Читать книгу Córka pszczelarza - Santa Montefiore - Страница 9
Rozdział 2
ОглавлениеTrixie Valentine stała przed szopą na łodzie należącą do starego Joego Hornby’ego; miała na sobie tylko półprzejrzysty sarong w kwiaty. W szopie siedział w łodzi rybackiej jej kochanek z gitarą na kolanie i grał melodię skomponowaną tego ranka. Popatrzył na drzwi. Najpierw pojawiło się w nich smukłe białe ramię i dłoń z rozczapierzonymi palcami widocznymi na tle drewnianej framugi. Następnie kształtna noga zgięta w kolanie, z różowymi palcami skierowanymi w stronę ziemi. Trixie zastygła na moment w tej pozie, by osiągnąć maksymalny efekt dramatyczny, po czym stanęła powoli w drzwiach. Oparła się plecami o framugę, uniosła kolano, przycisnęła dłonie do ściany i spojrzała na mężczyznę grającego na gitarze. Przez chwilę uwodzicielsko patrzyła kochankowi w oczy przez gęstą, spłowiałą od słońca grzywkę obciętą tuż nad brwiami, później rozchyliła wargi, ukazując parę leciutko zakrzywionych kłów, i uśmiechnęła się tajemniczo. Jasper patrzył, jak Trixie rozwiązuje węzeł przy szyi – sarong zsunął się na ziemię i ułożył wokół jej stóp. Stała naga na tle oceanu, z łukiem kibici oświetlonym przez ostatnie złociste promienie słońca odbite w wodzie.
Jasper Duncliffe spoglądał na nią z podziwem. Trixie go fascynowała. Była nieprzewidywalna, spontaniczna, nieokiełznana; uwielbiała dobrą zabawę. Odznaczała się niezwykłą urodą; miała szeroko rozstawione błękitne oczy i piękne ciało. Ruszyła w jego stronę, nie odrywając odeń wzroku, a Jasper odłożył gitarę i poczuł ogarniające go podniecenie.
Weszła do łodzi, która zakołysała się łagodnie, lecz nie na tyle, by Trixie straciła równowagę. Oboje zdawali sobie sprawę, że ktoś może ich przyłapać, ale dla ludzi łamiących na każdym kroku wszystkie zasady było to tylko źródłem dodatkowej ekscytacji. Trixie usiadła okrakiem na Jasperze i chwyciła dłońmi burty łodzi, by utrzymać równowagę. Później pochyliła głowę i pocałowała Jaspera w usta. Jej długie włosy pachnące morzem osłoniły ich jak kotara.
– Należysz tylko do mnie – szepnęła i Jasper poczuł, że się uśmiechnęła. Rzeczywiście, prawie nie mógł się poruszać, przygnieciony do dna łodzi. Oparł dłonie na jej szyi i pogładził kciukami policzki.
– Możesz mieć moje ciało i duszę, kiedy tylko zechcesz, Trixie – szepnął.
– Podoba mi się twój sposób mówienia, Jasperze.
– Dlaczego? Powiedziałaś, że twoi rodzice też pochodzą z Anglii. – Przesunął dłonie w stronę jej piersi i lekko musnął brodawki.
Wygięła plecy w łuk niczym kotka i westchnęła głęboko.
– Ale mają inny akcent niż ty. Podoba mi się twój sposób mówienia.
Przyciągnął ku sobie jej głowę i namiętnie ją pocałował. Pragnąc jak najszybciej poczuć go w sobie, rozpięła mu pasek od spodni. Wydał z siebie głęboki jęk i wniknął w głąb jej ciepłego ciała. Bez zażenowania poruszała rytmicznie biodrami, od czasu do czasu odrzucając do tyłu głowę i włosy. Po chwili zatraciła się w narastającym podnieceniu. Trzymał jej biodra, lecz nie był w stanie kontrolować jej ruchów. W końcu chwycił ją za włosy i przyciągnął ku sobie jej twarz.
