Читать книгу Furia - Sandra Brown - Страница 8

Rozdział 3

Оглавление

Kerra zmieniała kanały, sprawdzając poranne wiadomości, kiedy zadzwoniła jej komórka.

– Halo?

– Jestem na dole. – Po tych trzech słowach Trapper rozłączył się.

– Bezczelny dupek – mruknęła pod nosem i rzuciła telefon na łóżko.

Zdążyła już wziąć prysznic, więc ubieranie się nie zajęło jej wiele czasu. Zwlekała jednak kilka minut, nie chcąc sprawić wrażenia, że pognała na dół natychmiast po jego niekulturalnym wezwaniu. Powinna faceta kompletnie zignorować i znaleźć inne dojście do samotni Majora. Niemniej wczoraj straciła kolejny dzień. Każda minuta była teraz na wagę złota. Poza tym nie mogła pozwolić Trapperowi sądzić, że ją onieśmielił czy też wystraszył wczorajszą fizyczną napastliwością.

Obrotowe drzwi apartamentowca wypchnęły ją na jasne słońce i zimny północny wiatr, który wyciskał łzy z oczu. Mimo to nie mogłaby nie zauważyć Trappera. Naprzeciwko budynku opierał się o drzwi samochodu z głębokim wgnieceniem grilla rozmiarami odpowiadającym mniej więcej słupkowi parkometru. Wyglądał na pewnego siebie osobnika, który wie, że dziewczyna stawi się na jego zawołanie.

Był ubrany tak jak poprzedniego wieczoru. Pod skórzaną kurtką miał jednak cienką, niebieską batystową koszulę, założył też okulary przeciwsłoneczne. Stał z nogami skrzyżowanymi w kostkach i ramionami zaplecionymi na piersi. Zdawał się nie czuć wiatru targającego jego ciemne włosy.

„Dupek bezczelny, ale seksowny” – uzupełniła swoją opinię Kerra.

Odczekała, aż przetoczy się dostawcza furgonetka, a potem przekroczyła jezdnię i podeszła do niego.

– Czy w Teksasie nie powinno być upalnie?

– Nie w lutym.

– Przeprowadziłam się tu z Minneapolis-Saint Paul, żeby uciec przed zimą.

– Kiedy człowiek dość długo tu pomieszka, przyzwyczai się do tego, że miewamy tu ekstremalne warunki – rzucił, otwierając drzwi po stronie pasażera. Gestem wskazał, żeby wsiadła, a sam obszedł auto. Aby dostać się do środka, musiał przecisnąć się obok znaku zakazu parkowania.

– Mogli ci odholować samochód – zwróciła mu uwagę Kerra.

– A niech go sobie biorą. Zaczął mi dymić spod maski. Zdaje się, że szlag trafił chłodnicę.

– Wóz i tak wygląda lepiej niż ten parkometr.

Nie skomentował tego. Oparł lewe ramię o okno pasażera i odwrócił się w jej stronę. Przyglądał się Kerze długą chwilę, po czym powiedział:

– Od dwudziestu pięciu lat ludzie próbują zidentyfikować dziewczynkę z tamtego zdjęcia.

– Wczoraj wieczorem byłeś tak poirytowany, że mi w końcu nie powiedziałeś, jak dopatrzyłeś się znamienia.

– Zrobiłem telefonem zdjęcie zdjęcia, przerzuciłem do komputera i powiększyłem na maksa. Obejrzałem centymetr po centymetrze pod tą cholerną lupą. Dwa razy. Ponad połowa twojej twarzy kryje się w zagłębieniu ramienia Majora, ale w części, która jest widoczna, można dostrzec punkcik koło oka.

– Eureka!

– Nie taka była moja reakcja – stwierdził. – W pierwszej chwili pomyślałem, że sfałszowałaś zdjęcie.

– Wątpiłeś w moją uczciwość?

– Czy wątpiłem? Skąd. Pojawiasz się znikąd i walisz we mnie czymś takim? Że jesteś oszustką, byłem pewien.

– Co cię przekonało, że tak nie jest?

– Sprawdziłem inne kopie zdjęcia. Te wcześniejsze, włącznie z okładką „Time’a”. Jeśli wiesz, czego szukać, znamię staje się widoczne na każdej reprodukcji fotografii. Nie tak duże i ciemne jak teraz, ale tam jest. Niedługo położysz kres wszelkim spekulacjom co do tajemniczego dziecka z hotelu.

