Читать книгу Wojownik Altaii - Robert Jordan - Страница 4

Przedmowa

Оглавление

Przedmowa

-

Prawa do Wojownika Altaii były sprzedawane dwukrotnie, a jednak powieść nie ukazała się w druku. Aż do teraz.

Jak mogło do tego dojść?

„Zbliżcie się i posłuchajcie”, jak powiedziałby Wulfgar.

Rękopis po raz pierwszy przeczytałam w 1978 roku — ponad czterdzieści lat temu — mniej więcej rok po tym, jak przeniosłam się z Nowego Jorku do Charlestonu, mojego rodzinnego miasta. Wcześniej pracowałam jako dyrektor ds. wydawniczych Ace Books (wydawcą był wtedy Tom Doherty) i miałam podpisaną jednostronicową umowę z człowiekiem, który nazywał się Richard Gallen i odgrywał niemałą rolę przy zakładaniu małych domów wydawniczych, z czego wówczas nie zdawałam sobie sprawy. Zgodnie z tą umową miałam wyszukiwać pisarzy, Gallen natomiast miał w nich inwestować, płacąc zaliczki, a na koniec mieliśmy dzielić się zyskami. Zyskami? Tak, tak… Ale to zupełnie inna historia.

No więc gdzie się szuka pisarzy? W księgarni! Przeszłam się do sklepu przedstawiciela handlowego lokalnego czasopisma, w którym można było kupić tanie książki i czasopisma ukazujące się w okolicy. Kierowniczka sklepu powiedziała mi, że owszem, jest taki jeden gość, który przychodzi kupować książki, i że sam coś pisze. Nie pamiętała, jak się nazywa.

Poprosiłam ją o kartę katalogową i ołówek, zapisałam na niej moje nazwisko i numer telefonu, a potem poprosiłam, żeby przekazała ją temu człowiekowi, kiedy znowu przyjdzie do księgarni. Zrobiła to.

Podobno wytrzeszczył oczy — karta katalogowa zapisana ołówkiem? — i już miał ją podrzeć, kiedy ta kobieta powiedziała mu, że jestem byłym dyrektorem ds. wydawniczych Ace Books. I że szukam pisarzy — najlepiej jakiejś nowej Kathleen Woodiwiss, pisarki, która z powodzeniem pisała perwersyjne romansidła typu bodice ripper1 przeznaczone dla kobiet.

Zadzwonił. Potem, już w drodze na spotkanie ze mną, wymyślił zarys fabuły do romansu bodice ripper. Matko Boska, ależ to było okropne! Pamiętam tylko, że w obowiązkowej scenie seksualnej brała udział kaczka. Podziękowałam mu, nie mogąc się doczekać, kiedy sobie pójdzie. Okazało się jednak, że miał w sobie więcej estrogenu niż Conan Barbarzyńca.

Minął rok. Bez mojej wiedzy w sierpniu 1977 roku sprzedał Wojownika Altaii wydawnictwu DAW Books. A jednak nie spodobała mu się treść umowy i zażądał w niej jakichś zmian. DAW wycofało ofertę we wrześniu 1977. Pierwsza sprzedaż, pierwsze ponowne przejęcie praw.

Po tych ośmiu miesiącach miałam zastój, więc przewertowałam swój wizytownik w poszukiwaniu jakichś pomysłów. Zadzwoniłam do niego. Powiedział, że napisał fantasy o barbarzyńskim plemieniu, zatytułowaną Wojownik Altaii. Odparłam, że zajrzę do jego opowieści. Wkrótce okazało się, że ma ona początek, środek i zakończenie. Była po prostu dobra.

Tymczasem Tom Doherty zgodził się, by Ace stało się dystrybutorem książek z mojego imprintu. Tom zatrudniał znakomitego redaktora science fiction, Jima Baena, i stwierdziłam, że za nic nie chciałby, aby Wojownik Altaii został wydany przeze mnie.

Przesłałam więc tekst Tomowi z pytaniem, czy zechciałby wydać go w Ace Books. Baen kupił powieść w 1979 roku. To znaczy tak jakby kupił. Umowa nosiła datę z kwietnia 1980 roku. Druga sprzedaż.

W tym czasie Ace bynajmniej nie próżnowało. Stało się częścią „Berkley Publishing Group, Publishers of Berkley, Jove, Aace Science Fiction, Charter, Tempo i Second Chance”. Wśród ludzi z branży krążyły pogłoski, jakoby jakaś telefonistka odebrała telefon, mówiąc „PacMan Books”, i kilka godzin później już była bez pracy.

