Читать книгу Doskonałe dziedzictwo - Penny Vincenzi - Страница 9

Rozdział 2

Оглавление

Często przytaczano słowa Bianki Bailey, że spotkania, podobnie jak życie, nie są próbami w teatrze. Także te małe mają znaczenie, wymagają odpowiedniej uwagi i starannego planowania. Nikt, nawet najmłodsza sekretarka ani najmniej poważany konserwator urządzeń, nigdy nie wyszedł ze spotkania z onieśmielającą Biancą Bailey z uczuciem, że nie został uważnie wysłuchany i że nikt nie zajmie się jego sprawą.

Od spotkania, które miało odbyć się tego popołudnia i na którym Hugh Bradford i Mike Russell mieli próbować przekonać rodzinę Farrellów do swego pomysłu, miało naprawdę wiele zależeć; w rezultacie obaj poświęcili kilka dni na szczegółowe zaplanowanie jego przebiegu.

– Moim zdaniem już do nich dotarło – zauważył Hugh – że nas potrzebują. To dobrze, ale najważniejsze, by czuli, że lubimy ich firmę, że nie chodzi nam tylko o szybką forsę. Inaczej mówiąc, że zależy nam, by działała. Muszą też czuć, że rozumiemy i firmę, i całą branżę. To oczywiście twoja działka, Bianco.

– Jasne. Mam nadzieję, że moje doświadczenie przekona ich, że rozumiem branżę. Muszę się jednak dużo nauczyć o kosmetykach. Oni to wiedzą, a ja to wykorzystam, żeby zdobyć ich względy. Jeśli chodzi o samą markę, wiele rzeczy może się nie podobać. Przyjrzałam się pobieżnie produktom, sprzedaży, wizerunkowi – praktycznie nieistniejącemu, ale jest kilka obszarów, o których mogę mówić z entuzjazmem. Na przykład ich sztandarowy produkt. Ten Krem. Doskonała nazwa, prawda? To na takich rzeczach powinni budować, postawić na pielęgnację skóry i jakość, a ja zamierzam im to powiedzieć. Jest w tym coś cudownie angielskiego, marka powstała w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym trzecim, roku koronacji, i nie muszę mówić, jak duży kapitał możemy na tym zbić w najbliższej przyszłości, wziąwszy pod uwagę choćby śluby w rodzinie królewskiej i przyszłoroczny jubileusz. Nie będę oczywiście miała rzetelnej wiedzy, dopóki nie przeprowadzę wnikliwej analizy, a nie mogę tego zrobić, dopóki nie jestem w spółce. – Analizy Bianki, czyli drobiazgowe przebadanie nie tylko finansów i produktów, ale także infrastruktury spółki, były rzeczywiście bardzo wnikliwe. – Miejmy nadzieję, że zdołamy ich namówić, aby stało się to raczej wcześniej niż później.

– Miejmy nadzieję.

– Jeśli chodzi o mnie, to już wszystko. Na razie. Oprócz tego, że jestem taka podekscytowana.

– Świetnie – odparł Mike, uśmiechając się do Bianki. Uważał jej entuzjazm dla nowych przedsięwzięć za ujmujący. Naturalnie był to jeden z głównych powodów jej sukcesów.

Bianca z rozmysłem wybrała strój na tę okazję – suknię i kardigan, zamiast swego zwykłego ubioru, czyli żakietu ze spodniami; rozpuściła włosy na ramiona, choć zwykle ściągała je gładko do tyłu, i umalowała się trochę mocniej niż zazwyczaj. Farrellowie mieli zobaczyć kobietę, która umie się ubrać i lubi kosmetyki, mogłaby więc należeć do ich świata, nie zaś wysłuchiwać jakiegoś energicznego androgina zainteresowanego tylko liczbami i mówiącego jedynie o nich. To będzie dla nich ważne. Bianca przyjęła strategię świadczącą o jej wyjątkowości, dowodzącą też, że rozumie House of Farrell i jej produkty, że sama firma obchodzi ją równie mocno, jak jej finanse. Mówiąc jej słowami, „załapała ją”. Rozumiała naturę marki, a jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę, co musi zostać zrobione, by przetrwała. Jakie to szczęście, pomyślał Hugh, że ją mają.