– Niektóre z teorii na temat mojej tożsamości były dość szalone – zaśmiała się lekko. – Raz słyszałam, jak jakiś telewizyjny kaznodzieja dowodził, że nie jestem z krwi i kości. Że byłam aniołem, który został cudem utrwalony na kliszy. Zesłanym, by towarzyszyć w drodze do niebieskiego domu wszystkim dzieciom, które zginęły w eksplozjach. Dałbyś wiarę?

– Nie wierzę w cuda. – Umilkł na chwilę, a potem dodał: – Jesteś ewidentnie z krwi i kości. Chętnie też zaświadczę, że żaden z ciebie aniołek.

Nie spodziewała się odpowiedzi na retoryczne w sumie pytanie. A już z pewnością nie oczekiwała, że jego odpowiedź odczuje tak, jakby lekko podrapał ją tuż pod pępkiem. Przez ciemne okulary nie była w stanie wyczytać w jego oczach, czy ostatnia uwaga miała zabrzmieć dwuznacznie. Pewnie lepiej, żeby tego nie wiedziała.

– Nie drażniło cię, kiedy pojawiały się oszustki, twierdząc, że są tobą? – kontynuował.

– Raczej bawiło, niż drażniło.

– Bawiło, bo wiedziałaś, że będą miały swoje pięć minut sławy, a potem zostaną zdemaskowane. Nie mogły dowieść swoich twierdzeń. Ty możesz.

– To nie do obalenia. – Dotknęła miejsca pod okiem.

– Powinienem kupić udziały producentów szkieł powiększających. Kiedy już ujawnisz tę rewelację, na pewno popyt na nie skoczy.

– Ach, więc znów wracamy do tego, co mam nadzieję osiągnąć.

– Stawiałbym na sławę i fortunę.

– No cóż, tu byś się pomylił.

– Nie oczekujesz żadnych korzyści?

– Oczywiście, że na tym zyskam.

– No, myślę.

– Ale to nie jedyny powód, żeby się publicznie ujawnić.

– Oświeć mnie.

– Chcę podziękować człowiekowi, który uratował mi życie – wyznała z przejęciem. – Nie sądzisz, że Majorowi należy się moja wdzięczność?

– Nieco późna. Czemu tak długo z tym zwlekałaś? A, zaraz, wiem. Czekałaś na dwudziestą piątą rocznicę, żeby zrobić jeszcze większe „bum!”.

– Nie, czekałam na śmierć swojego ojca.

Cokolwiek cisnęło mu się na usta, milczał. Na chwilę odwrócił głowę, potem zdjął okulary i spojrzał na nią.

– Jakoś niedawno?

– Osiem miesięcy temu.

Trapper nie wyraził na głos współczucia, ale dostrzegła je na jego twarzy.

– To było jak błogosławieństwo – stwierdziła. – Od dawna cierpiał.

Trapper wbił w nią pytające spojrzenie.

– Cofnąć się i zacząć od początku? – spytała.

– Od dnia ataku bombowego.

– Chcesz to usłyszeć?

– Tak.

– Masz zamiar nadal rzucać uszczypliwe komentarze redakcyjne?

– Będę ci je oszczędnie wydzielał. – Kiedy spojrzała na niego z dezaprobatą, uśmiechnął się lekko. – Żartuję – zapewnił.

– Sarkazm tak dobrze ci wychodzi, że trudno się połapać.

– Chcę usłyszeć twoją historię.

Nabrała powietrza i zaczęła.

– To było parę tygodni po moich piątych urodzinach. Mieszkaliśmy w Kansas City. Tata miał jechać do Dallas na seminarium biznesowe. Mama i ja zabrałyśmy się z nim, bo w ramach spóźnionego prezentu urodzinowego chcieli mnie wziąć do Six Flags[3]. Pobyt w hotelu sam w sobie stanowił atrakcję. Mama pozwoliła mi zamówić śniadanie do pokoju. Po posiłku wszyscy wsiedliśmy do windy. Tata pocałował nas na do widzenia i wysiadł na antresoli, by pójść na umówione spotkanie. Mama w tym czasie zaplanowała dla nas wyprawę po zakupy. Razem zjechałyśmy na parter. Biegłam w podskokach do wyjścia, gdy ładunki wybuchowe eksplodowały. Odźwierny uśmiechał się do mnie, chyba chciał coś powiedzieć, a potem zobaczyłam, że… zniknął.

