Читать книгу Gomorra - Roberto Saviano - Страница 7

Część pierwsza
System

Оглавление

To System zaopatrywał międzynarodowy rynek odzieżowy, bezkresny archipelag włoskiego stylu. Do każdego zakątka naszego globu dotarły firmy, ludzie i produkcja Systemu. „System” jest wyrażeniem doskonale znanym w tych rejonach, chociaż wszędzie indziej, dla tych, którzy nie pojmują mechanizmów gospodarki kryminalnej, pozostaje niezrozumiały. Tutaj słowo „kamorra” nie istnieje, jest określeniem używanym przez policję. Używanym przez prokuratorów, dziennikarzy i scenarzystów filmowych. Określeniem, które wzbudza śmiech u tych, którzy dla niej pracują, niesprecyzowanym i przestarzałym, dobrym dla badaczy historii tego zjawiska. Termin, jakiego używają członkowie klanów, to „System”. Mówią: „należę do Systemu Secondigliano”. Ten termin wiele mówi i odnosi się raczej do mechanizmu niż do struktury. Organizacja przestępcza łączy się ściśle z gospodarką, kośćcem każdego klanu jest dialektyka handlowa.

System Secondigliano kontrolował całą branżę tekstylną, peryferie Neapolu były miejscem produkcji, prawdziwym centrum przemysłowym. Wszystko, czego nie można było załatwić gdzie indziej wskutek nadmiernej sztywności prawa i przepisów regulujących kontrakty czy z powodu ograniczeń narzucanych przez prawo autorskie, na północnych peryferiach Neapolu uzyskiwano bez problemu. Dzięki autorytetowi klanów i talentom menedżerskim bossów mafijnych można było obracać astronomicznymi kapitałami, niewyobrażalnymi w jakimkolwiek aglomeracie przemysłowym działającym zgodnie z prawem. Rodziny mafijne stworzyły strukturę przemysłu tekstylnego i skórzanego, dzięki której były w stanie wyprodukować ubrania, buty, koszule identyczne z tymi, które wprowadzały na rynek wielkie włoskie domy mody.

Na tym terenie korzystano z siły roboczej o najwyższych kwalifikacjach, wykształconej w ciągu dziesiątek lat na modelach i projektach najsławniejszych dyktatorów mody włoskiej i europejskiej. Ci sami rzemieślnicy najwyższej klasy, którzy pracowali „na czarno” dla najważniejszych firm, byli angażowani przez klany. Wykonanie było perfekcyjne, a tkaniny takie same. Zamawiano je bezpośrednio w Chinach albo używano tych, które wielkie firmy wysyłały przedsiębiorstwom z szarej strefy, biorącym udział w przetargach. Fałszywki wyprodukowane przez klany z Secodigliano nie były więc żadną tandetą, nędzną imitacją, ledwo podobną podróbką, która udaje autentyk. Można je było nazwać fałszywymi oryginałami. Brakowało im tylko jednego elementu: autoryzacji firmy matki, jej znaku towarowego. Ale klany nikogo nie prosiły o żadną autoryzację, dawały ją sobie same. Zresztą dla klienta w jakiejkolwiek części świata najważniejszy był model ubioru i jego jakość. I wszystko to otrzymywał: markowy ubiór dobrej jakości, nieróżniący się niczym od oryginalnego. Klany z Secondigliano stworzyły sieć handlową obejmującą cały światowy rynek, wykupywały sklepy i krok po kroku opanowały międzynarodowy rynek odzieżowy. Nie stroniły też od dystrybucji poprzez sklepy outletowe. Wyroby o niższej jakości rozprowadzały innymi drogami: powierzały je czarnoskórym sprzedawcom ulicznym i właścicielom straganów. Żadna część produkcji nie marnowała się. Od fabryki do sklepu, od kupca detalicznego po dystrybutora – uczestniczyły w tym setki firm i zatrudnionych w nich ludzi, tysiące rąk do pracy, setki przedsiębiorców, z których każdy dałby wiele za to, by uszczknąć coś dla siebie z wielkiego odzieżowego interesu rodzin z Secondigliano. Zarządzaniem i koordynacją zajmował się Dyrektoriat. Często słyszałem to słowo. Przy każdej dyskusji w barze na temat jakiegoś interesu do zrobienia czy braku pracy słyszałem: „Dyrektoriat tak chciał” albo: „Dyrektoriat powinien coś z tym zrobić”. Wydawało mi się, że przeniosłem się w epokę napoleońską. „Dyrektoriat” to nazwa, jaką prokuratorzy z DDA, czyli Okręgowej Dyrekcji Antymafii (Direzione Distrettuale Antimafia) z Neapolu nadali strukturze finansowej i operacyjnej, w której skład wchodzili przedsiębiorcy i bossowie z różnych klanów działających na północnych peryferiach Neapolu. Ten organ zajmował się wyłącznie obrotem kapitału. Podobnie jak w przypadku pięcioosobowej grupy, do której należała władza we Francji od przewrotu 9 thermidora, Dyrektoriat reprezentował właściwą władzę całej organizacji, o wiele skuteczniejszą niż baterie artylerii i wojsko. Dyrektoriat tworzyli członkowie klanów należących do Przymierza Secondigliano, organizacji, która skupiała różne rodziny: Licciardi, Contini, Mallardo, Lo Russo, Bocchetti, Stabile, Prestieri, Bosti oraz korzystające z większej autonomii: Sarno i Di Lauro. Pod ich hegemonią znalazło się terytorium obejmujące Secondigliano, Scampię, Piscinolę, Chiaiano, Miano, San Pietro a Paterno, aż do Giugliano i Ponticelli. Federacyjna struktura, która pozwoliła na to, by klany stopniowo zdobywały coraz większą autonomię, przyczyniła się do dezintegracji tradycyjnej, organicznej struktury Przymierza. Kwestiami produkcji zajmowali się w Dyrektoriacie przedsiębiorcy kierujący takimi firmami jak Valent, Vip Moda, Vocos, Vitec, które w Casorii, Arzano czy Melito produkowały podróbki wyrobów Valentina, Ferre, Versacego i Armaniego, sprzedawane potem na całym świecie. W 2004 roku, dzięki dochodzeniu przeprowadzonemu przez prokuratora DDA z Neapolu Filippa Beatrice, udało się oszacować rozmiary imperium finansowego kamorry neapolitańskiej. Zaczęło się od drobiazgu, który mógł równie dobrze pozostać niezauważony. Jeden z bossów z Secondigliano został zatrudniony w sklepie odzieżowym Nenentz Fashion w niemieckim Chemnitz, przy Dresdner Strasse 46. Zdziwiło to śledczych. Podążając tym tropem, odkryli ogromną sieć produkcyjną i handlową zarządzaną przez klany z Secondigliano. W wyniku dochodzenia neapolitańskiego DDA, dzięki przechwyceniu informacji oraz dzięki zeznaniom „skruszonych” członków mafii, odtworzono łańcuch powiązań handlowych klanów, od hurtowni po sklepy.