– Nie tak szybko – szepnął. – Jeśli chcesz być na górze, musisz robić, co każę.
– Podoba mi się pańska asertywność, panie Duncliffe.
Roześmiał się.
– Podoba mi się, jak mnie tak nazywasz.
– Panem Duncliffe? Bardzo zwyczajne nazwisko.
– Właśnie dlatego mi się podoba. – Przycisnął wargi do jej ust, nim zdążyła znowu rozproszyć jego uwagę, i mocno ją pocałował.
Później siedzieli razem w łodzi, paląc jointa. Zapadał zmrok. Słońce skryło się za horyzontem i morze było spokojne. Trixie ogarnęła przyjemna beztroska; rozluźniła się.
– Lubię tę porę dnia, a ty?
– Jasne, jest pięknie – odpowiedział Jasper. Podała mu jointa i zaciągnął się głęboko. – Nie powinnaś już wracać do domu?
– Jeszcze nie. I tak będę miała kłopoty, więc nic strasznego się nie stanie, jeśli posiedzę trochę dłużej.
– Co powiesz?
– Mamie? – Wzruszyła ramionami. – To romantyczka. Opowiem jej wszystko o tobie i zapomni, że ją okłamałam. Mówiłam, że spędzę weekend z Suzie, a spędziłam go z tobą.
– Masz dziewiętnaście lat, Trixie. Pracujesz i zarabiasz na siebie. Jesteś niezależna. Na twoim miejscu powiedziałbym, że mogę robić, co mi się podoba.
– Tak, ale mama jest bardzo konserwatywna. Dorastała w małym miasteczku w Anglii, zakochała się w ojcu, gdy oboje byli nastolatkami, i wyszła za mąż po wybuchu wojny. Nigdy nie była z nikim innym. Oczekuje, że ze mną będzie tak samo, a ja uprawiam seks z gwiazdą rocka. Większość matek nie chce, by ich córki zadawały się z gwiazdami rocka.
– Gwiazda rocka... – zaśmiał się sceptycznie Jasper. – Pochlebiasz mi.
W oczach Trixie rozbłysło przekonanie.
– Zostaniesz wielką gwiazdą, Jasper, jestem tego pewna. Jesteś przystojny, utalentowany i wszyscy uwielbiają twoje piosenki. Mam nosa do tych rzeczy i czuję, że odniesiesz sukces. – Znów zaciągnęła się jointem i uśmiechnęła się do Jaspera przez obłok dymu. A ja będę stała za kulisami i klaskała, bo poznałam cię, zanim zostałeś milionerem, zanim pojawiły się tysiące fanek wykrzykujących twoje imię, zanim zacząłeś sprzedawać płyty na całym świecie.
– Podoba mi się twój entuzjazm, Trixie. Ciężko pracujemy.
– Jesteście popularni w Anglii?
– Jeszcze nie.
– Więc dlatego przyjechaliście tutaj?
– Oczywiście. Każdy chciałby odnieść sukces w Ameryce.
Trixie roześmiała się.
– Ale przecież nie na wyspie Tekanasset!
– Moja rodzina jest związana z tym miejscem. Dziadkowie mieli tu dom. Dawno temu. Wydało mi się to dobrym miejscem na początek.
– Dlaczego najpierw nie odnieść sukcesu w Anglii, jak Beatlesi? Nie chcecie być sławni we własnym kraju?
Jasper westchnął i zrobił zbolałą minę.
– Moja matka umarłaby ze wstydu.
Trixie zmarszczyła nosek.
– Żartujesz, prawda? – Jasper pokręcił głową. – Twoja matka nie aprobuje kariery muzycznej?
– Oczywiście, że nie aprobuje.
– A ojciec?
– Nie żyje.
– Och, bardzo mi przykro.
– Nie przejmuj się. Nasze stosunki nie układały się najlepiej. Był wojskowym, podobnie jak dziadek. Nie rozumiał muzyki, a przynajmniej mojej.
