Читать книгу Papież i prezydent - Paul Kengor - Страница 8
Moskwa zadaje cios
ОглавлениеTrzynastego maja 1981 roku sześćdziesięcioletni papież Jan Paweł II, już od dwóch i pół roku sprawujący swój historyczny pontyfikat, wsiadł do otwartego pojazdu, aby przejechać przez plac Świętego Piotra i pozdrowić rozentuzjazmowane tłumy. Na cotygodniową audiencję generalną papieża przybyły tysiące ludzi z całego świata: Amerykanie i Włosi, Chińczycy i Niemcy, Anglicy i Afrykanie, Turcy i Bułgarzy[1].
W Rzymie była to piękna środa. Był to również szczególny dzień w wymiarze duchowym. Trzynastego maja przypadało święto Matki Bożej Fatimskiej, datujące się od 1917 roku, kiedy to ów dzień zapoczątkował wiele znamiennych wydarzeń związanych z Matką Bożą, której ten właśnie papież poświęcił swoje życie i pontyfikat.
Sam fakt, że papież był Polakiem, nadawał jego pontyfikatowi historyczne znaczenie. Kiedy w październiku 1978 roku polski kardynał Karol Wojtyła został wybrany 264. następcą Świętego Piotra, był pierwszym od 455 lat papieżem, który nie był Włochem, i pierwszym słowiańskim papieżem w dziejach. Co jeszcze bardziej znamienne, jego ojczysta Polska leżała w samym sercu bloku komunistycznego w Europie Wschodniej i stanowiła jedyne miejsce w ateistycznym imperium radzieckim — które amerykański prezydent w niezapomniany sposób miał nazwać „imperium zła” — gdzie komunizm przegrał wojnę z religią.
„Jeśli za miarę przyjmiemy na przykład to, co my, Polacy, mamy w naszych kieszeniach i naszych sklepach [... ] komunizm uczynił całkiem niewiele” — powiedział Lech Wałęsa, bohater polskiego antyradzieckiego ruchu Solidarność i jeden z milionów Polaków, których podziw dla Jana Pawła II graniczył z uwielbieniem. „Jeśli natomiast za przykład weźmiemy to, co jest w naszej duszy, wówczas odpowiem, że komunizm uczynił sporo, ponieważ w naszej duszy wszystko jest na odwrót, aniżeli chcieli oni. Chcieli, żebyśmy nie wierzyli w Boga, a tymczasem nasze kościoły są pełne”[2]. Były to mocne słowa, które ulubiony amerykański prezydent Wałęsy, Ronald Reagan, miał później przytoczyć jako oskarżenie moskiewskiej groźby[3].
Wierność Polaków wobec Kościoła zamiast wobec Moskwy złościła komunistyczne władze; oszałamiający wybór polskiego papieża rozdrażnił je jeszcze bardziej. W latach siedemdziesiątych, w czasie nastawionych na politykę odprężenia prezydentur Richarda Nixona, Geralda Forda i Jimmy’ego Cartera oraz utrzymanego w duchu Ostpolitik pontyfikatu papieża Pawła VI, Związek Radziecki zyskał prawie tuzin państw satelickich na całym świecie. Były to wielkie zwycięstwa zimnej wojny.
Potem watykańskie konklawe na papieża wybrało Polaka. Nastanie tego pontyfikatu zagroziło radzieckim ambicjom globalnym, zwłaszcza w połączeniu z nowym kierownictwem, które pojawiło się w Waszyngtonie za prezydenta Reagana dwa lata później. Z charakterystycznym jadem jedno z radzieckich czasopism na początku 1981 roku potępiło Jana Pawła II jako „nikczemnego, uniżonego, perfidnego i zacofanego” i jako „służalca amerykańskich militarystów”, który do spółki ze swymi „zamorskimi wspólnikami” i „nowym mocodawcą w Białym Domu” pragnie podkopać komunizm[4].
Tak Moskwa postrzegała tego przyszłego świętego i jego nowego partnera w Gabinecie Owalnym. Ale obaj ci przywódcy nie byli „wspólnikami”, a żaden z nich nie był „mocodawcą” drugiego. Ich wzajemne relacje miały być partnerstwem równych.
