Читать книгу Wszystko przed nami - Samantha Young - Страница 9

2

Оглавление

Następnego ranka czekali na mnie obok nowego mustanga. Przesunęłam dłonią po masce.

– Skąd macie ten samochód?

Jim podszedł tak blisko, że musiałam unieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Wypożyczyliśmy.

– Fajnie.

– Chwilę trwało, zanim przywykliśmy do jazdy po przeciwnej stronie drogi.

Wyobraziłam sobie, jak jadą pod prąd, i się roześmiałam.

– Już to widzę!

– No to jak? – Roddy skrzyżował ramiona na piersi. – Jedziemy nad to jezioro czy nie?

– Co on dziś taki marudny? – zapytałam Jima.

– Rano jest nie do życia. Nie lubi wcześnie wstawać.

– Ty za to uwielbiasz – burknął kolega.

– Kiedy czeka na mnie śliczna dziewczyna, to jak najbardziej. – Jim puścił do mnie oko, położył mi dłoń na plecach i poprowadził do samochodu.

Na chwilę ogarnęły mnie wątpliwości.

– Ale nie jesteście seryjnymi mordercami ani nic w tym rodzaju?

– Trochę za późno na takie pytania – odrzekł z przekąsem Roddy. – Wskakuj do auta.

– Jak twoje kolano? – zapytał Jim.

Patrzył na moje nogi, kiedy wsiadałam.

– W porządku. Nabiłam sobie małego siniaka i to wszystko.

– To był tylko pretekst, żeby popatrzeć na twoje nogi – oznajmił Roddy.

Jim usiadł za nami, z tyłu samochodu, i lekko uderzył przyjaciela dłonią w tył głowy, by go uciszyć.

Roddy nieco odzyskał humor, kiedy dotarliśmy nad wodę. Park i jezioro leżały na północny wschód od miasta, przy południowym krańcu Donovan Lake. Postanowiłam ich zabrać właśnie tam, ponieważ wokół stały przyczepy turystyczne – niektóre służyły za domy – a to oznaczało, że w lecie wypoczywa tu wiele rodzin. Czułam się bezpiecznie.

Wsiedliśmy do niewielkiej łodzi. Roddy skupił się na wędkowaniu, Jim natomiast zaczął mnie wypytywać. A przynajmniej próbował.

– Prawie nic mi o sobie nie powiedziałaś. – Roześmiał się. – Większość dziewczyn uwielbia gadać o sobie.

– Obawiam się, że niewiele jest do powiedzenia.

– Rozumiem. Cóż, wiem, że pracujesz w fast foodzie z hamburgerami. To praca na cały etat? Część? Na wakacje?

– A kto to może wiedzieć. – Wzruszyłam ramionami, a on się roześmiał, wyraźnie zachwycony moją wymijającą odpowiedzią.

Wcale nie chciałam być tajemnicza – wtedy naprawdę nie miałam pojęcia, co przyniesie przyszłość.

– Mieszkasz tu od urodzenia? Z rodzicami? Czym się zajmują? Co chcesz zrobić z resztą życia?

Wyrzucał z siebie pytania niczym karabin maszynowy. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Słońce świeciło teraz wyżej ponad drzewami, więc wsunęłam na nos tanie okulary przeciwsłoneczne, ciesząc się, że mogę się za nimi ukryć.

– Dwa razy tak. Mama pracuje w dwóch miejscach. Jest barmanką i kelnerką. Mój tata nie pracuje, ponieważ cierpi na zaawansowaną cukrzycę. A co chcę dalej robić, nie wiem. Chyba chciałabym zająć się czymś, co się wiąże z pomaganiem ludziom. – „Albo zostać aktorką teatralną”.

Jim się uśmiechnął.

– Widzisz? To nie było takie trudne.

– A ty? Z której części Szkocji pochodzisz? Mieszkasz z rodzicami? Czym się zajmują? Co chcesz zrobić z resztą życia?

– Pochodzimy z Edynburga i pracujemy w budownictwie. – Wskazał na Roddy’ego, który sennie spoglądał na wodę i wydawał się uszczęśliwiony spokojem i ciepłem porannego słońca. – Mieszkam w dzielnicy Edynburga zwanej Sighthill, z mamą i siostrą. – Przerwał na chwilę. – Mój tata zmarł kilka miesięcy temu. Miał atak serca.

