Читать книгу Wszystkie odcienie pożądania - Samantha Young - Страница 9

4

Оглавление

– Przepraszam, Malcolm. Nie mogę.

Poczułam, jak serce mi przyśpiesza, a żołądek ściska skurcz. Nie cierpiałam odrzucać wspaniałomyślnych propozycji Malcolma. Kiedy z moich ust padało słowo „nie”, zazwyczaj między nami coś się psuło.

– Jesteś pewna? – rozbrzmiał w słuchawce jego spokojny głos. – To dopiero w kwietniu. Masz mnóstwo czasu na znalezienie kogoś, kto przez jeden weekend zaopiekuje się twoją matką i bratem.

Malcolm chciał zabrać mnie do Paryża. A ja marzyłam o tym, żeby ktoś zabrał mnie do Paryża. Ani razu nie byłam poza granicami Szkocji. Pragnęłam poznać nowe miejsca, zobaczyć kawałek świata innego niż ten, w którym się wychowałam.

Ale to niemożliwe.

– Nie ufam żadnej osobie na tyle, żeby powierzyć jej opiekę nad nimi.

Malcolm westchnął, lecz na szczęście nie z irytacją. Ku mojemu zdziwieniu, powiedział:

– Rozumiem, kochanie. Nie martw się.

– Jesteś pewny?

– Oczywiście. – Zaśmiał się łagodnie. – To nie koniec świata, Jo. Podoba mi się, że tak bardzo troszczysz się o swoją rodzinę. To godne podziwu.

Poczułam przyjemną falę ciepła, która dotarła aż do moich policzków.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam ulgę, że Malcolm tak dobrze zareagował na moje „nie”, ale nadal byłam zdenerwowana. Tyle że teraz z innego powodu.

Moje uczucie do Malcolma pogłębiało się z dnia na dzień. Wraz z nim rosła nadzieja.

Życie nauczyło mnie jednak, że nadzieja bywa płonna i nie należy kurczowo się jej trzymać.

– Jo?

Ups.

– Wybacz. Myślałam o czymś.

– Mam nadzieję, że o mnie.

Uśmiechnęłam się i wymruczałam zmysłowym głosem:

– Mogę dziś po pracy wpaść do ciebie, żeby ci to zrekompensować.

– Czekam z niecierpliwością – odparł głębokim tonem.

Po rozmowie gapiłam się przez dłuższą chwilę w telefon, który trzymałam w dłoni. Cholera. A jednak żyłam nadzieją.

Nadzieją, że ten związek przetrwa.

– Braden powiedział, że przegięłam.

Zaskoczona, podniosłam wzrok, wpychając torbę do szafki. Był piątek wieczór. Bar już tętnił życiem. Spóźniłam się do pracy, więc nie miałam czasu pogadać z Joss ani z Alistairem, który zastępował Craiga. W wolnej chwili wymknęłam się na zaplecze, żeby napić się soku i wyjąć z torebki gumę do żucia.

– Słucham?

Joss oparła się o futrynę ze skwaszoną miną. W tle dudniła głośno muzyka puszczona w klubie.

– Opowiedziałam Bradenowi o tym, co się wczoraj stało. Uważa, że przegięłam.

Uśmiechnęłam się.

– Może trochę.

– Mówi, że muszę się jeszcze dużo nauczyć.

Uniosłam brew.

– Jak widać, on również.

– Tak – przyznała z irytacją. – Na ramieniu ma teraz siniak wielkości mojej pięści. Przemądrzały palant. – Wzruszyła ramionami. – Ale może trochę ma rację.

Była tak zawstydzona, że omal się nie roześmiałam.

– Joss, po prostu próbowałaś zachować się jak dobra przyjaciółka.

– Braden mówi, że muszę być subtelniejsza. Między innymi powinnam wystrzegać się słowa „kurwa”.

Wzdrygnęłam się.

– Tak, byłoby miło.

Zrobiła krok w moją stronę. Pewność siebie jakby z niej uleciała.

– Wczoraj wieczorem… głupio wyszło. Wcale nie miałam na myśli tego, co powiedziałam. Wiesz o tym, prawda?

– Czyżby to oznaczało, że nie będziesz wtrącać się w moje sprawy?

Westchnęła.

– Niech ci będzie.

– Joss!

– Po prostu będę w tym lepsza. Subtelniejsza. A ty będziesz moją owieczką, a nie ofiarą.

Znowu użyła tego określenia.

– Wiesz, gdybyś naprawdę chciała być bardziej „subtelna”, nie mówiłabyś mi znowu o swoich zamiarach zawrócenia mnie z „drogi do nieszczęścia” – zauważyłam, rysując w powietrzu znak cudzysłowu.

Joss skrzyżowała ramiona na piersi i spiorunowała mnie wzrokiem.

– Nie machaj mi tu łapami, cytując moje słowa, kobieto.

Uniosłam ręce w geście kapitulacji.

– Dobra, tylko nie strzelaj…

– Dziewczyny! – W drzwiach ukazała się głowa Alistaira. – Potrzebuję pomocy!

Wzięłam gumę do żucia i wyminęłam Joss, ocierając się o jej ramię. Uśmiechnęłam się pod nosem. Domyślałam się, co tak naprawdę ją gryzie.

– Nie jestem na ciebie wściekła.

Zerknęłam przez ramię, aby sprawdzić, czy idzie za mną.

Skinęła głową, wzruszyła nieznacznie ramionami, jakby jej to nic nie obchodziło, chociaż wiedziałam, że jest wprost przeciwnie. Właśnie dlatego nie byłam na nią wściekła.

– Spoko – mruknęła.

Wróciłyśmy za bar, oblężony przez klientów.

