Читать книгу Furia - Sandra Brown - Страница 7

Rozdział 2

Оглавление

– Nazywa się „Gringo”, więc powinna pani czuć się tam jak u siebie.

Uwaga Johna Trappera zabrzmiała złośliwie, gdy kończyli oschłą rozmowę telefoniczną, podczas której podał jej miejsce i godzinę spotkania. Kerra zdecydowała się ubrać swobodniej. Zmieniła kostium ze spodniami, w którym była wcześniej w jego biurze, na dżinsy i kraciaste wełniane poncho. Miała nadzieję, że Trapper przynajmniej weźmie prysznic.

W restauracji pojawiła się przed czasem, dodała swoje nazwisko do listy oczekujących na stolik i zajęła stołek przy barze, skąd miała widok na wejście. Liczyła, że przyjrzy się mu, zanim on uświadomi sobie jej obecność. W tej samej chwili, w której przekroczył próg, jak wiedziony radarem spojrzał jednak szybko w jej stronę. Kolor jego oczu wymykał się zwykłemu spektrum barw. Elektryczny błękit niczym światło neonu. Gdy na nią patrzył, z jego oczu promieniowała niechęć.

Hostessa przywitała go, a on uśmiechnął się do niej leniwie i powiedział coś, co dziewczynę rozbawiło. Wskazała w stronę Kerry. Skinął głową i ruszył ku niej. Zamienił wymięte spodnie od garnituru, w których ewidentnie spał ostatniej nocy, na dżinsy niemal całkiem przetarte na kolanach. Wystrzępione nogawki opadały na zadziorne kowbojskie buty. Czarną skórzaną kurtkę narzucił na białą koszulę o westernowym kroju, zapinaną na perłowe zatrzaski zamiast guzików, luźno opadającą na spodnie. Podszedł do niej i popatrzył na nią z góry, nie mówiąc ani słowa. Nie ogolił się na gładko, ale prysznic wziął, bo pachniał mydłem. I skórą. Ciemne włosy miał czyste, choć nie usiłował poskramiać ich naturalnej niesforności. Gęste kosmyki były rozwichrzone jak dzisiejszego poranka. „Po co poprawiać to, co jest udane?” – pomyślała Kerra.

Patrzyli na siebie w milczeniu dopóty, dopóki nie podszedł barman.

– Dla damy szykuję margaritę z lodem, a dla ciebie, kowboju?

– Wezmę dos equis.

– Podać napoje do stolika?

Zanim zdążyła zareagować, Trapper rzucił:

– Bardzo proszę, dzięki.

Ujął dłonią łokieć Kerry, stanowczo pomógł jej wstać ze stołka i niemal pchnął w stronę hostessy, która czekała na nich z menu wielkości znaku zjazdu z autostrady. Wskazała im dwuosobowy stolik.

– Nie macie wolnego boksu? – spytał Trapper. – Żeby dało się słyszeć własne myśli. – Uśmiechnął się do dziewczyny przypochlebnie, a ona również z uśmiechem zaprowadziła ich w głąb restauracji. W tym miejscu światło było przyćmione, a muzyka mariachi[1] nie ogłuszała. Usiedli naprzeciwko siebie.

– Nadal ma pan kaca? – spytała Kerra.

– Piwo powinno pomóc.

– Często się pan upija?

– Za rzadko.

Chcąc uniknąć patrzenia w jego wrogie oczy, Kerra spojrzała na sznury bożonarodzeniowych lampek zawieszonych pod sufitem. Próbowała wymyślić temat do rozmowy na tyle neutralny, by złagodzić napięcie.

– Kiedy przeprowadził się pan z Dallas do Fort Worth?

– Kiedy Dallas zrobiło się za bardzo bufonowate.

„To nie temat rozmowy stanowi problem, ale on sam” – uznała. Cokolwiek by powiedziała, reaguje nieprzychylnie. Gdy kelnerka przyniosła im zamówione napoje, Kerra zdecydowała, że powinna darować sobie uprzejmości i przejść do rzeczy.

– Znalazł pan to?

– Inaczej by mnie tu nie było.

– Naprawdę użył pan lupy?

Zanim zdążył odpowiedzieć, kelnerka podeszła z koszykiem chipsów tortilla i miseczką salsy.

– Czy mogę przyjąć zamówienie?

Kerra wzięła menu i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę, onieśmielona jego długością.

– Tyle tu do wyboru – mruknęła.