Usłyszałam, że głos mu się załamał, i współczucie ścisnęło mi serce. W tej samej chwili Roddy pocieszycielsko poklepał przyjaciela po kolanie. Tym gestem sprawił, że zmieniłam o nim zdanie. Jim w podziękowaniu klepnął go w ramię.

– Tak mi przykro.

Skinął lekko głową.

W łodzi zapanowała niezręczna cisza, a ja gorączkowo próbowałam wymyślić odpowiedni temat rozmowy. Nie chciałam sprawiać wrażenia kogoś nieczułego na jego ból, ale też odniosłam wrażenie, że Jim nie chce dłużej rozmawiać o ojcu.

– A skąd pomysł na podróż po Stanach?

Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.

– Dostałem trochę pieniędzy z ubezpieczenia ojca, skończyliśmy z Roddym dwadzieścia jeden lat i postanowiliśmy przepuścić wszystko na podróż po Stanach. Planowaliśmy to od dzieciństwa.

– Masz dwadzieścia jeden lat?

– No tak. – Spojrzał na mnie zwężonymi oczami. – Proszę, powiedz mi, że jesteś pełnoletnia.

Zaczerwieniłam się i roześmiałam.

– Mam osiemnaście lat.

– Kamień z serca – odrzekł z uśmiechem. – Pękłoby mi serce, gdybyś powiedziała coś innego.

– Coraz gorzej idzie ci podryw. Te tanie teksty… – burknął pod nosem Roddy.

– To nie jest żaden podryw. – Jim znów żartobliwie klepnął go dłonią w tył głowy. Tym razem Roddy nawet nie drgnął. Jim przeniósł spojrzenie na mnie. – Naprawdę.

Przyjrzałam mu się z uwagą.

– Dlaczego jesteś taki miły? Przecież w ogóle mnie nie znasz.

– To samo powiedziałem mu wczoraj wieczorem. I dzisiaj rano – skwitował Roddy.

Jim wywrócił oczami.

– Roddy, zamknij jadaczkę.

Przyjaciel tylko stęknął.

– Dlaczego więc? – Nie dawałam za wygraną.

– Sam nie wiem. – Patrzył na mnie przenikliwie, w typowy dla siebie sposób. – Jest w tobie coś.

Jego przyjaciel odwrócił się do mnie, osłaniając dłonią oczy.

– Tak naprawdę chce powiedzieć, że podobasz mu się jak cholera, że teraz nie myśli głową, tylko tym, co ma w spodniach, więc jeśli nie udowodnisz mu, że jesteś zwykłą dziewczyną, taką samą jak inne, to utkniemy na tym zadupiu w Indianie do końca lata.

Trudno było go zrozumieć ze względu na szkocki akcent, ale to, co pojęłam, sprawiło, że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.

– Roddy, jeśli się natychmiast nie przymkniesz, wyrzucę cię za burtę.

– Mówię prawdę. Przecież nawet się nie znacie.

– I właśnie dlatego siedzimy w tej łodzi i staramy się czegoś o sobie dowiedzieć.

– No właśnie… przyspiesz trochę, żebyśmy mogli się stąd wynieść.

– Mam lepszy plan. – Jim zaczął wiosłować w stronę przystani.

– Co ty wyrabiasz? – zaprotestował Roddy. – Podoba mi się na jeziorze.

– Naprawdę? Trudno się było domyślić, bo cały czas narzekałeś.

– Daj spokój. Tylko żartowałem.

Jim jednak nadal wiosłował do brzegu. Odrzucił wiosła, wstał, wyciągnął do mnie ręce i pomógł mi wysiąść. Potem odwrócił się i popchnął łódkę na jezioro, z Roddym nadal na pokładzie.

Roddy pośpiesznie chwycił wiosła.

– Co robisz!

Ku swojemu zaskoczeniu poczułam, że moja dłoń znalazła się w uścisku większej, silniejszej dłoni Jima.

– Idę z Norą gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać. A ty możesz nadal łowić ryby. Niedługo po ciebie wrócimy.

– No super! – wołał Roddy z łódki, czym przykuł uwagę kilku osób. – Zostawiasz mnie, swojego wieloletniego przyjaciela, dla dziewczyny, którą wczoraj poznałeś.

– Na jakiś czas. I tylko dlatego, że jesteś dziś jak wrzód na tyłku.

