Читать книгу Grób mojej siostry - Роберт Дугони - Страница 12

Rozdział 4

Оглавление

Promienie porannego słońca przebijały się przez gęste listowie drzew, rzucając cienie na wznoszące się tuż za skrajem drogi skalne urwisko. Przed stoma laty skruszono dynamitem tony skał, po czym kilofami i łopatami wytyczono drogę dla kopalnianych ciężarówek, przy okazji odkrywając liczne podziemne strumyki, które ciekły teraz po skalnej ścianie niczym łzy, zabarwiając ją rdzawymi i srebrzystymi osadami. Tracy jechała według wskazań nawigacji, radio miała wyłączone, w głowie czuła pustkę. Biuro patologa nie dysponowało żadnymi bliższymi informacjami, Kelly Rosy nie było w pracy, a jakaś pomoc biurowa powtórzyła tylko to, co Tracy już wiedziała od Kinsa: zadzwonił do nich zastępca szeryfa Cedar Grove i przysłał zdjęcie kości wyglądającej na ludzką kość udową. Kość wykopał pies towarzyszący dwóm myśliwym w drodze do czatowni na kaczki, gdzieś wśród wzgórz w pobliżu miasteczka Cedar Grove.

Tracy zjechała znanym sobie zjazdem, przy znaku STOP skręciła w lewo i chwilę potem wjechała na Market Street. Zatrzymała się na jedynych światłach w Cedar Grove i rozejrzała po czymś, co niegdyś było jej rodzinnym miastem, a co teraz wyglądało ponuro, smętnie i całkiem obco.

* * *

Tracy upchnęła resztę do kieszeni dżinsów, zabrała pudło z popcornem i colę z lady i rozejrzała się po holu, ale Sary nigdzie nie było.

W sobotnie poranki, gdy w kinie Hutchinsa pokazywano nowy film, Tracy dostawała od mamy sześć dolarów, po trzy dla siebie i siostry. Bilet kosztował dolara pięćdziesiąt, więc starczało im jeszcze na popcorn i coś do picia lub na lody po kinie.

– Gdzie Sara? – spytała. Miała jedenaście lat i czuła się odpowiedzialna za młodszą siostrę, choć ostatnio uległa prośbom i pozwoliła jej zabierać jej część pieniędzy na kino. Tracy zauważyła, że Sara nie wydaje swojego dolara pięćdziesiąt na popcorn i picie, tylko chowa pieniądze do kieszeni. A teraz gdzieś się zapodziała, co jednak nie było niczym niezwykłym.

Dan O’Leary poprawił na nosie grube okulary w czarnej oprawce, co robił bezustannie.

– Nie wiem – odparł, rozglądając się po holu. – Przed chwilą tu była.

– A kogo to obchodzi? – Sunnie Witherspoon trzymała pudło z popcornem i już czekała przy wahadłowych drzwiach, by wejść do ciemnej sali. – Ciągle to robi. Chodźmy już, bo uciekną nam zwiastuny.

Tracy mawiała, że jej siostrę i Sunnie łączy miłość i nienawiść. Sara kochała drażnić się z Sunnie, a ta tego nienawidziła.

– Nie mogę jej tak zostawić – powiedziała Tracy i zwracając się do Dana, dodała: – Może poszła do toalety?

– Mogę pójść sprawdzić. – Zdążył zrobić dwa kroki, zanim go olśniło. – Nie, zaraz, nie mogę.

Pan Hutchins położył ręce na ladzie.

– Powiem jej, że już weszliście, i wyślę ją za wami. Biegnijcie do środka, dzieciaki, bo spóźnicie się na zwiastuny. Dziś mamy zwiastun Pogromców duchów.

Chodźmy już, Tracy – prychnęła Sunnie.

Tracy jeszcze raz rozejrzała się po holu. Cała Sara, żeby tak przegapić zwiastuny! Może da jej to nauczkę.

– Dobrze, proszę pana, tak zrobimy. Dziękuję, panie Hutchins.

– Mogę ci ponieść colę – zaproponował Dan. Miał obie ręce wolne, bo rodzice dawali mu tylko na bilet.

Podała mu puszkę i uwolnioną ręką nakryła popcorn, żeby się po drodze nie rozsypał. Pan Hutchins zawsze tak kopiasto napełniał pudła jej i Sary, że ziarna aż się wysypywały. Czuła, że ma to jakiś związek z ich tatą, który opiekował się panią Hutchins cierpiącą na rozliczne dolegliwości z powodu cukrzycy.

– No wreszcie – mruknęła Sunnie. – Założę się, że wszystkie najlepsze miejsca są już zajęte.

Pchnęła tyłem wahadłowe drzwi na salę, a Tracy i Dan podążyli za nią. Światła były już zgaszone i Tracy musiała chwilę odczekać, by wzrok przystosował się do ciemności. Na sali rozlegały się chichoty i pokrzykiwania dzieci, które nie mogły się już doczekać, by pan Hutchins wszedł po schodkach do kabiny i uruchomił projektor. Kilkoro siedzących na sali rodziców próbowało bezskutecznie je uciszać. Tracy kochała sobotnie poranki w kinie pana Hutchinsa i wszystko, co się z tym wiązało – od maślanego zapachu popcornu po wiśniową wykładzinę na podłodze i pluszowe siedzenia z wytartymi podłokietnikami.