Niech to będzie jasne: papież Jan Paweł II i prezydent Ronald Reagan budzili strach na Kremlu. I nie bez powodu. Papież nawoływał swoich rodaków, aby stawiali Boga ponad tym, co protestant Reagan i Kościół rzymskokatolicki nazywali zgodnie „bezbożnym komunizmem”. Radzieccy przywódcy nadali Reaganowi miano „Krzyżowca”[5].
Radzieccy dygnitarze wiedzieli, że polski papież jest zagrożeniem dla ich istnienia. Chcieli jego śmierci. A teraz, 13 maja 1981 roku, po dwóch i pół roku jego pontyfikatu, byli gotowi zadać cios.
Spiskowcy
Złowieszczy plan miała zrealizować grupa spiskowców głównie z muzułmańskiej Turcji i komunistycznej Bułgarii. Od czasu pierwszej wojny światowej Turcy i Bułgarzy nie zdołali przezwyciężyć swoich zajadłych animozji, które siały śmierć i zniszczenie. Wtedy ich partnerstwo zaowocowało rozlewem krwi na skalę masową‹1›, przyspieszając ukazanie się Matki Bożej w Fatimie. Wówczas też Turcy i Bułgarzy z poparciem bolszewików zaciekle przeciwstawiali się carsko-chrześcijańskiej Rosji. Teraz znowu znaleźli wspólny grunt: bolszewicy, Bułgarzy i Turcy zaciekle zwalczali Słowianina i chrześcijanina w Rzymie.
Do zadania śmiertelnego ciosu wyznaczony został Mehmet Ali Agca z Turcji. Później podał nazwiska siedmiu wspólników, którzy pracowali nad planem obmyślonym przez bułgarską tajną służbę, jedną z najsprawniejszych służb wywiadowczych w świecie komunistycznym i jedną z najściślej podporządkowanych kontroli Moskwy[6].
O dziewiątej rano 13 maja Agca spotkał się ze swoimi wspólnikami. Kierowcą był Bułgar nazwiskiem Żeliu Wasiliew. Udzielił instrukcji Agcy i jego tureckiemu przyjacielowi Oralowi Çelikowi, mówiąc im, że Siergiej Antonow, inny bułgarski spiskowiec, pomoże im uciec, kiedy wykonają swoją krwawą robotę. Zgodnie z planem Antonow miał zaprowadzić zabójców do wielkiej ciężarówki dostawczej, należącej rzekomo do bułgarskiej firmy produkującej artykuły gospodarstwa domowego, która stanowiła przykrywkę dla tajnej służby komunistycznego państwa. O dziesiątej Bułgarzy odjechali, pozostawiając na miejscu Turków[7].
Turcy czekali przez jakiś czas. O trzeciej po południu Antonow ponownie spotkał się z Agcą i Çelikiem na Piazza della Repubblica. Przyjechał niebieskim sportowym samochodem. Był z nim inny Bułgar, Todor Ajwazow. Wręczyli Turkom dwie paczki, jedną z 9-milimetrowym pistoletem i drugą z bombą stra-szakiem, która, rzucona w tłum po zamachu, miała wywołać panikę i ułatwić im ucieczkę[8].
Czterej mężczyźni pojechali w kierunku Watykanu, docierając tam o czwartej. Agca i Çelik zajęli pozycje wśród tłumu wiernych szukających przebaczenia i pojednania. Relacje z przebiegu zamachu różnią się, ale wygląda na to, że Agca oddał wszystkie albo większość strzałów, natomiast Çelik być może również strzelał, a na pewno miał zdetonować bombę straszaka[9].
Polski papież nadjechał małym białym fiatem „Papamobile”, machając do podekscytowanych tłumów, ściskając ręce i składając pocałunki, podnosząc w ramionach dzieci, uśmiechając się radośnie.
Kiedy pojazd Jana Pawła II powoli się zbliżał, dwudziestotrzyletni Agca ściskał nerwowo swój ukryty półautomatyczny pistolet kalibru 9 milimetrów. Było już dobrze po piątej, nim papież znalazł się wreszcie w odległości kilku metrów od Agcy. Pojazd papieża minął starożytny obelisk pośrodku placu Świętego Piotra. Dwa tysiąclecia wcześniej sam Piotr przechodził koło tego obelisku w drodze na egzekucję z rąk wrogów Kościoła Chrystusowego[10].
Kiedy Jan Paweł II znalazł się blisko, Turek uniósł pistolet. Powietrze wypełnił głośny huk wystrzałów. Padły cztery strzały, z których dwa trafiły papieża, jeden w lewą rękę, a drugi w brzuch[11].