Nie było miejsca, gdzie nie weszliby ze swoimi interesami. W Niemczech mieli hurtownie i sklepy w Hamburgu, Dortmundzie i Frankfurcie. Do nich należały sklepy „Laudano” w Berlinie przy Gneisanaustrasse 800 i Witzlebenstrasse 15; w Hiszpanii zainstalowali się w Barcelonie, a także w Madrycie przy Paseo de la Ermita del Santo 30; handlowali w stolicach Belgii i Austrii, w portugalskich Porto i Boavista oraz w irlandzkim Dublinie; w Londynie mieli sklep z marynarkami; byli obecni w Finlandii, Danii, w Amsterdamie, w Sarajewie i Belgradzie. Po drugiej stronie Atlantyku klany z Secodigliano zainwestowały zarówno w Kanadzie, jak w Stanach Zjednoczonych, dotarły także do Ameryki Południowej. Byli przy Jevlan Drive w Montrealu i w Woodbridge w Ontario. Ogromna sieć handlowa w USA rozprowadzała miliony par jeansów w sklepach w Nowym Jorku, Miami Beach, New Jersey, Chicago; na Florydzie posiadali praktycznie monopol. Amerykańscy pośrednicy handlowi oraz właściciele centrów handlowych chcieli załatwiać interesy bezpośrednio z agentami z Secondigliano. Dzięki przystępnym cenom ekskluzywnej mody, ubiorów projektowanych przez sławnych kreatorów, ich centra handlowe i shopping malls były pełne klientów. Znaki towarowe wyglądały perfekcyjnie.

W pewnym warsztacie na peryferiach Neapolu znaleziono matrycę do drukowania gorgony Versacego. W Secondigliano krążyła pogłoska, że rynek USA jest zasypany odzieżą wprowadzoną tam przez Dyrektoriat, co daje szansę młodym ludziom, którzy chcieliby w Stanach spróbować szczęścia w zawodzie pośrednika handlowego. Przykład firmy Vip Moda, której jeansy zapełniały sklepy w Teksasie i sprzedawane były jako spodnie Valentino, pokazał, że sukces jest możliwy i nietrudny do osiągnięcia.

Biznes rozwinął się także na drugiej półkuli. W Australii sklep „Moda Italiana Emporio” w New South Wales przy Ramay Road 28 stał się słynnym magazynem ekskluzywnej mody cenionym za wysoką jakość sprzedawanych ubrań; także w Sydney klany z Secondigliano miały swoje hurtownie i sklepy. Opanowały rynek odzieżowy w Brazylii, w Rio de Janeiro i w São Paulo. Na Kubie zamierzały otworzyć sklep dla turystów z Europy i Stanów Zjednoczonych, zaczęły też inwestować w Arabii Saudyjskiej i w krajach Maghrebu. Głównym elementem dystrybucji, na którym bazował Dyrektoriat, były hurtownie. Tak kamoryści nazywali je między sobą w rozmowach podsłuchanych przez śledczych DDA. W rzeczywistości były to ośrodki sterowania dystrybucją, ludźmi i towarami. Składowano w nich odzież wszelkiego rodzaju, stamtąd pośrednicy handlowi rozprowadzali ją po sklepach należących do klanów lub dostarczali innym kupcom detalicznym. Mechanizm znany z odległych czasów. Po drugiej wojnie światowej wędrowni kupcy z Neapolu, tzw. magliari, zasypali pół świata skarpetkami, koszulami i marynarkami, które nosili kilometrami w wyładowanych torbach. Stosując na szerszą skalę ich handlowe doświadczenia, współcześni magliari stali się świetnymi agentami handlowymi, zdolnymi sprzedać wszystko i wszędzie: na podmiejskim targu i w centrum handlowym, na parkingu i na stacji benzynowej. Zdolniejsi wspięli się o szczebel wyżej i zaopatrywali bezpośrednio sklepy większymi partiami towaru. Wyniki śledztwa DDA wykazały, że niektórzy biznesmeni, dla zagwarantowania sprawniejszej dystrybucji, zapewniali swoim przedstawicielom, tym współczesnym magliari, kompletne zaplecze logistyczne. Zadatkowywali koszty podróży i noclegów, wyposażali ich w ciężarówki i samochody, w razie aresztowania zapewniali im pomoc prawną. I oczywiście inkasowali dochód ze sprzedaży. W ciągu roku każda rodzina osiągała zysk wysokości około trzystu milionów euro.

Wielkie firmy mody włoskiej zaczęły protestować przeciw zalewaniu rynku podróbkami przez klany z Secondigliano dopiero wtedy, gdy Antymafia odkryła cały ten proceder. Wcześniej nie zrealizowały żadnej kampanii reklamowej przeciw klanom, nie podały ich do sądu, nie poinformowały prasy o szkodach, jakie przynosiła im równoległa produkcja. Trudno zrozumieć, dlaczego sławne domy mody nigdy nie wystąpiły przeciw klanom. Przyczyny mogą być różne. Zgłoszenie przestępstwa byłoby równoznaczne z rezygnacją z taniej siły roboczej w Kampanii i Apulii. Rodziny mafijne bez wątpienia zamknęłyby im dostęp do zagłębia produkcji tekstylnej wokół Neapolu i przeszkadzałyby we współpracy z fabrykami z Europy Wschodniej i Dalekiego Wschodu. Zgłoszenie przestępstwa zaszkodziłoby bezpośrednim kontaktom handlowym, jako że liczne sklepy znajdowały się w gestii kamorry. Dystrybucja, pośrednictwo handlowe i transport w wielu rejonach były pod całkowitą kontrolą mafii. Zgłaszając przestępstwo, sławne domy mody musiałyby się więc liczyć ze wzrostem kosztów dystrybucji. Zresztą równoległa produkcja markowej odzieży przez przedsiębiorców z Secondigliano nie przynosiła szkody wizerunkowi wielkich firm. Klany tylko wykorzystywały ich charyzmę, ich prestiż. Producenci podróbek nie zniekształcali oryginalnych wzorów, nie obniżali standardów jakości. Nie robili konkurencji wielkim firmom, a tylko popularyzowali ubrania, których ceny były i tak zbyt wygórowane dla szerszej klienteli. Popularyzowali markę. Jeżeli mało kto nosi ubiory zaprojektowane przez sławnych kreatorów, jeżeli można je zobaczyć tylko na żywych manekinach podczas pokazów mody, popyt powoli wygasa, a i prestiż słabnie. Poza tym w zakładach krawieckich na peryferiach Neapolu szyto sukienki i marynarki w rozmiarach, których sławne firmy nie produkowały ze względu na image. Dla klanów zaś nie istniał problem image’u, liczył się tylko zarobek. Rodziny mafijne z Secondigliano, dzięki zyskom ze sprzedaży fałszywych oryginałów oraz z handlu narkotykami, mogły sobie pozwolić na kupno nieruchomości: sklepów i centrów handlowych, w których coraz częściej mieszały się ubrania oryginalne i podrabiane, bez możliwości odróżnienia jednych od drugich. System w jakiś sposób wspierał imperium mody, wykorzystując kryzys rynkowy. Dzięki Systemowi marka „made in Italy” stawała się coraz bardziej popularna w świecie. A System zarabiał na tym kolosalne sumy.