– To co, przyjdziesz z Cole’em na obiad w niedzielę?

Uśmiechnęłam się na myśl o rodzinie Nicholsów i serwowanych tam przepysznych daniach z rusztu.

– Nie przegapiłabym takiej okazji.

]

Żałowałam, że nie było nam dane – mnie i mojemu bratu – dorastać w takim domu, jaki mieli Nicholsowie. Nie ze względu na ich stylowy apartament w Stockbridge (chociaż przyznaję, fajnie byłoby w nim mieszkać), ale dlatego, że ich dom przepełniała ciepła, prawdziwie rodzinna atmosfera.

Elodie Nichols była mamą Ellie. Gdy była młodsza, zakochała się w ojcu Bradena, Douglasie Carmichaelu, a następnie zaszła z nim w ciążę. Douglas zerwał z Elodie, ale zaoferował jej pomoc finansową – choć niewiele więcej. Do akcji wkroczył jego syn, Braden, który wziął Ellie pod swoje skrzydła i był dla niej kimś pomiędzy starszym przyrodnim bratem a troskliwym ojcem. Między tą dwójką zrodziła się bardzo silna więź. Tak silna, że Braden był bliżej z Elodie i jej mężem, Clarkiem, niż z własną matką. Jeśli chodzi o Douglasa, zmarł parę lat temu, zostawiając gotówkę Ellie i powierzając swoje interesy Bradenowi.

Ellie miała czarujące rodzeństwo przyrodnie – Hannah, półtora roku starszą od Cole’a, oraz jedenastoletniego Declana. Pomijając siedzenie przy jednym stole podczas niedzielnych obiadów u Nicholsów, Cole i Hannah, dwoje nieśmiałych nastolatków, nie zadawali się ze sobą. Uwagę mojego brata i tak zawsze monopolizował Declan. Posiadał ogromną kolekcję gier wideo, w które wspólnie grali, zamieniając się w parę zombi.

Jakieś osiem miesięcy temu Joss wyciągnęła mnie na wspólny wypad na miasto w towarzystwie Ellie. Już po pięciu minutach miałam wrażenie, że znam Ellie tak samo dobrze jak Joss. Tamtego wieczoru Ellie zaprosiła mnie na niedzielny obiad u jej rodziców. Nalegała, żebym przyprowadziła ze sobą Cole’a. Po dwóch miesiącach wykręcania się od przyjęcia zaproszenia doszłam do wniosku, że dalsze odmawianie byłoby rażącym przejawem braku kultury. Poszłam wreszcie, ciągnąc ze sobą brata. Oboje tak miło spędziliśmy czas, że od tamtej pory pojawialiśmy się na niedzielnych obiadach Nicholsów tak często, jak to tylko możliwe. Oprócz nas obecni byli zawsze Ellie i Adam, jej chłopak, oraz Joss i Braden.

Lubiłam tam chodzić, ponieważ były to jedyne chwile, kiedy Cole i ja mogliśmy tak naprawdę być sobą. Nie wiem, co „obiadowe towarzystwo” o mnie wiedziało – co Joss im powiedziała – ale nikt nie zapytał mnie o mamę, dzięki czemu raz na tydzień mogłam z Cole’em trochę się odprężyć oraz oddać pod opiekę Elodie, idealnej pani domu, która przez te kilka godzin niemal z przesadną troską opiekowała się nami, dając nam to, czego od naszej matki nigdy nie dostaliśmy.

Czekając, aż obiad zostanie podany do stołu, zazwyczaj przebywałam z Hannah. Wyglądała jak młodsza wersja swojej pięknej starszej siostry Ellie. Jak na swój wiek była wysoka, mierzyła sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Wyglądała olśniewająco z krótkimi jasnymi blond włosami, wielkimi orzechowymi oczami, które patrzyły na świat spod stylowej grzywki, oraz delikatnymi rysami twarzy. Zanosiło się na to, że będzie miała pełne kobiece kształty, ponieważ już mogła pochwalić się niezłym biustem i ładnie zaokrąglonymi biodrami. Nie miała jeszcze ukończonych szesnastu lat, ale wyglądała na osiemnaście. Gdyby nie jej nieśmiałość, prawdopodobnie chłopcy ustawialiby się w kolejce przed domem, doprowadzając Clarka, jej ojca, do rozstroju nerwowego.

Hannah była jeszcze większym molem książkowym niż ja. Można powiedzieć, że chowała się za książkami, podręcznikami i zeszytami. Ubolewałam nad tym, że nie jest bardziej towarzyska, zwłaszcza że miała wspaniałą osobowość. Obdarzona nie tylko umysłem ostrym jak brzytwa, była też miła, zabawna i trochę bardziej ironiczna niż Ellie. Lubiłam przesiadywać w jej ogromnym pokoju, przeglądać stosy książek i rozmawiać z nią o wszystkim i o niczym.

– Ta była dobra – powiedziała Hannah. Odwróciłam się od półki i zobaczyłam, że patrzy na mnie znad ekranu laptopa. Widocznie zrobiłam coś bardziej interesującego niż jej przyjaciele na Facebooku.

– Ta? – Pomachałam książką. Nie czytałam powieści dla nastolatków, ale Joss się nimi zachwycała, więc postanowiłam dać im szansę. Hannah była moją osobistą bibliotekarką. Dzięki niej oszczędzałam kupę forsy.

Pokiwała głową z uśmiechem. W jej lewym policzku zrobił się dołeczek. Była naprawdę przeuroczą dziewczyną.

– Występuje w nim niezłe ciacho.

Uniosłam brwi.

– A ile ma lat?

– Dwadzieścia cztery.

Wszystkie odcienie pożądania

Подняться наверх