Był prawie kwadrans po piątej, 17.13 według niektórych relacji, kiedy cyfry na zegarze znalazły się w idealnej zgodności z cyframi w kalendarzu święta Matki Bożej Fatimskiej[12].
Silny, sprawny fizycznie papież zachwiał się i upadł, jego biała postać osunęła się w ramiona towarzyszących mu osób. Był wśród nich jego wierny polski sekretarz, biskup Stanisław Dziwisz, i jego lokaj Angelo Gugel.
„Maryjo, matko moja; Maryjo, matko moja — powiedział Jan Paweł II, który w dzieciństwie stracił swoją ziemską matkę. — Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą — modlił się, prosząc matkę Chrystusa o wstawiennictwo u niebieskiego tronu Pana, którego śmierć z rąk oprawców oglądała. — Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinie śmierci naszej. Amen”.
„To pan!”
Kiedy padły strzały, Oral Çelik uciekł w panice z miejsca zamachu, nie detonując swojej bomby straszaka. Nigdy więcej go nie widziano.
Zamachowiec Mehmet Ali Agca też próbował uciec. Był doświadczonym terrorystą, który, jak to ujął włoski sędzia prowadzący śledztwo w jego sprawie, przejawiał „wrodzoną skłonność do zbrodni” i był „wyjątkowo utalentowanym zabójcą wykorzystywanym do wyjątkowych zadań i odpowiednio opłacanym”. Ale ten płatny zabójca, osobnik groźny i wyrachowany, został pochwycony przez zakonnicę.
Siostra Letycja, śmiała i zaradna franciszkanka z włoskiego miasta Bergamo, złapała Agcę za ramię, a funkcjonariusz watykańskiej służby porządkowej i stojący obok ludzie przyłączyli się do niej, obezwładniając niedoszłego zabójcę. „Dlaczego pan to zrobił?” — spytała zakonnica. Agca skłamał: „To nie ja! To nie ja!”. Odparła surowo: „To właśnie pan, to pan!”, podczas gdy Agca próbował się jej wyrwać[13].
Agca został zatrzymany, ale szybka reakcja siostry Letycji prawdopodobnie uratowała mu życie. Chociaż o tym nie wiedział, on też miał zginąć: jego komunistyczni przyjaciele zamierzali go zamordować, gdy tylko ucieknie z placu Świętego Piotra[14]. Była to część planu.
Tak działali komuniści. Tak cenili ludzkie życie.
Radziecki trop
Rannego papieża przeniesiono do karetki, która popędziła przez Watykan do Porta Sant’Anna, bramy Świętej Anny, bocznej bramy nazwanej imieniem matki Najświętszej Maryi Panny. Stamtąd karetka pojechała prosto do szpitala Gemelli, polikliniki Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca. Był to jeden z najlepszych rzymskich szpitali, oddalony zaledwie o sześć kilometrów, ale zatłoczone ulice były prawie nieprzejezdne. Zrządzeniem Opatrzności lekarz ze szpitala Gemelli znajdował się przypadkiem w pobliżu i też wsiadł do karetki.
Tymczasem na placu Świętego Piotra wstrząśnięci wierni słuchali nadawanego przez głośnik komunikatu po włosku, angielsku, francusku, chińsku i w kilku innych językach: „Ojciec Święty został ranny. Módlmy się za niego”. Zebrani tak właśnie zrobili, wśród łez. Tłum zaczął śpiewać. Z głośnika rozległ się polski hymn[15].
Jan Paweł II był ledwo przytomny, kiedy dotarł do szpitala. „Jak oni mogli to zrobić?” — spytał pielęgniarkę, zanim stracił przytomność[16]. Nie wyjaśnił, kogo ma na myśli, mówiąc „oni”. Ale polski papież, wróg publiczny numer jeden komunistycznego imperium, najwyraźniej coś przeczuwał.
Jego pierwszym słowem wypowiedzianym do Dziwisza, który pogrążył się w modlitwie, wzywając „imię Dziewicy Maryi”, był szept: „Pić”, przywodzący na myśl słowa Chrystusa cierpiącego na krzyżu. Potem papież dodał: „Jak z Bacheletem...”. Było to nawiązanie do Vittoria Bacheleta, katolickiego polityka zamordowanego rok wcześniej przez włoskie Czerwone Brygady[17].