W Secondigliano zrozumiano, że dzięki gęstej międzynarodowej sieci punktów sprzedaży można robić świetne interesy, wcale nie gorsze niż na narkotykach. Zresztą kanały dystrybucji produkcji tekstylnej często przydawały się także do rozprowadzania środków odurzających. Przedsiębiorczość Systemu nie ograniczyła się do przemysłu odzieżowego, zaczęto inwestować także w technologię. Według danych zebranych podczas dochodzenia w 2004 roku klany sprowadzały z Chin sprzęt high-tech, który potem rozprowadzały w swojej sieci w krajach europejskich. Europa miała opakowanie: markę, tradycję, reklamę; Chiny dawały zawartość: gotowy produkt wytworzony przez tanią siłę roboczą z materiałów za śmiesznie niskie ceny. Kamorra połączyła te dwa elementy i stała się bezkonkurencyjna na wszystkich rynkach. Klany zauważyły, że obecny system gospodarczy goni resztkami sił, zaczęły więc śledzić szlaki przetarte przez firmy, które przeniosły swoje inwestycje z południowych włoskich prowincji do Chin. Mafijni przedsiębiorcy wytypowali kilka chińskich ośrodków przemysłowych, które produkowały dla wielkich zachodnich firm. Zdecydowali się zamawiać duże ilości sprzętu dobrej jakości i sprzedawać je w Europie ze znakiem firmowym, oczywiście fałszywym, który podniesie atrakcyjność towaru. Nie od razu zaufali dostawcom; podobnie jak przy większych dostawach kokainy, także w tym wypadku przetestowali najpierw na rynku niewielką ilość towaru produkowanego przez chińskie fabryki, z którymi nawiązali współpracę i dopiero kiedy upewnili się co do jego jakości, rozkręcili najlepiej prosperujący międzykontynentalny interes w historii zorganizowanej przestępczości. Cyfrowe aparaty fotograficzne i kamery wideo, ale także narzędzia i maszyny przemysłowe: wiertarki, młoty pneumatyczne, szlifierki, obrabiarki. Wszystkie były sprzedawane ze znakami „Boscha”, „Hammera”, „Hilti”. Boss z Secodigliano, Paolo Di Lauro, zaczął sprowadzać aparaty fotograficzne z Chin dziesięć lat przed tym, jak Confindustria, czyli włoska izba przemysłowa, zdecydowała się na zacieśnienie stosunków gospodarczych ze Wschodem. Klan Di Lauro wprowadził na rynki Europy Wschodniej tysiące modeli ze znakami „Canona” i „Hitachi”. W ten sposób przedmioty, na które wcześniej mogła pozwolić sobie jedynie klasa średnia i wysoka, teraz, dzięki kamorze, były w zasięgu każdego. Klany przywłaszczały sobie jedynie znaki firmowe, żeby łatwiej wejść na rynek, ale oferowane przez nich produkty były praktycznie identyczne.


Inwestycje w Chinach klanów Di Lauro i Contini, które wyszły na jaw podczas śledztwa przeprowadzonego w 2004 roku przez DDA, dowodzą dalekowzroczności ich bossów. Skończyła się epoka wielkich struktur mafijnych. Nowa Kamorra Zorganizowana (La Nuova Camorra Organizzata) powołana przez Raffaele Cutola w latach 80. była czymś w rodzaju ogromnego przedsiębiorstwa albo scentralizowanej korporacji. Potem nadeszła epoka Nowej Rodziny (La Nuova Famiglia) Carmine Alfieriego i Antonia Bardellina, o strukturze federacyjnej, w której poszczególne rodziny były finansowo niezależne, związane tylko wspólnymi interesami. Jednak także ta organizacja chorowała na przerost strukturalny.

W obecnych czasach uelastycznienie gospodarki spowodowało rozbicie tych wielkich organizacji na małe, wyspecjalizowane grupy bossów-menedżerów, cieszących się silną pozycją w strefie finansowej oraz prestiżem społecznym, którzy w razie potrzeby mogą liczyć na kolaborację setek ludzi. Kamorra ma strukturę horyzontalną i jest o wiele elastyczniejsza niż cosa nostra, dużo bardziej otwarta na nowe sojusze niż kalabryjska ’ndrangheta, skłonna przyjmować nowe klany w swoje szeregi, gotowa stosować nowe strategie i wchodzić na nowe rynki. Podczas dziesiątek akcji policyjnych w ostatnich latach stwierdzono, że mafia sycylijska i ’ndrangheta korzystały z pośrednictwa kamorry przy zaopatrywaniu się w większe partie narkotyków. Kamorra neapolitańska dostarczała heroinę i kokainę w konkurencyjnych cenach i kupowanie od jej dostawców było często tańsze, a na pewno wygodniejsze, niż bezpośrednie kontakty z handlarzami z Ameryki Południowej czy Albanii.

Mimo zmian w strukturze klanów kamorra jest najliczniejszą organizacją przestępczą Europy. Na jednego członka mafii sycylijskiej przypada pięciu kamorystów, w przypadku ’ndranghety ten stosunek wynosi jeden do ośmiu. Trzy-cztery razy więcej członków niż w innych organizacjach. Dzięki temu, że uwaga medialna nieustannie skupia się na sycylijskiej cosa nostrze i podkładanych przez mafię bombach, kamorra pozostaje w cieniu i jest praktycznie nieznana. W związku z przekształceniami wewnątrz grup przestępczych w duchu postfordyzmu klany neapolitańskie zaprzestały tradycyjnej praktyki opłacania rzeszy „podopiecznych”. Rezultatem jest wzrost drobnej przestępczości w mieście. Rodziny mafijne nie muszą już sprawować ścisłej kontroli na ulicach, a przynajmniej nie zawsze. Kamorra robi swoje najważniejsze interesy poza Neapolem.

Akta dochodzeniowe neapolitańskiej Prokuratury Antymafii wykazują, że zamiana struktury kamorry na federacyjną oraz uelastycznienie jej metod działania wpłynęły także na charakter samych rodzin mafijnych. Obecnie działają raczej jak spółki gospodarcze niż jak grupy związane dyplomatycznym przymierzem czy trwałym paktem. Zmiana strategii działania jest reakcją kamorry na nowe wymogi, jakie stawia przedsiębiorstwom rynek: muszą dysponować mobilnym kapitałem, inwestować w nieruchomości, niezależnie od ich lokalizacji i sytuacji politycznej kraju, w jakim się znajdują, muszą też być przygotowane na szybkie zakładanie i rozwiązywanie spółek. Klany nie mają już potrzeby zrzeszać się w megaorganizacje. Dzisiaj kilka osób może wspólnie kraść, napadać i rozbijać wystawy sklepowe, nie ryzykując, jak to było w przeszłości, że kamorra wessie je lub krwawo się z nimi rozprawi. Członkowie band, które działają w Neapolu, często widzą w przestępstwie nie tylko sposób na napełnienie portfela, zakup luksusowego auta czy zapewnienie sobie na jakiś czas wygodnego życia. Zdają sobie sprawę, że od wielkości ich grupy, liczby i brutalności akcji zależą ich szanse na stałą współpracę z kamorrą – a wtedy mogliby raz na zawsze polepszyć swoją sytuację finansową. W szeregach kamorry znajdziemy zarówno grupy, które dopiero od niedawna przyssały się do niej jak wygłodniałe pijawki, uniemożliwiając prawidłowy rozwój gospodarczy, oraz awangardowe konsorcja prowadzące interesy na najwyższym poziomie. Te dwie krańcowe, choć często uzupełniające się kategorie rozdzierają epidermę miasta. W Neapolu okrucieństwo jest najtrudniejszym, ale i najpewniejszym sposobem na osiągnięcie sukcesu. Atmosfera miasta w stanie wojny, którą wchłania się wszystkimi porami, ma zapach stęchłego potu, jakby ulice były salą treningową pod otwartym niebem, w której ćwiczy się sztukę kradzieży, rabunku i napadów z bronią w ręku, a także gimnastykę władzy i biegi po sukces finansowy.