– Jada pani mięso? – zapytał takim tonem, jakby miał naliczyć jej punkty karne, gdyby nie jadała. Skinęła głową.

Wyjął menu z jej rąk i oddał wraz z własnym kelnerce.

– Podwójne fajitas, pół na pół kurczak i wołowina, wszystkie dodatki, tortille proszę nam przekroić na pół. Ja jeszcze wezmę osobno enchiladę z chili, może być z serem, ale niech was ręka boska broni dodać mi do tego sos ranchero – wyliczał. A potem uśmiechnął się do kelnerki i mrugnął. – Proszę.

Po odejściu mizdrzącej się do niego kelnerki oparł przedramiona na blacie stołu i nachylił się w stronę Kerry. Bez uśmiechów i mrugania okiem.

– Chcę się od pani dowiedzieć dwóch rzeczy.

– Tylko dwóch?

– Dlaczego pani do mnie przyszła?

– Powód powinien być oczywisty. Jest pan jedynym żyjącym krewnym.

– No tak, ale co nie jest oczywiste, a w każdym razie nie dla pani, stanowię też dla niego dotkliwe rozczarowanie. Jeśli pani zdaniem moja interwencja zrobi jakiś wyłom, myli się pani, niestety. W sumie moje wstawiennictwo może zadziałać tylko na pani niekorzyść.

– Muszę podjąć to ryzyko. Nie mam wyboru.

– Jak to?

– Jego posiadłość jest oznakowana. Jeśli stanę mu na progu bez zapowiedzi i bez czyjegoś polecenia, może kazać mnie aresztować za wtargnięcie, zanim choćby zdążę się przedstawić. Gdyby pan był ze mną…

– Wyleci pani stamtąd na kopach dwa razy szybciej.

– To niemożliwe. W dokumentach jest pana nazwisko. Kiedy pana matka zmarła, jej udział nie przeszedł na niego, tylko bezpośrednio na pana. Jesteście współwłaścicielami gruntu.

Z irytacją sięgnął do koszyka, zanurzył chipsa w salsie i wrzucił sobie do ust. Żując, obserwował ją uważnie.

– Odrobiła pani lekcje.

– A żeby pan wiedział.

– I co ma pani zamiar zyskać, wyjawiając swój sekret?

– Zyskać?

– Proszę dać spokój. Przyłapała mnie pani na pijaństwie, ale tępy nie jestem – żachnął się.

– Czy to ta druga rzecz, którą chce pan wiedzieć? Co mam zamiar osiągnąć?

– Nie. To już wiem.

– Wątpię.

– Chce pani narobić zamieszania.

Znów im przerwano. Kelnerka wróciła z półmiskiem skwierczącego mięsa z grilla, ustawiła go na środku stołu i otoczyła talerzykami dodatków. Kerra nie skorzystała z propozycji Trappera, który chciał się z nią podzielić enchiladą, ale fajitas skomponowali sobie oboje.

– Pycha – westchnęła po pierwszym kęsie.

– Trzeba częściej odwiedzać Krowie Miasto. W Dallas do dań

Tex-Mex dodają pieczarki… – Otarł usta serwetką. – Teraz to drugie, co chcę wiedzieć.

– Słucham.

– Ile czasu trzymała pani swojego asa w rękawie?

– Trochę.

– Trochę. To dosyć mało precyzyjne. Dlaczego teraz tę sprawę poruszać?

– To wcale nie tak nagle, jakby się mogło wydawać – odparła. – Od miesięcy próbuję skontaktować się z Majorem. Nie chciał się zgodzić, a mnie goni czas. W najbliższą niedzielę przypada dwudziesta piąta rocznica tamtego zamachu. Idealny moment. Byłby z tego świetny program.

– Wskaźniki oglądalności i inne takie duperele.

– Dla pana może i duperele, panie Trapper. Dla mnie nie.

– Wystarczy zwyczajnie, Trapper. – Przez chwilę jadł, potem dodał: – Zdajesz sobie sprawę, że masz tylko sześć dni.

– Zegar tyka. Kiedy wczoraj Major rzucił słuchawką po raz trzynasty, odnalazłam ciebie. Jestem zdesperowana.

– No cóż, to wyjaśnia, co ci kazało walić do moich drzwi. Desperacja. – Przerwał jedzenie. Kiedy nie zaprzeczyła, wydał pogardliwe parsknięcie, po czym wrócił do posiłku. – Już ci tłumaczyłem: nic, co powiem, na niego nie wpłynie – dodał.

