Читать книгу Wszystko przed nami - Samantha Young - Страница 10

3

Оглавление

Odkąd skończyłam dwanaście lat, nie znosiłam antyseptycznej woni szpitali.

Wywoływała we mnie bolesny skurcz żołądka.

Mimo to co miesiąc wskakiwałam do autobusu i jechałam półtorej godziny do dziecięcego szpitala w Indianapolis. Robiłam to od pięciu lat, nie licząc roku, w którym mama pozwalała mi na częstsze wizyty.

Nieczęsto się zdarzało, żeby mama pozwalała mi wziąć sobie wolne od codziennych obowiązków, ale gdy skończyłam dwanaście lat, wreszcie się zgodziła.

Teraz uważa, że zwariowałam. Spierałyśmy się o moje comiesięczne wyprawy, ale byłam nieugięta. W końcu przestała nalegać, żebym z tym skończyła.

– Hej, Noro! – Pielęgniarka Anne-Marie zatrzymała mnie, kiedy szłam do świetlicy na drugim piętrze szpitala. – Piękniejesz z każdym dniem, skarbie. – Objęła mnie i uściskała.

Uśmiechnęłam się do niej z sympatią. Znałam ją od dzieciństwa.

– Ty też – zapewniłam.

Przewróciła oczami, ale nadal nie wypuszczała mnie z objęć.

– Co dziś przyniosłaś?

Podniosłam w górę trzymaną w ręku książkę. Były to Wiedźmy Roalda Dahla.

– Chyba nie będzie zbyt przerażająca? – zapytałam.

– Z pewnością nie – uspokoiła mnie.

Odetchnęłam z ulgą i się uśmiechnęłam. Jedyne, co pozwalało mi zapomnieć o bolesnym ucisku w żołądku, to świadomość, że przez dwie godziny dzięki mnie dzieci w świetlicy zapomną o rurkach wychodzących z ich ciał, o respiratorach i butlach z tlenem oraz o opuszczających je siłach.

Starałam się wybierać powieści i sztuki nie za trudne dla młodszych dzieciaków, ale wystarczająco zabawne, żeby się spodobać starszym.

Anne-Marie otworzyła drzwi do świetlicy.

– Patrzcie, dzieci, kto do nas przyszedł!

Kiedy weszłam do sali, powitały mnie uśmiechy, machanie dłońmi i okrzyki, jedne pełne entuzjazmu, inne zmęczone, ale serdeczne. Patrzyły na mnie dzieci w różnym wieku, cierpiące na różne choroby. Niektóre siedziały na wózkach, inne na krzesłach, jeszcze inne grały w gry komputerowe lub planszowe. Widziałam łyse głowy, blade policzki i sińce pod oczami, ale też uszczęśliwiona zauważyłam, że niektórzy wyglądali zdrowiej niż podczas mojej poprzedniej wizyty.

– Chcecie się trochę pobać? – zapytałam ze śmiechem, a Anne-Marie puściła do mnie oko i wyszła ze świetlicy.

W tych dzieciach podobało mi się to, że w przeciwieństwie do większości swoich rówieśników łatwo odrywały się od smartfonów, iPadów i stojącej w rogu konsoli do gier, żeby skupić na mnie całą uwagę. A wszystko dlatego, że nie przyszłam tu, żeby je wypytywać, jak się miewają, czy czują się dziś lepiej i czy są zmęczone. Na chwilę zabierałam je do innego świata.

Dzieci usadowiły się wygodnie, a ja stanęłam przed nimi i zaczęłam się przygotowywać do odegrania całej książki, o ile tylko wystarczy czasu. W drodze do szpitala przeczytałam ją kilka razy i zdecydowałam, jak powinny brzmieć kwestie poszczególnych postaci. Niektóre miały mówić grubym, donośnym głosem, inne cienkim i niepewnym. Przed oczami tych dzieciaków zmieniałam się z powściągliwej, zmęczonej Nory O’Brien w aktorkę charakterystyczną. Nie wiedziałam, czy jestem dobra, czy okropna. Wiedziałam jednak, że dzieci kochają moją grę, i było to wyzwalające uczucie.

– Najważniejsze, co musicie wiedzieć o prawdziwych wiedźmach… – powiedziałam z udawanym angielskim akcentem, który wywoływał uśmiech na ich twarzach. – Słuchajcie mnie uważnie…


Zerknęłam na zegar i spostrzegłam, że nasz czas dobiega końca. Wypowiedziałam ostatnie zdanie i zamknęłam książkę.

Zaległa cisza, a po chwili Jayla, śliczna ośmiolatka chora na białaczkę, zaczęła klaskać. Inni dołączyli, chociaż Mikey, czternastolatek z chorobą nerek, przewrócił oczami.