– Co za wąskie horyzonty! Powinien być dumny z twojego talentu.
– Nie dostrzegał we mnie talentu. Ale nic nie szkodzi. Jestem młodszym synem. Cała odpowiedzialność spoczywa na barkach mojego brata. Na szczęście jest dostatecznie silny i konwencjonalny, by ją udźwignąć.
Trixie roześmiała się.
– Więc możesz zostać, kim chcesz.
– Zgadza się. – Uśmiechnął się szeroko. – I mogę być, z kim chcę.
– Czyli ze mną. – Trixie kokieteryjnie zerknęła na Jaspera spod grzywki.
– Z tobą, kochanie – odpowiedział.
– Wiesz co? Któregoś dnia ja również odniosę sukces – oznajmiła Trixie. – Ale w innej dziedzinie.
– Kim chcesz zostać?
Podciągnęła kolana do piersi i objęła je ramionami.
– Redaktorką znanego magazynu.
– Jak Diana Veerland?
– Ludzie będą pytać: „A kim właściwie jest Diana Veerland?”, bo ja będę o wiele sławniejsza.
– Raczej osławiona – zażartował Jasper. – Uważam to za znacznie bardziej prawdopodobne.
– Cóż, zamierzam się zajmować modą. Uwielbiam ciuchy i moim zdaniem mam dobre wyczucie stylu. Nie chcę zostać na Tekanasset, pracując do końca życia jako kelnerka. Chciałabym zobaczyć wielki świat.
– Na pewno ci się uda. Myślę, że potrafisz osiągnąć wszystko, co sobie postanowisz, Trixie Valentine.
– Ja też tak uważam. Zamierzam jeździć na pokazy mody, poznać świat, obracać się w towarzystwie sławnych ludzi, jak Andy Warhol albo Cecil Beaton, chodzić na przyjęcia w Studio 55 w Nowym Jorku z Biancą Jagger i Ossiem Clarkiem. – Roześmiała się i w jej oczach zalśnił ognik jointa. – Zamierzam zrobić karierę.
– Większość dziewcząt chce wyjść za mąż i mieć dzieci. Wiem, że właśnie o tym marzą moje siostry.
– Nie jestem taka jak większość dziewcząt. Myślałam, że już to zauważyłeś. Chcę być wolna, podobnie jak ty, i zostać tym, kim chcę.
– Więc zrealizuj swoje marzenia. Nic nie może cię powstrzymać.
– Tylko mój ojciec. – Westchnęła ciężko. – Chciałby, żebym poszła do college’u i dalej się uczyła, ale wątpię, czy go na to stać. Mówi, że nie ma nic mniej atrakcyjnego niż głupia kobieta. – Roześmiała się. – Jestem znacznie inteligentniejsza, niż sądzi, ale nie zamierzam iść do college’u. Chcę się stąd wydostać i zacząć żyć. Duszę się na tej wyspie. Przed twoim przyjazdem było tu piekielnie nudno!
– Możesz liczyć na ojca?
– Przyjechał z Anglii, nie mając nic oprócz zdolności, i odniósł sukces w swoim zawodzie. Gdyby został w Anglii, zrujnowanej przez wojnę, pełnej bezrobotnych, ciągle byłby parobkiem. Moim zdaniem powinien mnie podziwiać, że chcę w życiu coś osiągnąć: czy nie jest to właśnie to „amerykańskie marzenie”, o którym wszyscy mówią?
– A twoja matka?
– Mama będzie mnie wspierać, niezależnie od tego, co postanowię. Po prostu chce, żebym była szczęśliwa. Nie zdobyła wykształcenia, ale jej ojciec był bardzo inteligentny i przeczytał mnóstwo książek. Sam ją uczył i ona również jest wyjątkowo oczytana. Pracuje jako projektantka ogrodów i jest w tym świetna. Nie jest jedną z tych kobiet, które przez cały dzień plotkują; znam kilka takich.