Athina Farrell także ubrała się starannie. Miała osiemdziesiąt pięć lat, lecz nadal całkowicie odpowiadała za firmę i czuła, że musi dać temu wyraz w każdy możliwy sposób, poczynając od swego wyglądu. Włożyła granatową dżersejową suknię Jean Muir do połowy łydki i czerwone zamszowe buty podkreślające jej wciąż doskonałe nogi; jej fryzura – srebrzyste włosy uczesane na boba – była nienaganna, makijaż oszczędny, lecz umiejętnie nałożony, biżuteria wybrana rozważnie: naszyjnik z pereł podarowany jej przez Corneliusa w trzydziestą rocznicę ślubu, kolczyki Chanel z perłami, zegarek Tiffany’ego, prezent od rodziców na dwudzieste pierwsze urodziny, i dwa pierścionki z diamentami – zaręczynowy oraz drugi, identyczny, wykonany na zamówienie Corneliusa z okazji złotego wesela. „Ci ludzie”, jak o nich z lekceważeniem myślała, zobaczą kobietę bardzo majętną i mającą swój styl, a nie jakąś niemądrą staruszkę. Kierowała House of Farrell przez niemal sześćdziesiąt lat i oddanie choćby części firmy wydawało się jeszcze całkiem niedawno wręcz nie do pomyślenia.

Athina musiała jednak przyjąć do wiadomości, że spółka stała na progu bankructwa i potrzebowała pomocy. A tego rodzaju pomocy nie przyjmuje się za darmo, ma ona swoją cenę. Najważniejsze było dla niej teraz, aby ta cena była jak najwyższa, by złagodziła ostry ból wywołany uległością.

Uległa więc namowom i zgodziła się na spotkanie z Porter Bingham, inwestorami dostarczającymi kapitału wysokiego ryzyka, tego zimnego styczniowego piątkowego popołudnia, była jednak nastawiona bojowo, niechętna do współpracy i przeciwna wszelkim pojednawczym gestom.

Przed spotkaniem wezwała dwoje swych dzieci i Florence Hamilton na odprawę, jak to określiła, co w praktyce oznaczało udzielenie im instrukcji, co mają mówić i robić. Wszyscy troje byli dyrektorami i członkami zarządu. Bertram, zwany Bertiem, był dyrektorem naczelnym i finansowym; Caroline, nazywana przez bliskich współpracowników Caro, a przez wszystkich innych panią Johnson, była sekretarzem spółki i dyrektorem do spraw personalnych, a Florence, do której zwracano się po prostu po imieniu, była dyrektorem ogólnie odpowiedzialnym za majątek spółki.

Athina nie miała pewności, czy którekolwiek z nich w ogóle pozostanie w zarządzie; gdyby Bertie i Caro nie byli jej dziećmi, a Florence częścią House of Farrell niemal tak ważną, jak ona i Cornelius, prawdopodobnie musieliby odejść. Oboje, i Bertram, i Caroline, byli dość bystrzy, lecz brakowało im instynktu i talentu niezbędnego, by kontynuować to, co stworzyli ona i Cornelius; Florence natomiast, która miała instynkt i talent, brakowało zapału. Prawdę mówiąc, Athina nigdy nie była zwolenniczką wejścia Florence do zarządu; to Cornelius wpadł na ten pomysł, ona zaś była w tym czasie chora i niezdolna się sprzeciwić.

Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że gdyby Bertie pracował w firmie, w której nie liczyły się jego powiązania rodzinne, doszedłby najwyżej do stanowiska kierowniczego średniego szczebla.

Trzeba było jednak znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji, wezwała więc wszystkich troje do swego mieszkania w Knightsbridge i oznajmiła podczas zimnego lunchu:

– Musimy stanowić jednolity front, to najważniejsze, nie można się wyłamywać ani składać im żadnych ofert. Oczywiście będą tam nasi prawnicy, Walter Pemberton i Bob Rushword...

– Nie sądzisz, że w porównaniu z tamtymi oni mogą należeć do drugiej ligi? – zapytała Caro.

Athina zapewniła, że ma do swych prawników całkowite zaufanie.

– Przecież oni są z nami od początku. Wybrał ich Cornelius, a on potrafił rozpoznać dobrego prawnika.

– T... tak – odparła Caro – ale z całym szacunkiem, mamo, to było sześćdziesiąt lat temu.