Jim spojrzał na mnie, a ja prychnęłam rozbawiona. Pociągnął mnie za sobą.

– Jesteś pewien, że da sobie radę?

– Nic mu się nie stanie – zapewnił ze śmiechem. – Dałem mu to, czego chciał. Całe to narzekanie i gderanie było po to, żebyśmy sobie poszli i zostawili go samego. Uwierz mi.

– Ach, tak.

– A więc dokąd idziemy?

– Tędy. – Poprowadziłam go żwirową ścieżką, wijącą się wśród drzew wokół jeziora.

Szliśmy w niewymuszonym milczeniu, aż dotarliśmy do miejsca, którego szukałam. Do zapewniającej trochę prywatności ławki nad brzegiem jeziora, o kilka minut drogi od jakiejkolwiek przyczepy czy łodzi.

– Stąd nadal możemy cieszyć się jeziorem.

Uśmiechnął się i usiadł.

– Pięknie tutaj.

– Tak, też mi się podoba. – Usiadłam, a ponieważ miałam na sobie szorty, poczułam ciepło drewna, nagrzanego przez poranne słońce. W środku lata, o trzeciej po południu, drewno rozgrzałoby się tak mocno, że można by się poparzyć. O tej porze czuło się na skórze tylko miłe ciepło, a stojące nisko na niebie słońce świeciło łagodnie. – Żałuję, że nie mogę tu przychodzić częściej.

– Dlaczego nie?

– Dużo pracuję.

Jim siedział rozluźniony, z jedną nogą podkuloną i ramionami zarzuconymi na oparcie ławki.

– Czy teraz odpowiesz na moje pytania?

Z namysłem przechyliłam głowę.

– To zależy od pytań.

– Zacznijmy od łatwych. Ulubiony kolor?

– Jeszcze czego! – odrzekłam żartobliwie. – To trochę zbyt intymne.

Jim parsknął śmiechem. Ten dźwięk wydał mi się bardzo miły.

– Mój ulubiony kolor to zieleń Hibsów – zaczął.

– Nie znam tego koloru.

– Zieleń klubu piłkarskiego Hibernian, z Edynburga. Chodzi o piłkę nożną.

– Niewiele wiem o piłce nożnej. Ale mój tata jest zapalonym kibicem Coltsów z Indianapolis – wyjaśniłam.

– Uwielbiam futbol amerykański.

– Naprawdę? – zdziwiłam się. – Myślałam, że wolicie rugby.

– Lubię rugby. Ale futbol amerykański wydaje mi się bardziej emocjonujący. Nie zrozum mnie źle, rugby to gra dla twardzieli. Ale wasz futbol jest bardziej strategiczny. Moja siostra nie znosi sportu, ale nawet ona ogląda mecze NFL. Ja kibicuję Patriotom.

– Ciii! – uciszyłam go żartobliwie, rozglądając się dookoła. – Tutaj lepiej nie mówić tego głośno.

Roześmiał się.

– Dobrze, nie będę. – Pociągnął mnie lekko za kucyk. – Powiedz mi jeszcze coś o sobie. Ulubiona piosenka?

Natychmiast przypomniało mi się, jak tata z kilkoma kolegami podśpiewywali przy pracy piosenki zespołu Bon Jovi, i zalała mnie fala nostalgii. Miałam dziesięć lat, a Cory Trent – z powodu, którego dotychczas nie poznałam – rozpowiedział wszystkim w klasie, że moja mama powiedziała jego mamie, jakobym sikała do łóżka. Co było bzdurą. Poprosiłam mamę mojej przyjaciółki, żeby podwiozła mnie do domu stojącego dwa kilometry od nas, który właśnie remontował tata. Nieczęsto zdarzało się, że pracował w mieście. Zwykle jego brygada dostawała zlecenia na prowincji. Dziękowałam Bogu, że tego dnia był tak blisko, ponieważ sytuacja w szkole, w której wszyscy zaczęli mnie traktować jak wyrzutka, całkiem mnie załamała.

Tata wyszedł z budynku, kiedy jeden z robotników dał mu znać, że przyjechałam. Na jego widok wybuchnęłam płaczem, a on wziął mnie w ramiona. Kiedy opowiedziałam mu, co zaszło, wściekł się na Cory’ego. Dan, jego majster, podkręcił radio, a wtedy tata z kilkoma kolegami starali się mnie rozweselić, fałszywie wyśpiewując piosenki Bon Joviego.