System urósł jak ciasto drożdżowe pozostawione w stęchłym cieple peryferii. Władze miasta i regionu sądziły, że przeszkodzą temu, nie robiąc interesów z klanami. Ale to nie wystarczyło. Zlekceważono niebezpieczeństwo, nie doceniono miejscowych rodzin, uznając ich działania za tylko jeden z wielu przejawów degeneracji peryferii, i tym sposobem Kampania stała się regionem o największej ilości gmin znajdujących się pod stałą kontrolą organów bezpieczeństwa z powodu infiltracji przez mafię. Od 1991 do dzisiaj odwołano 71 władz gminnych w Kampanii. W samej tylko prowincji Neapolu rozwiązano rady gminne w Pozzuoli, Quarto, Marano, Melito, Portici, Ottaviano, San Giuseppe Vesuviano, San Gennaro Vesuviano, Terzigno, Calandrino, Sant’Antimo, Tufino, Crispano, Casamarciano, Nola, Liveri, Boscoreale, Poggiomarino, Pompei, Ercolano, Pimonte, Casola di Napoli, Sant’Antonio Abate, Santa Maria la Carita, Torre Annunziata, Torre del Greco, Volla, Brusciano, Acerra, Casoria, Pomigliano d’Arco, Frattamaggiore. To bardzo dużo. O wiele więcej niż w innych regionach Włoch; na przykład na Sycylii rozwiązano 44, w Kalabrii 34, a w Apulii tylko 7 rad gminnych. Tylko 9 gmin na 92 w prowincji Neapolu nigdy nie było administrowanych przez narzucone z zewnątrz komisje, nie doświadczyło okresów stałego monitoringu i nadzwyczajnych kontroli. Klany decydowały o planach zagospodarowania przestrzennego, miały swoich ludzi w miejscowych placówkach służby zdrowia; firmy należące do klanów wykupywały tereny rolnicze na chwilę przed przekształceniem ich w działki budowlane, po czym stawiały na nich centra handlowe, organizowały festyny ludowe pod egidą gminy, monopolizowały sektor usług, od szkolnych stołówek po sprzątanie obiektów publicznych, od komunikacji po wywóz śmieci.

Nigdy jeszcze nie zanotowano tak wszechobecnej i potężnej obecności mafii w życiu gospodarczym regionu, jak w ostatnich dziesięciu latach w Kampanii. Klany należące do kamorry nie potrzebują lokalnych polityków jak mafijne grupy na Sycylii, to politycy potrzebują Systemu. Strategia kamorry w Kampanii zakłada, że do interesów nie miesza się polityków na eksponowanych stanowiskach, którymi interesują się media. Nie zmusza się ich do biernego współudziału czy milczącego przyzwolenia Za to na prowincji, w małych miejscowościach, gdzie klany potrzebują wsparcia zbrojnego, osłony dla ukrywających się członków kamorry, kamuflażu dla co ryzykowniejszych operacji finansowych, związki między politykami a rodzinami mafijnymi są bliższe. Klany docierają do organów władzy przez swoje imperium gospodarcze. I to wystarczy, żeby panować nad wszystkim.


Twórcami przemiany Secondigliano i Scampii z biednych peryferyjnych osiedli w centrum dowodzenia kryminalną przedsiębiorczością byli członkowie rodziny Licciardi. Ich ośrodek operacyjny w Masserii Cardone to naprawdę niedostępna forteca. Bossem, który rozpoczął dzieło transformacji Secondigliano, był Gennaro Licciardi, ’A Scigna, czyli „małpa”, jak nazywano go w dialekcie neapolitańskim. Fizycznie rzeczywiście podobny był do goryla lub orangutana. Pod koniec lat 80. reprezentował w Secondigliano interesy Luigiego Giulianiego, bossa Forcelli, centralnej dzielnicy Neapolu. Wówczas pracę na peryferiach miasta bez wielkich centrów handlowych i sklepów, z których byłoby można ściągać haracze, uważano za zesłanie. Jednak Licciardi przewidział, że to miejsce może stać się ważnym węzłem handlowym w nielegalnym obrocie narkotykami, bazą transportową organizacji przestępczych oraz zagłębiem taniej siły roboczej. Przewidział też, że wkrótce na tym terenie wraz z rozwojem miasta wyrosną rusztowania i place budowy nowych osiedli mieszkaniowych. Gennaro Licciardi nie zdążył zrealizować wszystkich swoich pomysłów. Zmarł w więzieniu w wieku trzydziestu ośmiu lat na banalną przepuklinę pępkową; wstydliwy koniec dla bossa. Tym bardziej że w młodości wyszedł żywy, pomimo szesnastu ciosów nożem, z bójki między członkami Nowej Kamorry Zorganizowanej Cutola i Nowej Rodziny, która wywiązała się w celi pod specjalnym nadzorem w samym gmachu sądu w Neapolu.

Rodzina Licciardi przekształciła miejsce, które dotąd jedynie dostarczało taniej siły roboczej, w centrum rozprowadzania narkotyków, w prężne przedsiębiorstwo kryminalne o zasięgu międzynarodowym. Tysiące osób zostały zaangażowane do współpracy z kamorrą, wciągnięte w tryby Systemu. Przemysł tekstylny i narkotyki. A przede wszystkim obrót handlowy. Z chwilą śmierci Gennara ’A Scigni władzę nad wojskiem kamorry przejęli jego bracia, Pietro i Vincenzo, ale o finansach w klanie decydowała Maria, nazywana ’A Piccerella, czyli „malutka”.

Po upadku muru berlińskiego Pietro Licciardi przeniósł większość inwestycji, legalnych i nielegalnych, do Pragi i Brna. Do Republiki Czeskiej weszła kamorra z Secondigliano; przedsiębiorcy z nią związani, powtarzając strategię produkcji na peryferiach, zainwestowali tam, by zdobyć rynek niemiecki. Pietro Licciardi miał wszelkie cechy wytrawnego menedżera, a poza tym zachowywał się tak, jakby uważał cały świat za trochę większe Secondigliano. Ze względu na jego despotyczne, aroganckie zachowanie nazywano go Cesarzem Rzymskim. W Chinach otworzył sklep z ubiorami, handlowy pied-à-terre na Tajwanie, który miał mu pomóc w spenetrowaniu tamtejszego rynku, Licciardi nie zamierzał bowiem ograniczać się jedynie do wykorzystywania tamtejszej siły roboczej. W czerwcu 1999 roku został aresztowany w Pradze. Jego metody działania były szczególnie okrutne. W 1998, podczas konfliktu między klanami z peryferii i rodzinami z historycznego centrum miasta, zlecił podłożyć bombę w samochodzie zaparkowanym przy via Cristallini w dzielnicy Sanità. Wybuch bomby miał ukarać mieszkańców dzielnicy, a nie tylko członków klanu. Kiedy samochód wyleciał w powietrze, kawałki blachy i szkła zraniły trzynaście przypadkowych osób. Za to właśnie został zatrzymany, ale zabrakło dowodów, więc uniewinniono go. We Włoszech klan Licciardi przeniósł interesy w branży tekstylnej i odzieżowej do Castelnuovo del Garda w regionie Veneto. Niedaleko stamtąd, w Portogruaro zaaresztowano Vincenza Pernice, szwagra Pietra Licciardiego, a razem z nim kilku współpracowników klanu, między innymi Renata Peluso, zameldowanego właśnie w Castelnuovo del Garda. Miejscowi handlowcy i przedsiębiorcy, mający powiązania z klanem, pomogli Pietrowi Licciardiemu ukrywać się przed wymiarem sprawiedliwości, czym zadeklarowali swoją pełną przynależność do organizacji przestępczej. Oprócz talentu do biznesu, Licciardi dysponowali także siłami zbrojnymi. Po aresztowaniu Pietra i Marii na czele klanu stanął Vincenzo, boss ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości. W jego gestii znajdują się aktualnie zarówno działania finansowe, jak i militarne klanu.