Papież był ciężko ranny. Przeszedł operację trwającą pięć i pół godziny, krwotok był znacznie poważniejszy, niż ktokolwiek zdawał sobie wówczas sprawę. Pod tym i wieloma innymi względami doświadczał tego samego, co spotkało Ronalda Reagana zaledwie sześć tygodni wcześniej, kiedy zamachowiec próbował odebrać życie nowemu prezydentowi. Jan Paweł II stracił bardzo dużo krwi, co wymagało przetoczenia prawie trzech litrów. Trzeba było usunąć fragmenty rozerwanego jelita. Patrzył, jak jego najbliżsi przyjaciele, w tym kilku polskich księży, giną od hitlerowskich i radzieckich kul. Czy teraz przyszła kolej na jego męczeńską śmierć? I kto ostatecznie ponosił odpowiedzialność za próbę zamachu?
W tym czasie wiedziano tylko o udziale Agcy. Tak miało pozostać przez całe tygodnie, a nawet lata. Prawdę mówiąc, do dziś wielu obserwatorów upiera się, że można potwierdzić tylko rolę Agcy.
Ale już wtedy i później wielu podejrzewało, że za próbą zabójstwa stała Moskwa. Kilka lat po oddaniu strzałów Agca wskazał na Bułgarów jako swoich wspólników. To jego wyznanie tylko umocniło podejrzenia o udziale Moskwy. Jak mogli zaświadczyć przyjaciele papieża w Białym Domu Reagana, bułgarska tajna służba była posłusznym narzędziem radzieckiego KGB (wywiadu politycznego) i GRU (wywiadu wojskowego). Lojalni bułgarscy aparatczycy partyjni wtajemniczali swoich radzieckich towarzyszy praktycznie we wszystko. Trudno sobie wyobrazić, aby podjęli próbę zabójstwa bez przyzwolenia, jeśli nie czynnego udziału Moskwy.
Już wcześniej włoscy śledczy zaczęli gromadzić istotne informacje, które zdawały się wiązać tę zbrodnię z Kremlem. Wiele oczu patrzyło w kierunku KGB. Ale zarówno Bułgaria, jak i ZSRR kategorycznie zaprzeczały takim oskarżeniom i z oburzeniem odrzucały twierdzenia włoskich sędziów.
Ćwierć stulecia po próbie zabójstwa włoska komisja zbliżyła nas do prawdy. Uzyskała ona dostęp do dziesiątków tysięcy stron dokumentów zebranych przez włoskich śledczych oraz około dwudziestu pięciu tysięcy ściśle tajnych dokumentów radzieckich, które archiwista KGB wywiózł potajemnie z Moskwy w 1992 roku. Wszystkie te dokumenty dostarczyły ważnych dowodów, niedostępnych przez wiele lat po zamachu.
Ale jest ostatni kawałek układanki, o którym nigdy dotąd nie wspominano.
W niniejszej książce potwierdzimy to, co wielu podejrzewało: próbę zabójstwa papieża Jana Pawła II zleciły czynniki radzieckie. Trop prowadzi do Moskwy — ale jak się okazuje, nie do KGB.
Nie wiedziano aż do tej pory, że dyrektor CIA za prezydentury Ronalda Reagana zbadał potajemnie sprawę i odkrył rolę ZSRR. William J. Casey był do tego stopnia pewien udziału Moskwy, iż zarządził ściśle poufne dochodzenie, o którym wiedziało tylko bardzo wąskie grono wtajemniczonych osób, a wiele z nich zabrało ze sobą do grobu wiedzę o tym, co naprawdę wydarzyło się tamtego 13 maja. Dochodzenie, prowadzone przez niewielką grupę pod przewodnictwem Caseya, wykazało, że próby zabójstwa dokonano na zlecenie GRU.
Cztery lata po strzałach na placu Świętego Piotra prezydent Reagan dowiedział się, jak doszło do próby zamachu 13 maja 1981 roku. Casey poinformował go o tym w poufnej rozmowie prowadzonej bez udziału świadków. Informacje były tak wstrząsające, że raport i jego dramatyczna konkluzja nigdy nie zostały ujawnione i nie wiedziano nawet o ich istnieniu. Do dzisiejszego dnia pozostaje on najbardziej tajnym dokumentem zimnej wojny.