– Twoja matka wydaje się bardzo fajna.
– Jest fantastyczna, łagodna i dobra, ale wiem, że gdybym się pokłóciła z ojcem, stanęłaby po mojej stronie. Bez wahania oddałaby życie, by chronić swoje dziecko. Większość matek byłaby zdruzgotana, gdyby dowiedziała się o niektórych moich postępkach, ale myślę, że moją w głębi serca fascynują takie rzeczy, że chciałaby prowadzić takie życie jak ja. Wyczuwam w niej coś nieokiełznanego, romantycznego... – Umilkła i spojrzała w noc, gdzie jasne światło gwiazd pozwalało na mgnienie oka dojrzeć zdumiewający pejzaż świata innego niż codzienność. – To tylko intuicja. Może się mylę.
Jasper przestał grać na gitarze i wziął Trixie w ramiona.
– Zmarzłaś – powiedział.
– Trochę.
Pocałował ją w głowę.
– Pozwól mi odprowadzić się do domu.
– Chcesz?
– Naturalnie. Mogę być przyszłą gwiazdą rocka, ale ciągle jestem dżentelmenem. Muszę pamiętać o dobrych manierach.
– Twoja matka na pewno by to zaaprobowała – odparła Trixie, wstając.
– Owszem, ale nie zaaprobowałaby prawie całej reszty.
– Mnie też by nie zaaprobowała? – Trixie była zaskoczona pytaniem, które zadała bez namysłu. Opinia pani Duncliffe nie miała w gruncie rzeczy żadnego znaczenia, bo prawdopodobieństwo ich spotkania było bliskie zeru. Ale, co dziwne, odpowiedź wydała się nagle ważna.
– Tak – odpowiedział Jasper. Wziął Trixie za rękę i pomógł jej wyjść z łodzi. – Nie aprobowałaby cię.
– Dlaczego? – Trixie mimo woli poczuła się urażona.
– Czy to ważne?
– Nie wiem. Chyba nie. Jestem po prostu ciekawa.
– Ciekawość bywa zgubna. Dajmy temu spokój – odpowiedział, ujął ją pod brodę i pocałował.
– Dobrze, dajmy temu spokój – zgodziła się, choć bardzo chciała wiedzieć, dlaczego nie podobałaby się matce Jaspera. Czy dlatego, że pracuje jako kelnerka w nadmorskiej restauracji Captain Jack’s? A może nie jest wystarczająco elegancka? W razie potrzeby mogłaby się wystroić jak Grace Kelly, z perłami na szyi, i z pewnością nie zamierzała spędzić reszty życia jako kelnerka.
Jasper odprowadził Trixie do frontowych drzwi domu na Sunset Slip. Wokół unosił się przyprawiający o zawrót głowy zapach róż i przez chwilę Jasperowi przypomniał się ogród w Anglii. Zerwał kwiat i wsunął Trixie za ucho.
– Bądź dobra dla swojej matki – rzekł, całując ją lekko.
Trixie się uśmiechnęła.
– Przecież nawet jej nie znasz – odparła rozbawionym tonem.
– Podoba mi się z opisu.
– Zaakceptowałaby cię – szepnęła. – Myślę, że spodobałbyś się jej, chociaż jesteś gwiazdą rocka.
– Zobaczymy się jutro, Delixie Trixie.
Zachichotała z niemądrego przezwiska.
– Wiesz, gdzie mnie znaleźć – odpowiedziała, otwierając drzwi. Patrzył, jak je zamyka, po czym odszedł pustą ulicą.