– I to miało być straszne?

– Było straszne! – zaprotestowała Jayla i zgromiła go wzrokiem.

– Taaa… dla takich dzieciaków jak ty. – Mikey posłał mi zadziorny uśmiech. – Zbyt fajna z pani laska, żeby odgrywać wiedźmę.

– Ta wiedźma była ładna – odrzekła Annie, trzynastolatka z Greer, miasta leżącego kilkanaście kilometrów od Donovan.

– Dopóki się nie okazało, że naprawdę wygląda jak maszkara. Kiedy ona to odgrywa, brakuje realizmu. – Wskazał na mnie gestem.

– Mikey, nie mów o mnie „fajna laska”. To brzmi dziwacznie.

Roześmiał się z satysfakcją.

– To niech pani przestanie być taką fajną laską.

– Ale z ciebie głupek. Nie można przestać być fajną laską – prychnęła Jayla i przewróciła oczami, jakby chciała powiedzieć: „Ech, chłopaki”.

Roześmiałam się i pocałowałam ją w czoło.

– Cieszę się, że ci się podobało, skarbie.

Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, a potem rzuciła chłopcu triumfalne spojrzenie, co rozśmieszyło mnie jeszcze bardziej.

Zignorował ją i patrzył na mnie, w swoim mniemaniu, uwodzicielsko.

– To Jayla dostała całusa, a ja nie?

– Mikey, przestań się wygłupiać.

– Nie wzrusza pani to, że czekam na przeszczep? Nie dostanę nawet buziaka z litości?

– Nie ode mnie – prychnęłam.

– Zraniła mnie pani. – Chwilę myślał, a potem spojrzał na siedzącą obok Annie. – To może ty mnie pocałujesz?

Dziewczynka się skrzywiła.

– Nie zamierzam być niczyim drugim wyborem.

Dzieciaki były bardzo zabawne i chciałam spędzić z nimi cały dzień, ale nie mogłam.

– Muszę już biec na autobus. Dziękuję, że przyszliście na mój występ.

– Zobaczymy się w przyszłym miesiącu? – zapytała Jayla i spojrzała na mnie z ufnością w wielkich niebieskich oczach.

– Jeśli wtedy nie będziesz już w domu, na co mam wielką nadzieję, to tak. Przyjadę do was za miesiąc.

Kiedy tylko się pożegnałam i zamknęłam za sobą drzwi świetlicy, natychmiast wrócił bolesny ucisk w żołądku.

– Czy jest jeszcze Anne-Marie? – zapytałam, gdy mijałam dyżurkę pielęgniarek.

Nieznana mi pielęgniarka potrząsnęła głową.

– Proszę jej przekazać, że Nora przesyła pozdrowienia i że przyjadę za miesiąc o tej samej porze.

– Oczywiście, przekażę.

Wyszłam na ulicę, wciągnęłam w płuca gorące, zanieczyszczone miejskie powietrze, które stłumiło szpitalną woń, i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skurcz żołądka zniknął.

Złapałam autobus do Donovan i spędziłam cudowne półtorej godziny na lekturze. Czułam się jak w niebie, chociaż klimatyzacja nie działała, więc pot spływał mi po plecach i wsiąkał w stanik.

Znajome przygnębienie, które zwykle czułam, gdy wracałam do Donovan, tym razem się nie pojawiło, ponieważ moje życie nie było już takie samo jak w zeszłym miesiącu. Gotowy scenariusz przyszłości leżał na zakurzonym, zniszczonym stoliku, ale Jim McAlister wpadł do pokoju i rozrzucił wszystkie papiery.

I chyba to mi się w tym chłopaku najbardziej podobało.

Kiedy wysiadałam z autobusu, myślałam o nim i o minionym tygodniu ukradkowych spotkań. W pewnej chwili wydało mi się, że słyszę swoje imię wypowiedziane jego głosem.

Odwróciłam się i zobaczyłam go, stojącego przed kawiarnią May, z kubkiem kawy w ręku. Zerknęłam w stronę parkingu i spostrzegłam Roddy’ego, który siedział na masce mustanga.

Podeszłam do Jima i dostrzegłam, że ma zatroskaną minę.

Zalało mnie poczucie winy, a na policzkach pojawił się rumieniec.

– Sądziłem, że pracujesz – powiedział i ruchem głowy wskazał na autobus, z którego właśnie wysiadłam.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie zamierzałam mu mówić o wolontariacie w szpitalu, ponieważ wydało mi się to… zbyt osobiste. Pewnie musiałabym tłumaczyć, dlaczego to robię.

A tego nie chciałam. Nie byłam gotowa na tę rozmowę.