– W porządku. Eskortuj mnie tylko pod jego dom. Resztą sama się zajmę.

Postukał widelcem w talerz i spojrzał na nią tak, że nagle zrobiło się jej nieprzyjemnie gorąco. Sięgnęła po margaritę i upiła łyk przez sól na krawędzi szklanki.

– Ile czasu ci to zajęło? – spytała.

– Rozpracowanie, w czym rzecz?

Pokiwała głową.

– Dłużej, niż należało. Wyszedłem z wprawy.

Mimo potężnego kopa, jakiego dawała margarita, dla kurażu wzięła kolejny łyk. Zamierzała wkroczyć na niebezpieczny teren. Czy może raczej złapać za lwi ogon wystający poza pręty klatki.

– Sporo jest o tobie w sieci.

W pierwszej chwili zdawało się, że jej nie dosłyszał. Skończył żuć kęs, popił go łykiem piwa, a potem spojrzał na nią przez stół oczami jak błękitny płomień.

– No? Nie trzymaj mnie w niepewności – powiedział.

– Pracowałeś dla ATF[2].

– Uhm.

– Przez pięć lat.

– I jedenaście miesięcy.

– Zanim cię zwolniono przez problem z kontrolowaniem agresji.

– Sam odszedłem.

Kelnerka, mijając ich stolik, spytała, czy czegoś nie potrzebują. Nie odrywając wzroku od Kerry, Trapper podziękował jej i pokręcił głową przecząco.

Kiedy kelnerka odeszła, Kerra odezwała się cicho:

– Powiedziałeś mi dzisiaj, że nagła sława Majora w żaden sposób nie wpłynęła na twoje życie. A jednak wpłynęła, prawda?

– Taa. Ogromnie. Byłem jedynym dzieciakiem w klasie, który dostawał najlepsze bilety na wszystkie domowe mecze Dallas Cowboys. Kilka razy zaproszono nas do loży właściciela drużyny.

– Jeśli historia hotelu Pegasus nie miała dla ciebie znaczenia, to czemu wybrałeś karierę w agencji federalnej, która bada sprawy zamachów bombowych?

– Ubezpieczenie zdrowotne. Większość planów nie obejmuje opieki dentystycznej.

– Proszę, przestań żartować. Mówię poważnie. – Zmarszczyła brwi.

– Ja również – odparł gniewnym szeptem. – Dość tego wypytywania. Nie mam ci nic na ten temat do powiedzenia.

– To po co dziś wieczorem do mnie zadzwoniłeś? – Nie miał na to gotowej odpowiedzi. Trafienie! W myślach sama przybiła sobie piątkę. – Z zawodu i upodobań jesteś śledczym. Lubisz zagadki i nie przepuścisz żadnej bez rozwiązania. Kiedy byłeś w agencji, pracowałeś bez wytchnienia dopóty, dopóki sprawa nie zyskiwała wyjaśnienia, a ty nie znalazłeś winowajców. Zwolniono cię ze względu na niesubordynację, a nie brak talentu czy inicjatywy.

– Proszę, proszę! Jak na kogoś, kto po raz pierwszy zobaczył mnie na oczy parę godzin temu, faktycznie sporo o mnie wiesz. A przynajmniej tak ci się wydaje.

– Wiem, że nie udało ci się oprzeć zaciekawieniu wyzwaniem, jakie ci dzisiaj rzuciłam. Wiem też, że to, co odkryłeś, ma dla ciebie o wiele większe znaczenie, niż oczekiwałeś. Nie jest tak, Trapper? Popraw mnie, jeśli się mylę.

Nie odpowiedział, napił się tylko piwa. Nie wypuścił butelki z ręki, kiedy pomocnik kelnera podszedł zebrać ze stołu brudne naczynia. Kelnerka przyniosła rachunek, który Kerra od razu uregulowała kartą kredytową. Gdy znów zostali sami, potrząsnęła kostkami lodu w szklance z margaritą. Cząstką limonki zaczęła zakreślać kółka wokół krawędzi szklanki. Spojrzała na Trappera, który śledził ruch owocu, i znów poczuła się… dziwnie. Położyła dłonie na kolanach pod stołem i przez moment starała się odzyskać panowanie nad sobą.

– O co się wściekłeś?

– Kiedy?

– Kiedy cię zwolniono.

– Sam odszedłem.

– Żeby cię nie zdążyli zwolnić. O co poszło?

– Tej części nie sprawdziłaś?

– Nie dotarłam do szczegółów.

