Читать книгу Shaq bez cenzury - Shaquille O’Neal - Страница 7

POCZUĆ MAGIĘ

Оглавление

Shaquille O’Neal jest jednym z najlepszych i najbardziej dominujących zawodników, którzy kiedykolwiek postawili swoją wielką stopę na parkiecie NBA. To tak zwana „oczywista oczywistość”. Z pewnością znacie Shaqa z jego pozaboiskowych wyczynów i wiecie, że jest również fantastycznym showmanem. Każdy, kto w ciągu ostatnich dwudziestu lat choć przez chwilę interesował się najlepszą koszykarską ligą świata, dobrze go zna. Trudno, żeby było inaczej, skoro jest tak barwną postacią, która przyciąga uwagę milionów kibiców – nawet teraz, kiedy zakończył już karierę. To on sprawił, że sięgnęliście po tę książkę, a wcześniej zapewne wielu z was właśnie dzięki Shaqowi poznało magię NBA. Tak było w moim przypadku.

W połowie lat dziewięćdziesiątych koszykówka w Polsce znajdowała się w zupełnie innym miejscu niż obecnie. W hierarchii popularności stała tuż obok piłki nożnej i nietrudno było znaleźć w szkole czy na podwórku osoby, które się nią interesują. Nietrudno było też zebrać grupę, która po szkole spotykała się na boisku, aby pograć w kosza, próbując powtórzyć rzuty widziane w meczu NBA. Najwięcej kibiców miał oczywiście Michael Jordan, ale w gronie moich kolegów numerem jeden był Shaq. Fani Jordana też by się znaleźli, jednak to młody gigant bardziej nas interesował. W tamtym momencie Jordan dopiero co wrócił do Bulls po swojej baseballowej przygodzie, a najgorętszą drużyną ligi byli młodzi Orlando Magic. Na pewno wielu z was jeszcze pamięta, jak grali i jak świetnie się ich oglądało, zwłaszcza duet O’Neal – Penny Hardaway. Można powiedzieć, że Magic byli wcześniejszą wersją zespołu, jakim teraz jest Oklahoma City Thunder. Bardzo młodzi, grają rewelacyjnie i szybko wdarli się do finału ligi. Jednak mimo wielkiej sympatii do Kevina Duranta, daleko mu do charyzmatycznego Shaqa. Dlatego też siła przyciągania Magic była znacznie większa. Dla dzieciaków, które dopiero poznawały koszykówkę i świat NBA, to była prawdziwa magia, nie tylko z nazwy. Byliśmy pod wrażeniem, widząc, jak Shaq dominuje nad swoimi rywalami. Jak nie mogą go zatrzymać, a on z łatwością przepycha kolejnych zawodników, aby dostać się do kosza i wykonać kolejny efektowny wsad, unosząc nogi do góry, kiedy już wisiał na obręczy (niezapomniane logo Shaq Attack). Z drugiej strony, on był taki jak my, tylko że dziesięć lat starszy. Wielkie dziecko. Nie dało się go nie lubić.

Początkowo polubiłem Shaqa za to, jak prezentował się na boisku, dopiero z czasem dowiedziałem się, jaką jest osobą i że ma znacznie więcej talentów. Zresztą zdobywanie kolejnych informacji na jego temat w tamtych czasach było niezwykle wciągające. Nie mogliśmy zajrzeć na strony internetowe i przeczytać na NBA.com o przebiegu jego kariery czy obejrzeć na YouTubie akcji z ostatnich meczów. Wyniki sprawdzało się w telegazecie, a źródłem wiedzy były pojawiające się co miesiąc „Magic Basketball” i „Probasket”, czy informacje w gazetach codziennych. Z pewnością niektórzy z was jeszcze pamiętają rubrykę Fruwając pod koszem w sportowym dodatku „Gazety Wyborczej”, a w niej sekcję Tako rzecze Shaq. To był nasz ówczesny Twitter, miejsce, w którym mogliśmy przeczytać barwne wypowiedzi Shaqa. Nowe informacje na temat NBA zdobywało się też, oglądając mecze transmitowane w telewizji polskiej i słuchając opowieści starszych kolegów. Pamiętam jak dziś te legendy o Shaqu urywającym kosze podczas meczów. Legendy, bo wtedy mało kto rzeczywiście to widział. Wszyscy o tym słyszeli, ale tylko nieliczni mieli okazję gdzieś obejrzeć te akcje. Pamiętam też, jak mój kolega zabłysnął zaskakując wszystkich informacją, że Shaq mieszkał kiedyś w Niemczech. Dopiero kilka lat później dowiedziałem się, skąd tam się wziął i że był w bazie wojskowej w Wildflecken. Tylko pięćset kilometrów od granicy Polski. Był tak blisko nas.