Klan Licciardi był zawsze szczególnie mściwy. Krwawo pomścił śmierć Vincenza Esposito, siostrzeńca Gennara Licciardiego zabitego w 1991 roku, w wieku dwudziestu jeden lat. Stało się to w dzielnicy Monterosa, znajdującej się pod kontrolą rodziny Prestieri należącej do Przymierza Secondigliano. Vincenza Esposito nazywano Il Principino, czyli „książątko” z racji jego powiązań rodzinnych z „monarchią” rządzącą w Secondigliano. Tego dnia przyjechał do Monterosa na skuterze, żeby znaleźć odpowiedzialnych za niewłaściwe potraktowanie na tym właśnie terenie kilku jego przyjaciół. Miał na głowie kask, możliwe więc, że zastrzelono go przez pomyłkę. Licciardi oskarżyli o to zabójstwo klan Di Lauro, z którym rodzina Prestieri miała silne powiązania. Według zeznań „skruszonego” kamorysty, Luigiego Giuliano, to rzeczywiście Di Lauro przyczynił się do zlikwidowania „Książątka”, który przeszkadzał mu w niektórych interesach. Jakikolwiek był motyw tego morderstwa, pozycja rodziny Licciardi była na tyle silna, ze zmusili klany związane z tą sprawą do zlikwidowania osób, które mogły być odpowiedzialne za śmierć Vincenza Esposito. Odbyła się czystka, w wyniku której zginęło czternaście osób w różny sposób zamieszanych w śmierć młodego dziedzica.

System zmienił też stare zasady wymuszania haraczów i lichwy. Bossowie zauważyli, że banki są mało elastyczne, a handlowcy potrzebują gotówki, wyszli więc naprzeciw ich potrzebom i stali się pośrednikami między dostawcami a kupcami. Właściciele sklepów płacą za towar gotówką albo wekslami. Za gotówkę cena towaru jest niższa o połowę lub nawet o dwie trzecie, więc handlowcy, podobnie jak dostawcy, wolą ten sposób zapłaty. I tutaj z pomocą przychodzi klan, udzielając pożyczki oprocentowanej średnio na poziomie 10 procent. W ten sposób automatycznie tworzy się coś w rodzaju spółki, w którą wchodzi kupiec, dostawca towaru oraz ukryty finansista, czyli klan. Dochody z działalności dzielone są po połowie, ale jeśli kupiec popadnie w wielkie długi, sklep przechodzi na własność klanu, a były właściciel zostaje tylko figurantem, który otrzymuje od klanu miesięczną pensję. Klany nie postępują jak banki, które zabierają wszystko zadłużonym. Pozwalają tym, którzy utracili swoją własność, pracować dalej na rzecz klanu, wykorzystując ich umiejętności i doświadczenie. Według zeznań jednego ze „skruszonych” członków mafii zebranych podczas dochodzenia DDA w 2004 roku, 50 procent sklepów w samym Neapolu jest współadministrowanych przez kamorrę.


Obrazki znane z filmu Nanniego Loya Mi manda Picone (Przysyła mnie Picone) z posłańcem, który w imieniu mafii chodzi od drzwi do drzwi na Boże Narodzenie, Wielkanoc oraz święto Matki Boskiej Zielnej i zbiera haracze dla swoich bossów, należą do przeszłości. W ten sposób funkcjonują już tylko klany najpośledniejszego gatunku, które nie potrafią robić większych interesów. Wszystko się zmieniło. Rodzina Nuvoletta z Marano, leżącego na północnych peryferiach Neapolu, wprowadziła znacznie sprawniej działający i skuteczniejszy model tego procederu. Opierał się on na obustronnej korzyści, a przede wszystkim na zmonopolizowaniu zaopatrzenia. Giuseppe Gala nazywany Showmanem stał się jednym z najwyżej cenionych agentów handlowych w sektorze spożywczym. Pracował dla tak sławnych firm jak Bauli czy Van Holten i poprzez Vip Alimentari zdobył wyłączność na reprezentowanie Parmalatu w Marano. W rozmowie telefonicznej podsłuchanej przez DDA w Neapolu jesienią 2003 roku Gala chwalił się: „Załatwiłem ich wszystkich, teraz my jesteśmy najsilniejsi na rynku”.

Rzeczywiście, firmy, dla których pracował, miały gwarancję, że będą obecne na całym obsługiwanym przez niego terytorium, i że będą otrzymywać liczne zamówienia. Także dla właścicieli sklepów i supermarketów współpraca z Peppe Galą była bardzo korzystna. Oferował wyższe rabaty na towar niż inni pośrednicy handlowi, miał bowiem swoje metody, by uzyskać je od producentów i dostawców. Dzięki przynależności do Systemu, który kontrolował również transport, Showman mógł zapewnić swoim kontrahentom niskie ceny i szybkie dostawy.

Klan nie narzuca towarów na siłę, nie stosuje zastraszania, tylko kusi popłatnością swoich usług. Firmy, które reprezentował Peppe Gala, twierdziły, że były ofiarami kamorry, że musiały przyjmować narzucone przez nią warunki. Jednak z danych, którymi dysponuje Izba Handlowa, wynika, że przedsiębiorstwa, które w latach 1998–2003 korzystały z usług Gali, nieźle na tym wyszły, zanotowały bowiem roczny wzrost sprzedaży wysokości od 40 do 80 procent. Peppe Gala miał też pomysły na rozwiązanie problemu płynności finansowej klanów. Na przykład w okresie Bożego Narodzenia narzucił dodatkową marżę na tradycyjne świąteczne ciasto panettone, a nadwyżkę przeznaczył na „trzynastkę” dla rodzin uwięzionych członków klanu Nuvoletta. Jego sukcesy przyniosły mu jednak więcej szkody niż pożytku. Według zeznań „skruszonych” kamorystów, starał się o prawo wyłączności także w handlu narkotykami. Rodzina Nuvoletta nie chciała o tym nawet słyszeć. Znaleziono go w styczniu 2003 roku spalonego żywcem w swoim samochodzie.