Należy wziąć pod uwagę kontekst: napięcia zimnej wojny nigdy nie sięgały wyżej. W latach siedemdziesiątych ZSRR był w ofensywie, ale prezydent Reagan i jego partner w Watykanie przeciwstawiali się groźbie radzieckiego komunizmu. Lata osiemdziesiąte nasiliły obawy przed wybuchem trzeciej wojny światowej pomiędzy atomowymi supermocarstwami. A teraz wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby wyszło na jaw, iż rząd amerykański wykrył dokonaną z radzieckiej inspiracji próbę zabójstwa największego światowego przywódcy religijnego, który przemawiał głosem cierpiących pod komunistycznym jarzmem.
Jeden z informatorów, który wiedział o raporcie, ujawnił mi: „Nigdy, nigdy w całym swoim życiu nie widziałem niczego tak tajnego jak ten dokument”. Mówiąc o nielicznych uprzywilejowanych, którzy go widzieli, a z których większość już nie żyje, dodał żartobliwie: „Był tak tajny, że omal nie rozstrzelano sekretarki, która go przepisywała”. Niewiele raportów, jeżeli w ogóle jakieś, tak skrzętnie ukryto przed ludzkim wzrokiem.
„Ten raport istnieje — zapewniono mnie. — Jeśli ktokolwiek zdoła go odnaleźć, będzie to jeden z najbardziej wybuchowych dokumentów dwudziestego stulecia”.
Szukałem raportu niestrudzenie, badając liczne archiwa i podążając wieloma innymi tropami. Nie znalazłem dokumentu, ale znam jego konkluzję, opartą na relacji naocznego świadka, jaką uzyskałem od wysoko postawionego źródła. Mam nadzieję, że niniejsza książka wymusi działania, które doprowadzą do ujawnienia raportu.
Więź
Przez minione ćwierć stulecia historycy przyznawali prezydentowi Ronaldowi Reaganowi i papieżowi Janowi Pawłowi II coraz większy wkład w zakończenie zimnej wojny. Ale choć poprzedni kronikarze wykonali wspaniałą pracę[18], niewielu doceniło głębię lub znaczenie więzi pomiędzy prezydentem a papieżem. Ta więź pobudzała ich obu do stawienia czoła i ostatecznie pokonania tego, co uważali za największe zło dwudziestego wieku: radzieckiego komunizmu.
Więź pomiędzy Reaganem a Janem Pawłem II zaczęła się formować na długo przed tym, zanim się spotkali. W czerwcu 1979 roku kandydat na prezydenta Reagan był wzruszony do łez, kiedy oglądał telewizyjne relacje z pierwszej podróży papieża do ojczyzny. Podekscytowane tłumy Polaków gromadzących się wokół papieża świadczyły nie tylko o dumie z rodaka, lecz także o niezłomnej wierze religijnej i pragnieniu wolności za radziecką żelazną kurtyną. Reagan postanowił, że jako prezydent nawiąże relacje z papieżem i Watykanem i „uczyni z nich sojusznika”[19].
Nic nie umocniło więzi bardziej niż próby zabójstwa dokonane w odstępie zaledwie sześciu tygodni wiosną 1981 roku. Obaj byli wstrząśnięci, kiedy otrzymali wiadomość o zamachu na drugiego. Reagan, wciąż leczący się z ran, był tak poruszony wieścią o zamachu na życie papieża, że codziennie przez wiele tygodni prosił swojego doradcę do spraw bezpieczeństwa narodowego, Richarda V. Allena, o najświeższe informacje o stanie zdrowia Jana Pawła II. Prezydent polecił dostarczyć papieżowi do rąk własnych list, w którym napisał, iż jest „szczęśliwy”, że dzieli z nim „wątpliwe wyróżnienie” ujścia z życiem spod kuli zamachowca.
Radzieckich przywódców niepokoiło wspólne antykomunistyczne, anty-moskiewskie nastawienie prezydenta i papieża. I oto w odstępie zaledwie kilku tygodni ci dwaj ludzie przeżyli próby zamachu i uderzająco podobne doświadczenie, kiedy otarli się o śmierć. To doświadczenie — wspólne cierpienie i poświęcenie — zbliżyło ich do siebie jeszcze bardziej.