– Caro, Pemberton i Rushword nie poddadzą się łatwo – powiedziała Athina i było jasne, że temat został wyczerpany. – A jeśli chodzi o tę dziewczynę, Biancę Bailey, nie mam pojęcia, jaka okaże się przy bliższym poznaniu, ale najwyraźniej ma jakieś osiągnięcia i zna branżę. To, co zrobiła z PDN, było sprytne, ale niech oni lepiej nie myślą, że mogą sprzedać House of Farrell. A my musimy zachować większość udziałów. To nie podlega negocjacjom.

– Nie mogą też manipulować akcjami – wtrąciła ostro Caroline – zamieniać ich w jakąś taniochę. I oczywiście nie mogą nawet myśleć o sprzedaży Sklepu. To rzecz z gatunku tych, na jakich na pewno będą chcieli zaoszczędzić.

Sklep, jak nazywano go w firmie, był ekskluzywnym salonem sprzedaży w dziewiętnastowiecznym Berkeley Arcade tuż przy Piccadilly. Pasaż przyciągał turystów, sprzedawano tam elegancką biżuterię, wyroby ze skóry, szyte na miarę koszule i inne tego rodzaju luksusowe artykuły. Niewielki sklep Farrellów, o dużych oknach i oszklonych drzwiach, był uroczym miejscem. Oferował nie tylko wyroby firmy, lecz także zabiegi kosmetyczne twarzy. To tu miała swe biuro Florence. Cornelius przejął umowę najmu po swym ojcu, a Sklep uważano w firmie za najcenniejszy skarb. Nie przynosił żadnego dochodu.

– Mogą się zacząć zastanawiać – powiedział łagodnie Bertie, biorąc czwartego sandwicza – co zrobić z firmą. Chyba musimy pozwolić im na trochę swobody działania? Oni mają zrobić porządek w firmie, a nie tylko ładować w nią pieniądze.

Athina i Caro spojrzały na niego.

– Bertie, doskonale zdajemy sobie z tego sprawę – odparła Athina – ale musimy od początku jasno przedstawić nasze stanowisko. Inaczej oni zniszczą wszystko, co czyni House of Farrell tym, czym jest. A poza tym, Bertie, sądziłam, że lekarz radził ci trochę schudnąć.

– W zasadzie zgadzam się z Bertiem – oznajmiła Florence, sięgając po trzeciego sandwicza. Chciała w ten sposób zarówno okazać wsparcie Bertiemu, jak i zaspokoić swój apetyt, nieproporcjonalnie duży w stosunku do jej drobnej budowy.

– No cóż, ja się nie zgadzam – powiedziała Caro. – To dla nich wielka okazja. Zamierzają zarobić wielkie pieniądze na naszej marce. Mamy coś bardzo cennego. Nie możemy o tym zapominać.

– Tak cennego, że bank chce zakręcić kurek – rzucił Bertie. – Porter Bingham ratuje nas od tego. Mówię tylko, że na tym rzecz polega.

– Tak jest – potwierdziła Florence. – A Bertie ma rację. Co nie znaczy, że mamy poddać się bez walki.

To Bertie pierwszy zareagował na propozycję Porter Bingham. Otrzymał list zaadresowany do siebie jako dyrektora finansowego. Nadawca, Mike Russell, przedstawiwszy się jako wspólnik w Porter Bingham Private Equity, informował go, że przyglądając się ostatnio małym spółkom, zwrócił uwagę na House of Farrell i zastanawia się, czy pan Farrell byłby zainteresowany spotkaniem. Porter Bingham ma obecnie do zainwestowania trzysta sześćdziesiąt siedem milionów funtów i poszukuje firm, które dzięki odpowiedniemu wsparciu kierowniczemu przyspieszą rozwój swego biznesu.

Ponieważ House of Farrell w ogóle się nie rozwijała i trudno było mówić o przyspieszeniu, Bertie nie sądził, że Porter Bingham poważnie zainteresuje się firmą, wspomniał jednak o propozycji matce, która odniosła się do sprawy lekceważąco.

– Znam dobrze takich ludzi. Przychodzą, zaczynają rządzić i zanim się zorientujesz, firma nie jest już twoja. Nawet o tym nie myśl, Bertie, jak mawia twoja córka.