Rodzina Nuvoletta jest jedyną spoza Sycylii, która weszła do „kopuły” sycylijskiej cosa nostry. Nie tylko z nią współpracuje, ale jest strukturalnie powiązana z klanem Corleonesi, najpotężniejszym w łonie mafii. Cieszy się też na Sycylii niemałym autorytetem. Może o tym świadczyć fakt, że – jeśli wierzyć zeznaniom „skruszonego” Giovanniego Brusci – kiedy cosa nostra pod koniec lat 90. zaczęła organizować akcję podkładania bomb, poproszono kamorystów z Marano o zdanie na temat tych zamierzeń oraz o konkretną pomoc. Nuvoletta uznali ten pomysł za szaleńczy, służący raczej wyświadczeniu przysługi niektórym politykom niż wymiernym korzyściom militarnym. Odmówili udziału w zamachach bombowych, odmówili także wsparcia logistycznego dla zamachowców. Odmowa uszła im na sucho, bez jakichkolwiek konsekwencji. Później sam Totò Riina prosił bossa Angela Nuvolettę o pomoc w skorumpowaniu prokuratorów jego pierwszego maksiprocesu, ale i tym razem klan z Marano nie pomógł „żołnierzom” z Corleone.

W latach wojny domowej w Nowej Rodzinie, po zwycięstwie nad bossem Cutolo, członkowie klanu Nuvoletta wezwali zabójcę sędziego Falcone, Giovanniego Bruscę, bossa z San Giovanni Jato, by zlecić mu likwidację pięciu osób w Kampanii. Ciała dwóch z nich miały być rozpuszczone w kwasie. Wezwali go, jak wzywa się hydraulika, on sam opowiedział prokuratorom, co musiał zrobić, by po Luigim i Vittoriu Vastarellich nie został najmniejszy ślad:

„Zleciliśmy, żeby kupiono dla nas 100 litrów kwasu solnego, potrzebne nam też były blaszane beczki o pojemności 200 litrów, których zwykle używa się do przechowywania oliwy, tyle tylko że musiały mieć obciętą wierzchnią część. Z naszego doświadczenia wiedzieliśmy, że w każdym pojemniku musi być 50 litrów. Mieliśmy zlikwidować dwóch ludzi, kazaliśmy więc przygotować dwie beczki”.


Rodzina Nuvoletta we współpracy z rodzinami Nettuno i Polverino wprowadziła rewolucyjne zmiany do systemu finansowania narkobiznesu. Stworzyli swoisty ludowy akcjonariat. Dochodzenie DDA z Neapolu w 2004 roku wykazało, że klan poprzez pośredników rozprowadził coś w rodzaju akcji na zakup kokainy. I tak emeryci, urzędnicy czy drobni przedsiębiorcy mogli zainwestować swoje pieniądze w narkoakcje. Kto jednego dnia wykładał na przykład 600 euro na kokainę, po miesiącu dostawał podwójną sumę. Nikt nie otrzymywał żadnych gwarancji poza słowem pośrednika, ale takie inwestycje były zawsze opłacalne. Ryzyko utraty pieniędzy było minimalne, a prawdopodobny zysk ogromny, zwłaszcza w porównaniu z odsetkami w bankach. Jedyna trudność polegała na zorganizowaniu całego tego procederu, ponieważ dla uniknięcia większej wpadki i uniemożliwienia konfiskaty, przechowywanie mniejszych partii kokainy powierzano często samym inwestorom. Tym sposobem kamorra powiększyła kapitał inwestycyjny, a jednocześnie włączyła w swoją działalność reprezentantów klasy średniej, rozgoryczonych miernymi efektami oszczędzania w bankach, którzy nie mieli dotąd nic wspólnego z organizacjami kryminalnymi. Rodziny Nuvoletta i Polverino usprawniły także system detalicznej dystrybucji narkotyków. Na ich terenie nowymi punktami zaopatrzenia w kokainę stały się zakłady fryzjerskie oraz salony piękności. Za pieniądze z handlu narkotykami, na nazwiska figurantów, nabywano mieszkania, hotele, udziały w spółkach usługowych, prywatne szkoły, a nawet galerie sztuki.

Największe operacje finansowe rodziny Nuvoletta koordynował, według zeznań „skruszonych”, Pietro Nocera. Był jednym z najbardziej wpływowych menedżerów na terytorium, jeździł ferrari, latał prywatnym samolotem. Sąd w Neapolu zdecydował w 2005 roku o zajęciu należących do niego nieruchomości i udziałów wartości ponad 30 milionów euro; w rzeczywistości było to tylko 5 procent jego imperium finansowego. Świadek koronny Salvatore Speranza zeznał, że Nocera zarządzał wszystkimi finansami klanu Nuvoletta i zajmował się „inwestowaniem pieniędzy organizacji w tereny i budownictwo”. Nuvoletta lokowali swój kapitał w prowincjach: Emilii-Romanii, Wenecji Euganejskiej, Marche i Lacjum poprzez spółdzielnię pracy o nazwie Enea, którą zarządzał Nocera nawet jeszcze wtedy, gdy ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Spółdzielnia miała bardzo wysokie przychody, ponieważ Enea otrzymała zamówienia publiczne na miliony euro w Bolonii, Reggio Emilia, Modenie, Wenecji, Ascoli Piceno i Frosinone. Od lat klan Nuvoletta rozszerzał zasięg swoich interesów także na Hiszpanię. Nocera poleciał na Teneryfę, żeby porozmawiać z Armandem Orlando, lokowanym przez śledczych na szczycie organizacji mafijnej, na temat budowy kompleksu wypoczynkowego Marina Palace. Nocera zarzucił mu, że wydaje zbyt dużo, bo stosuje za drogie materiały. Marina Palace widziałem tylko w internecie, ale poświęcona mu strona jest bardzo wymowna. To rozległy ośrodek wypoczynkowy – baseny i dużo zabudowań – stworzony przez klan Nuvoletta, żeby wejść na rynek turystyczny w Hiszpanii.

Paolo Di Lauro wyszedł ze szkoły mafijnej w Marano. Swoją karierę kryminalną zaczął na niskim szczeblu hierarchii, ale z czasem oddalił się od rodziny Nuvoletta. W latach 90. stał się prawą ręką bossa z Castellammare, Michela D’Alessandro i pomagał mu ukrywać się przed policją. Zamierzał prowadzić handel narkotykami tymi samymi metodami, które stosował przy zarządzaniu siecią sklepów i zakładów krawieckich. Kiedy Gennaro Licciardi zmarł w więzieniu, Di Lauro zrozumiał, że północne przedmieścia Neapolu mogą stać się największym we Włoszech i w całej Europie rynkiem narkotykowym pod otwartym niebem. A on i jego ludzie mogliby kontrolować ten biznes. Paolo Di Lauro zawsze działał dyskretnie, z ukrycia, posługując się raczej instrumentami ekonomicznymi niż bronią palną. Na pozór nie wchodził na tereny innych bossów; stosunkowo późno natrafiono na ślady jego przestępczej działalności.

Jednym z pierwszych, który przekazał śledczym informacje na temat jego działalności, był „skruszony” Gaetano Conte, mafioso o szczególnej biografii. Zaczął jako karabinier i służył w Rzymie w ochronie Francesca Cossigi. To, że kiedyś należał do eskorty prezydenta republiki, pomogło mu dotrzeć bardzo blisko bossa Di Lauro. Jako członek klanu, Conte zajmował się wymuszaniem haraczy i handlem narkotykami, w pewnym jednak momencie swego życia zdecydował się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Jego zeznania były szczególnie cenne, przekazywał bowiem informacje bogate w szczegóły, które tylko karabinier mógł zapamiętać.