Związek ten stał się widoczny, kiedy w czerwcu 1982 roku Reagan i Jan Paweł II spotkali się po raz pierwszy. Tam, w Watykanie, prezydent i papież wyrazili przekonanie, że rok wcześniej Bóg ocalił im życie dla wyższego celu pokonania komunistycznego imperium.
W niniejszej publikacji będzie mowa o tamtym spotkaniu w czerwcu 1982 roku i o wielu innych aspektach partnerstwa pomiędzy Reaganem a Janem Pawłem II. Trzeba dobrze zrozumieć charakter ich wzajemnych relacji. Nie chodzi o to, że ci dwaj ludzie szczegółowo, dzień po dniu, uzgadniali swoje taktyczne posunięcia zmierzające do obalenia ateistycznego imperium. Ale ich partnerstwa nie wolno też nie doceniać. Jak pokaże niniejsza książka, obaj przywódcy mieli podobne cele, wizje i motywacje i kiedy tylko mogli, chętnie współpracowali, okazując sobie nawzajem poparcie i szacunek. Zakres ich wzajemnych kontaktów, w tym telegramów, rozmów telefonicznych i osobistych spotkań, zaskoczy niektórych czytelników.
Co równie ważne, między byłym hollywoodzkim aktorem a polskim kapłanem występowały znaczące podobieństwa. W książce zostanie omówiony inny zaskakujący, ale istotny element tej historii, jakim była głęboka duchowa więź pomiędzy protestanckim prezydentem a katolickim papieżem. Inspirowani tą więzią, pracowali razem dla wielkiego celu, który miał przynieść korzyść wszystkim ludziom, wierzącym i niewierzącym, od Wschodu po Zachód: obalenia komunizmu.
Najbardziej zaufanym współpracownikiem Reagana przez cały czas jego kariery politycznej był William P. Clark, który w 1982 roku zastąpił Dicka Allena jako doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego. Clark był najbliższym doradcą Reagana w kwestiach związanych z prowadzeniem zimnej wojny. Ten gorliwy katolik często rozmawiał w Reaganem o sprawach duchowych. Obaj mówili prywatnie o „BP”: „boskim planie” pokonania komunizmu.
Reagan i Jan Paweł II widzieli rękę Boga nie tylko we własnych poczynaniach, lecz także w inicjatywach Michaiła Gorbaczowa, który w 1985 roku został sekretarzem generalnym partii komunistycznej w ZSRR. Ten radziecki przywódca nieustannie zdumiewał i fascynował Reagana i papieża. Polityczna i duchowa podróż Gorbaczowa jest zagadnieniem skomplikowanym, a wiele szczegółów umknęło powszechnej świadomości. Obejmuje sporo elementów związanych z wiarą, w tym potajemny chrzest Gorbaczowa w epoce stalinowskiej przez jego prawosławną matkę i babki. Reagan i Jan Paweł II mieli nadzieję i modlili się o to, aby nowy radziecki przywódca okazał się „utajonym chrześcijaninem”, który ocali państwo oficjalnie ateistyczne. Protestant, katolik i domniemany człowiek Kościoła prawosławnego — wszyscy mieli odegrać swoją rolę w BP.
Najbardziej chyba zaskakująca część tej historii dotyczy fascynacji Reagana tajemnicami fatimskimi, czyli rzekomymi objawieniami Matki Bożej, które nastąpiły w portugalskiej miejscowości Fatima, poczynając od 13 maja 1917 roku — sześćdziesiąt cztery lata przed zamachem na życie Jana Pawła II.
To, że papież wiązał strzały zamachowca i wiele zbrodni komunizmu z wydarzeniami 1917 roku, nie jest niczym niezwykłym. Niezwykłe jest to, że protestant Reagan, który odnosił się do Matki Bożej z miłością i czcią, okazywał ogromne zainteresowanie objawieniami w Fatimie i sugerował, że łączą się ze Związkiem Radzieckim, zimną wojną i zamachem na papieża. Reagan rozmawiał o tym ze swoimi bliskimi współpracownikami i może nawet z samym papieżem, który był bardzo oddany Matce Bożej.
A zatem ta historia zaczyna się nie w 1981, ale 13 maja 1917 roku.
1 Podczas pierwszej wojny światowej Turcja i Bułgaria były sprzymierzone z Państwami Centralnymi, a ich wojska dopuszczały się zbrodni wojennych — tureckie na Ormianach, bułgarskie na Serbach (przyp. tłum.).