Poznałam jednak po jego rozgniewanych oczach, że muszę choć częściowo się wytłumaczyć, inaczej nasza przyjaźń ucierpi.

– Bo pracowałam. Tylko… nie w restauracji, ale jako wolontariuszka. W szpitalu dziecięcym w Indianapolis.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?

Kopnęłam kamyk i spuściłam wzrok, żeby w ten sposób ukryć przed nim prawdę.

– Bo to takie… harcerskie – mruknęłam.

Roześmiał się i delikatnie uniósł mój podbródek, więc nie miałam innego wyjścia, jak na niego spojrzeć.

– To jest urocze. Ty jesteś urocza.

– Przestań o mnie tak mówić. – Chwyciłam go za rękę. – A tak w ogóle co tu robicie z Roddym?

– Mam zamiar gdzieś go zgubić, żeby spędzić z tobą trochę czasu.

Zachichotałam.

– Wspaniały z ciebie kolega.

– Okropny. Ale teraz mam to gdzieś, ponieważ jestem tu już od tygodnia i nawet cię nie pocałowałem. Muszę coś z tym zrobić.

Zatkało mnie.

– Aha.

Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

– Rozumiem, że to znaczy: „Tak, Jim, pozbądźmy się Roddy’ego”.

Wzruszyłam ramionami z udawaną nonszalancją.

– Dlaczego nie?

Jim ze śmiechem otoczył mnie ramieniem i poprowadził w stronę kolegi.

– Podrzucimy cię do hotelu, stary.

Roddy skrzywił się z niesmakiem i oparł o maskę mustanga.

– Cholera jasna!


– Jeśli ta dziewczyna nie przestanie się tak krzywić, gdy na ciebie patrzy, rozgniotę jej tego loda na twarzy – fukała Molly, gdy podeszła do mnie, żeby napełnić kubek klienta colą light.

Westchnęłam. Dziewczyną, o której mówiła, była Stacey. Przychodziła do restauracji ze swoim towarzystwem niemal zawsze, kiedy wypadała moja zmiana.

– Nie rób tego.

– A tak w ogóle, o co jej chodzi?

– To Stacey Dewitte – wyjaśniłam tak cicho, że sama się zdziwiłam, iż Molly mnie usłyszała.

– Cholera. Młodsza siostra Melanie? Nawet jej nie poznałam. – Zerknęła przez ramię, zapewne na Stacey. – Dlaczego tak cię nienawidzi? O ile wiem, ty i Melanie byłyście przyjaciółkami.

– Nie czuje do mnie nienawiści. Wydaje mi się, że po prostu jest rozczarowana.

– Czym? Nie musisz znosić jej arogancji. – Molly przykryła kubek wieczkiem. – Nie musisz… O, twój chłopak przyszedł.

Podążyłam za jej spojrzeniem. Jim i Roddy właśnie weszli do restauracji. Uśmiechnęłam się do nich, skończyłam pakować zamówienie na wynos i podałam je klientce czekającej przy kasie.

– Życzę miłego dnia – powiedziałam.

Odeszła, a po drugiej stronie kontuaru wyrósł Jim. Spojrzał na mnie ponuro, co mnie natychmiast zaniepokoiło. Wraz z Roddym od dwóch tygodni tkwili w Donovan i choć często robili krótkie wycieczki, kiedy pracowałam albo byłam zajęta, zawsze wracali do miasta.

Dla mnie.

Roddy ciągle narzekał, że nadal tu są, ale Jim bardzo chciał spędzać ze mną czas, a ja cieszyłam się jego towarzystwem. Było przyjemnym urozmaiceniem mojego monotonnego życia.

– Co jest? – zapytałam.

Zanim Jim zdążył odpowiedzieć, moją uwagę przykuła Stacey, zmierzająca do wyjścia wraz z grupką znajomych. Minę miała posępną, ale w jej spojrzeniu dostrzegłam również smutek.

Było mi wstyd, że ją zawiodłam.

– Kto to jest? – Tym pytaniem Jim znów przyciągnął moją uwagę.

– To Stacey Dewitte – wtrąciła się Molly, opierając dłoń na biodrze. Zauważyła, że Roddy gapi się na jej imponujący biust, i zgromiła go wzrokiem. – Nie wyobrażaj sobie za dużo, Szkocie.

Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się do niej wyzywająco.

– Skarbie, gdybym tylko zechciał, majtki spadłyby ci o tak szybko – rzekł z silnym szkockim akcentem i strzelił palcami.

Molly skrzywiła się lekceważąco.

– Co on powiedział? – zwróciła się do Jima.

– Nie chcesz wiedzieć. – Jim z trudem powstrzymał uśmiech. – Czyli kim jest ta dziewczyna?