Trapper odwrócił głowę i spojrzał przez okno. Dłonią przesunął po ustach i brodzie.

– Dziesiąta czterdzieści dwie. Pierwsza eksplozja. Dziesiąta czterdzieści dwie i trzydzieści trzy sekundy, mówiąc dokładnie.

– Skąd wiesz?

– Każdy agent z ATF analizuje zamach bombowy na hotel Pegasus. To podręcznikowy przykład. W sumie było sześć ładunków ustawionych na jednoczesną detonację, ale część opóźniła się o kilka sekund.

– Dla mnie to brzmiało jak jedna wielka eksplozja.

– Co zapamiętałaś?

– Grozę. Ogłuszyło mnie. Nic nie widziałam przez dym i pył. Krztusiłam się, łapiąc oddech. Krzyczałam do matki, ale nie mogłam jej znaleźć. Wszystko wokół mnie się rozpadało. Waliło. Byłam za mała, żeby bać się śmierci. Moje najwyraźniejsze wspomnienie to strach, że się zgubię.

– Jak na dzieciaka, brzmi sensownie.

– Matka żyła, kiedy znaleźli ją strażacy, ale miała przygniecioną klatkę piersiową. Doznała rozległych obrażeń wewnętrznych i zmarła w szpitalu niecałą godzinę później. Ojciec przeżył, ale urazy głowy i kręgosłupa były tak poważne, że został sparaliżowany od szyi w dół. Do końca życia był podpięty do respiratora.

– Jezu. – Trapper na chwilę odwrócił wzrok. – Wśród ofiar nie było nikogo nazwiskiem Bailey. – Spojrzał na nią ponownie.

– Elizabeth i James Cunninghamowie.

– Więc jak to się stało, że nosisz inne nazwisko?

– Mnie w zasadzie nic się nie stało, ale dwie noce spędziłam w szpitalu. Tata leżał na oddziale intensywnej terapii, podpięty do aparatury podtrzymującej życie, więc ze szpitala wypisano mnie pod opiekę ciotki, siostry mojej matki, i jej męża. Zawiadomiono ich jako najbliższych krewnych, a oni natychmiast przylecieli do Dallas.

– Mówiono mi, że media dość gorączkowo próbowały zidentyfikować dziewczynkę ze zdjęcia, przedrukowywanego przez wszystkie agencje prasowe na świecie.

– Ciotka i wujek przewidywali, że doznam większej traumy, jeśli moja tożsamość zostanie ujawniona, więc nalegali na personel szpitalny i władze, żeby mojego nazwiska nie podawać do wiadomości publicznej. Chcieli ochronić mnie przed medialnym szaleństwem, które dotknęło Majora, ciebie i twoją matkę. Ciotka zabrała mnie do Virginii, bo tam mieszkali. Miesiącami wujek jeździł tam i z powrotem, zapewniając opiekę mojemu ojcu tu, w Dallas, zanim wreszcie można go było przenieść do szpitala bliżej domu. Wujek zamknął nasze rodzinne sprawy w Kansas City, sprzedał wszystko, żeby częściowo zrekompensować koszty opieki nad tatą. Odbyło się nabożeństwo żałobne za matkę, ale tata był w takim stanie, że nie mógł w nim uczestniczyć. Ze względu na jego obrażenia mówiono, że raczej długo nie pożyje, więc nalegał, żeby wujostwo formalnie mnie adoptowało i zmieniło nazwisko na swoje. Oni nie mieli dzieci. Wychowali mnie jak własną córkę.

– I jak się z tym wszystkim uporałaś?

– Co masz na myśli?

– Czy ten wstrząs mocno namieszał ci w głowie?

– Byłam za mała, żeby pojąć ogrom tragedii. Wiedziałam tylko, że spotkało nas nieszczęście. Mama poszła do nieba, a tata był bardzo chory i nie mieszkaliśmy już w naszym domu. W domu w Kansas trzymałam papużkę. Nie mam pojęcia, co się z nią stało. Tęskniłam za moją ogrodową huśtawką, aż wujek zainstalował mi taką w ich ogrodzie za domem. W zasadzie byłam szczęśliwym, normalnym dzieckiem. Ale ilekroć zabierano mnie w odwiedziny do taty, on strasznie płakał. Nic bardziej nie rozstraja dziecka niż widok płaczu osoby dorosłej. To było najgorsze. No i koszmary.