Wszyscy chcieliśmy być tacy jak Shaq i każdy w jakiś sposób chciał się z nim identyfikować, zwłaszcza na boisku. Jego słynne czarno-białe buty Reeboka stały się naszym obiektem pożądania. Niestety, nikomu z mojej paczki nie było dane ich założyć. Dostęp do takich produktów był ograniczony, a jak już pojawiły się w naszym zasięgu, to rodziców odstraszały kosmiczne ceny. Pamiętam, że wychodziłem grać w kosza w zielonej koszulce z napisem „Magic” na froncie i z numerem 32, kupioną gdzieś na bazarze. Dlaczego była zielona? Nie mam pojęcia. Zupełnie nie przypominała prawdziwej koszulki Magic, ale to nie miało większego znaczenia. To była moja pierwsza koszulka Shaqa. Patrząc na to z perspektywy czasu, można nawet powiedzieć, że miała coś w sobie, ponieważ okazała się prorocza. To właśnie w zielonych barwach Shaq kończył swoją karierę, grając w Celtics. Ale wtedy byłem przekonany, że zawsze będzie grał na Florydzie. Do czasu, aż pewnego słonecznego letniego dnia kolega przybiegł do mnie z gazetą w ręku. Shaq w Lakers i to za sto dwadzieścia milionów dolarów. Nie mogliśmy w to uwierzyć. To było coś. Ale dlaczego zostawił Magic? Przecież miał zdobyć z nimi mistrzostwo. W tym momencie poznawaliśmy brutalny świat sportowego biznesu i stanęliśmy przed pierwszą bardzo trudną decyzją w naszej krótkiej karierze fanów NBA. Zostajemy w Orlando czy razem z Shaqiem przenosimy się do LA? Wśród moich kolegów opinie były podzielone, ale ja nie miałem wątpliwości. Moim idolem był Shaq i nie mogłem go opuścić. Tak samo było też z jego każdą kolejną przeprowadzką. Razem z nim wędrowałem po kolejnych miastach Stanów Zjednoczonych.

Przejście Shaqa do Lakers sprawiło, że ta drużyna znowu stała się ważna. Wcześniej był to tylko przeciętny zespół, który swoje najlepsze lata miał dawno za sobą. Poznaliśmy ligę już po czasach Magica Johnsona. Dopiero z przyjściem Shaqa lata świetności w LA powróciły i to w dużej mierze dzięki niemu Lakers zdobyli nową rzeszę wiernych fanów, również w Polsce. Pamiętam jak dziś noc 20 czerwca 2000 roku gdy wstałem, żeby obejrzeć szósty mecz finałów. Shaq poprowadził Lakers do pierwszego mistrzostwa. W końcu się udało, ale na świętowanie nie było czasu. Ledwo skończyła się transmisja, a już trzeba było iść do szkoły. Typowa nieprzespana noc dla polskiego fana NBA.