Wówczas doszłam do wniosku, że mam najlepszego tatę pod słońcem.

A przez to czułam się jeszcze gorzej, kiedy chwilę potem go straciłam.

– Livin’ on a Prayer – odpowiedziałam. Milczał, więc zerknęłam na niego ukradkiem – trząsł się ze śmiechu. Zmrużyłam powieki. – Dobrze, nie odpowiadam więcej na żadne pytania, skoro się ze mnie nabijasz.

– Nie, nie! – Położył mi rękę na ramieniu i śmiał się dalej. – Przepraszam. Po prostu nie spodziewałem się Bon Joviego.

– Doprawdy? A jaka jest twoja ulubiona piosenka, szpanerze?

– All These Things That I’ve Done Killersów.

Zmarszczyłam nos.

Fakt. To odjazdowy kawałek.

Znów wybuchnął śmiechem, aż zatrzęsła się ławka. Nagle wyciągnął rękę, chwycił za zausznik moich okularów, uniósł je ostrożnie i umieścił na czubku głowy, żeby zobaczyć moje oczy.

– Jesteś urocza.

Słyszałam już dawniej ten komplement i wcale mi się nie podobał. Mierzyłam tylko metr sześćdziesiąt i chociaż w ostatnich latach wreszcie nabrałam krągłości, byłam drobnej budowy ciała. Miałam duże, ciemne oczy z długimi rzęsami. Gdy ktoś mnie opisywał, zwykle używał takich określeń jak „słodka” czy „urocza”. Nie chciałam być słodka ani urocza. Chciałam być czymś więcej.

Jednak w ustach Jima „urocza” zabrzmiało jak coś więcej. Zaczerwieniłam się.

– Chyba nie – zaprzeczyłam.

– Ależ tak – zapewnił.

Znów na niego zerknęłam i zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, gdy dostrzegłam jego skupiony na mnie wzrok.

– Patrzysz na mnie.

– Owszem. Trudno nie patrzeć.

Poruszyłam się nerwowo. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nigdy dotąd nie flirtowałam z chłopakiem.

– Czy wszyscy Szkoci to tacy flirciarze?

Wzruszył ramionami.

– Wcale nie flirtowałem. Po prostu mówiłem to, co myślę.

– Najwyraźniej, jeśli chodzi o ciebie, to jedno i to samo – drażniłam się z nim.

Przysunął się bliżej, a ja wciągnęłam głęboko powietrze, bo poczułam, jak jego bliskość wywołuje we mnie nerwowy dreszcz.

– Ulubiony film?

Zrozumiałam, że nie zamierzał mnie pocałować, i nie wiedziałam, czy powinnam czuć rozczarowanie, czy ulgę.

– Sama nie wiem… Moulin Rouge.

– Kolejna niespodzianka. – Uniósł brew. – Nie oglądałem go, ale nie spodziewałem się takiego wyboru.

– A czego się spodziewałeś?

– Właściwie to nie mam pojęcia – przyznał ze śmiechem. – Mój ulubiony film to Red.

– Chyba go nie widziałam.

– Jest zajebiś… cholera, przepraszam. – Zaczerwienił się. – Przy tobie staram się nie przeklinać.

Ujęło mnie to, że starał się zachowywać jak dżentelmen, ale chciałam też, żeby był sobą. Zaczerwienione policzki świadczyły o pewniej wrażliwości, której się nie spodziewałam. Zdałam sobie sprawę, że chociaż starał się tego po sobie nie pokazać, również czuł się przy mnie zdenerwowany. Ta myśl sprawiła mi radość.

– Powiedziałeś, że pracujesz na budowie?

Skinął głową.

– Założę się, że często przeklinasz, co? Mój tata miał kiedyś firmę budowlaną. Chociaż bardzo się pilnował, stale przeklinał. Tak jak jego ekipa. Nie przeszkadza mi to. Czasami… – Zniżyłam głos o oktawę. – Czasami nawet mnie zdarza się zakląć. Potworność.

Żartobliwie odepchnął mnie od siebie.

– I staraj się tu człowieku zachowywać kulturalnie.

– Po prostu bądź sobą – odparłam z uśmiechem. I zanim zdążył zadać następne pytanie, na które być może nie chciałabym odpowiadać, powiedziałam: – A dlaczego w ogóle przyjechaliście z Roddym do Donovan?