Paolo Di Lauro jest znany jako Ciruzzo Milioner. To śmieszny przydomek, ale przydomki spełniają określone zadania, a ich nadawanie ma swoją logikę. Gdy mówi się o ludziach należących do Systemu, używa się zawsze ich pseudonimów. Jest to praktyka tak powszechna, że z czasem prawdziwe imiona i nazwiska idą w zapomnienie i kończy się na tym, że mało kto je pamięta. Nikt nie wybiera własnego przezwiska, najczęściej pojawia się ono niespodziewanie, ktoś wymyśla je przy jakiejś przypadkowej okazji, inni je powtarzają i przekazują dalej. I tak, przez przypadek, powstają przydomki członków kamorry. Paolo Di Lauro został po raz pierwszy nazwany Milionerem przez bossa Luigiego Giuliano, kiedy ten zobaczył go pewnego wieczoru, jak podchodził do stolika, przy którym grano w pokera, a z kieszeni sypały mu się dziesiątki banknotów, każdy wartości stu tysięcy lirów. Na ten widok Giuliano zawołał: „Patrzcie tylko, kto przyszedł! Ciruzzo Milioner!”. Luźna atmosfera, trafiony pomysł, jedna chwila, przypadek.

Lista przydomków jest nieskończenie długa. Carmine Alfieri, boss Nowej Rodziny, zyskał miano ’O N’tufato, czyli „gniewny”, z powodu grymasu niezadowolenia i złości stale obecnego na jego twarzy. Istnieją przezwiska historyczne, odziedziczone po przodkach, jak w przypadku Mario Fabbrocino, bossa, który skolonizował Argentynę za pieniądze kamorry neapolitańskiej, nazwanego ’O Graunar, czyli „węglarz”, tylko dlatego, że jego dziadkowie handlowali kiedyś węglem. Wiele przydomków wiąże się z upodobaniami i pasjami kamorystów. I tak Nicola Lungo, członek mafii oszalały na punkcie samochodów terenowych Wrangler, która zresztą stała się ulubioną marką ludzi Systemu, nazywany jest przez wszystkich właśnie Wranglerem. Duża grupa pseudonimów odwołuje się do cech fizycznych. Giovanni Birra to ’A Mazza, czyli „kij”, bo jest wysoki i szczupły, Costantino Iacomino to Capaianca, „biała głowa”, bo wcześnie posiwiał, Ciro Mazzarella, alias ’O Scellone – „skrzydlaty” – ma wystające łopatki, Nicola Pianese to ’O Mussuto, czyli „sztokfisz” z powodu swojej niezwykle jasnej cery, Rosario Privato – Mignolino, czyli „malutki”, Dario De Simone – ’O Nano, czyli „karzeł”. Są też przezwiska, których pochodzenie trudno wytłumaczyć, jak w przypadku Antonia Di Fraia – ’U Urpachiello, co jest czymś w rodzaju biczyka zrobionego z wysuszonego penisa osła, Carmine Di Girolamo nazywany jest ’O Sbirro, czyli „glina” z powodu niezwykłej łatwości, z jaką wciąga policjantów i karabinierów do swoich działań. Cira Monteriso zwą, nie wiadomo dlaczego, ’O Mago, czyli „czarodziej”. Pasquale Galio z Torre Annunziata dzięki ładnej twarzy zyskał sobie przydomek ’O Bellillo, czyli „przystojniaczek”. Są też przezwiska grupowe, dla całej rodziny, często o długiej tradycji. I tak Lo Russo są nazywani I Capitoni („węgorze”), Mallardo to Carlantoni (od imion Carlo i Antonio), Belforte – Mazzacane („hycle”), Piccolo – Quaquaroni („gaduły”). Antonio Di Biasi ma przydomek Pavesino, bo do każdej akcji zabierał z sobą do chrupania herbatniki tej właśnie marki, a Vincenzo Mazzarella to ’O Pazzo, czyli „wariat”. Domenica Russo, bossa neapolitańskiej dzielnicy Quartieri Spagnoli, nazywają Mimi dei Cani („psiarz”), bo w dzieciństwie sprzedawał szczeniaki przy via Toledo. O Antoniu Carlu D’Onofrio, nazywanym Carlucciello ’o Mangiavatt („Karolek oprawca kotów”) krąży legenda, że w początku swojej kariery uczył się strzelać, celując do kotów. Gennaro Di Chiara, który gwałtownie reagował za każdym razem, gdy ktoś dotykał jego twarzy, nosił przezwisko File Scupierto („przewód elektryczny bez izolacji”). Wiele przydomków to nieprzetłumaczalne onomatopeje: Pice pocc Agostina Tardiego, Scipp scipp Domenica Ronzy, Qualia qualia rodziny De Simone, Zig zag rodziny Aversano oraz ’O Zuì Raffaele Giuliana czy Zuzù Antonia Bifone.

W przypadku Antonia Di Vicino wystarczyło, że zamówił w barze kilka razy pod rząd ten sam napój i przezwano go Lemon, czyli „cytrynada”, Vincenza Benitozziego z okrągłą twarzą – Cicciobello, jak popularną dziecięcą lalkę, Gennaro Lauro, może z powodu numeru domu, w którym mieszkał, dostał przydomek ’O Diciassette („siedemnaście”). Giovanniego Apreę przezwano Punt ’e Curtiello („ostrze noża”) dzięki dziadkowi, który w 1974 w filmie Pasquale Squitieriego I guappi grał rolę starego kamorysty i w jednej ze scen uczył małych chłopców rzucać nożem.

Niektóre przydomki mogą wpłynąć pozytywnie lub negatywnie na wizerunek mafijnego bossa. Sławny jest przypadek Francesca Schiavone przezwanego imieniem dzikiego Sandokana, bohatera książek Salgariego, z powodu fizycznego podobieństwa do Kabira Bedi, aktora grającego jego rolę w ekranizacjach tych przygodowych powieści. Podobieństwu do aktora zawdzięcza swój przydomek także Pasquale Tavoletta, zwany Zorro. Luigi Giuliano znany jest pod pseudonimem Lovigino, który wziął się ze słów: I love Luigino szeptanych mu do ucha w intymnych chwilach przez amerykańskie kochanki. Jego brata, Carmine, nazywają ’O Lione, czyli „lew”. Przezwisko Francesca Verde ’O Negus kojarzy się z etiopskim władcą; otrzymał je dzięki swojej wysokiej pozycji w hierarchii, a także długiemu panowaniu. Mario Schiavone wziął przydomek od innego etiopskiego władcy, słynnego Menelika, który stawił opór wojskom włoskim. Vincenzo Carobene, zwany Geddafi, jest niezwykle podobny do syna libijskiego generała. Boss Francesco Bidognetti znany jest jako Cicciotto di Mezzanotte („Franek północy”), bo wiadomo, że jeżeli ktoś przeszkodzi mu w interesach, ogarną go ciemności nawet w samo południe. Niektórzy twierdzą, że zarobił sobie na ten przydomek już we wczesnej młodości, gdy rozpoczął swą kryminalną karierę jako opiekun prostytutek. Jego rodzina z czasem została nazwana klanem Północy.