– I nikt inny nie dotarł – mruknął do siebie. Zmienił pozycję nóg pod stołem i znów nachylił się w jej stronę.

– Tego dnia, kiedy odszedłem, byłem szalenie konkretny. Dokładnie wyjaśniłem szefowi, gdzie może sobie wsadzić swoją robotę.

W to była w stanie uwierzyć. Teraz wyglądał, jakby się czaił, gotów do ataku.

– Moim zdaniem nadal masz problemy z agresją – szepnęła.

– Owszem, wielkie mi co. A szybciej niż cokolwiek innego wkurwia mnie, gdy laska próbuje mną manipulować, uważając, że jest taka śliczna i sprytna. Dlaczego nie powiedziałaś mi o wszystkim otwarcie?

– Naprawdę skorzystałeś z lupy?

Skrzywił się na tę drwinę i ruchem podbródka wskazał jej szklankę.

– Będziesz to jeszcze piła?

– Nie.

Wziął szklankę, dopił resztki margarity, a potem wyprowadził Kerrę z restauracyjnego boksu. Szeroką dłoń położył w zagłębieniu pleców na wysokości jej talii i trzymał ją tam, kiedy lawirowali do wyjścia. Kerra miała wrażenie, że wiedzie ją jak jałówkę, ale nie protestowała. Nie chciała, by się zorientował, że w ogóle jest świadoma jego ręki na swojej talii.

Kiedy mijali stanowisko hostessy, młoda kobieta zerknęła na Trappera rozmarzonym wzrokiem i życzyła im dobrej nocy. Na zewnątrz Kerra zaczerpnęła powietrza, by otrząsnąć się z działania tequili.

– Dzięki za kolację – powiedział.

– Nie ma za co.

– Gdzie twój samochód?

– Niczego nie ustaliliśmy.

– Do diabła, nie ustaliliśmy. Gdzie twój samochód?

– Przyjechałam Uberem.

Z kieszeni kurtki wyjął telefon i uruchomił aplikację.

– Sama mogę sobie zamówić transport.

Ignorując protesty, spytał ją o adres. Podała mu go. Zamówił samochód.

– Będzie tu za dwie minuty. Ralph w srebrnej toyocie. Poczekajmy tam, z boku, nie będzie wiało.

Ujął ją za łokieć i zaprowadził za róg budynku.

– Już lepiej – powiedziała, lekko drżąc w swoim poncho. – Temperatura spadła…

Urwała, gdy położył dłonie na jej ramionach i oparł ją plecami o ceglany mur. Zanim otrząsnęła się z nagłości tego gestu, nachylił się, a ona zupełnie zapomniała o chłodzie. Zaprotestowała, nie tyle chcąc wyrwać się z jego uchwytu, ile w reakcji na to, co poczuła.

– Co ty robisz, do diabła? Puszczaj!

Przysunął twarz blisko jej twarzy.

– Posłuchaj mnie i zapamiętaj to sobie – mruknął. – Ja to nie on. Nie jestem szlachetny, nie jestem dżentelmenem ani bohaterem, jasne?

– Nietrudno to wydedukować.

Myślała, że ta riposta go rozzłości, ale za całą odpowiedź łagodnym gestem przyłożył wnętrze dłoni do jej chłodnego policzka. Musnął kciukiem pieprzyk koło jej oka.

– Od razu go zauważyłem. Przez cały czas, kiedy siedziałaś u mnie w tym zapyziałym biurze, wystrojona w wielkomiejskie ciuszki, pyskata i przemądrzała, wiesz, co mi chodziło po głowie?

Miękka pieszczota kciuka ustała, zatrzymał go dokładnie na jej pieprzyku.

– Rozszyfruj to sobie. – Przybliżył usta do jej warg. A potem puścił ją i odchodząc, rzucił przez ramię: – Ralph już czeka.

Po powrocie do mieszkania ruszył do sypialni, ściągnął buty, rozebrał się do dżinsów i, przysiadłszy na łóżku, zadzwonił do przyjaciela.

Carson Rime, adwokat, miał kancelarię na parterze tego samego budynku, w którym urzędował Trapper. Prowadził praktykę po niewłaściwej stronie autostrady, więc nie przyciągała przestępców kąpiących się regularnie i stających przed sądem wyłącznie za nadużycia urzędnicze. Ze względu na bliskość gmachu sądu, więzienia okręgowego i agencji licencjonowanych poręczycieli lokalizacja ta jednak odpowiadała klientom Carsona, którymi z reguły byli niedomyci kryminaliści.