Sunnie była już w połowie przejścia, gdy Tracy dostrzegła kryjący się za rzędem krzeseł cień – za późno, by ją ostrzec.

Rozległo się głośne „Buu!” i Sunnie wydała z siebie przeraźliwy pisk, który przebił inne odgłosy na sali. Wybuch głośnego śmiechu, który nastąpił zaraz potem, był równie donośny.

– Sara! – wrzasnęła Tracy.

– Odbiło ci?! – krzyknęła Sunnie.

Światła na sali rozbłysły, co wywołało głośne buczenie widzów. Pan Hutchins wbiegł do środka i wyraźnie zaniepokojony, ruszył przejściem między siedzeniami. Na starej przetartej wykładzinie podłogowej widać było kupkę rozsypanego popcornu i leżące obok pudło w biało-czerwone paski.

– To przez Sarę – jęknęła Sunnie. – Specjalnie mnie tak wystraszyła.

– Nieprawda – zaprotestowała Sara. – Po prostu mnie nie widziałaś.

– Bo ona się schowała, proszę pana. Specjalnie tak zrobiła. Ciągle to robi.

– A nieprawda – powtórzyła Sara.

Pan Hutchins obrzucił ją ponurym spojrzeniem, ale patrząc na niego, Tracy pomyślała, że nie tyle jest zły, ile stara się nie parsknąć śmiechem.

– Sunnie, proponuję, żebyś wróciła do holu i poprosiła moją żonę o nową porcję popcornu. – Uniósł ręce ku widowni. – Przepraszam, kochani, za minutkę opóźnienia, ale muszę pójść po szczotkę i to zamieść.

– Nie, proszę pana. – Tracy spojrzała na siostrę. – Ty pójdziesz po szczotkę i to sprzątniesz.

– Dlaczego ja?

– Bo ty tu nabałaganiłaś.

– Nieprawda! Sunnie to zrobiła.

– A ty masz to sprzątnąć.

– Nie muszę się ciebie słuchać.

– Mama oddała cię pod moją opiekę. Więc albo to sprzątniesz, albo powiem rodzicom, że chowasz te pieniądze, które mama daje ci na popcorn i lody.

Sara zmarszczyła nos i zrobiła obrażoną minę.

– No już dobrze. – Zawróciła do wyjścia, zaraz jednak stanęła i rzuciła: – Przepraszam, panie Hutchins, zaraz to zmiotę. – Po czym ruszyła biegiem do wyjścia i przez uchylone drzwi zawołała: – Halo, pani Hutchins, potrzebna mi szczotka!

– Przepraszam pana – powiedziała Tracy. – Powiem rodzicom, co tu zrobiła.

– Nie ma potrzeby, Tracy. Myślę, że zachowałaś się bardzo właściwie i twoja siostra dostała nauczkę. Ale taka przecież jest nasza Sara, prawda? Dzięki niej nikt się tu nie nudzi.

– Czasem aż za bardzo – mruknęła Tracy. – Ale staramy się ją trochę przyhamować.

– Och, nie robiłbym tego. Dzięki temu Sara jest naszą Sarą.

* * *

Tracy usłyszała trąbienie, spojrzała w lusterko wsteczne i dostrzegła mężczyznę w kabinie zdezelowanego pick-upa, który wyciągniętą ręką wskazywał na zawieszony nad jezdnią sygnalizator. Światło paliło się już na zielono.

Minęła budynek kina, nad którego wejściem wisiała podziurawiona kamieniami markiza, a okna, gdzie niegdyś wywieszano plakaty reklamujące bieżące i przyszłe atrakcje ekranowe, były zabite dyktą. We wnęce za kasą biletową wiatr podrywał stare gazety i śmieci. Reszta parterowych i jednopiętrowych domów z cegły i kamienia, tworzących centrum Cedar Grove, była w podobnym stanie. W połowie zaślepionych okien widniały tablice „Na wynajem”; w oknie chińskiego baru, który zastąpił niegdysiejszy sklep sieci Five ‘n’ Dime, wisiało menu specjalnego zestawu obiadowego za sześć dolarów od osoby; w lokalu dawnego zakładu fryzjerskiego Freda Digasparro działał charytatywny sklep ze starzyzną, choć przy wejściu wciąż jeszcze obracał się stary walec z biało-czerwoną spiralą. Napis w oknie kawiarni reklamował kawy na bazie espresso, ale na murze nad nim nadal widniał wyblakły napis „Dom Handlowy Kaufmana”.

Tracy skręciła w prawo w Drugą Aleję i kawałek dalej wjechała na parking przed cofniętym w głąb budynkiem. Wymalowany na czarno napis na szklanych drzwiach Biura Szeryfa Cedar Grove nie spłowiał i wyglądał tak jak kiedyś, jego wygląd nie budził w niej jednak żadnych ciepłych wspomnień.

Grób mojej siostry

Подняться наверх