Prawie wszyscy ważniejsi kamoryści mają przydomki, niepowtarzalne identyfikatory. Przydomek dla bossa jest jak stygmaty dla świętego. Jest znakiem przynależności do Systemu. Wszyscy mogą nazywać się Francesco Schiavone, ale jest tylko jeden Sandokan; wszyscy mogą nosić nazwisko Carmine Alrieri, ale tylko jeden odwróci się, gdy za plecami usłyszy ’O ’Ntufato; może być wielu Francesców Verde, ale tylko jeden odpowie na zawołanie ’O Negus; każdy może być zapisany przy narodzinach w urzędzie stanu cywilnego jako Paolo Di Lauro, ale jest tylko jeden Ciruzzo Milioner.


Ciruzzo zdecydował, że będzie prowadził swoje interesy w sposób dyskretny, podpierając się co prawda „żołnierzami mafii”, ale korzystając z nich tylko w razie ostatecznej potrzeby. Pozostawał w cieniu, przez długi czas nie znały go nawet organa ścigania. Zanim zaczął się ukrywać przed wymiarem sprawiedliwości, tylko raz wezwała go policja, a i to w sprawie syna Nunzia, który zaatakował swojego nauczyciela, bo ten pozwolił sobie na zwrócenie mu uwagi. Paolo Di Lauro potrafił wejść w bezpośredni kontakt z kartelami południowoamerykańskimi, a także organizować rozległą sieć obrotu narkotykami we współpracy z kartelami albańskimi. Drogi narkotyków w ostatnich latach ustaliły się. Kokaina startuje z Ameryki Południowej, dociera do Hiszpanii i tam albo zostaje rozprowadzona, albo przesłana do Albanii drogą lądową. Heroina wyjeżdża z Afganistanu i przemierza drogi Bułgarii, Kosowa i Albanii; haszysz i marihuana wywożone są z krajów Maghrebu i przechodzą przez ręce Turków i Albańczyków. Paolo Di Lauro zdołał nawiązać bezpośrednie kontakty i przy zaopatrywaniu się w narkotyki obywał się bez pośredników. W wyniku żmudnej pracy stał się jednym z najbardziej wpływowych przedsiębiorców w branży skórzanej oraz w narkobiznesie. W 1989 roku założył sławną firmę Confezioni Valent di Paolo di Lauro & C, która zgodnie ze statutem powinna była zamknąć działalność w 2002 roku, ale w listopadzie 2001 roku wyrokiem sądu w Neapolu została zajęta. W poprzednich latach spółka Valent prowadziła bardzo różnorodną działalność. Wygrywała przetargi na sklepy cash and carry w całych Włoszech, działała w sektorze tekstylnym i odzieżowym, w przemyśle meblowym i przy przetwórstwie mięsa. Rozprowadzała wodę mineralną, zaopatrywała stołówki w placówkach państwowych i prywatnych, zajmowała się ubojem zwierząt hodowlanych, działała w branży hotelarskiej, restauracyjnej oraz rozrywkowej. Spółka miała prawo kupować tereny, uczestniczyć pośrednio lub bezpośrednio w budowie centrów handlowych i domów mieszkalnych. W 1993 roku Urząd Miejski w Neapolu wydał jej zezwolenie na prowadzenie handlu. Spółką zarządzał syn Paola Di Lauro, Cosimo. Z powodu klanu Paolo wycofał się z niej w 1996 roku, przekazując swoje kwoty udziałowe żonie Laurze. Rodzina Di Lauro to dynastia powstała dzięki wyrzeczeniom i poświęceniu. Luisa urodziła dziesięcioro dzieci, rodziła je jedno po drugim, w miarę jak rosło imperium finansowe rodziny. Wszyscy synowie weszli do klanu: Cosimo, Vincenzo, Ciro, Marco, Nunzio, Salvatore, a także ci młodsi, jeszcze niepełnoletni. Paolo Di Lauro miał zawsze słabość do Francji, otworzył więc sklepy w Nicei, w Paryżu przy rue Charenton 129 i w Lyonie przy Quai Perrache 22. Pragnął, żeby moda włoska opanowała francuskie rynki poprzez jego sklepy, żeby najpiękniejsze modele przywoziły jego ciężarówki, żeby na Polach Elizejskich unosił się zapach władzy Scampii.

Jednak w Secondigliano ogromne przedsiębiorstwo rodziny Di Lauro chwiało się w posadach. Urosło pośpiesznie i bez dostatecznej kontroli, w miejscach, gdzie rozprowadzano narkotyki, atmosfera stawała się coraz gęstsza. Tymczasem w Scampii panowało jeszcze przekonanie, że wszystkie problemy uda się rozwiązać podobnie jak podczas ostatniego kryzysu, który został zażegnany przy szklaneczce czegoś mocniejszego. Co prawda to „coś mocniejszego” okazało się napojem dość niezwykłym, a zdarzenie to miało miejsce, gdy Domenico, jeden z synów Paola, umierał w szpitalu po ciężkim wypadku drogowym. Domenico był młodzieńcem o bardzo niespokojnej naturze. Często synowie bossów popadają jakby w delirium władzy i wydaje im się, że mogą wpływać na losy całych miast i ich mieszkańców. Jak wynika z zeznań uzyskanych w trakcie śledztwa, w październiku 2003 roku Domenico ze swoją eskortą i grupą kolegów napadli na miasteczko Casoria, tłukąc szyby w oknach, niszcząc samochody, podpalając śmietniki, roztapiając ogniem z zapalniczek plastykowe guziki domofonów i pokrywając farbą w sprayu mury, bramy i drzwi. Za wszystkie te szkody ojciec zapłacił bez słowa protestu, jak to bywa w rodzinach, gdzie nieraz trzeba kryć wybryki latorośli, bez uszczerbku dla własnego autorytetu. Domenico prowadził zbyt szybko swój motocykl, na zakręcie stracił kontrolę nad pojazdem, przewrócił się i w wyniku ciężkich obrażeń zmarł w szpitalu po kilku dniach śpiączki. To tragiczne wydarzenie stało się okazją do spotkania na mafijnym szczycie, podczas którego nastąpiła egzekucja kary i zaraz potem wybaczenie. W Scampii wszyscy znają tę historię, obrosła już legendą, może ktoś ją wymyślił, ale świetnie ilustruje mafijne metody mediacji i zażegnywania konfliktów.

Opowiada się mianowicie, że Gennaro Marino, pseudonim McKay, ulubieniec Paola Di Lauro, udał się do szpitala, gdzie leżał chłopak, by podnieść na duchu ojca, a swojego bossa. Dobre intencje McKaya zostały docenione. Di Lauro odszedł z nim potem na stronę i zaprosił go na szklaneczkę. Oddał mocz do szklanki i podał mu ją. Od jakiegoś czasu dochodziły go słuchy o pewnych zachowaniach Gennara, których nie mógł tolerować. McKay podjął parę decyzji finansowych, nie przedyskutowawszy ich uprzednio z bossem, samowolnie zadysponował pieniędzmi klanu. Boss zrozumiał, że jego ulubieniec chciałby się usamodzielnić, ale postanowił mu to wybaczyć, uznać to tylko za nadgorliwość w wykonywaniu swojej pracy. Mówi się, że McKay wypił wszystko, do ostatniej kropli. Potężny haust uryny zażegnał niebezpieczeństwo rozłamu, pierwsze, jakie pojawiło się w łonie klanu Di Lauro. Było to jednak tylko krótkie odroczenie kryzysu, którego wkrótce nic już nie będzie mogło powstrzymać.

Gomorra

Подняться наверх