Shaq okazał się zbawieniem dla NBA i dla nas – kibiców, kiedy w 1998 roku z ligi ponownie odszedł Jordan. Fani odczuwali wielką stratę, na szczęście Shaq zapewniał nam świetną rozrywkę i NBA nadal przyciągała. Był w tamtym czasie bezapelacyjnie najlepszym zawodnikiem. Liga należała do niego. Wybitny, ale mało wyrazisty Tim Duncan nie był w stanie zainteresować przeciętnego kibica. Co innego Shaq. Zawsze uśmiechnięty, sypał żartami, wygłupiał się i dobrze się bawił. Ubarwił NBA. A co ważne, te wygłupy nie umniejszały jego wielkości jako zawodnika. Potrafił to bardzo dobrze łączyć, chociaż często pojawiają się głosy, że gdyby zajął się tylko koszykówką, mógłby osiągnąć więcej, mógłby zdobyć więcej mistrzostw. Możliwe. Ale on robił wszystko po swojemu. Ostatecznie i tak w NBA osiągnął bardzo dużo, jest czterokrotnym mistrzem, a przy okazji w pełni korzystał z życia. Teraz niektórzy młodzi zawodnicy, jak na przykład Dwight Howard, chcieliby pójść w jego ślady. Jednak do oryginału bardzo mu daleko i na razie częściej robi z siebie błazna niż showmana. To tylko potwierdza, jak wyjątkowy jest Shaq. Nie do podrobienia.

Fantastycznie grał w kosza, ale też nagrywał płyty, występował w filmach i służył w policji. Robił to, o czym my marzyliśmy. Każdy dzieciak fantazjuje o tym, żeby być albo znanym sportowcem, albo muzykiem, albo aktorem, albo policjantem. Shaq łączy to wszystko w swojej jednej wielkiej osobie. Właśnie dlatego jest tak niesamowity. Od niego rozpoczęła się moja miłość do koszykówki i to on sprawił, że zainteresowałem się hip-hopem. Kiedy dowiedziałem się, że Shaq rapuje, nie mogłem nie sprawdzić, co to za muzyka. Wciągnęła mnie, podobnie jak koszykówka, chociaż zanim po raz pierwszy mogłem posłuchać Shaqa, minęło sporo czasu. Zdobycie jego kasety (bo wtedy jeszcze rządziły kasety) nie było takie łatwe i musiałem przeszukać wiele sklepów, zanim w końcu udało mi się znaleźć You Can’t Stop the Reign. Znacznie łatwiej było obejrzeć go w roli dżina w filmie Czarodziej Kazaam. Film okazał się kiepski, ale kiedy wychodziłem z kina, byłem nim zachwycony. Serio, i nie wstydzę się tego przyznać. Dopiero po latach, gdy obejrzałem film ponownie, mogłem go krytycznie ocenić. Ale i tak dla mnie Shaq jest tam Shaqiem, jakiego lubię, i na pewno pokażę ten film mojemu synowi, który urodzi się za kilka dni. Czy jemu spodoba się Shaq w roli dżina? Zapewne będzie to trochę tak jak ze mną, gdy oglądałem Conana Niszczyciela z Wiltem Chamberlainem kilkanaście lat temu. Wiedziałem, że był świetnym koszykarzem, że zdobył sto punktów, ale dla mnie to był tylko jakiś gość z przeszłości. Dla mojego syna takim gościem będzie Shaq. Zobaczy jego mecze tylko na archiwalnych nagraniach. Tak na to patrząc, myślę, że mieliśmy wielkie szczęście, mogąc na żywo oglądać Shaqa dominującego w NBA. Mogliśmy mu towarzyszyć w jego karierze, śmiać się z jego wygłupów i poczuć magię, którą nam dawał.

Jeszcze długo mógłbym tak pisać o Shaqu, ale nie będę już przedłużał i oddam głos jemu samemu. Niech zabierze was w swoją niezwykle ciekawą opowieść o swoim życiu. Wydaje się wam, że wszystko o nim wiecie? Już po kilku pierwszych stronach przekonacie się, że byliście w błędzie.

Adam Szczepański

czwarta-kwarta.com

Shaq bez cenzury

Подняться наверх