Otworzyłam usta, żeby udzielić jakiejś wymijającej odpowiedzi, ale najwyraźniej Molly postanowiła nie dopuścić mnie dziś do głosu.

– To młodsza siostra Melanie Dewitte. Melanie i Nora były kiedyś przyjaciółkami. – Położyła mi rękę na ramieniu. – Mel zmarła na raka, kiedy miały po dwanaście lat.

Miałam ochotę odepchnąć dłoń Molly i powiedzieć jej coś do słuchu. Gdybym chciała, żeby Jim dowiedział się o Mel, sama bym mu o niej opowiedziała.

– Cholera. – Sięgnął po moją dłoń. – Bardzo mi przykro, Noro.

Uśmiechnęłam się lekko.

– Dzięki. To było dawno temu.

– Stacey zachowuje się jak rozpuszczony bachor. Nie musisz się na to godzić.

– Nie robi nic szczególnego. – Uciszyłam ją spojrzeniem, a ona przewróciła oczami i wróciła za ladę.

– A więc co tu sprowadza przystojniaka i jego mniej przystojnego towarzysza – zmieniła temat. – Oczywiście piękna Nora.

– Oczywiście. – Jim popatrzył na mnie, a ja znów zobaczyłam w jego oczach ponury błysk.

– Co się dzieje? Coś się przydarzyło komuś z twojej rodziny?

– Z rodziną wszystko w porządku, ale… – Zerknął na Roddy’ego.

Jego przyjaciel westchnął ciężko.

– Jeśli tu dłużej zostaniemy, nigdy nie dokończymy naszej trasy po Stanach – powiedział. – Zabraknie nam pieniędzy. Musimy jechać dalej.

Poczułam, że przyśpiesza mi tętno. Szybko spojrzałam na Jima.

– Co takiego? Teraz?

– Z samego rana. Kiedy kończysz pracę? – Ten scenariusz przyszedł mi do głowy, kiedy zobaczyłam jego ponurą minę. Wpadłam w panikę. – Przed wyjazdem chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.

Przed wyjazdem.

Cholera. To koniec.

Po wyjeździe Jima i Roddy’ego wszystko wróci do normy, znów będę się czuła jak schwytana w pułapkę, niechciana, w depresji. Ten chłopak wydał mi się ostatnią deską ratunku.

– Po pracy powinnam wrócić do domu… – Mama by mnie zabiła, gdybym nie zjawiła się na czas i musiałaby zwolnić się z pracy pod pretekstem choroby. Nie potrafiłam jednak się tym przejąć. Był to z mojej strony egoizm, ale chciałam nacieszyć się ostatnimi chwilami z chłopakiem, który wdarł się w moje życie i sprawił, że pierwszy raz od długiego czasu oddychałam swobodniej. – Ale to nieważne. Spędzimy razem wieczór. Kończę o piątej.

Jim z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Przyglądał mi się wnikliwie, a ja zauważyłam, że pod opalenizną jest blady i zmęczony.

– Wrócimy za parę godzin – oznajmił.

– Sytuacja do dupy – stwierdziła Molly, kiedy za chłopakami zamknęły się drzwi.

Skinęłam głową, udając, że porządkuję przyprawy ustawione na tacy obok kasy. Molly podeszła bliżej.

– Czy wy już…?

Niemal się roześmiałam, gdy zobaczyłam wyraz jej twarzy i wysoko uniesione brwi.

– No wiesz…

– Co takiego?

Ułożyła kciuk i palec wskazujący lewej dłoni w kształt kółka, a potem wsunęła w nie palec wskazujący prawej.

– Fuj, Molly! – Chwyciłam jej dłonie i pociągnęłam w dół, żeby klienci nie zauważyli tych gestów.

– Czyli? – dopytywała się rozbawiona.

Prawda wyglądała tak, że jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Pocałowaliśmy się kilka razy, dotykał moich piersi, ale to wszystko. I powiedział otwarcie, że nie będzie nalegał na seks, ponieważ naprawdę dużo dla niego znaczę.

Częściowo sprawiło mi to ulgę, ponieważ nie byłam pewna, czy jestem gotowa stracić dziewictwo z Jimem i czy w ogóle chcę je stracić. Ale jednocześnie jego wyznanie mnie wystraszyło. Jim sprawiał, że nie wiedziałam, co myśleć. Pragnęłam, żeby był blisko mnie, stał się dla mnie ucieczką od nieszczęśliwego życia i dzięki niemu czułam się wyjątkowa. Nie chciałam jednak, żeby ktoś inny niż ja miał tak wielką władzę nad moimi uczuciami.

Kiedyś wydawało mi się, że ojciec jest najwspanialszym człowiekiem pod słońcem.