Musiał zadzwonić trzykrotnie, zanim kumpel odebrał.

– Trapper, co u diabła? Przestań do mnie wydzwaniać! Zlituj się, jestem w podróży poślubnej. A może zapomniałeś, że w minioną sobotę się ożeniłem?

– Wielkie halo. To nie twoja czwarta?

– Piąta. Dobrze się bawiłeś na ślubie?

– Na ślubie nie, na weselu tak.

– O to mi właśnie szło. Niezła wyżerka, co? Złapałeś podwiązkę?

– Nie, druhnę.

– Którą?

– Taką blondynkę.

– Cycatą czy tę chudą?

– Nie pamiętam. Słyszałeś kiedyś o Kerze Bailey?

– Tej z telewizji?

– Więc wiesz, kim jest?

– Jasne. To lokalna reporterka, ale od czasu do czasu pojawia się też w tym…

– Dzisiaj bez uprzedzenia przyszła do mnie do biura – przerwał Trapper.

Po chwili pełnego zdumienia milczenia przyjaciel zarechotał:

– Jasna cholera! Zalewasz?

– Nie.

– Przyszła do ciebie?!

– Tak.

– Po co?

Trapper nie wspomniał o zdjęciu i jego zaskakującej tajemnicy. Zdradził Carsonowi jedynie, że Kerra chciała przeprowadzić wywiad z Majorem.

– Poprosiła mnie, żebym jej utorował drogę do ojca.

– A co ty na to?

– Rzuciłem parę przekleństw, które da się podsumować jako odmowę. Ale ona nie przestanie nalegać.

– Skąd wiesz?

– Wyczuwam takie wibracje.

– Ona wibruje? To się zaczyna robić ciekawe. Zaczekaj. – Trapper słyszał, jak Carson szepcze przeprosiny do nowej pani Rime, po czym przez chwilę było słychać szelest, wreszcie odgłos zamykanych drzwi.

– Opowiedz mi wszystko.

Ponad odgłosem hałaśliwie sikającego do pisuaru Carsona Trapper przekazał mu skróconą wersję nieoczekiwanych odwiedzin Kerry. Kiedy skończył, Carson zapytał:

– Czy ona rozumie, że ty i twój rodziciel raczej nie nadajecie na wspólnej fali?

– Teraz już tak. Ale to jej nie zniechęciło. Nadal wierzy, że mogę jej się przydać.

– Pomożesz jej?

– To zależy.

– Od…?

– Słuchaj, Carson, ja wiem, że to twój miesiąc miodowy, i tak dalej, ale gdybym cię nie zabrał na godzinę zniżkowych drinków do tego klubu topless, ty i twoja żona nigdy byście się nie spotkali.

Carson nie miał problemu ze zrozumieniem podtekstu.

– O jaką przysługę chodzi? – westchnął.

Po zakończeniu rozmowy z Carsonem Trapper zdjął dżinsy i położył się na łóżku. Laptop zabrał ze sobą.

Wszedł na YouTube’a i obejrzał wszystkie programy i wywiady z udziałem Kerry Bailey, jakie udało mu się odszukać. Chętnie dopatrzyłby się jakichś niedoróbek. Miał nadzieję, że zobaczy nieudolną amatorkę, ale przed kamerą Kerra okazała się opanowana, bystra i dobrze poinformowana, a przy tym ciepła i ujmująca. Była inteligentna, cechowała ją empatia, miała też cięty język. Nie pozwalała też profesjonalizmowi przesłonić wrodzonej wrażliwości.

Po dwóch godzinach oglądania Trapper zatrzymał ostatni film na zbliżeniu twarzy Kerry. Wpatrywał się przez chwilę w jej pieprzyk, tę wskazówkę, którą miał kiedyś przed oczami tysiące razy, ale nigdy tak naprawdę nie widział, dopóki nie powiększyła się kolejne tysiące razy na ekranie jego komputera.

Chociaż do dzisiaj nie znał jej z nazwiska, to czuł do niej niechęć. Odkąd skończył jedenaście lat, to ona zajęła w sercu Majora miejsce, które należało się jemu. To przez nią świat odebrał Trapperowi ojca. To przez nią jego życie zamieniło się w niekończący się mecz, w którym usiłował wyrównać wynik, ale stale przegrywał. Przez nią, tę małą dziewczynkę, którą jego ojciec wyniósł z płonących ruin hotelu Pegasus.

Furia

Подняться наверх