– Miewałaś koszmary?

– Tak. Z czasem ustąpiły, ale początkowo sny były okropne, brutalnie przypominały mi o zamachu, chociaż nie wiedziałam jeszcze, że takim słowem trzeba to określić. Śnił mi się dym, którym się krztuszę, i morze krwi. Była tam moja matka. Powtarzała raz za razem moje imię. Budziłam się z krzykiem i przekonywałam ciotkę i wujka, że się mylą, że moja mama nie umarła, że żyje. Przecież ją widziałam, słyszałam, czułam, jak sięga po moją rękę i mocno ją ściska, aż…

Trapper milczał i siedział bez ruchu.

Kerra z trudem przełknęła łzy.

– Aż jej dłoń puszcza moją. Potem matka macha nią do człowieka, który mija nas biegiem. Płacze i woła do niego, żeby się zatrzymał. „Pomocy, proszę!” On przystaje i bierze mnie na ręce.

– Major.

– Pamiętam, że wpadłam w histerię. Wyrywałam się mu. Usiłowałam wrócić do matki. Pamiętam, jak przycisnął mnie do piersi i powtarzał, że wszystko będzie dobrze.

– To jednak było kłamstwo, nie?

– Tak, ale kłamał z dobrego serca.

– Kiedy zorientowałaś się, że twój koszmar to w gruncie rzeczy wspomnienie tej tragedii? – Trapper chciał wiedzieć, jak skojarzyła fakty.

– Dopiero po latach.

Spojrzał na nią ostro.

– Widzę, że mi nie dowierzasz, ale to prawda. Nikt przy mnie nigdy nie wspominał o tamtym zamachu. Byłam dzieckiem. Oglądałam „Ulicę Sezamkową”, a nie „60 minut”. Atak bombowy w Oklahoma City miał miejsce kilka lat później. Pamiętam, że wszyscy dorośli byli nim zmartwieni, mnie natomiast z niczym się to nie kojarzyło.

– Nigdy nie powiązałaś daty ataku na Pegasus z dniem śmierci swojej matki?

– Właśnie to ostatecznie mi uświadomiło, co zaszło. Byłam w gimnazjum, miałam dwanaście czy trzynaście lat. W rocznicę ataku bombowego ktoś z nauczycieli o nim wspomniał. A kiedy wróciłam do domu ze szkoły, ciotka siedziała w salonie i patrzyła na zdjęcie, na którym były razem z moją matką. Spytałam ją, dlaczego płacze. „Zawsze robi mi się smutno w ten dzień” – odparła. – „To rocznica śmierci twojej mamy”. I nagle zaskoczyłam. Zrozumiałam, czemu mam tak wyraziste koszmary o dymie i ogniu, o matce, która puszcza moją rękę, i o tym, jak mnie od niej odrywają i wynoszą. Ciotka i wujek potwierdzili to, choć niechętnie. Trudno im się dziwić, bo dowiedziawszy się prawdy, faktycznie dostałam obsesji na punkcie tego ataku. Chciałam na jego temat wiedzieć wszystko. Czytałam książki, oglądałam filmy i wywiady z ocalałymi. Widziałam to słynne zdjęcie, naturalnie, ale nigdy nie zwracałam na nie większej uwagi, bo z niczym mi się nie kojarzyło. Ale kiedy ciotka pokazała mi, że na nim jestem, rozpoznałam nie tylko siebie, ale także twarz człowieka, który mnie uratował. Major stał się osobą realną. Do tego momentu był w moich snach obcym mężczyzną, który zareagował na błaganie mojej umierającej matki.

– Dlaczego wtedy nie rozpaplałaś wszystkiego na prawo i lewo?

– Ciotka uzmysłowiła mi, jaką udręką byłoby to dla taty. Major w naturalny sposób wszedł w rolę bohatera narodowego, jakby się do niej urodził. Ale mój tata był nieśmiałym, cichym człowiekiem. Biorąc pod uwagę okoliczności, okrucieństwem byłoby wpychać go w centrum uwagi. Przysięgłam ciotce i sobie, że nie upublicznię tego, póki tata żyje. Dotrzymałam obietnicy.