I proszę, dokąd mnie to zaprowadziło.

– Nie – w końcu odpowiedziałam Molly.

– Powinnaś zrobić to dzisiaj – poradziła. – Jeśli ma zamiar wyjechać. Z przyjemnością opowiadałabym wnukom, że straciłam dziewictwo z przystojnym Szkotem, który przejeżdżał przez miasto. A może będę im tak opowiadać? Kłamstwo jest lepsze niż prawda o Kennym Stringerze za trybunami na boisku.

– Chcesz opowiadać wnukom, jak straciłaś dziewictwo?

– Jasne, jeśli o to spytają.

– Kenny Stringer? Za trybunami? Serio?

Molly zmarszczyła nos.

– Mieliśmy po czternaście lat. – Wzdrygnęłam się. – Dziwię się, że po tym w ogóle nie odechciało mi się seksu.

Nagle coś sobie przypomniałam.

– Nie mówiłaś mi czasem, że to się stało z kuzynem Cory’ego, Cadenem, w jedenastej klasie?

– Nie chciałam wyjawić prawdy. Ale muszę przyznać, że Caden był moim pierwszym chłopakiem, który się trochę na tym znał.

Potrząsnęłam głową.

– Nie jestem tobą, Molly. Nie potrafię tak po prostu się z kimś przespać.

– Ale to jego ostatnia noc tutaj. Założę się, że tego oczekuje.

Na samą myśl o tym poczułam ucisk w żołądku. Może jednak nie oczekuje? Sam powiedział, że nie będzie nalegał… ale mówił to wtedy, gdy jeszcze nie wiedział, że będzie musiał wyjechać. Oboje wiedzieliśmy, że chwila wyjazdu kiedyś nadejdzie, ale to ignorowaliśmy.

Teraz, kiedy stanęliśmy przed tym faktem, mogło się okazać, że Molly ma rację. Może Jim będzie chciał seksu na pożegnanie.

Przygryzłam wargę.

– Noro.

Poczułam narastające mdłości.

– Noro.

Kolana zaczęły się pode mną uginać.

– Noro! – Molly strzeliła palcami tuż pod moim nosem. – Boże, jesteś blada jak ściana. Cholera. Pamiętaj, nie musisz robić niczego, jeśli sama tego nie chcesz.

Oszołomiona skinęłam głową.

– Jeszcze nie jestem gotowa…

– W takim razie nie rób tego. – Położyła mi dłoń na ramieniu. – Nie jesteś temu chłopakowi nic winna.


Moja zmiana w pracy dobiegła właśnie końca, kiedy zobaczyłam mustanga wjeżdżającego na parking. Chociaż słowa Molly dodały mi otuchy, nadal byłam zdenerwowana. Bałam się, że rozczaruję Jima. Stał się dla mnie ważny, chociaż starałam się do tego nie dopuścić.

– Skończyłaś! – stwierdziła wesoło Molly. – Baw się dobrze.

Uśmiechnęłam się do niej niepewnie i pobiegłam na zaplecze po torebkę. Niestety, nie zabrałam ubrania na zmianę, więc miałam spędzić ten wieczór w służbowym uniformie. Za żadne skarby nie chciałam wracać do domu po nowe ciuchy, ponieważ mama na pewno chciałaby mnie tam zatrzymać, żebym zajęła się ojcem.

Raz… ten jeden raz chciałam był lekkomyślna, nieodpowiedzialna i całkowicie samolubna.

– Kupiliśmy coś do zjedzenia. – Jim wskazał na torby z zamówieniem na wynos.

Nie lubiłam jeść tego, co przez cały dzień podawałam innym, ale doceniłam ich troskę. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

Wyszliśmy z restauracji, ale zaraz za drzwiami stanęłam jak wryta na widok wysokiego blondyna wysiadającego z pikapa GMC.

– Cholera – zaklęłam pod nosem.

Cory Trent.

Jim położył mi dłoń na plecach.

– Co się stało?

– Nic takiego. Idziemy. – Niestety, musieliśmy przejść obok Cory’ego i jego kuzyna Cadena.

Cory zachowywał się wobec mnie jak skończony dupek, nawet zanim jego ojciec kupił firmę mojego taty. Wspiął się na jeszcze wyższy poziom dupkowatości, kiedy w ostatniej klasie chciał się ze mną umówić, a ja go spławiłam. Nie przyjął tego z godnością, ponieważ wierzył, że po takiej propozycji z jego strony każda dziewczyna powinna zwariować ze szczęścia.

Słyszałam, że przed rozpoczęciem studiów miał spędzić lato w Palm Springs, gdzie po rozwodzie przeprowadziła się mama Cadena.