W każdym razie szefowa działu redakcji SF w tym problematycznym przedsiębiorstwie powiedziała, że książka wymaga kilku poprawek. Odpisał jej wtedy: „Po prostu określcie dokładnie, co mam z nią zrobić”, ale nie doczekał się odpowiedzi.

Napisał do niej w styczniu 1983 roku: „Mój rękopis zaczyna już zapewne u was gnić gdzieś głęboko w szufladzie. W ten sposób nigdy do niczego nie dojdziemy”. Berkley wycofało się z umowy w czerwcu 1983 roku.

Cofnijmy się teraz do 1979 roku.

Robert Jordan — który wtedy nazywał się jeszcze James Oliver Rigney Junior i właśnie miał się przeobrazić w Reagana O’Neala — powiedział mi, że ma jakieś nowe pomysły. Wyznaczyłam mu datę spotkania. Zjawił się za wcześnie — akurat gdy byłam umówiona z kobietą, która chciała napisać powieść o tym, jak Józef z Arymatei zabrał małego Jezusa do zachodniej Anglii. Wiedziałam o niej, że ma sporą wiedzę, i liczyłam, że zechce napisać powieść historyczną z akcją rozgrywającą się w Karolinie Południowej, byle nie w czasach wojny secesyjnej, i powiedziałam to w obecności Rigneya.

Oświadczył wtedy, że sam chętnie napisałby powieść osadzoną w Karolinie Południowej w czasach wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych (jestem dość pewna, że gdy wchodził do mojego gabinetu, nie miał jeszcze o tym pojęcia). Obiecał, że następnego dnia przyśle mi zarys fabuły.

I rzeczywiście dostarczył taki szkic, opowiadający o przygodach niejakiego Michaela Fallona podczas tej wojny. Później miały powstać jeszcze dwie powieści o Fallonie i jego przygodach podczas wojny w 1812 roku i późniejszych, aż do powstania Republiki Teksasu.

Dnia 20 marca 1979 roku wręczyłam mu umowę na pierwszą powieść o Fallonie, której autor miał się nazywać Reagan O’Neal.

Transakcja została dokonana dzięki Altaii. Wielu ludzi zaczyna pisać pierwszą powieść i potem jej nie kończy, ale on dotrwał. I napisał dobrą książkę — na tle wielu innych pierwszych powieści ta naprawdę była niezła.

No i cóż… Pobraliśmy się 28 marca 1981 roku.

Niedługo potem Tom Doherty nabył prawa od Conan Properties na pierwszą powieść o Conanie, ale koniecznie chciał ją wydać w czasie premiery pierwszego filmu o Conanie, a Baen nie dysponował żadnym pisarzem, który podołałby zadaniu. Powiedziałam mu więc, że Rigney sobie poradzi. Autora zaś poprosiłam, aby ją napisał.

Nie zgodził się.

Miałam nadzieję, że Tom zapomni o sprawie, ale to uparty facet. Przyszedł do mnie kilka tygodni później.

Zaczęłam błagać Rigneya.

„Harriet, nie szantażuj mnie” (mówił o moim drżącym podbródku, świadczącym, że jestem bliska łez). „Zrobię to”.

No i zrobił. Jego dzieło, podpisane nazwiskiem „Robert Jordan”, oceniono jako „najlepszego ze współczesnych Conanów”; dzięki niemu wyrobił sobie nazwisko jako autor fantasy. No i napisał jeszcze sześć tomów.

I przez cały ten czas, kiedy pisał o Conanie, podobnie jak podczas pisania o Fallonie, wymyślał tematy, ludzi, zdarzenia i robił szkice do Koła Czasu.

Kiedy tej zimy jeszcze raz przeczytałam Wojownika Altaii, po bardzo długiej przerwie, byłam zdumiona — bo to przecież był zwiastun Koła Czasu, z mnóstwem aluzji do tego, co się zdarzy. Jedną z najbardziej oczywistych jest nazwa głównego pasma górskiego — Pacierz Świata. W Kole… to Grzbiet Świata. Przypuszczam, że nieźle się ubawicie, czytając tego nowiuteńkiego Roberta Jordana — albo może to doskonałe wino, które zdążyło już dojrzeć.

Podejdźcie i przekonajcie się sami, co chce wam powiedzieć Wulfgar.

Pozdrawiam

Harriet P. McDougal

1 Ironiczny termin (bodice ripper — z ang. „rozpruwacz gorsetów”) odnoszący się do romansów historycznych ze scenami śmiałymi obyczajowo, w których heroina jest molestowana seksualnie, lecz z czasem udziela swemu oprawcy przyzwolenia (przyp. tłum.). [wróć]

Wojownik Altaii

Подняться наверх