– Ale, mamo, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jakim opłakanym stanie jesteśmy. Uważam...

Athina spojrzała na syna ostro.

– Wolę patrzeć na to jak na przejściowe trudności. A my z pewnością nie będziemy się spieszyć z nawiązywaniem tego rodzaju skrajnie nierozsądnych kontaktów.

– Nie sądzę, że to są przejściowe trudności – odparł Bertie już bardziej stanowczym głosem. – Uważam...

– Bertie – powiedziała Athina. – Nie.

Dwa dni później dostała list z banku, w którym uprzejmie jej przypominano, że spółka House of Farrell przekroczyła debet i bank może w każdej chwili wystąpić o zwrot należnej sumy. Czy lady Farrell umówi się na spotkanie, aby przedyskutować sytuację?

Spotkanie nie należało do przyjemnych; było jasne, że bank może nasłać na firmę rewidentów i że może zostać ogłoszona niewypłacalność spółki. Athina chłodno oświadczyła, że rozważą stanowisko banku, lecz w drodze powrotnej Bertie po raz pierwszy dostrzegł w oczach matki błysk paniki. Na sugestię, że powinni się być może spotkać z ludźmi z Porter Bingham, Athina odpowiedziała dość niechętnym skinieniem głowy.

– Zgoda, Bertie, jeśli naprawdę myślisz, że to coś da. Osobiście bardzo w to wątpię.

Pierwsze spotkanie w lśniącej czystością głównej siedzibie Porter Bingham w City nie uspokoiło Athiny, która oznajmiła rozmówcom, że jeśli o nią chodzi, nie ma możliwości współpracy, i wyszła w połowie spotkania, zostawiając mocno zakłopotanego syna. Bezowocna wędrówka po znajomych z kręgów bankowych sprawiła jednak, że Athina zwróciła się do Mike’a za pośrednictwem nieszczęsnego Bertiego.

– Panie Farrell – zaczął Mike – bardzo się cieszę z poznania pańskiej matki. Potwierdziło to tylko mą opinię, że posiada ona, jak i państwo wszyscy, coś naprawdę wartościowego. Ona wie, czego chce i dokąd zmierza, a proszę mi wierzyć, jest to cecha, którą cenimy. Może spotkamy się jeszcze raz, w państwa biurze, z wami trojgiem, i porozmawiamy?

Na tym drugim spotkaniu Athina, czując się pewniej na własnym terenie, wykazała większą elastyczność i zgodziła się poznać Biancę na lunchu w sali konferencyjnej Porter Bingham. Bianca była czarująca – mówiąc o przedsięwzięciu, okazywała niemal taką samą pewność, jak i niepewność siebie, co nie tyle zaskarbiło jej aprobatę ze strony lady Farrell, ile nieco zmniejszyło niechęć. Do dzisiejszego spotkania prowadziła więc trudna i kręta droga, a jego celem było ustalenie wstępnych warunków.

To było długie popołudnie, ustalenia następowały bardzo powoli, cierpliwość obu stron była wystawiona na próbę. Podano herbatę, wysuwano i zbijano argumenty, proponowano i wycofywano ustępstwa, Pemberton i Rushword bez końca przywoływali względy proceduralne, kwestionowali najdrobniejsze szczegóły, odwoływali się do przeszłości i generalnie konsekwentnie przeciągali rozwiązanie sprawy.

Hugh i Mike wykazywali nadzwyczajną cierpliwość.

O szóstej wniesiono sherry, wszyscy odmówili. Minęła kolejna długa godzina.

Mike chrząknął.

– Myślę, że już czas – powiedział – przedyskutować kwestię udziałów. Jak sądzę, lady Farrell, pani stanowisko się nie zmieniło? Nadal obstaje pani przy większości udziałów?

– Absolutnie – oznajmiła Athina, obrzucając go stalowym spojrzeniem.

Hugh i Mike popatrzyli na siebie. Bianca dobrze znała takie sytuacje, już wcześniej była ich świadkiem. W grze w szachy to byłby szach, jeśli nie szach-mat.

– Lady Farrell – zaczął Mike, patrząc na Athinę; twarz miał zupełnie pozbawioną wyrazu – House of Farrell potrzebuje ogromnej inwestycji, jeśli ma uniknąć likwidacji. Co najmniej dziesięciu milionów funtów, jeśli ma odzyskać solidne podstawy, i kolejnych trzech milionów na rozwój w kierunku, który potrafi zaplanować Bianca. Czy naprawdę uważa pani, że powinniśmy zrobić to wszystko i nadal pozostawić państwu pakiet kontrolny?