– Przez ile? Trzynaście lat?

– Mniej więcej. W tym czasie zajmowałam się swoim życiem. Byłam szczęśliwą, zdrową, normalną dziewczyną. Skończyłam szkołę, dorosłam, zajęłam się karierą.

– Szykowałaś się na ten dzień.

– Sprawiasz, że to brzmi jak coś znacznie bardziej wykalkulowanego, niż było faktycznie, Trapper. Nie masz racji. Nie chciałam, żeby tata umarł, ale tak się stało. I owszem, w tym momencie dysponowałam już doświadczeniem w mediach i rozległą widownią. Zaczęłam próbować nawiązać kontakt z Majorem.

Zastanawiał się przez chwilę, a potem stwierdził:

– Nazwisko Bailey nic by mu nie powiedziało. Nigdy mu nie wspomniałaś, kim jesteś ani dlaczego chcesz przeprowadzić z nim wywiad?

– Nigdy nie dał mi szansy powiedzieć więcej niż parę słów, zanim rzucił słuchawką.

– Mogłaś mu wysłać e-maila albo zwykły list.

– Chciałam przedstawić mu się osobiście. Poza tym ile korespondencji dostawał od kobiet twierdzących, że są tą uratowaną dziewczynką?

– Słuszna uwaga.

– Pomyślałby, że jestem kolejną oportunistką. – Uniosła otwartą dłoń. – Nie mów tego.

– Nie powiem. Zbyt proste.

Padło to równie szybko, jak wszystkie jego riposty, ale ciemne brwi miał ściągnięte, a jego mina nie zdradzała wesołości.

– Ile osób wie, że jesteś tamtą dziewczynką?

– Ciotka, wujek i ja. Razem z tobą cztery.

– Jeśli uda ci się to przeprowadzić, dowiedzą się wszyscy.

– O, uda się, Trapper. Z twoją pomocą czy bez niej znajdę sposób, żeby sprawa znalazła finał.

Zaklął pod nosem i znów spojrzał przez szybę. Tak długo przyglądał się znakowi ostrzegającemu przed odholowaniem samochodu, że zdążył go przeczytać ze sto razy. Nie przerywała mu chwili skupienia. Wreszcie obrócił się w jej stronę.

– Będziesz musiała załatwić to beze mnie – zawyrokował.

– Trapper…

– Przykro mi.

– Nie poddam się, dopóki nie pomówię w cztery oczy z Majorem.

– I chwała ci, skoro chcesz próbować, ale ja nie będę w tym uczestniczył. – Założył okulary i uruchomił silnik. – Mam nadzieję, że dobrze sobie radzisz z odmowami. Major cię przegoni, zanim przekroczysz próg jego domu. Miłego życia, Kerro.

Wyobrażała sobie, że po relacji o ataku terrorystycznym z punktu widzenia pięcioletniej ofiary zmięknie. Było kilka takich chwil, kiedy miała wrażenie, że trąca czułą strunę, porusza wrażliwszą część jego kostycznej duszy. Najwyraźniej się myliła. Nie był nawet taki drażliwy i sarkastyczny jak poprzedniego wieczoru. Zdawał się zimny i obojętny. Dalsze argumenty dałyby mu tylko więcej okazji do nieprzyjemnych, obraźliwych uwag i prędzej szlag by ją trafił, niżby mu dostarczyła takiej satysfakcji.

– Chciałabym móc powiedzieć, że to była przyjemność, Trapper. Ale okazałeś się nieokrzesany i prymitywny. Zmarnowałeś mi cenny czas. Dzięki, choć doprawdy nie ma za co. – Szarpnęła klamkę drzwi i otworzyła je.

– Mimo to jeszcze jedno – powiedział.

– Co? – Obróciła się w jego stronę.

– Gdybym miał rozegrać wszystko od nowa, pocałowałbym cię wczoraj, tak jak miałaś na to ochotę.

– Idź do diabła! – Trzasnęła drzwiami, przeszła na drugą stronę ulicy i nie obejrzała się za siebie.

Wparowała do holu budynku i ruszyła do kontuaru konsjerżki. Uśmiechnięta młoda kobieta spytała ją, jak może pomóc. Kerra poprosiła o wyprowadzenie za godzinę jej samochodu z garażu.