Najwyraźniej nie spędzał tam całego lata.

– No, no, no – zagaił Cory, podchodząc do nas.

Miał na sobie sportowe szorty, klapki i zieloną koszulkę polo. Kroczył dumnie, jakby był jakąś grubą rybą. Dać szczeniakowi trochę pieniędzy i szkolnej popularności, a zmieni się w totalnego dupka.

A przynajmniej tak się stało w tym przypadku.

Już w przedszkolu było widać, że wyrośnie na palanta.

– Cory – odrzekłam i westchnęłam.

Jim chyba wyczytał coś z mowy mojego ciała, a może raczej dał mu do myślenia lubieżny i pełen złości wzrok Cory’ego. Cokolwiek to było, poczułam, że idący po obu moich bokach chłopcy nagle stali się czujni. Jim wysunął się nieco naprzód.

Cory spojrzał na niego, potem znów na mnie.

– Tak upadają wielcy tego świata. Wiesz coś o tym, Noro, prawda?

– O co ci chodzi? – zapytał Jim ostrzegawczym tonem.

Cory uniósł brew, zmierzył go wzrokiem, a potem zwrócił się do kuzyna:

– Co to za pieprzony cudzoziemiec?

– Chłopaki, chodźmy stąd. – Pociągnęłam Jima za rękaw i zrobiłam krok naprzód, ale nagle Cory wyrósł tuż przede mną.

– Po co ten pośpiech, O’Brien? Chyba już pora przyznać, że popełniłaś błąd.

Spojrzał na moje piersi, a ja miałam ochotę je zasłonić… albo kopnąć go prosto w jaja. Właściwie to chciałam zrobić obie te rzeczy naraz.

Okazało się to całkiem zbyteczne. Jim podskoczył do niego, chwycił go za ramię i odepchnął. Bardzo mocno.

– Spadaj.

Cory przygładził polo i spojrzał na nas groźnie.

– Miło widzieć, że dostałaś to, na co zasługujesz, Noro. Zawsze zadzierałaś nosa. Teraz się przekonałaś, że nie jesteś lepsza od innych i wreszcie rozłożyłaś przed kimś te swoje kurze udka.

– Dobrze ci radzę, zamknij się – ostrzegł Jim.

– Och, niepotrzebnie się nią tak przejmujesz – odrzekł Cory. – Zachowuje się, jakby była kimś szczególnym, a wcale nie jest. – Caden stał obok, szczerząc zęby jak przygłup. – Mam rację, Noro? Wiesz, że chciałem się z tobą umówić, bo mi cię było szkoda, prawda? Przeleciałbym cię z litości. W końcu cipka to zawsze cipka.

Chyba instynktownie przeczułam, jak zareaguje Jim, i gdyby nie mój refleks, skoczyłby na niego w mgnieniu oka. Jednak kiedy już rzucił się naprzód, udało mi się z całej siły objąć go ramionami i odciągnąć od Cory’ego.

– Nie zwracaj na niego uwagi. Nie jest tego wart. – Ostrożnie popchnęłam Jima w stronę samochodu, rzucając Roddy’emu błagalne spojrzenie.

Roddy stanął obok mnie i położył rękę na ramieniu kolegi, by pomóc mi skierować go do auta. Gniewnie spojrzałam przez ramię na Cory’ego. Byłam przyzwyczajona do jego obelg, ale kiedy obrzucił mnie nimi w obecności nowych znajomych, poczułam się poniżona.

– Wykorzystaj ją, przeleć i uciekaj. Dobrze ci radzę, człowieku – ciągnął Cory. – Ta suka to skończona ofiara losu.

Jim odwrócił się z impetem, ale nie zdążył zareagować.

Roddy błyskawicznie odłożył torby z jedzeniem, doskoczył do Cory’ego i zdzielił go pięścią tak mocno, że ten padł jak długi. Zapadła cisza, a Trent leżał płasko na asfalcie i oszołomiony, kręcił głową. Z nosa ciekła mu krew.

Caden uniósł ramiona, kiedy Roddy zmierzył go groźnym spojrzeniem.

– Ja nic nie mówiłem.

Roddy bez słowa podszedł do nas. Patrzył gniewnie. Chwycił torby z jedzeniem, otworzył drzwi auta i wsiadł.

Patrzyłam to na leżącego Cory’ego, to na Jima, na którego twarzy było widać niezbyt szlachetną satysfakcję.

– Co to było? – zapytałam zaskoczona.

– Wsiadaj do samochodu, trzeba coś zjeść! – Z auta dobiegł stłumiony okrzyk Roddy’ego.

Jim uśmiechnął się szeroko.

– Roddy cię lubi.

Zobaczyłam, że Cory wstaje z pomocą kuzyna.