– Tak – odparła Athina. – Tak uważam. Bez nas nie będzie House of Farrell, a pani Bailey nie będzie miała czego rozwijać.

Walter Pemberton chrząknął. Było oczywiste, że nadeszła chwila, na którą czekał.

– Nasze stanowisko co do większości udziałów nie podlega negocjacji. W żadnym wypadku.

Bianca siedziała podczas pertraktacji w milczeniu. Bawiło ją to przeciąganie liny, rejestrowała w myślach, kto wygrywał w ważniejszych sprawach, kto lepiej manipulował liczbami. Czekała na decydujący moment. Było już wpół do dziewiątej, a ją zdumiewało, że lady Farrell wyglądała tak świeżo i zachowała tak samo wyostrzony umysł jak siedem godzin wcześniej. Caro też się trzymała, choć ona brała niewielki udział w rozmowie. Florence wciąż była czujna, ale mówiła jeszcze mniej. Bertie był najwyraźniej najmniej ważnym członkiem rodziny; nikt nie pytał go o zdanie, a jeśli je wypowiedział, lady Farrell opryskliwie je odrzucała. Bianca zauważyła jednak jeszcze coś. Niektóre argumenty Bertiego – jeden dotyczył lokalizacji wytwórni, inny celowości przeniesienia biur – były rozsądne. Bertiego nie doceniano, nie powinno się pochopnie go skreślać.

– Dobrze – powiedział Mike Russell, odniósłszy po długiej dyskusji częściowe zwycięstwo w kwestii reorganizacji spółki. – Chyba do czegoś doszliśmy. Wciąż jednak musimy rozwiązać problem udziałów. Lady Farrell, czy pani nadal pozostaje przy swoim?

– Całkowicie. To jest nasza spółka i tak pozostanie.

– Może zostawimy państwa na chwilę? Hugh...

Mike i Hugh wyszli, Bianca została z Farrellami. Uśmiechnęła się.

– Piękny pokój – stwierdziła, omiatając wzrokiem wysokie okna, wspaniały edwardiański kominek, wyfroterowaną podłogę. – Chciałabym, żeby wszystkie sale posiedzeń były tak przyjemne.

– Jesteśmy dumni z naszych siedzib – przyznała Athina. – Mój mąż założył spółkę właśnie w tym pokoju. Przypuszczam, że nie była pani w naszym sklepie w Berkeley Arcade. To także wyjątkowe miejsce.

– Byłam, ale oglądałam go tylko z zewnątrz. Jest urzekający.

– A jego wartość dla marki jest nieoceniona – podkreśliła Athina – jeśli chodzi o wizerunek i lojalność klientów. Dziennikarz z „Vogue” napisał kiedyś, że tam bije serce Farrellów. Zastanawiam się, czy pani się z tym zgadza? – zapytała obronnym tonem.

– Lady Farrell, byłoby impertynencją z mojej strony zarówno zgodzić się, jak i nie zgodzić – powiedziała Bianca, uśmiechając się do Athiny. – Po prostu na tym etapie wiem jeszcze zbyt mało o House of Farrell, by pozwolić sobie na jakikolwiek komentarz. Myślę jednak, że to urocze miejsce. – Kolejny uśmiech przeznaczony był dla Florence. – To chyba pani kwatera główna. Z pewnością przyjemnie się tam pracuje.

– Tak właśnie jest.

Wrócili Mike i Hugh.

– W porządku – powiedział Mike – oto nasza propozycja, w ogólnym zarysie i w duchu kompromisu. Zachowacie państwo pięćdziesiąt jeden procent udziałów, my weźmiemy czterdzieści procent, a Bianca i nowy dyrektor finansowy, mianowany przez nas, podzielą się pozostałymi dziewięcioma procentami.

– Pani Bailey będzie miała udziały w spółce? Dlaczego ona ma dostać udziały? Myślałam, że będzie pracownikiem.