Trapper powiódł wzrokiem za Kerrą przebiegającą przez ulicę i znikającą za przeszklonymi drzwiami apartamentowca. Ruszył, ale zaledwie kilka przecznic dalej zaparkował na pustym miejscu dla dostawczaków i wybrał numer przyjaciela.

– I co masz?

– A gdzie się podziało „Cześć, co u ciebie? Przepraszam, że zawracam ci tyłek w podróży poślubnej”?

– Carson, nie jestem w najlepszym nastroju, daruj sobie bzdury.

Przysługa, o jaką go prosił poprzedniego wieczoru, polegała na sprawdzeniu wszelkimi możliwymi dojściami oficjalnej biografii Kerry Bailey.

– Wszystko, co znalazłem, mogłeś sobie sam wyszukać – poskarżył się Carson.

– Byłem zajęty.

– A ja to nie?!

– No i musiałbym zdobywać informacje legalnymi kanałami.

– To jak teraz zaczniesz szukać dziury w całym…

– Jeszcze raz, co znalazłeś?

– Wysłałem ci całość e-mailem pół godziny temu.

– Dzięki, ale akurat prowadzę – skłamał Trapper. – Możesz mi to streścić?

Carson parsknął z irytacją, ale zaczął mówić:

– Kiedy miała pięć lat, została adoptowana przez swoje wujostwo.

– Wiesz, co się stało z jej prawdziwymi rodzicami?

– Akta sądowe adopcji zostały utajnione.

Ciotka i wuj faktycznie postarali się ochronić jej tożsamość i historię.

– Okej.

– Wyrosła w środowisku klasy średniej. Typowa amerykańska rodzina. Żadnych skandali. Porządni ludzie. Nudni, prawdę mówiąc.

– Okej.

– Szkołę średnią skończyła w swoim rodzinnym mieście w Virginii. Potem były studia, czyli Columbia.

– W Karolinie Południowej?

– Nie, Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku. Zrobiła licencjat z dziennikarstwa. Pracowała w różnych stacjach telewizyjnych, nigdzie nie zagrzała miejsca, zawsze przechodziła do pracodawcy z większą widownią, aż załatwiła sobie tę posadę w Dallas w początkach ubiegłego roku. Oddział ogólnokrajowej sieci. Dostaje sporo czasu antenowego. Robi dla stacji lokalne reportaże, które potem idą na kraj. Na YouTubie jest sporo jej materiałów.

Trapper nie przyznał się, że oglądał je już godzinami.

– Mam numery jej wozu i dane z prawa jazdy.

– Jeśli są w e-mailu, to w tej chwili ich nie potrzebuję.

– Mieszka w śródmieściu Dallas, w jednym z tych przeszklonych apartamentowców koło Victory Park – kontynuował Carson.

Trapper nie wspomniał mu, że przed chwilą tam był.

– Sama? – spytał.

– Mieszkanie jest na nią i to jedyne nazwisko widniejące na skrzynce na listy. Rozmawiałem z konsjerżką budynku, podlałem ją prawniczym bełkotem. Odkąd tam mieszka, nie miała żadnych współlokatorów. Zaraz… Co jeszcze? Aha, kiedyś została aresztowana w Seattle.

– Za co?

– Marsz protestacyjny. Sporo było aresztowań podczas tego marszu. Na rozprawie przyznała się do winy i zapłaciła grzywnę.

– Co to był za protest?

– Jej koleżankę z pracy aresztowano za obrazę sądu, bo nie chciała ujawnić swojego źródła. Czyli cała wina dziewczyny to pasja, z jaką traktuje własny zawód, i prawa wynikające z Pierwszej Poprawki. Cięższych grzeszków nie ma, Trapper. Wobec skarbówki nie zalega. Żadnych długów poza kredytem hipotecznym. Płaci rachunki terminowo. Jest ambitna. Ma prezencję. Jak rozumiem, wywiad z Majorem stanowi dla niej niezłą gratkę. I to już koniec pieśni.

„Akurat, koniec” – pomyślał Trapper.

– Coś jeszcze? – dodał głośno.

– Nic wartego uwagi. Same drobiazgi. Jeśli chcesz szczegółów, są w e-mailu.

– Dzięki, Carson.

– Mogę już wracać do żony?

– Jeszcze jedna prośba.

Carson jęknął.

– Zrób to i możesz iść pieprzyć się do upadłego – podsumował Trapper.

Furia

Подняться наверх