– Najwyraźniej.


Zaparkowaliśmy pod motelem, w którym zatrzymali się chłopaki. Roddy siedział na chodniku i kończył hamburgera, a ja z Jimem przysiedliśmy na masce mustanga i jedliśmy nasze.

Żadne z nas nie wspomniało o Corym ani o tym, że Roddy stanął w mojej obronie. Właściwie nikt nic nie mówił. Panowała niezręczna, ciężka cisza.

– Cóż… – Roddy zmiął papierową torbę i wstał. – Chociaż ta rozmowa jest bardzo wciągająca, ja już idę do wyrka. – Podszedł do samochodu i stanął przede mną. – Zejdź z maski.

Zrobiłam to natychmiast. Roddy wyglądał bardzo groźnie.

Nagle poczułam, że zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. Uniósł mnie nad ziemię, więc nie miałam innego wyjścia, jak tylko również go objąć. Mimo woli zachichotałam.

Postawił mnie na ziemi i uściskał jeszcze raz.

– Kochana z ciebie dziewczyna, Noro. Niech żaden sukinsyn ci nie wmówi, że jest inaczej. – Puścił do mnie oko, a ja się zaczerwieniłam.

– Dzięki, Roddy.

Skinął mi głową ze stoickim spokojem i odszedł w stronę motelu.

Zdałam sobie sprawę, że właśnie się ze mną pożegnał.

– Cześć! Szczęśliwej podróży! – zawołałam za nim.

Nie oglądając się, uniósł ramię i pomachał mi, a potem zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Kiedy wreszcie spojrzałam na Jima, zobaczyłam na jego twarzy smutek, od którego ścisnęło mnie w piersi. Szybko usiadłam obok niego na masce.

– Hej, co się dzieje?

– Co się dzieje? – Uniósł brew. – Muszę cię zostawić, to się dzieje.

– No wiem. – Z ponurą miną odsunęłam od siebie resztkę hamburgera i spojrzałam na ciągnącą się przed nami drogę.

– Nigdy nie opowiadałaś mi o Melanie – stwierdził nagle.

Skuliłam się w sobie na tak niespodziewaną zmianę tematu.

– Jakoś się nie zgadało.

– Przykro mi, że straciłaś przyjaciółkę.

– Dziękuję.

– O swoich rodzicach też mi niewiele powiedziałaś.

Spojrzałam na niego kątem oka i zobaczyłam, że przygląda mi się uważnie, z grymasem niezadowolenia.

– Co chcesz wiedzieć?

– Czy są dla ciebie dobrzy. W jakiej sytuacji cię zostawię, jeśli odjadę.

– Jeśli odjedziesz? – Zdziwiona odwróciłam się do niego gwałtownie. – Jim, nie jesteś za mnie w żaden sposób odpowiedzialny.

Jego ciemne oczy nagle rozbłysły.

– Zapewniam cię, że poczucie odpowiedzialności nie jest tym, co czuję w stosunku do ciebie. A przynajmniej nie jest to najważniejsze. Ja… – Drżącą dłonią przeczesał włosy. – Kurde. Sam nie wiem, co chcę powiedzieć. Chodzi o to, że jesteś wyjątkowa. Jesteś wyjątkowa jak cholera i kiedy ten palant ci dziś ubliżał, miałem ochotę go ukatrupić. Właśnie dlatego Roddy mu przyłożył. Nie tylko ze względu na ciebie, ale ponieważ wiedział, że gdybym to ja pierwszy do niego dopadł, rozerwałbym go na strzępy.

– Cory to kretyn, niewarty waszego czasu i uwagi. Chciał się ze mną umówić w ostatniej klasie i myślał, że zemdleję z wrażenia jak każda słodka idiotka, na tyle głupia, żeby się z nim przespać. Odmówiłam i w ten sposób uraziłam jego samczą dumę.

– Nie o to… On mnie nie martwi. Martwię się o ciebie. Zasługujesz na coś więcej niż życie w tej dziurze i byle jaka praca.

– Dam sobie radę – wycedziłam.

Zdawałam sobie sprawę ze swojej sytuacji. Jim nie musiał mi przypominać, że mam przerąbane.

– Nie chodzi o to, żebyś dawała sobie radę. – Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. – Chcę, żebyś miała wspaniałe życie.

Usiłowałam wyrwać rękę, bo znów poczułam, że Jim mnie przytłacza. Stale mnie przytłaczał.

Nie rozluźnił uścisku.

– Co to może znaczyć? – wyszeptał do siebie.

– Nie wiem – odpowiedziałam również szeptem.