Patrzył na mnie, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu usadowił się wygodniej na ławce i spojrzał na jezioro. Tym samym zwrócił moją uwagę na przepływającą w pobliżu łódkę, w której siedział jakiś mężczyzna z dwoma chłopcami. Cała trójka śmiała się i głośno rozmawiała. Byłam tak pochłonięta rozmową, że jeszcze przed chwilą w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności.

– Z powodu mojego taty – wyjaśnił nagle Jim. – Nazywał się Donovan.

Jak poprzednio wyczułam, że trudno mu przychodzi rozmowa o ojcu.

– Nie musisz…

Zerknął na mnie.

– Roddy unika tego tematu. Mama zaczyna płakać, kiedy o nim wspomnę. A rozmowa o nim z ludźmi, którzy go znali, jest trudna.

Zalała mnie fala współczucia. Przełamałam zwykłą powściągliwość i położyłam dłoń na kolanie Jima, w geście pocieszenia. Spojrzał na nią, lekko zaskoczony i wyraźnie zagubiony.

– Czasami… – Głęboko wciągnęłam powietrze, żeby zmniejszyć ucisk w piersi. – Czasami łatwiej jest rozmawiać o takich sprawach z kimś, kto go nie znał ani nie kochał, ponieważ nie trzeba się martwić o cudzy ból, tylko o własny. Wtedy możesz o nim mówić, nie przejmując się tym, jak twoje słowa podziałają na tę drugą osobę. – Zdjęłam rękę z jego kolana, a jednocześnie zwróciłam się ku niemu, tak że moje kolano niemal dotykało jego biodra. – Możesz mi o nim opowiedzieć. Jeśli tylko masz ochotę…

Jim wydawał się jednocześnie zaskoczony i niepewny.

– Trochę ciężki temat jak na pierwszą randkę…

– A to jest randka?

– Owszem, randka.

Roześmiałam się, gdy usłyszałam jego nieustępliwy ton.

– W takim razie sami zdecydujemy, jak powinna wyglądać. Umiem słuchać, Jim. Ale nie musimy rozmawiać.

Uniósł brwi i rozciągnął usta w łobuzerskim uśmiechu, a ja wymierzyłam mu kuksańca za nieprzyzwoite myśli.

– Dobrze wiesz, co chciałam powiedzieć. Boże! – Przewróciłam oczami. – Faceci!

Uśmiech zniknął, a Jim przysunął się jeszcze bliżej mnie. W jego oczach, niczym opadająca wolno kurtyna teatralna, pojawiła się powaga. Uważnie przyglądał się mojej twarzy. Zanim skierował spojrzenie na włosy, zauważyłam, że mamy prawie ten sam kolor tęczówek. W mroku wydawały się niemal czarne, ale kiedy oświetlało je słońce, lśniły ciepło jak ciemny mahoń.

Jim owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca i zaczął mówić:

– Mama mojego taty była Irlandką, ojciec był Szkotem i jak by to określił tata, oboje rozpierała duma ze swojego pochodzenia. Odeszli, kiedy miałem cztery lata. Zginęli w wypadku samochodowym. – Przez ułamek sekundy spoglądał mi w oczy, jakby chciał sprawdzić reakcję, a potem znów zaczął się bawić moimi włosami. – Kiedy urodził się tata, dziadek zaproponował babci, żeby go nazwać Donovan McAlister. Donovan to panieńskie nazwisko mojej babki. – Przerwał na chwilę. – Jechaliśmy z Roddym szosą I-70 w stronę Route 66 w Illinois. Chcieliśmy przemierzyć cały szlak. Kiedy zatrzymaliśmy się po benzynę, zobaczyłem przypięte na tablicy ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy w supermarkecie. W Donovan. – Uśmiechnął się blado, patrząc na jezioro. – To cholernie głupie, wiem… Ale poczułem, że muszę tu przyjechać.

– Wcale nie było to głupie – zapewniłam go.

Odwrócił się i znów zmierzył mnie wzrokiem.

– Nie było. Też zaczynam tak myśleć.

Poruszyłam się niespokojnie, bo nie mogłam znieść jego przeszywającego spojrzenia. Chociaż był przystojny i miał zniewalający akcent, nie byłam przygotowana na kogoś takiego jak Jim McAlister, który patrzył na mnie, jakby poraził go piorun.