– Lady Farrell, zapewniam panią, że nie ma możliwości wejścia Bianki do zarządu, jeśli nie będzie miała udziałów. To jeden z podstawowych elementów umowy.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ jest ona w końcu osobą, która będzie odpowiedzialna za zwiększenie dochodów spółki. A w istocie za jej uratowanie. Żadna pensja nie wynagrodzi jej wysiłków ani związanego z nimi ryzyka.

– Cóż, nie jestem pewna, czy możemy się na to zgodzić. Przekazanie panu udziałów jest oczywiście rozsądne. Także dyrektorowi finansowemu, który jak przypuszczam, będzie należał do pana zespołu. Inwestujecie w spółkę. Ale... – Athina rzuciła szybkie spojrzenie na Biancę – ...jak to się ma do niej?

Jeśli nawet Bianca w całym swoim życiu zawodowym nie została tak całkowicie i jawnie zlekceważona, w żaden sposób nie dała tego po sobie poznać. Pochyliła się do przodu, uśmiechnęła lekko do Athiny i powiedziała miłym, poważnym tonem:

– Lady Farrell, jeśli uzgodnimy dziś, że zostanę mianowana dyrektorem naczelnym spółki, zainwestuję w nią sto procent swego czasu, zaangażowania, zapału i wszystkich umiejętności. Moja reputacja będzie całkowicie zależna od reputacji House of Farrell. Całkowicie wierzę w tę firmę i wiem, że ma przyszłość, inaczej by mnie tu nie było, zapewniam panią. Uważam, że razem możemy dużo osiągnąć i przywrócić firmie świetność. Ale musimy działać razem. Potrzebuję pani zaangażowania, tak jak pani potrzebuje mojego. Muszę więc być częścią spółki, a nie tylko pracownikiem. Czy takie uzasadnienie wystarczy?

Krótka chwila zupełnej ciszy.

– Doskonale – odparła lady Farrell. – Zgodzimy się na to. Pod warunkiem, oczywiście, że reszta państwa oferty będzie zadowalająca.

Mike skinął głową.

– Miejmy nadzieję. W zamian wyłożymy pieniądze w formie udziałów i pożyczki na weksel. Jeśli spółka osiągnie wyniki gorsze od spodziewanych, pożyczka zostanie spłacona najpierw, a pozostała wartość przypadnie udziałowcom. Pożyczka będzie na piętnaście procent, ale to oznacza, że zachowacie państwo swoje udziały, a jeśli wierzycie w firmę House of Farrell i jej zdolność przetrwania, będziecie przygotowani na podjęcie ryzyka. Oddacie więcej udziałów, a oprocentowanie pożyczki będzie niższe. Proste.

Zapadło milczenie.

– Oczywiście – powiedziała w końcu Athina – musimy to jeszcze przedyskutować, przede wszystkim z naszymi prawnikami, ale chyba mamy już na czym budować. Spotkamy się w poniedziałek. Poproszę, by przyniesiono państwu płaszcze.

Wstała i wyszła na czele swej świty. Gdy przechodzili, Walter Pemberton uśmiechnął się łaskawie do Mike’a.

– Dobrze poszło – stwierdził Mike ze zmęczonym uśmiechem na twarzy, gdy drzwi zamknęły się za nimi. – Jesteśmy blisko. Trochę się denerwowałem, że ich prawnicy zepsują wszystko w ostatniej chwili.

– Nie sądzę, by Pemberton i Rushworth potrafili to zepsuć – odparł Hugh.

– To bardzo dobra umowa – dorzuciła Bianca. – Korzystna dla nas.

– Też tak myślę – przyznał skromnie Mike.

– Zdobyliśmy bardzo dobrą podstawę. Ta sprawa z pensją, połknęli to.

– Tak, myślałem, że ich prawnicy dopatrzą się uchybienia, ale...

– Skądże – powiedział Hugh. – Byli zbyt pochłonięci podziwianiem własnych talentów negocjacyjnych.

– Fascynujące – włączyła się Bianca – jak próżność odbiera zdrowy rozsądek, prawda? Nawet teraz nie mają pojęcia, w jakich są tarapatach. Są zbyt zajęci kurczowym trzymaniem się przeszłości i dawnych sukcesów. Jedynym, który wydawał się choć trochę rozumieć rzeczywistość, był Bertie. Zabawne. Na początku wyglądał na zupełnego idiotę.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Doskonałe dziedzictwo

Подняться наверх