I wtedy zaczął mnie całować. Pamiętałam niezdarne macanki z moim pierwszym i dotychczas jedynym chłopakiem, Stevenem, kiedy byliśmy w dziesiątej klasie, dlatego od razu dostrzegłam, że Jim całuje milion razy lepiej. Wargi miał miękkie, ale zdecydowane i jego pocałunki sprawiały mi przyjemność. Stevena były mokre i rozlazłe. Nieprzyjemne. Nie musiałam długo znosić jego niezdarnych umizgów. Zerwał ze mną, kiedy zdał sobie sprawę, jak mało mam wolnego czasu.

Zapomniałam o Stevenie, kiedy Jim otoczył mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Całując mnie, położył mi jedną dłoń na biodrze, a drugą przesunął w górę i delikatnie ścisnął moją prawą pierś.

Sprawiło mi to przyjemność. Wywołało miły dreszczyk w dole brzucha. Jednak rozum nie chciał się wyłączyć i kiedy pocałunki stały się mocniejsze i bardziej natarczywe, zaczęłam się martwić, że Molly miała rację.

Odsunęłam się od niego i położyłam mu dłoń na piersi, żeby go odepchnąć. Wstydziłam się, że jestem taka młoda i niedoświadczona, a nawet się bałam, że czegoś mi brakuje. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

– Nie mogę się z tobą kochać – oznajmiłam.

Jim milczał przez długi czas, a moje serce biło jak młotem.

W końcu ujął mnie pod brodę i uniósł moją twarz, tak że musiałam na niego spojrzeć. W jego oczach dostrzegłam pożądanie, ale również dobro i wyrozumiałość.

– Nie oczekuję seksu, Noro. Mówiłem ci już. Znaczysz dla mnie o wiele więcej. – Rozejrzał się i uśmiechnął z żalem. – Zresztą i tak jesteśmy w miejscu publicznym, a pokój zajął Roddy.

Roześmiałam się cicho i poczułam ulgę.

– Przepraszam. Nie jestem gotowa. – „A może coś ze mną nie tak i trzeba cudu, żeby mnie rozpalić i sprawić, żebym zapragnęła seksu?”

– Oczywiście. – Przyciągnął mnie do siebie. – Posiedźmy i pogadajmy. Opowiedz mi jeszcze o swoich rodzicach.

Ponieważ był dla mnie taki dobry i miałam go już nie zobaczyć, zdradziłam mu o sobie trochę więcej niż poprzednio.

– Nie jesteśmy zżyci. – Oparłam się o Jima. – Kiedyś byłam z tatą bardzo blisko, ale to się zmieniło, kiedy dostał… – Nie opowiadałam Jimowi o amputowanej nodze taty, ponieważ czułam, że nie powinnam. Ojciec był na tym punkcie przewrażliwiony, jakby się tego wstydził. Nie wiedziałam, czy to dlatego że stracił kończynę, czy z żalu, że nie dbał o siebie, co być może ocaliłoby jego nogę.

– Kiedy tata dostał…? – ponaglił mnie Jim.

– Kiedy zachorował… – dokończyłam – kiedy zachorował, odepchnął nas od siebie.

Jim odruchowo objął mnie mocniej.

– A twoja mama?

– Nie jest zła. Tylko… chyba nie wie, jak się do mnie zbliżyć. I cały czas pracuje. Zawsze tak było.

– Czyli ty musisz zajmować się ojcem.

Skinęłam głową.

Poczułam jego oddech na uchu, kiedy szeptał:

– To za duży ciężar dla kogoś, kto dopiero wchodzi w życie. Rodzice powinni wysłać cię w świat, a nie trzymać przy sobie, żebyś się nimi opiekowała. Zasługujesz na więcej, Noro.

Uśmiechnęłam się smutno.

– A po cóż innego jest rodzina?

Jęknął cicho, jakby się ze mną nie zgadzał.

– Cieszysz się na dalszą podróż? – zapytałam, by zmienić temat.

– Roddy się cieszy. – W jego głosie nie było entuzjazmu. – Ja będę za tobą tęsknił. Naprawdę… naprawdę mi na tobie zależy, Noro.

Kiedy dotarło do mnie, że nasz wspólny czas się kończy, wzruszenie natychmiast ścisnęło mnie za gardło. Gdzieś w tyle głowy czaiła się panika.

– Ja też będę za tobą tęsknić.

Gdy Jim usłyszał mój łamiący się głos, objął mnie mocno i wtulił głowę w moją szyję. Czułam, że dygocze.

Objęłam go i staliśmy przytuleni, tak blisko, jak tylko można. Starałam się nie dopuścić do siebie przerażającej myśli, że kiedy rano pozwolę mu odejść, to wraz z nim odejdzie pisana mi lepsza przyszłość.

Wszystko przed nami

Подняться наверх