– Jaki był twój tata?

– Był najzabawniejszym facetem, jakiego znałem. – W głosie Jima było słychać jednocześnie rozbawienie i smutek. – Miał czas niemal dla każdego. Jeśli ktoś potrzebował pomocy, nigdy nie było to dla niego problemem. Byłem jego najlepszym kumplem.

Usta mu zadrżały, a oczy zaczęły błyszczeć. Sięgnęłam po jego dłoń i objęłam swoimi. Ten gest chyba dodał mu sił, ponieważ oczy znów stały się suche, a uśmiech wrócił na twarz.

– Nauczył mnie, że rodzina jest na pierwszym miejscu. Jest ważniejsza niż zarobki, sława i inne bzdury. Obudził przekonanie, że niekoniecznie trzeba być ambitnym w pracy, ale należy mieć ambitne podejście do życia. Powinno się znaleźć odpowiednią dziewczynę i założyć rodzinę.

Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby chłopak mówił o takich sprawach i przywiązywał do nich tak wielką wagę. Zauważyłam też, że kiedy wspominał ojca, jego szkocki akcent stawał się wyraźniejszy. Jakby zaczął się przy mnie rozluźniać.

– Musiał być dobrym człowiekiem – powiedziałam.

– Tak. – Skinął głową, ale dostrzegłam lekki chłód w jego oczach. – Nie był jednak doskonały, choć teraz wszyscy zamiatają to pod dywan.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Zwłaszcza mama. Nie zrozum mnie źle. Kochał ją, ale zachowywał się jak samolubny drań. Nigdzie jej nie zabierał, nie spędzał z nią czasu. Sam często wychodził do pubu z kolegami, a ją zostawiał w domu. Wściekał się, kiedy wracał, a jej tam nie było. Jakby nie chciał, żeby miała własne życie… – Rzucił mi spojrzenie, które zrozumiałam dopiero, gdy znów się odezwał. – Zdradzał ją i z tego, co wiem, nie chodziło tylko o seks. Zakochał się w innej kobiecie. Rodzice niemal się rozeszli. W końcu wybrał mamę, ale ona chyba nigdy mu nie przebaczyła.

– Przykro mi.

– Za to teraz mama zachowuje się tak, jakby ojciec był co najmniej świętym. – W jego słowach pobrzmiewał gniew. – A ja… po prostu… kochałem ojca i wybaczam mu, że nie był ideałem, ponieważ nikt nie jest doskonały, ale chciałbym pamiętać go prawdziwego. Rozumiesz?

Skinęłam głową i ścisnęłam jego dłoń.

– Czy to oznacza, że jestem złym człowiekiem? – zapytał.

– O Boże! Nie – zaprzeczyłam.

Jim wolno wypuścił powietrze i znów zapatrzył się w wodę. Przyglądałam się mu i zauważyłam, że napięcie znika z jego twarzy i ramion. Patrzył, jak jakiś ptak pikuje nad samą taflę jeziora, potem znów się wzbija i znika między drzewami.

– Cieszę się, że cię poznałem, Noro O’Brien – usłyszałam.

– Tak?

Znów na mnie spojrzał i delikatnie wyswobodził rękę z mojego uścisku, ale tylko po to, żeby mnie objąć ramieniem.

– Chciałbym tu zostać trochę dłużej, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Oczywiście, że nie. Do pracy muszę wrócić dopiero za kilka godzin.

– Nie! – Zaśmiał się cicho i potrząsnął głową. – Miałem na myśli to, że nie chcę dziś wyjeżdżać z Donovan.

Nagle zrozumiałam, o co pyta, i chociaż pożądanie w jego oczach mnie przerażało, to jego cudzoziemskość intrygowała. Tam, skąd pochodził, było zupełnie inaczej niż w Donovan. Znałam to miejsce z kina i telewizji, ale nadal nie mogłam sobie wyobrazić, jak wygląda życie w mieście, w którym dorastał. Nie całkiem mnie to obchodziło. Interesowało mnie głównie to, że Edynburg leży tak daleko od Indiany, tajemniczy i kuszący, jak przygoda, która może się przydarzyć w rzeczywistości zupełnie innej od mojego zwykłego, szarego świata. A Jim był częścią tej przygody.

Skinęłam głową. Również nie byłam gotowa na rozstanie.

Wszystko przed nami

Подняться наверх