Jasper uśmiechał się do siebie, idąc w stronę plaży ścieżką biegnącą wśród traw. Na niebie jasno świecił księżyc. W oceanie odbijały się gwiazdy i wydawało się, że w morzu lśnią tysiące ogników. Jasper pomyślał o Trixie i jego serce wypełniło ciepło. Jeszcze nigdy nie był zakochany. Jasne, miał dziewczyny. Mnóstwo dziewczyn. Ale nie budziły w nim takich uczuć jak Trixie. Uwielbiał jej leciutko zakrzywione kły, które nadawały jej łobuzerski, swawolny wygląd. Uwielbiał jej nieokiełznany charakter, wesołość i to, że tak niezachwianie w niego wierzy. Wiedział, że gdyby tylko o to poprosił, wyruszyłaby z nim w podróż po całej Ameryce. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej podobała mu się ta myśl. Wiedział na pewno, że nie zostawi jej jesienią na plażach Tekanasset.
Pan Duncliffe. Podobał mu się podziw brzmiący w jej głosie, gdy wypowiadała jego nazwisko. Dobrze się czuł w jej towarzystwie, lubił wtedy siebie. Jej uczucie przypominało promienie słońca rozpraszające mroki wątpliwości. Zaczął nucić pod nosem melodię. Kiedy kroczył naprzód, rytmiczny szum fal sprawił, że powoli pojawiły się słowa. Zainspirowany ciepłymi emocjami wywoływanymi przez Trixie, Jasper usiadł po turecku na piasku i zaczął komponować piosenkę. Grał ją wielokrotnie, aż wreszcie nauczył się jej na pamięć. „Trzymałem cię w ramionach przez ostatnią chwilę, a potem patrzyłem, jak odchodzisz. Nagle zapragnąłem za tobą pobiec, znowu cię objąć i nigdy nie puścić”...
Spoglądając z okna swojej sypialni, Trixie była pewna, że słyszy w dali dźwięki gitary, lecz mógł to być po prostu szum morza. Stała przez chwilę przy oknie, czując na twarzy chłodny wiatr. Popatrzyła na nocne niebo. Zapadł już zmrok; na niebie świecił księżyc i tajemniczo mrugały gwiazdy. W ogrodzie panowała cisza. Ptaki spały. Pszczoły wróciły do uli pełnych miodu. Króliki schroniły się w głębi nor. Srebrzyste światło nadawało krzewom i kwiatom nieziemski wygląd. Trixie chłonęła piękno otoczenia, a świadomość, że gdzieś niedaleko znajduje się Jasper, nadawała krajobrazowi niezwykły blask. Od jego przybycia na Tekanasset widziała wszystko inaczej. Świat wypiękniał dzięki jego obecności.
Kilka sekund później do drzwi sypialni zapukała cicho matka.
– Mogę wejść?
– Cześć, mamo! – odpowiedziała Trixie, po czym odeszła od okna i włożyła długi wełniany kardigan.
– Muszę z tobą porozmawiać – odezwała się Grace, pamiętając rozmowę z Big, która doradzała stanowczość.
Trixie natychmiast zaczęła przepraszać.
– Posłuchaj, wiem, że cię zawiodłam, i jest mi naprawdę przykro. – Skrzyżowała ramiona w obronnym geście.
Grace zauważyła różę we włosach córki i uśmiechnęła się. Z jej twarzy zniknął poważny wyraz.
– Dobrze się bawiłaś?
– Pojechałam z zespołem. Wszystko było bardzo przyzwoite, naprawdę. Suzie i ja miałyśmy własną sypialnię; mieszkałyśmy w domu pana Lipmanna, ważnej figury w branży muzycznej, przyjaciela Joego Hornby’ego. Uważa, że mają szansę na wielką karierę.
Grace usiadła na łóżku i splotła dłonie na kolanach.
– Bardzo lubisz Jaspera, prawda?
Trixie uśmiechnęła się szelmowsko. Na jej twarzy pojawił się entuzjazm, a złość zaczęła ustępować.
– Ty też byś go polubiła, wiesz. To prawdziwy dżentelmen. Odprowadził mnie do domu. To nie to, co myślisz.
– Co myślę?
