie media i ruszyłam zieloną ścieżką poszukiwań duchowych. Obecnie zawodowo zajmuję się nauczaniem jogi, prowadzę warsztaty rozwojowe i oczywiście nadal piszę książki. Sprzedałam i rozdałam większość z tego, co było w Polsce moją własnością: dom, samochód, meble, ubrania, książki, bibeloty, naczynia, pościele, obrusy i obrazy! Co za ulga! Zostawiłam sobie tylko te przedmioty, które mają dla mnie bezdyskusyjną wartość sentymentalną, i książki. Okazało się, że dało się je upchnąć w najmniejszym dostępnym schowku do wynajęcia. Przez rok podróżowałam po świecie z plecakiem, a gdy już się nasyciłam wolnością, osiadłam w miejscu, które zawsze uważałam za swoje przeznaczenie – w Grecji, na Krecie. Prowadzę tu własne niewielkie studio jogi i piszę.

Na Krecie kocham wszystko. Uśmiechniętych, gościnnych ludzi, czerwoną ziemię, turkusowe niebo, zieleń gajów pomarańczowych i srebrzystość oliwnych. Szare i białe kamyki na plażach, które w słonej wodzie nabierają kolorów i stają się klejnotami z jaskiń dzieciństwa. Góry – latem liliowe, a śnieżnobiałe zimą, nakreślone graficzną, ostrą kreską. Kocham jasnożółte gekony na bielonych ścianach, kawę „elliniko” z fusami na szczęście, oliwę tłoczoną jakby ze złota, czerwone wino. I te puste bizantyjskie kościółki, powstałe w miejscach kultu dawniej, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Z ich chłodnymi, kamiennymi ławkami. Z widokiem na nieskończoność. Pod opiekuńczymi spojrzeniami Rei, Hekate, Demeter, Kory i radosnej Baubo czuję, że przyszłość przyniesie mi jeszcze wiele dobrego.

Mam 49 lat i… chyba dobiłam do portu.

Teksty, które złożyły się na tę książkę, są nie tylko komentarzem do bieżących wydarzeń, ale też zapisem przemyśleń, zachwytów, chwil rozpaczy i konfliktów, jakie towarzyszyły przeobrażeniu, któremu poddałam swoje życie.

Jeśli choć jedna zawarta w nich myśl ułatwi komuś wędrówkę przez ten dziwny, piękny świat, będę to uważała za prawdziwy sukces. Jeżeli choć jedna wykluczona, zraniona, wykorzystana przez silniejszych od siebie osoba poczuje się dzięki niej mniej samotna, to będzie dla mnie najwspanialsza nagroda.

I niechże już wreszcie nadejdzie ten „kres lubieżnego dziada”! W jego miejsce chcę widzieć mężczyznę, który kocha, lubi i szanuje każdą z nas. I siebie. Który wie, że patriarchat tak naprawdę krzywdzi wszystkich po równo, oddzielając nas od siebie i odcinając nam drogę powrotu do naszej prawdziwej, kochającej natury.

Tymczasem życzę przyjemnej lektury (choć pewnie nie zawsze taka będzie)!

Om Shanti!

Loutraki, zima 2019

Zmierzch lubieżnego dziada

Подняться наверх