– Cóż, że zostanie gwiazdą rocka. – Trixie powiedziała to takim tonem, jakby Grace uważała zostanie gwiazdą rocka za przestępstwo.
– Nie ma nic złego w zajmowaniu się muzyką, Trixie.
– Nawet jego własna matka tego nie aprobuje.
– Ja aprobuję. Możesz kochać, kogo chcesz, moja droga. Nie obchodzi mnie, co myślą o tym inni.
– Więc o czym mamy rozmawiać?
Grace zawahała się na moment, niepewna, czy podjęła słuszną decyzję.
– Chcę, żebyś przez resztę lata pozostała na wyspie.
Trixie zrobiła przerażoną minę.
– Nie mówisz poważnie!
– Mówię poważnie, kochanie. Nie możesz się spodziewać, że zaakceptuję to, co zrobiłaś.
– Mam dziewiętnaście lat. Pracuję i zarabiam pieniądze, na litość boską! Jestem dorosła. Mam prawo robić, co chcę. W moim wieku byłaś już mężatką!
– To nieistotne. Jesteś moją córką i dopóki mieszkasz pod moim dachem i nie masz męża, mam prawo wiedzieć, gdzie jesteś. Ja i twój ojciec jesteśmy za ciebie odpowiedzialni. Postąpiłaś wyjątkowo niemądrze, Trixie. A jeśli coś by ci się stało?
– Z Jasperem byłam całkowicie bezpieczna. Ma dwadzieścia cztery lata. Pojechałyśmy na zaproszenie pana Lipmanna, nigdzie nie uciekłam.
– Powinnaś była poprosić mnie o pozwolenie. Powinnaś była szczerze mi powiedzieć, dokąd się wybierasz.
– Nie puściłabyś mnie.
– Prawdopodobnie tak – przyznała Grace.
– Cóż, właśnie dlatego cię nie pytałam. – Trixie usiadła na brzegu stołka od toaletki, uniosła jedno kolano i objęła je dłońmi. – Mówiłaś tacie?
– Jeszcze nie. Najpierw chciałam porozmawiać o tym z tobą. Wolałabym mu powiedzieć, że sprawa jest zakończona i że nie ma potrzeby dalej o niej dyskutować.
Na twarzy Trixie pojawiła się ulga.
– Okej, obiecuję, że zostanę na wyspie. Zdaje się, że chłopcy i tak będą tu do września. Przygotowują album w domu Joego.
Grace również poczuła ulgę.
– W porządku, a zatem umowa stoi. Dobrze. A teraz powiedz mi, jaki właściwie jest ten Jasper.
Trixie opuściła nogę i zaczęła szczotkować włosy. Były gęste i błyszczące, podobnie jak u matki, kiedy była młoda.
– Bardzo przystojny – odpowiedziała z uśmiechem.
– Domyślam się.
– Ma wyjątkowo piękne oczy. Szarozielone jak szałwia; poza tym jest dowcipny. Przez cały czas się śmiejemy. Ale jest też łagodny, dobry.
– To Anglik, prawda?
– Tak, mówi pięknym językiem, jak książę. – Przypomniała sobie o róży za uchem i wyjęła ją. – Oczywiście nie jest księciem. Ale któregoś dnia będzie sławny. Powinnaś usłyszeć jego śpiew. Ma najseksowniejszy głos na świecie.
– Chętnie posłuchałabym, jak śpiewa – przyznała Grace.
Trixie westchnęła z zadowoleniem.
– Cóż, może będziesz miała okazję. Może zaśpiewa dla ciebie jedną ze swoich piosenek. Myślę, że powinien zrobić na tobie wrażenie. Kocha, lubi, szanuje... – Zaczęła odrywać płatki róży.
Grace się roześmiała.
– Moim zdaniem cię kocha. Przemawiają za tym wszystkie znaki na niebie i ziemi.
Trixie uśmiechnęła się porozumiewawczo do matki.
– Ja też tak sądzę – odparła.